Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Nad miastem unosił się dym. Gdy zbliżyli się bo bramy napotkali zamknięte wrota. Z muru nad nimi usłyszeli męski niski głos:
-Stać! Kto idzie?
-Przyszliśmy pomóc. Jesteśmy magami. Widzieliśmy smoka lecącego w tą stronę.
-A więc to nie był koszmar. Poczekajcie.
Chwilę potem brama otworzyła się i mogli wejść do środka. Gdy znaleźli się w obrębie murów wrota zamknęły się za nimi.
Po mieście chodziło pełno żołnierzy. Można było dopatrzeć się, też niewielkiej liczby cywilów, ponieważ większość siedziała w domach.
-Musimy iść do ratusza. Porozmawiamy z królem miasta i spróbujemy zorganizować obronę.
Rakki prychnął, spojrzał na nią i powiedział – Myślisz, że nas posłucha? Gorta by nie posłuchał, a co dopiero nas.
-Jakoś go przekonamy. Jeżeli się nie zgodzi to miasto upadnie.
-Zawsze możesz na niego wpłynąć.
Az zrobił zdziwioną minę – Co to znaczy?
Sanara zastanowiła się chwilkę nad odpowiedzią – Wampiry mają taką zdolność. W pewnym zakresie możemy wpływać na ludzki umysł, czytać w myślach i wysyłać myśli tak jak w Kebanie.
-Czekaj. Możesz czytać w myślach? Patrzeć na cudze wspomnienia?
-Tak. Nie jest to proste, ale umiem.
Azazel zdał sobie sprawę, że ta dziewczyna może powiedzieć mu o jego przeszłości. Głównie do tego dążył od samego początku. Najpierw jednak trzeba zakończyć sprawę z nekromantą.
-Rozumiem. Chodźmy już.
Budynek ratusza nie był zbyt wysoki, do połowy kamienny. Z początku strażnik przed drzwiami nie chciał ich wpuścić do środka, jednak stalowe ramie Rakkiego okazało się wystarczającym argumentem, aby go przekonać.
Przez drzwi do Sali narad było słychać kłótnie. Azowi jeden z głosów wydał się znajomy, jednak nie potrafił dokładnie określić do kogo należy. Odpowiedź przyszła po wejściu do pomieszczenie. Przy sporych rozmiarów stole na środku pokoju stały dwie zażarcie dyskutujące postacie. Jedną z nich był Gort. Staruszek właśnie wrzeszczał na mężczyznę w średnim wieku, ubranego w prostu skurzany, dobrze wykonany strój.
-Jak do cholery masz zamiar zabić tego smoka?! Pójdziesz tam i ukłujesz go włócznią w dupę?!
-Coś musze zrobić! Ten jaszczur spalił połowę miasta. Moim obowiązkiem jest chronić swoich ludzi!
-Ich chcesz to zrobić dając się zabić?! Czy ty w ogóle... - Zamilkł gdy dostrzegł przybyszów. –Azazel, myśleliśmy, że nie żyjesz. – Spojrzał na Rakkiego – A ty gdzie byłeś do jasnej cholery?!
-Długo by opowiadać – Westchnął i kontynuował – Mamy ważniejsze sprawy na głowie. Jak wygląda sytuacja?
-Wczorajszej nocy miasto zaatakował smok. Spalił prawie połowę i zrobił dziesięciometrową wyrwę w murze – Król nawet nie pytał kim jest ta trójka. Nic już nie mogło go zdziwić. – Za dwa dni ruszam zabić tego szkodnika.
-Nigdzie nie jedziesz! – Gort znów zaczął się kłócić.
-Nie od Ciebie to zależy. Już postanowiłem.
-Jak grochem o ścianę. Nie ważne. Koniec narady na dziś. Chodźcie za mną. – Ostatnie słowa skierował do nowoprzybyłej trójki.
Doszli do pokoju na piętrze i rozsiedli się.
-Mówcie jak wyglądają sprawy. I kim jest ta dziewczyna. I dlaczego do jasnej cholery nie masz ręki?
Pierwszy przemówił Rakki. – To Sanara, nasza towarzyszka. A jeżeli chodzi o sprawy to nie jest za dobrze. Krótko mówiąc zmierza w tą stronę plaga nieumarłych żołnierzy mordujących wszystko i wszystkich. Keban został całkowicie zniszczony. Nikt nie przeżył.
-A rękę ja mu wyrwałem. – Dodał Az.
Twarz Gorta przybrała wyraz bardziej poważny niż zwykle. –Musimy przygotować obronę i zająć się smokiem. O reszcie porozmawiamy kiedy indziej. W tym pokoju, i w sąsiednich możecie spać. Rano zgłoście się do kucharza. Jest na dole, da wam śniadanie. Odpocznijcie bo jutro czeka nas ciężki dzień.
-Gort. Musimy pogadać.
-Kiedy indziej. – I wyszedł zostawiając ich samym sobie.
Następnego dnia po szybkim śniadaniu cała czwórka udała się do zniszczonej przez smoka części miasta. Wokół panował duży ruch. Inżynierowie i murarze mieli za zadanie załatać dziurę w murze, zrobioną przez smoka podczas ataku. Na miejscu spotkali Looka, który z całych sił wspierał pracujących swoją magią ziemi.
-Inni też tu są? – Az zapytał staruszka podczas przemieszczania się w inną część miasta w celu dokonania dalszych oględzin.
-Tak. Rast pomaga dogaszać pozostały po smoku ogień, a Saza poluje z myśliwymi.
-Rozumiem. Widzę, że robicie co możecie żeby pomóc.
-Ktoś musi. Pozostałe Gildie siedzą w swoich siedzibach i mają wszystko w dupie, albo jeszcze o niczym nie wiedzą. To mi o czymś przypomniało. Rakki- spojrzał na mistrza Arkanu – Pojedziesz po naszych do gildii. Weź ilu będziesz mógł i wracaj. Jedź od razu.
-Dobra. Spotkamy się za jakiś czas – I odszedł pośpiesznie.
Przed południem Gort, Az i Sanara obeszli wszystkie miejsca wymagające sprawdzenia.
-Młoda damo – Powiedział staruszek zwracając się do wampirzycy – Czy mogłabyś dać nam chwilę na osobności?
Niepewnie spojrzała na Azazela i odeszła.
-Co z Twoją mocą?
-Rozwija się. Zacząłem nad nią panować.
-To dobrze. W najbliższym czasie bardzo nam się przyda.
-Gort. Jest coś, o czym musimy porozmawiać. Kim jest Garet?
Mag zamarł na dźwięk tego imienia. Jego twarz przybrała wyraz bardziej poważny niż zwykle.
-A więc wiesz?
-Tak. Masz mi to natychmiast wyjaśnić. – Głos przybrał na sile.
-Garet to mój syn. Był członkiem naszej gildii, ale postradał zmysły. Cieszy go tylko zabijanie.
Azazel nie mógł w to uwierzyć. Co Gort sobie myślał zatajając przed nimi taką informację?!
-Co do cholery chciałeś osiągnąć poprzez ukrywanie tego?!
-Nie wiem. To trudne.
-A co z eksperymentami? Rakki mówił mi, że przeprowadzałeś na nim testy.
-Nic o tym nie wiem. – Mag otrząsnął się – Ale nie czas na to. Kiedy tylko naprawimy mur, idziemy zgładzić tego jaszczura.
-Rozumiem. – Az sam nie wiedział dlaczego nie drążył tego tematu. To go po prostu przerosło. Zbyt dużo jak na jeden raz.
Po zmierzchu Az leżał w łóżku i rozmyślając wpatrywał się w sufit. Nagle do jego pokoju weszła Sanara. Podeszła do Aza, spojrzała na niego i zapytała:
-Co się stało?
-To długa historia. Chodzi o starego przyjaciela.
-Mamy czas. – powiedziała i usiadła na boku łóżka.
Az opowiedział jej wszystko od czasu kiedy obudził się w gildii.
-Już rozumiem. Wiem też dlaczego tak zainteresowała Cię moja zdolność czytania wspomnień. Potrafię to zrobić nawet teraz. Tylko powiedz.
-Proszę. Zrób to.
Wampirzyca podeszła do niego i położyła dłonie na jego skroniach. Az poczuł dziwne kłucie. Po chwili jednak ustało, zastąpiły je szeregi obrazów. Przedstawiały chłopca bawiącego się w lessie. To było jego dzieciństwo. Miał rodziców. Mieszkał w pięknym domu w górach. Kiedy miał kilkanaście lat coś się stało. Pewnego razu wataha wilków zaatakowała jego rodziców. Wpadł w szał. Wtedy pierwszy raz się przemienił. Zmasakrował zwierzęta. Jego rodzice zaczęli się go w pewnym stopniu bać i on o tym wiedział. Po kilku latach wydarzyła się tragedia. Dom został zniszczony przez smoka. Wszystko spłonęło. Az miał wtedy dokładnie tyle lat co teraz. Wpadł w szał. Ogarnął go nieposkromiony gniew i rządza zemsty. Zabił smoka, a truchło zostawił w miejscu gdzie się wychował. W pewnym momencie ujrzał odzianą na czarno postać, która rzuciła na niego zaklęcie. Pamiętał tylko jasne światło a potem obudził się w pokoju, gdzie zanieśli go Gort i reszta.
-A więc tak to było.- Kiedy odzyskał wspomnienia poczuł się dziwnie lepiej. Już wiedział kim był. – To znaczy, że plaga zaczęła się już wtedy.
-Teraz i tak niema to znaczenia.
-Masz rację.- Spojrzał Sanarze w oczy pełnym szczerości głosem powiedział – Dziękuje.
Ich twarze powoli zbliżały się ku sobie, by w końcu ich usta złączyły się ze sobą w pocałunku. Az już wiedział dlaczego Sanara miała na niego ten tajemniczy wpływ. Zależało mu na niej. On ją kochał.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro