Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


         Księżyc wiszący wysoko na niebie oświetlał skradające się przez las postacie. Pięć cieni przemieszczało się w zwartym szyku w stronę polany na której pożywiała się bestia. Monstrum miało około dwadzieścia stóp wysokości. Z jej szarych, wyglądających jak skały pleców i barków wyrastały szpiczaste kolce. Silne, umięśnione przednie kończyny zakończone były długimi i ostrymi jak brzytwy szponami zdolnymi rozerwać dzika. Na masywnym karku osadzona była tępo wyglądająca głowa. Szczęka potwora zawierała dwa rzędy ostrych zębów.
-Rast na lewo, Saza prawo. Anton i Look za mną. Zaczynamy na mój znak.
Cienie rozdzieliły się okrążając polane razem ze znajdującym się na niej drapieżnikiem. Gdy wszyscy zajęli pozycje w niebo poszybowała czerwona smuga dając znak do rozpoczęcia działania i na kilka sekund odwracając uwagę monstra od upolowanej zwierzyny. W tym samym czasie z drugiej strony polany, z ogromna prędkością nadleciał ognisty pocisk zostawiając za sobą smugę czarnego dymu. Trafił potwora dokładnie w bok głowy, czyli tam gdzie był wcelowany. Uderzenie oszołomiło go na kilka chwil. W międzyczasie na polane wbiegła reszta zespołu. Atak był skoordynowany. Drużyna ćwiczyła swoje manewry tyle razy, że nie było szans na pomyłkę. Anton, odziany w ciężki, stalowy pancerz, świetnie zbudowany wojownik władający mieczem dwuręcznym, skoczył do przodu i ciął bestię w nogę zadając ranę na tyle głęboką alby wywołać obfity krwotok. Mimo swojego młodego wieku był doskonale obeznany w sztuce wojennej i dobrze znał słabe punkty poszczególnych gatunków potworów.
Następnie do akcji wkroczyła Saza. Niewiele młodsza od Antona, smukła i zwinna dziewczyna potrafiła niesamowicie posługiwać się łukiem i dwoma sztyletami przymocowanymi do pasa. Dzięki temu że używała lekkiego, skórzanego pancerza podczas walki w zwarciu była niezwykle szybka. Jednym, płynnym ruchem naciągnęła cięciwę z wcześniej przygotowaną strzałą, w ułamku sekundy wycelowała i wypuściła pocisk. Grot gładko wbił się w lewe oko bestii, która rozwścieczona zaczęła się miotać po polu bitwy, zadając ciosy swoimi, długimi pazurami pozostawiając głębokie wcięcia w pniach rosnących tam pojedynczych drzew. W tym czasie Look używając magii ziemi otoczył przeciwnika z trzech stron kamiennymi ścianami, pozostawiając mu tylko jedną drogę ucieczki. Jednak na drodze monstra stał już Gort. Nieco podstarzały czarodziej odziany w długą, czarną, sięgającą do ziemi pelerynę wyglądał przerażająco w zaistniałej scenerii. Bestia gnana morderczym instynktem ruszyła prosto na niego. Gort z wprawą nakreślił kilka znaków w powietrzu po czym utworzył kulę białego ognia. Miotnął nią prosto w szarżującego stwora. Pocisk trafił w cel z taką siłą że wywołał dużych rozmiarów wybuch. Kiedy opadł pył, na polu bitwy pozostali tylko łowcy i martwa już zwierzyna po której zostały tylko zwęglone zwłoki. Ściany utworzone prze Looka zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Gort wyprostował się po czym powiedział:
-Chyba się starzeje. Ale mniejsza z tym. Zadanie wykonane.
-A co z tym truchłem?
-Zostawcie je. Chyba że bardzo chcesz je zabrać ze sobą.
Saza tylko wzruszyła ramionami po czym udała się za resztą grupy która w międzyczasie zaczęła iść kierunku szlaku.
-No to teraz tylko po zapłatę i do domu. - Powiedział Rast. Jego długi do kolan płaszcz z cienkiej skóry powiewał na wietrze. Średnio wyraziste rysy twarzy idealnie komponowały się z jasnobrązowymi włosami opadającymi prawie do ramion. Miał bystre, zielone oczy. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że to jakiś nierozgarnięty młodzieniec. Jednak pozory potrafią mylić. Otóż biegle władał on magią żywiołu ognia. To właśnie on trafił stwora ognistym pociskiem na samym początku walki.
-A gdzie indziej chciałbyś iść?
-Mam pewną koncepcje. Może chcesz ją usłyszeć Anton? - Zapytał i uśmiechnął się tajemniczo.
-Wole nie. - Odparł wojownik wznosząc swe oczu ku niebu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro