Rozdział 13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, zjadłam śniadanie, przygotowane przez Artura, bo jego mamy nie było. Zapytałam się czemu nie spotkałam jego ojca? On opowiedział, że był w delegacji i że wróci niedługo.

Po śniadaniu Artur postanowił mnie odprowadzić. Droga nie była długa, bo mieszkamy dwie ulice dalej. Szliśmy, rozmawiając wesoło. Kiedy byliśmy już na miejscu, przyszedł czas się pożegnać. Jednak nim zdążyłam coś powiedzieć, Artur zabrał głos.

– Wiesz, zrobiłaś mi wielką niespodziankę nocując u mnie.

– Niespodziankę?

– Tak, bo tak się składa, że dziś są moje urodziny.

– Naprawdę?! To wszystkiego najlepszego! – przytuliłam go.

– Chciałbym jeszcze pogadać, ale ty już musisz iść.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 14:44.

– Tak, rodzice zaraz wrócą.

– Do zobaczenia w szkole – nachylił się pocałował mnie w policzek.

Ale że co?! Stałam na chodniku jak sparaliżowana. Chłopak, za którym szaleje większość dziewczyn, pocałował mnie w policzek! Znowu byłam czerwoną jak burak. Cała w skowronkach weszłam do domu.

– U koleżanki – w przedpokoju pojawił się Daniel. – Ta twoja ,,koleżanka" ma kilka męskich cech, chyba że mam coś z oczami.

– Widziałeś nas?

– No raczej.

– Proszę nie mów rodzicom.

– Spoko, nie dawno sam byłem nastolatkiem i kłamałem rodzicom.

– Dzięki - przytuliłam go. Może na co dzień jest wkurzający, ale czasami umie zachować się jak człowiek.

– I co robiliście? – zapytałam, gdy siedzieliśmy w salonie.

– Nic co by cię interesowało – posłał mi cwaniacki uśmiech.

– Masz rację, nie chcę wiedzieć.

Rodzice wrócili po piętnastej i przywieźli dwie duże pizzę. Włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy jakieś seriale. I tak siedzieliśmy jakieś półtorej godziny. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i zobaczyłam Martynę.

– Musimy pogadać – powiedziała bez przywitania.

– Cześć, oczywiście, że możesz wejść – zaśmiałam się, a dziewczyna przewróciła oczami.

– Dzień dobry – powiedziała do rodziców. – Siema Daniel.

– Elo – mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

Poszłyśmy do pokoju.

– O co chodzi? – zapytałam, zamykając drzwi.

– Czemu mi nie powiedziałaś?! – krzyknęła z pretensją w głosie.

– Ale o czym?

– Że 1D ma klasową parę! – wykrzyknęła jeszcze głośniej. – I czemu muszę dowiadywać się o tym z drugiej ręki, czytaj bliźniacy.

– Hola, hola, nie tak prędko. Nie ma żadnej klasowej pary. Ja tylko u niego nocowałam.

– Opowiedz mi wszystko – powiedział już spokojnie. - Chcę usłyszeć każdy szczegół.

Opowiedziałam jej wszystko. Jak graliśmy na PlayStation i jak oglądaliśmy film oraz jak zasnęliśmy do siebie przytuleni i o całusie, który Artur mi dał na pożegnanie. Mówiłam też jak się czułam, gdy był blisko mnie.

– Awww... jak uroczo.

– No tak, ale nie jesteśmy parą.

– Szkoda...

Później zmieniliśmy temat i jak zwykle miło nam się gadało. W pewnym momencie przypomniała mi się sytuacja w kawiarni.

– Martyna, czy Adam ma dziewczynę? – zapytałam.

– Nie, skąd ten pomysł?

- Widziałam go wczoraj z jakąś dziewczyną.

– Hmm... jak wyglądała?

– Blondynka, piwne oczy, ma na imię Oliwia.

– Hahahahahaha – zaczęła się niekontrolowanie śmiać.

– Co ci?

– To nie była żadna dziewczyna, tylko nasza kuzynka!

– Jak to?!

Poczułam się głupio, że tak się pomyliłam, ale skąd miałam wiedzieć? Z drugiej strony poczułam ulgę, której nie umiałam wytłumaczyć.

– Normalnie, przyjechała na weekend.

– Czemu mi o niej nie powiedziałaś? Czemu mówiła, że Adam opowiadał jej o mnie?

– Bo on utrzymuje z nią kontakt, a ja rozmawiam z nią kiedy przyjeżdża. Wiesz, są w tym samym wieku. Niby tylko rok różnicy jest między nami, ale po prostu oni mają więcej tematów do rozmów.

– Okey, rozumiem.

Otrzymałam odpowiedzi na swoje pytania. Cieszyło mnie, że Martyna nie zadawała żadnych niezręcznych pytań, drążąc ten temat. Dobrze mieć taką przyjaciółkę.

Po niedługim czasie Martyna musiała wracać do domu. A ja znowu siedziałam w salonie z mamą i Danielem.

W pewnym momencie tata wszedł do salonu. Był spięty i blady. Drapał się po karku, trzymając telefon w ręce.

– Coś się stało, kochanie? – zapytała mama.

– Teściowa przyjeżdża...

Wszyscy jakby zamarli. Ta kobieta, jaką była babcia, wzbudzała u nas różne emocje. Ja osobiście ją kocham. Daniel też ją lubi, ale nie znosi, gdy zaczyna mówić jaki on jest podobny do taty. Dlaczego? Bo babcia nienawidzi swojego zięcia. A mama ją kochała, przecież jest jej córką, ale nie lubiła, gdy źle mówiła o jej małżonku.

Babcia przyjechała następnego dnia w porze obiadowej i od samego jej wejścia do domu atmosfera zrobiła się gęstsza.

– Olga, słońce ty moje! – babcia uściskała mamę.

– Cześć mamo, dobrze widzieć się zdrową – powiedziała lekko zdenerwowana.

– Witaj znienawidzony zięciu – zwróciła się do taty, ściskając mu dłoń.

– Witaj Barbaro – powiedział z grymasem na twarzy.

– A o to moje wnuki! Zmężniałeś chłopcze – poklepała Daniela po ramieniu – A ty, kochanieńka, rośniesz jak na drożdżach – uśmiechnęła się i mnie przytuliła.

Weszła do salonu i rozejrzała się dookoła.

– To ty, Robercie wybierałeś te okropne meble. W ogóle nie masz gustu – powiedziała, ale nikt nie próbował wyprowadzić jej z błędu. Bo prawda była taka, że to mama i tata wybierali meble do salonu.

– Jak mam z nią wytrzymać przy jednym stole? – zapytał tata szeptem w stronę mamy.

Nim zdążyła mu opowiedzieć lub uspokoić, tata dostał parasolką w brzuch, aż zgoił się lekko w pół.

- Może i jestem stara, ale słuch mam jeszcze dobry.

Babcia, Daniel i tata usiedli już do stołu, a ja z mamą przygotowaliśmy stół i podaliśmy obiad. Przez chwilę jedliśmy w ciszy, ale babcia ją przerwała.

– A jak na studiach? – zwróciła się do Daniela.

– Ciężko, ale daje radę – powiedział z westchnieniem.

– A jak u ciebie w szkole? – zapytała mnie.

– Dobrze, poprawiłam się z matematyki.

– Nie dość, że ładna to i mądra. Pewnie dużo chłopaków się wokół ciebie kręci.

– Żeby babcia wiedziała – wtrącił brat ze śmiechem, ale uciszyłam go kopiąc w nogę.

– No dobrze, a jak u was w pracy? – zwróciła się do rodziców.

– Okropnie ciężko – zaczęła mama – pracuje na trzy zmiany, a Robert ma teraz wielkie zamieszanie w biurze.

– Tak już jest jak przeprowadza się do miasta. Trzeba było zostać na wsi, wyjść za mąż za kogoś innego i żyć spokojnie.

Usłyszała brzdęk sztućców i jak tata pędem odchodzi od stołu.

– Powiedziałam coś nie tak? – zapytała babcia. Ja i Daniel zaczęliśmy się śmiać.

– Nie, nie babciu, tata po prostu ma gorszy dzień – zaśmiałam się.

– Nadia! – skarciła mnie mama i pobiegła za mężem.

Po jakiś kilkudziesięciu minutach mamie udało się jakoś uspokoić tatę i reszta dnia minęła spokojnie.

***

Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z sali od historii, kierując się w stronę sali gimnastycznej. Ja, Martyna i bliźniacy szliśmy miło sobie rozmawiając.

W pewnej chwili cała nasza czwórka stanęła przy pokoju dla wuefistów. Przy drzwiach, za którymi kryją się nauczyciele przed uczniami, wisiała tablica ogłoszeń. Stał tam Adam i przyczepiał do niej białą kartkę z informacją, napisaną markerem permanentnym.

– Hej, co robisz? – zapytała Martyna.

– Nie widać? – zaśmiał się.

Poszukujemy osoby z pierwszych i drugich klas do szkolnej drużyny piłkarskiej. Chętnych prosimy o wstawienie się na boisku szkolnym o 16 w środę – przeczytał na głos Piotrek.

– Poszukujecie zawodników? Myślałem, że macie pełny skład – odezwał się Paweł.

– Mieliśmy – mruknął Adam. – Trener wykopał dwójkę zawodników.

– Czemu? – zapytałam.

- Szkoda strzępić... szkoda gadać – Adam powstrzymał się od powiedzenia czegoś gorszego, gdy koło nas przechodziła nauczycielka.

– To wytłumacz, czemu tylko uczniów z pierwszych i drugich klas chcecie do drużyny.

– Kapitan jest w drugiej klasie. A jaki szanujący się trzecioklasista będzie chciał słuchać się młodszego od siebie pacana?

Chcieliśmy jeszcze pogadać, ale zaraz zaczyna się lekcja, a my nie byliśmy jeszcze przebrani. Tak więc, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do szatni. Po drodze usłyszałam rozmowę bliźniaków.

– Pamiętasz, Piotrek jak chcieliśmy grać w nogę? – zapytał Paweł.

– Jasne, że pamiętam. Spróbujemy swoich sił?

– No właśnie, chciałem to zaproponować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro