Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Podróż przebiegała spokojnie. Słońce już od godziny unosiło się nad horyzontem. Drużyna kierowała się teraz do gospodarstwa położonego około mili od ich aktualnego położenia. Musieli odebrać nagrodę jaką wyznaczył zleceniodawca za zabicie potwora który od kilku tygodni pożerał mu bydło. Towarzysze gawędzili na różne tematy jednak w pewnym momencie ich rozmowę przerwała Saza, która zauważyła leżące na drodze ciało. Był to mężczyzna na oko dwudziestoletni w poszarpanym ubraniu i z ewidentnie dawno nie ścinanymi, czarnymi włosami. Na prawej łydce miał bliznę jak po ugryzieniu.
-Saza, jesteś medykiem sprawdź czy żyje. A reszta ma się rozglądać. To może być zasadzka.
-Oddycha. Poza tym, że jest nie przytomny, chyba nic mu nie jest. Co z nim robimy?
-Nie mam zamiaru go tu zostawić. Anton!
-Tak?
-Potrzebuje dwóch, średniej długości tyczek. Bądź tak miły i zetnij odpowiednie drzewka.
-Niema problemu-powiedział po czym zdjął z pleców miecz i jednym ruchem pozbawił roślinę oparcia. Tak samo postąpił za drugim razem. Gort w tym czasie ściągnął płaszcz. Gdy tyczki zostały ociosane z gałęzi, mag przymocował do nich materiał. Anton przeniósł nieprzytomnego mężczyznę na prowizoryczne nosze. Rast i Luke mieli za zadanie go ponieść. Kompania ponownie ruszyła w drogę.
Kilka godzin później zapukali do drzwi gospodarstwa. Otworzył im wyłysiały mężczyzna w podeszłym wieku.
-Kim jesteście i czego tu szukacie?
-Przyszliśmy po nagrodę za zabicie kamiennego trolla. Z tego co mi wiadomo to pan jest zleceniodawcą.
-Tak to ja -powiedział przeszedł w głąb pomieszczenia aby wpuścić ich do środka – rozumiem, że polowanie było owocne?
Gort już miał odpowiedzieć jednak inicjatywę przejął Rast.
-Widzi pan, gdyby nie było owocne, nie byłoby nas tu.
-Siedź cicho Rast. Musi mu pan wybaczyć, jest młody i nierozgarnięty. W każdym razie jak już mój towarzysz zdążył zauważyć, udało się zabić bestie- mówiąc to wymownie spojrzał na podopiecznego.
-Nic się nie stało.
-Jak zapewne się pan domyśla, przyszliśmy tu po nagrodę. Trochę nam się śpieszy, wiec czy moglibyśmy przejść od razu do interesów?
-Oczywiście- pokazał im miejsca gdzie mogą usiąść i wyszedł do innego pomieszczenia. Po chwili wrócił niosąc sakiewkę pełną monet.
-Oto cała należność-wręczył sakiewkę Gortowi- Dokładnie trzysta ortów.
-Dziękuję. Na nas już czas. Chodźcie wszyscy.
Wyszli z domu i wrócili na trakt. Po drodze Saza podeszła do Gorta żeby z nim porozmawiać.
-Staruszku masz chwilę?
-Mam. A co?
-Zastanawia mnie skąd ten chłopak wziął się na drodze- spojrzała na niesionego przez jej towarzyszy młodzieńca po czym jej spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Gorta- przecież nie było żadnych śladów walki.
-Też mnie to zastanawia. Ale to temat na inna chwilę. Na razie musimy wrócić do gildii. I tak jesteśmy już spóźnieni. Misja miała trwać dzień, góra dwa, a zajęło nam to o trzy dni za dużo.
-Rozumiem. Ale będę mieć go na oku. Coś mi w nim nie pasuje. Od czasu jak go znaleźliśmy mam jakieś dziwne uczucie.
Rast podchwycił temat i wykorzystując sposobność zażartował:
-Może to biegunka.
Saza utkwiła w nim swoje wściekłe spojrzenie.
Look spojrzał na brata i kręcąc ze zrezygnowanie głową powiedział:
-Powinieneś uważać co mówisz. Swoją drogą, nie podsłuchuj. Saza ma słabą cierpliwość. Pewnego dnia przesadzisz a wtedy nawet Anton cię nie uratuje.
Anton zaśmiał się na wspomnienia wielu razów kiedy to musiał powstrzymywać Sazę od dokonania brutalnej zemsty na Raście, który wciąż nadwyrężał jej cierpliwość. Działo się to już od ich najmłodszych lat. Cała czwórka wychowywała się razem pod czujnym okiem Gorta.
-Look ma rację. Nie zawsze będę w stanie Cię ratować. Zresztą nasza przyjaciółka jest dużo szybsza ode mnie. Pewnie nawet nie dałbym rady jej złapać.
Do rozmowy włączył się Gort:
-Już od dawna nie jesteś w stanie. Pamiętasz jak pół roku temu Ci się wyrwała?
-Ja pamiętam bardzo dobrze- Odezwał się Rast dotykając dłonią policzka- Boli mnie do teraz.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Reszta drogi minęła w podobnym klimacie.
Kiedy dotarli do celu w gildii już dawno panowało ożywienie. Członkowie co rusz wchodzili i wychodzili z budynku.
-Zanieście tego obszarpańca na górę a potem róbcie co chcecie. Pieniądze dostaniecie przy kolacji.
-Jasne- odpowiedzieli jednocześnie Luke i Rast po czym udali się w stronę schodów znajdujących się po lewej stronie Sali, prowadzących n wyższe piętro. Były tam głownie pokoje mieszkalne.
Weszli po schodach i skierowali się w głąb korytarza. Weszli przez czwarte drzwi po lewej stronie. Pokój był niewielki, na ścianie po przeciwległej stronie drzwi było okno pod którym stało łóżko.
Położyli na nim nieprzytomnego chłopaka, po czym wyszli z pokoju i udali się do swoich spraw. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro