Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Na zewnątrz jasno świeciło słońce. Gildia zbudowana została na rozległej polanie otoczonej wysokimi drzewami. Piątą część tej przestrzeni zajmowało pole treningowe. Znajdowało się ono na najbardziej oddalonym skraju polany. Natomiast z głównym budynkiem sąsiadowały magazyny z żywnością i ziołami. Niedaleko nich była kuźnia i laboratorium alchemiczne. Wyglądało to jak małe miasteczko. Gort i Az dali się w kierunku pola treningowego. Azazel był bardzo zainteresowany faktem, że nauczy się władać magią. Oczywiście miał wątpliwości co do tego czy sobie poradzi, jednak lubił wyzwania. Zatrzymali się na środku pola, po czym Gort przemówił:
-Zaczniemy od tego, że musimy dowiedzieć się jaka magia jest Ci przypisana.
-Co to znaczy?
-Nie każdy może nauczyć się używać magii. Ale Ci którzy potrafią mają naturalny talent do określonego jej rodzaju. Wiem, że Ty możesz się jej nauczyć bo jedynym wyjaśnieniem na zmianę koloru przez Twoje włosy jest właśnie działanie magii.
-Rozumiem. A jak masz zamiar dowiedzieć się do jakiej magii mam talent?
Gort uśmiechnął się tajemniczo po czym kazał Azazelowi zaczekać, a sam udał się w stronę studni. Wrócił napełniwszy wiadro. Postawił wiadro na ziemi i powiedział:
-Zanurz głowę w wiadrze.
-Po co? – Azazel był bardziej zdziwiony niż wtedy gdy obudził się i zobaczył nad sobą twarz Sazy.
-Bo widzisz magia ma cztery główne żywioły. Woda, ogień, ziemia i powietrze. Każda inna magia pochodzi od któregoś z tych czterech. Wiec musisz mieć talent do któregoś z nich. Żywioł z którego pochodzi Twoja magia będzie dla ciebie zdecydowanie mniej destruktywny. Jeżeli to woda to będziesz mógł w niej oddychać, wprawdzie z trudnościami ale jednak. Tak więc musisz zanurzyć głowę w tym wiadrze i się przekonać.
-Da się zrobić- powiedział, jednak w jego głosie było słychać powątpienie. Niepewnie pochylił się nad wiadrem po czym zanurzył głowę w lodowatej wodzie. Perspektywa oddychania pod wodą wydawała się irracjonalna jednak wiedział, że jeśli nie spróbuje to się nie dowie. Powoli wypuścił powietrze uwalniając mnóstwo pęcherzyków, które poszybowały w stronę powierzchni. Spróbował zaczerpnąć tlenu jednak do jego przełyku wpłynęła woda i uniemożliwiła oddychanie. Szybko wynurzył się i zaczął gorączkowo wypluwać wodę i kaszleć.
-Cóż. To najwyraźniej nie woda- wzruszył ramionami i kontynuował- Zostały jeszcze trzy.
-Tak. To ewidentnie nie jest woda- Powiedział Azazel wycierając twarz o koszulę. Co teraz?
-Ogień.
Azazel spojrzał na Gorta pełnym Niepewności spojrzeniem i zapytał:
-Gort. Jak masz zamiar to sprawdzić?
Staruszek uśmiechnął się szeroko po czym z pełnym przekonaniem rzekł:
-Mam zamiar cię podpalić.
-Jak to podpalić?!- Azazel cofnął się o kilka kroków, aby zachować bezpieczną odległość od najwyraźniej szurniętego maga.
-Normalnie. Po prostu cię podpale.
-Chyba sobie żartujesz! A co jeśli okaże się, że to nie ten żywioł?!
-Wtedy od razu się tego dowiemy.
-Gort. Jakoś mnie to nie przekonuje.
-Ważne, że mnie przekonuje. A teraz skończ się wygłupiać i chodź tu.
Azazel niepewnie podszedł do Gorta. W dalszym ciągu nie był przekonany co do rozwagi tego pomysłu. Postanowił jednak zaufać najwyraźniej doświadczonemu magowi. Gort w tym czasie podwinął rękaw i kazał Azowi zrobić to samo.
-A teraz podaj mi rękę.
Azazel wykonał polecenie. Starzec złapał go mocno i w tym samym momencie ich dłonie dosłownie zapłonęły. W pierwszym odruchu młodzieniec chciał wyrwać rękę jednak uścisk Gorta trzymał jego dłoń niczym imadło. Kilka sekund później Az zdał sobie sprawę z tego, że mimo iż jego ręka płonęła najprawdziwszym ogniem, to nie czół bólu. To było niesamowite. Teraz już tylko patrzył na ta scenę z niedowierzaniem. Gort puścił jego rękę.
-A więc to ogień. W takim razie od tego momentu powinien uczyć cię Rast, ale on z samego rana wyruszył na misję. Ten to ma wyczucie czasu. Ja też mam jakie takie pojęcie o magii ognia więc mogę cię co nieco nauczyć.
Wciąż oszołomiony sytuacją Azazel dalej wpatrywał się w dłoń która jeszcze kilka sekund temu była cała w ogniu.
-Byłbym bardzo wdzięczny.
-Świetnie. Na dziś może wystarczy wrażeń. Trening zaczniemy jutro z samego rana. A dzisiaj możesz sobie pozwiedzać. Tylko się nie zgub.
-Postaram się.
Przez resztę dnia Azazel spacerował po terenie gildii. W tym miejscu, mimo ruchu było bardzo spokojne. Ci wszyscy ludzie doskonale się znali i rozumieli. Mimo iż nic ze swej przeszłości nie pamiętał to czuł, że zawsze mu tego brakowało. Tych ludzi można było porównać do rodziny. Może kiedyś od też miał rodzinę. Może dalej ją ma. Musiał poznać swoją przeszłość. Teraz był jeszcze bardziej zdeterminowany. Takie myśli krążyły mu po głowie przez resztę wieczoru. Kiedy obszedł już cały teren wrócił do głównego budynku gildii. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jego wygląd. Wejście znajdywało się między dwiema kolumnami na których kunsztownie umieszczony były niecodziennie wyglądające wzory. Podstawa i ściany budynku wykonane były z kamienia, dach był obłożony zabarwioną na czerwono dachówką. Całość prezentowała się całkiem okazale w blasku promieni zachodzącego słońca.
Wszedł do środka. Po lewej stronie były schody prowadzące na wyższe piętro. Po przeciwległej do wejścia stronie sali była kuchnia. Dokładnie na środku Sali było palenisko zapewniające ciepło w całej sali. Na ścianach wisiały różnokolorowe gobeliny przedstawiające głownie sceny walki z potworami. Chyba właśnie tym zajmowała się gildia. W tej części krainy było dużo bestii. Tak samo jak gildii. Farmerzy chętnie płacili za zabijanie monstrów. Na ścianie po prawej stronie od wejścia wisiała tablica na której wywieszone były zadania. Płaca była zależna od poziomu trudności zadania. Najczęściej były to właśnie zlecenia na potwory, jednak było tam też wiele innych ogłoszeń. Az podszedł do tablicy i zaczął czytać. Zdziwiło go ze niektóre z ogłoszeń były zwykłymi pracami domowymi. Zleceniodawcy pewnie byli starymi ludźmi, którzy nie byli w stanie wykonywać niektórych czynności. Prace pewnie były łatwe do wykonania, jednak wnioskując po widoku ciężko trenujących ludzi, członkom zależało nie tylko na zarobku. Oni chcieli rozwijać swoje umiejętności. W pewien sposób mu to imponowało.
Podszedł do blatu kuchennego, wziął sobie kawałek chleba i nalał do miski jeszcze ciepłej potrawki z królika. Po zjedzeniu kolacji poszedł do pokoju który chwilowo był jego mieszkaniem. Powoli położył się spać. Na dworze było już ciemno. Blade światło księżyca wpadało przez okno oświetlając niewielką część pokoju. Az lubił taki półmrok. Nie wiedział dlaczego, ale ciemność wydawała mu się ciepła. Powoli pogrążył się w snie.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro