Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Kreatury wyłoniły się z mrocznych uliczek. Az naliczył siedem. Rosłe postacie o skórze sprawiającej wrażenie wyblakłej. Nosiły na sobie zbroje strażników Kebanu. W rękach trzymali włócznie i tarcze herbowe miasta. Wszyscy naraz zaczęli biec w kierunku Aza. Ten na całej szerokości drogi stworzył ścianę ognia. Korzystając z okazji wbiegł w wąską uliczkę po swojej prawej stronie i zapierając się plecami o jedną ścianę a nogami o drugą począł wspinaczkę. Po kilku minutach był już na dachu. Kiedy ściana płomieni opadła strażnicy nie widząc celu zaczęli snuć się po ulicach. Co tu się stało? Przecież miasto nie mogło tak po prostu wymrzeć. I dlaczego strażnicy go atakowali? Choć bardziej zastanawiające jest to, dlaczego nie zaczęli go szukać kiedy zapora ogniowa zniknęła? Najrozsądniej było na razie pozostać w ukryciu. Zastanawiając się nad odpowiedziami Az począł obserwować napastników. Nagle zobaczył coś przez co zaniemówił. Jeden z nich miał wbity t plecy miecz. Od takiej rany ginie się na miejscu. Niemożliwe, że tak po prostu sobie żył z ostrzem w ciele. W jednym momencie przyszło olśnienie. Otóż ów strażnik nie żył sobie będąc przebity mieczem. Był martwy. Teraz już jasne było, dlaczego ich skóra wydawała się wyblakła. To były martwe ciała. Wyjaśnienie było jedno. Nekromanta. Ktoś wykorzystywał trupy jako marionetki. To odrażające, jednak patrząc na to z innej strony byli to żołnierze idealni. Nie jedni, nie spali, nie męczyli się. Byli odporni na większość ran. Problem był jedynie taki, że byli głupi. Po prostu parli na przód. Rozumieli tylko proste rozkazy. Dlatego kiedy Az zniknął z ich pola widzenia, nawet nie próbowali go szukać.
Niestety wiedza maga była za mała żeby z nimi wszystkimi walczyć. Możliwe że znajdzie coś w miejskiej bibliotece, najpierw jednak trzeba było się tam dostać. Dachy wyłożone były glinianą dachówką. Była wystarczająco wytrzymała, żeby po niej chodzić. Kąt pod jakim budowane były sklepienia nie był duży więc najprostszym sposobem było skakanie z budynku na budynek.
Biblioteka znajdywała się na drugim końcu miasta, więc trzeba było się śpieszyć. Azowi przeskakiwanie niewielkich odległości nie sprawiło problemu, jednak pojawiał się on kiedy drogę przecinał jeden z głównych szlaków w mieście. Miały one bowiem po kilka metrów szerokości. Nie było innego wyjścia niż zejść na dół i przejść do alejki znajdującej się po drugiej stronie, po czym znowu się wspinać. Było to na tyle ryzykowne, że w każdej chwili mogli nadejść nieumarli żołnierze. No cóż, ryzyko zawodowe. Po mieście przemieszczało się mnóstwo trupów. Nie trudno było zgadnąć, że przywrócenie ich do ,,życia'' wymagało niesamowicie wielkiej ilości magii. Nekromanta musiał być niezwykle potężny. Możliwe, że nawet Gort nie dałby rady stworzyć aż tylu. Właśnie, Gort. Kiedy tutaj skończy będą musieli wyjaśnić sobie parę spraw.
Dzień zbliżał się ku końcowi. Az właśnie przekraczał jedną z ulic, kiedy usłyszał krzyk. Nie należał do dorosłej osoby. To był zdecydowanie krzyk dziecka. Odwrócił się w idealnym momencie, żeby zobaczyć wybiegającą zza zakrętu płaczącą dziewczynkę. Zaraz za nią biegł jeden z nieumarłych. Był wielki. Ubrany w skórzany kaftan bez rękawów i spodnie, na głowie miał rogaty hełm. Głowa bezwładnie spoczywała na ramieniu. Nie trudno wyło zgadnąć, że przyczyną śmierci był złamany kark. W ręce ściskał sporych rozmiarów topór. Dziecko widząc Aza zaczęło jeszcze głośniej płakać. Mag widząc, że wzięła go za jednego z ożywieńców zdecydowanym głosem zawołał do niej:
- Stań za mną! Obronie cię.
Dziewczynka posłuchała go. Kiedy trup zamachnął się toporzyskiem Az skupił ogień w pięści i grzmotnął go w podbródek. Zgniłe już ciało nie było tak wytrzymałe, jak żywe. Skóra rozerwała się, podobnie mięśnie. Kark był skręcony już wcześniej więc nawet nie sprawiał oporu. Głowa została oderwana od reszty potężnego ciała. Cios wytrącił go z równowagi, jednak nie powstrzymał przed dalszymi atakami. Az odskoczył unikając ciosu po czym w mgnieniu oka sformował na dłoni niewielką sferę w której zawarł tyle ognia ile tylko mógł. Wykorzystując fakt, że martwe ciało nie było wytrzymałe, szybkim ruchem wbił pięść wraz z sferą w brzuch przeciwnika, po czym uwolnił płomienie zawarte w sferze. Wnętrzności napastnika dosłownie się stopiły. Ogień zajął całą powierzchnie ciała. Bezgłowy topornik błyskawicznie zajął się ogniem, w wielu miejscach jego skóra Została rozerwana przez wydostającą się na wszystkie strony magię. Zostało z niego tylko palące się truchło. Az odwrócił się w stronę dalej zalanej łzami dziewczynki po czym uklęknął przy niej i powiedział:
-Nie martw się. On już nie wstanie. – Dziecko ze strachu nie było w stanie odpowiedzieć. Jej rodzice pewnie nie żyli. Na pewno doznała szoku. – Zabiorę cię w bezpieczne miejsce.
Wziął ją na ręce i skręcił w jedną z alejek.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro