Rozdział 18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To co mnie nie zdziwiło, to obudził mnie telefon. Jednak to nie był budzik tylko ktoś kto chciał się do mnie dodzwonić. Była to Martyna.

Ciężko westchnęłam. No bo chyba nikt nie lubi jak ktoś budzi was w wakacje. A zwłaszcza o ósmej.

Odebrałam połączenie.

– Halo?

– Nadia? Będę za pięć minut – usłyszałam i się rozłączyła.

Aha, fajnie. Jest rano. Wyrwała mnie z ślicznego snu. Jestem w jakiejś starej koszulce, a ona chcę tu przyjść?! Czy ją coś boli? Tak wcześnie? To o której ona wstała, żeby się ogarnąć?

Wygramoliłam się z łóżka i ubrałam pierwsze lepsze getry i T-shirt.

Zeszłam do kuchni, wyjęłam toster i chleb tostowy. Z lodówki wzięłam masło i ser. W tedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przekręciłam kluczyk i wpuściłam Martynę do środka.

– Głodna? – zapytałam.

– Jak wilk.

Zdjęła buty i usiadła do stołu.

– Wiesz – zaczęłam – jesteś wyrodną przyjaciółką.

– Serio?

– Tak. Jak mogłaś obudzić mnie tak wcześnie w wakacje, gdzie śpię do jedenastej!

– Ty też jesteś wyrodną przyjaciółką, bo zostawiłaś mnie samą na cały tydzień!

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie spod przymrużonych oczu. Jednak później zaczęłyśmy się śmiać.

Zrobiłam sobie i Martynie tosty. Usiadłam obok.

– To z czym do mnie przychodzisz?

– Idziemy na plażę.

– Dzisiaj?

Pokiwała głową.

– Hmm...

– Oj no weź! – powiedziała błagalnym głosem.

– Dobra, tylko trochę potrwa zanim będę gotowa.

– Nie ma sprawy. A i idą z nami bliźniacy i Adam.

– Okey – powiedziałam niepewnie.

– Masz jakieś obawy?

Uśmiechnęłam się niemrawo.

– Ej, czym się martwisz? Jesteś szczupła.

– Wiem, ale i tak dziwnie będę się czuła.

– Halo, dziewczyno, na plaży będzie pełno ludzi i jakoś będziesz musiała chodzić w bikini.

– Tak, masz rację.

Kiedy skończyliśmy jeść, poszłam do pokoju się przygotować. Zdjęłam z siebie wszystko i założyłam strój kąpielowy. Dół był zielony, zawiązywany po bokach, góra była w tym samym kolorze z niebieskimi wzorkami. Na to ubrałam krótkie jeansowe spodenki i biały crop-top.

Wzięłam plecak i spakowałam do niego ręcznik i krem do opalania.

Zeszłam z powrotem na dół i usłyszałam jakieś hałasy z kuchni. Zajrzałam tam u zobaczyłam jak Martyna siłuje się z mikserem.

– Co ty robisz?!

– Eee... naleśniki...?

– Po co?

– Uznałam, że będziemy głodni po kilkugodzinnym pływaniu w jeziorze a zwłaszcza bliźniacy.

– Tak, to prawda. Daj mi ten mikser.

Włączyłam urządzenie i wymieszałam składniki.

Później na zmianę smażyłyśmy naleśniki. Mieliśmy kilka problemów, no ale tak już bywa kiedy dwie wariatki są w kuchni. Następnie zabrałyśmy się do smarowania ich Nutellą i dżemem.

– Ktoś dzwoni – mruknęła czarnowłosa.

Odłożyłam nóż i wzięłam telefon do ręki.

– Słucham cię, Piotrze – włączyłam na głośno mówiący.

– Cześć, siedzimy pod domem i zastanawiamy się, ile mamy jeszcze czekać.

– Chwilę, szykujemy prowiant.

– Dla nas? Jak miło.

Usłyszałyśmy hałas z drugiej strony.

– Co się tam dzieje?

– Nic, tylko Paweł się drze, że nie może się doczekać, gdy zobaczy cię w bikini.

Parsknęłam śmiechem i się rozłączyłam.

Chwilę później naleśniki były pięknie ułożone w plastikowych pudełkach. Schowałyśmy je do plecaków i wyszłyśmy z domu. Zobaczyłam bliźniaków siedzących na schodkach a naprzeciwko stał Adam.

Przywitałam się z nimi i ruszyliśmy w drogę. Jezioro było dość daleko od domu, ale postanowiliśmy iść na piechotę.

Kiedy byliśmy na miejscu, rozłożyliśmy na piasku koc i nasze rzeczy. Nawet nie zdążyłam usiąść, a bliźniacy i Adam ściągnęli koszulki, pobiegli wzdłuż pomostu i skoczyli do wody. Próbowałam nie wybuchnąć śmiechem, ale się nie udało.

– To co, Nadia? – zagadnęła Martyna. – Nasza kolej?

Tylko pokiwałam głową. Zdjęłyśmy ubrania i stopniowo zanurzałyśmy się w chłodnej wodzie. Dołączyłyśmy do chłopaków. Martyna od razu zaczęła rozmowę z nimi, a ja rozglądałam się, czy nie ma tu kogoś znajomego. I nawet nie wiem po co.

– Adam, słuchasz mnie? – powiedziała głośno czarnowłosa, zwracając przy tym moją uwagę. Adam był jakiś zamyślony.

– C-co? – ocknął się.

– Nieważne, gdzie byłeś?

– Na twoim miejscu bym nie mówił – powiedział Piotrek.

Obie spojrzałyśmy na niego pytająco. Blondyn tylko poruszał brwiami. Ciekawe o co mu chodzi?

Przez dłuższy czas pływaliśmy, a później nurkowaliśmy, podtapialiśmy się nawzajem i liczyliśmy kto dłużej wstrzyma oddech pod wodą. Można się domyśleć czyj to był pomysł.

Oczami Adama

Było gorąco, więc skorzystałem z tego, że siostra idzie z przyjaciółmi nad jezioro. Tak więc, kiedy byliśmy na miejscu, nie mogłem się powstrzymać i wskoczyłem do wody. Jak ja kocham wakacje.

Później dołączyły do nas dziewczyny i mnie trochę zamurowało. Nadia. Agh... czemu ta dziewczyna co raz częściej przykuwa moją uwagę?! Na szczęście niczego nie zauważyły, ale bliźniacy wręcz przeciwnie. Jednak okazali się być dobrymi kumplami i zachowali to dla siebie.

Bawiliśmy się świetnie. Mieliśmy głupie pomysły, ale nic się nie stało.

– Ej, co powiecie na to byśmy poskakali z pomostu? – zapytał Paweł.

Wszyscy się zgodzili. Weszliśmy na pomost i każdy po kolei wskakiwał do wody. Po za Nadią.

– Czemu nie skaczesz? – zapytała Martyna, która jeszcze była w wodzie z Pawłem.

– Boję się.

– No dawaj, nic się nie stanie – powiedział wchodzący za mną Piotrek na pomost.

– Mówię, że się boję.

– Przesadzasz – wepchnął ją do wody.

Byłem pewny, że zaraz się wynurzy, ale zaniepokoiłem się, gdy tak się nie stało. Trzeba było działać. Rzuciłem obraźliwe słowo na blondyna i wskoczyłem do wody.

Chwilę zajęło mi zobaczenie czegokolwiek w niezbyt czystej wodzie. Zobaczyłem czarną sylwetkę i od razu do niej podpłynąłem. Złapałem ją w talii i wypłynąłem z nią na powierzchnię. Trudno było mi wydostać ją na brzeg, ale Paweł przybył mi z pomocą. Położyliśmy ją na kocu. Od razu zacząłem uciskać jej klatkę piersiową i wykonałem dwa wdechy ratunkowe. Zacząłem uciskać dalej, ale Nadia otworzyła oczy i wypluła wodę, która była w jej płucach, kaszląc przy tym.

– Jejku, Nadia, nic ci nie jest? – zapytała Martyna przykrywając ją ręcznikiem.

– Tak, tak...

– Narobiłaś nam stracha – Paweł poklepał szatynkę po ramieniu.

– Przepraszam cię, Nadia, nie chciałem – powiedział zmieszany Piotr. – Tak mi głupio.

– Na szczęście nic się nie stało – złapała go za rękę i uśmiechnęła się.

Spojrzała na mnie.

– Dziękuję. Już drugi raz uratowałeś mi życie...

– To chyba jakiś znak – ponownie się uśmiechnęła, ale tym razem nieśmiało.

Po tej ,,przygodzie" już nikomu nie chciało się pływać. Także zjedliśmy przygotowane przez dziewczyny naleśniki i wróciliśmy do domów autobusem.

Oczami Nadii

Świetnie spędziłam czas z przyjaciółmi. Jednak ten wypadek. Ehh... czemu tylko mi się takie rzeczy przytrafiają? Jestem wdzięczna Adamowi, że mnie uratował. Znowu. Pewnie myśli teraz, że jestem pechowa czy coś. W drodze powrotnej Piotrek kilkakrotnie mnie przepraszał za swoje głupoty, chociaż nie musiał. Wiem, że nie zrobił tego specjalnie.

Kiedy mama wróciła z pracy, zapytała, jak było nad jeziorem. Opowiedziałam jej wszystko, oprócz tej części z "wypadkiem". Dobrze wiem, że nie puściłaby mnie drugi raz.

Teraz jak nad tym pomyślę, to nie pierwsza rzecz, którą zataiłam przed mamą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro