Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Az i Rakki powoli odwrócili głowy w kierunku wroga. Skierowali pełne wściekłości spojrzenia wprost na niego i jednocześnie powiedzieli:
-Dzisiaj zginiesz.
Rakki ruszył jako pierwszy. Tatuaże na jego ciele zaczęły jarzyć się jaskrawym błękitem. Rąbnął w przeciwnika błyskawicą tak silną, że bez problemu przełamała otaczającą maga wietrzną barierę. Atak sięgnął celu. Młodzieniec zdążył zrobić unik. Dom za jego plecami posypał się kiedy zderzył się z nim piorun. Odpowiedział bez ustanku posyłając w Rakkiego ostrza. Krew jednak nie przeszkadzała magowi błyskawic w ataku. Na oślep miotał sferami energii. Cała okolica zamieniała się w pobojowisko, jednak tamten nie był nawet draśnięty.
Azazel poczuł w sobie gniew wielki jak nigdy dotąd. Był już po przemianie, a mimo to czuł, że przybywa mu siły. Na jego palcach, ramionach, klatce piersiowej i kolanach zaczął pojawiać się ciemnoszary pancerz, wyglądający niczym zbroja. Po chwili poczuł, że z jego łuk brwiowy także zaczyna pokrywać skorupa. Ze skroni zaczęły wyłaniać się rogi w połowie wrośnięte w czaszkę i skierowane ku tyłowi głowy. W kilka sekund przybrał na sile. Stawał się coraz bardziej podobny do bestii. Z rozrośniętej szczęki wydobył się ryk. Az ruszył. Posłał we wroga potężną falę mrocznej energii. Tamten nawet nie zdążył zareagować. Poczuł niesamowicie silne uderzenie na klatce piersiowej i brzuchu. Został odrzucony wprost na ścianę, którą jego ciało przebiło. Tą i wiele innych. Azazel atakował dalej. Utworzył kilkanaście cienistych sfer i zaczął miotać nimi w kierunku maga wiatru. Każdą z nich przeciwnik ściągał na inny tor za pomocą magii. Przy uderzeniach wywoływały eksplozje. Budynki zaczęły płonąć, pod warunkiem że jeszcze coś z nich zostało. Do ofensywy przyłączył się Rakki Zebrał w sobie tyle energii ile tylko potrafił i umieścił ją w kuli piorunów. Rąbnął nią w stronę przeciwnika. Młodzieniec posłał na nich olbrzymią masę powietrza tworzącą fale uderzeniową. Ataki zderzyły się i stało się to samo co za pierwszym razem. Tym razem fala była o wiele potężniejsza. Zmiotła z powierzchni ziemi lub poważnie uszkodziła pobliskie zabudowania. Pole bitwy pokrył kurz. Nastała cisza. Kiedy w końcu było coś widać Az powiedział do sojusznika:
-Zajmij się Sanarą. Jego zostaw mnie.
-Tylko tego nie spierdol.
-Pozwolicie panowie, że włączę się do rozmowy. Muszę przyznać, że nie doceniłem was. Zasługujecie na to aby poznać moje imię, a brzmi ono Zed.
-Chuj mnie obchodzi twoje imię. Rozszarpie cię. – Głos Aza nieco się zmienił. Teraz miał w sobie coś co sprawiało, że Zed poczuł zwątpienie. Jednak to szybko minęło i spróbował trafić oponenta wietrzną włócznią, jednak Az w takiej postaci mógł ją bez problemu skontrować. Utworzył wokół siebie dużą ilość kruczoczarnego dymu. Przekształcił go w kilka zakończonych szponami ramion które poszybowały na Zeda. Przed większością zrobił unik, ale jedno z nich przeorało mu bok. Zawył z bólu i złapał się za ranę. Przez palce przeciekała świeża, ciepła krew. W tym czasie Azazel, którego ciało obficie emanowało mroczną energią zbliżył się na tyle by zadać cios pięścią w głowę maga wiatru. Trafił w oko. Pięść zmiażdżyła źrenice i białko, przy okazji łamiąc mu łuk brwiowy. Zed przeleciał dwa metry i przetoczył się po ziemi. Ledwie dał radę wstać. Potwór doskoczył do niego i potężna szczęką złapał za ramie na wysokości łokcia. Kości nie wytrzymały. Mięśnie zostały rozprute przez ostre jak brzytwy zęby. Az oderwał mu ramie i wsłuchał się w słodkie krzyki bólu i rozpaczy jakie właśnie zaczęły się wydobywać z gardła ofiary. Złapał drugą kończynę przeciwnika. Tym razem zada więcej bólu. Samą siłą ramion wyłamał Zedowi rękę. Później wygenerował na dłoni ostrze z mrocznej magii i jednym ruchem odrąbał magowi najpierw dłoń, później resztę ramienia. Krew stała się już elementem otoczenia. Młodzieniec klęczał cały w własnej krwi i wrzeszczał z bólu. Przyszła pora na finał. Azazel złapał głowę Zeda jedną ręką i zaczął ściskać. Czaszka nie wytrzymała. W kilka sekund kości pękły a wnętrze głowy rozbryzgło się dookoła. Krzyk nagle się urwał. Az odwrócił się i z kamienna twarzą odszedł.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro