Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           Na ulicy panował tłok. Az wyszedł z alejki w której nocował. Na jednym ze straganów ustawionych przy drodze kupił kilka owoców. Zaczął je jeść w drodze na arenę. Dzisiaj odbywała się pierwsza runda turnieju. Maga ciekawiło na kogo trafi, jednak nie miało to zbytniego znaczenia gdyż większość z uczestników to amatorzy szukający wrażeń.
Wewnątrz budynku zgromadził się już spory tłum. W specjalnej loży siedział król władający Kebanem. Zawodnicy zgromadzeni byli wewnątrz budynku. Staruszek u którego Az się zapisał wyszedł na środek pola walki i ogłosił rozpoczęcie walk. Po kolei wyczytywał imiona walczących. Walki toczyły się jeden na jednego. Przeciwnicy mieli do dyspozycji całe pole bitwy. Wygrana zostawała przyznana osobie, która jako ostatnia pozostała zdolna do walki, lub jeżeli drugi się poddał.
Po kilku godzinach obserwowania Az stwierdził, że zawodników można podzielić na umiejących cokolwiek i ofiary losu.
W końcu przyszła kolej na Azazela. Wkroczył na arenę. Jego przeciwnikiem okazał się inny mag. Gdy tylko walka się rozpoczęła w jego stronę poleciała sporych rozmiarów ognista kula, jednak rozbiła się o ścianę, która niespodziewanie wyrosła z ziemi. Jego przeciwnik był magiem ziemi. Uderzył pięścią w ziemię. Z podłoża, w prostej linii zaczęły wyrastać kamienne kolce skierowane w Aza. Ten zrobił unik i zaczął biec w kierunku wroga, jednocześnie posyłając na niego ognisty podmuch, który został zneutralizowany tak samo jak poprzedni atak. Mag ziemi czarem wyrwał z podłoża kilka pomniejszych skał i cisnął je na Azazela, jednak ten wybijając się z jednej z nich uniknął pozostałych. Pokrył pięści skoncentrowanym ogniem i zamachnął się na przeciwnika. Cios został zablokowany przez tarcze powstała z kamieni. W niesamowitym tempie mag ziemi Wytworzył kawałki pancerza, które zabezpieczyły jego ciało. Mimo tego dalej był bardzo szybki. Az zaciekle atakował, jednak tamten albo unikał ciosów, albo zasłaniał się tarczą. W pewnym momencie wykonał kontratak. Spod nóg Aza w górę poszybowała kamienna kolumna uderzając go w podbródek i wybijając w powietrze. Będąc jeszcze w nad ziemią poczuł silne uderzenie w brzuch przez kamienna pięść sterowaną przez jego przeciwnika. Kiedy dotknął ziemi zobaczył potężnego golema biegnącego w jego stronę. Jego rywal był niezwykle utalentowany. Zdecydowanie lepszy niż Look, któremu utworzenie golema zajęło około dziesięciu sekund. Ale im silniejszy przeciwnik tym większa zabawa z pokonywania go. Golem był już wystarczająco blisko. Az stworzył na dłoniach dwie ogniste sfery większe niż ludzka głowa. Skoncentrował magie na tyle ile mógł, podskoczył i obiema na raz rąbnął golema w łeb. Uderzenie rozsadziło mu głowę, reszta ciała się rozpadła i zamieniła w stertę głazów. Az stworzył w powietrzu kilkanaście mniejszych ognistych kul i ruszył na wroga. Tamten manipulował podłożem przez co Az musiał wciąż unikać wyrastających mu pod nogami kolców. Mag ziemi posłał w jego stronę dużych rozmiarów kamienie, licząc na to, że uda mu się zatrzymać Aza, ale w pociski zostały zniszczone przez zderzające się z nimi kule ognia. Azowi zostało tylko kilka sfer, ale był już wystarczająco blisko żeby użyć płonących pięści. Posłał ostatnie pociski na przeciwnika. Tamten instynktownie zasłonił się kamienną tarczą magicznie przymocowaną do lewego przedramienia. Az miał nadziej, że twory zdołają ją zniszczyć i nie mylił się. Z tarczy nic nie zostało, a siła uderzeniowa wytrąciła maga z równowagi. Wtedy Azazel grzmotnął go pięścią w tors. Cios był niesamowicie silny. Odrzucił oponenta kilkanaście metrów w tył, a ze zbroi nic nie zostało. Mimo tego podniósł się. Chwiejnie stał na nogach. Az nie zostawił mu ani chwili na otrząśnięcie się. Z resztek mocy stworzył dużą ognistą kulę i posłał ją prosto w rywala. Mag ziemi zdążył jedynie zasłonić się lichą ścianą, która i tak nie wytrzymała uderzenia. Przy zderzeniu z zaporą skoncentrowana magia uwolniła się tworząc potężną eksplozję. Fala uderzeniowa posłała przegranego już maga prosto w ścianę areny. Uderzenie sprawiło, że powstało na niej sporych rozmiarów pęknięcie, a ciało przeciwnika bezwładnie osunęło się na ziemię.
Tłum zaczął wiwatować. Az wyszczerzył żeby i kiedy staruszek ogłosił zwycięzcę, udał się spowrotem do budynku. Pozostali zawodnicy patrzyli na niego z uznaniem.
Po tym jak medycy wyleczyli jego rany, Az wyszedł z areny i podążył na rynek. Jeżeli spotkanie z gildią zabójców miało okazać się pułapką to należało zawczasu przebadać teren. Do miejsca spotkania nie było daleko. Rynek był dookoła otoczony dość wysokimi budynkami, głównie mieszkalnymi. Na wybrukowanym podłożu rozstawionych było pełno straganów głownie z egzotycznymi owocami. Nie brakowało tam też stoisk płatnerzy, stolarzy i wielu innych. Pomiędzy nimi prowadziły wąskie przejścia, teraz pełne ludzi. Całość tworzyła swego rodzaju niewielki labirynt. Zakładając, że Antari miało w swoich szeregach łuczników, to miejsce było dla nich idealne. Strzelcy rozstawieni na dachach bez problemu mogliby zestrzelić cel znajdujący się na dole. Ale musiał podjąć to ryzyko. Ryzyko zawodowe. Właśnie. Anton zginął. Każdy w każdej chwili może umrzeć więc dlaczego wszyscy tak to przeżyli? Ludzie to specyficzny gatunek. Toczą między sobą wojny a mimo to jeszcze nie wymarli. Potwory są inne. One ze sobą nie walczą. Wszystkie egzystują koło siebie i nie skaczą sobie do gardeł. To zastanawiające, że rasa ludzi jest tą dominującą. Jednak nie jemu o tym decydować. Musiał wymyślić jakiś plan. Dobrym pomysłem było wykorzystanie straganów. Z tego co wiedział nie były składane na noc. W razie gdyby Antari na prawdę próbowało go uśmiercić za pomocą łuków, mógłby schować się za stoiskami. Drewno z łatwością zatrzyma strzały. Natomiast gdyby doszło do walki w zwarciu strzelcy nie mogli by strzelać, ponieważ istniało ryzyko trafienia sojusznika. To wydawało się sensowne. Az nie miał tam już nic do roboty. Pora wrócić do szukania łóżka.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro