Rozdział 23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przechodziłam rano obok tablicy ogłoszeń. Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam nagłówek ,,Zabranie"

Zebranie trójek klasowych

Pierwsze zebranie odbędzie się 5. października na przerwie między 6 a7 godziną lekcyjną w sali nr 15.

Piąty to dzisiaj. Po moich lekcjach. Muszę  powiedzieć o tym Arturowi i Martynie. Nie zamierzam iść tam sama.

Usłyszałam nagle brzęczenie mojego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie przyjaciółki.

– Halo?

– Cześć, Nadia – usłyszałam zniekształcony głos. – Słuchaj, jestem chora i czy mogłabyś przynieść mi lekcję?

– Mmm... Tak jasne.

– Coś nie tak? – zapytała, słysząc mój niepewny ton.

– Nie tylko dziś jest spotkanie trójek klasowych.

– Nie wiedziałam, ale możesz iść z Arturem.

– Ta... o ile w ogóle będzie. Życzę zdrowia.

– Dzięki, kochana, do później.

Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszyłam pod salę od anielskiego. Siedział tam Artur ze słuchawkami w uszach. Usiadłam obok i pociągnęłam za biały kabelek.

– Hejka – powiedziałam.

– O cześć, co tam?

– Wiesz, że dzisiaj zebranie?

– Nie mów, że po lekcjach.

– No niestety.

- Ugh...

– Też mi się to nie podoba, a Martyna jest chora i...

– Wygląda na to, że idziemy tam razem.

– Dokładnie.

***

Po skończonej chemii pożegnałam się z bliźniakami i ruszyłam z Arturem do piętnastki.

– Wiesz... muszę iść do łazienki – powiedział Artura. – Zajmij jakieś miejsca.

– Okey.

Blondyn się oddalił, a ja podeszłam do drzwi, gdzie miało być spotkanie. Zastanawiam się czy najpierw zapukać, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Szarpnęłam za klamkę i weszłam do środka. Pierwsze to co rzuciło mi się w oczy to, że wszystkie ławki były zajęte. No oprócz pierwszej w środkowym rzędzie. Przy biurko stał nauczyciel w-fu.

– Dzień dobry – powiedziałam.

Nauczyciel spojrzał na mnie, ale szybko ponownie pochylił się nad swoim notesem.

Chciałam już usiąść na wolnym miejscu, ale usłyszałam znajomy głos.

– Nadia, chodź tutaj.

Spojrzałam w głąb sali. W przed ostatniej ławce siedział Adam. Obok niego było wolne miejsce. I co mam zrobić? Za późno żeby udać, że go nie usłyszałam. Podeszłam do jego ławki i usiadłam.

– Cześć – przywitałam się.

– Siemka.

– Jesteś tu sam? – zapytałam się.

– Tak, wyrolowali mnie - zaśmiał się. – A ty?

– Jestem...

Nie dokończyłam, bo naszą uwagę przykuło czyjeś wyjście do sali. Był to Artur. Stanął i przez chwilę się rozglądał. W końcu jego wzrok padł na mnie i Adama. Później z grymasem na twarzy usiadł w pierwszej ławce.

Nauczyciel, który siedział na obrotowym fotelu, wstał i przemówił.

– Tak samo jak i wam nie chcę tu być, więc zebranie nie będzie długie. Pierwsza informacja to, że w sobotę w szkole będzie festyn jesienny. Obecność obowiązkowa. Pewnie zapytacie: Czemu? I wiecie co? Sam chcę wiedzieć. No ale naszego dyrektora ciężko ogarnąć.

Zastanawiam się czy on jest zmęczony dzisiejszym dniem czy po prostu ma wywalone na to co musi przekazać.

– Druga sprawa o wiele błaha i doskonale by tą wiadomość przekazali wychowawczy, no ale po co. Dobra wracając, od 15 października jest obowiązek zmieniania butów, ale nie oszukujmy się nikt z was tego nie robi.

Niektórzy w sali się zaśmiali.

– Trzecia i ostatnią sprawa, że 1 grudnia będzie wyjazd do filharmonii. Tematyka będzie o świętach i kolędach. I trzeba ubrać się na galowo. To tyle możecie iść.

– On zdecydowanie ma zły dzień – szepnął Adam, wstając ze swojego miejsca.

– Zgadzam się.

Wyszliśmy z sali, gdzie wpadliśmy na Artura.

– Nadia, wracamy razem? – zapytał blondyn.

– Chciałabym, ale muszę Martynie zanieść lekcję, poprosiła mnie o to.

– Okey... to do jutra – burknął i szybko sobie poszedł.

Coraz częściej denerwuje mnie jego zachowanie.

– Wygląda na to, że idziemy w tę samą stronę – uśmiechnął się Adam.

– Rzeczywiście.

Wyszliśmy ze szkoły.

– Wiesz jak Martyna się czuje? – zapytałam.

– Nie najlepiej, ale jutro będzie zdrowa jak ryba.

– A jak tam treningi?

– A właśnie, pewnie nie słyszałaś, ale Krystian został zawieszony.

– Co? Miesiąc po rozpoczęciu? Co zrobił?

– Ukradł klucze szatniarce i zamknął w niej jakiegoś pierwszoklasistę. No i został przyłapany. Nie ma go w szkole, trener musiał wyznaczyć nowego kapitana.

– To świetnie, ale on po jakimś czasie wróci, co nie?

– No tak, ale trener porządnie się wkurzył na swojego synalka i żeby nie narazić się dyrektorowi, pewnie go wywali.

– Oby tak się stało.

– A jak tam twoje treningi?

– W tamten piątek miałam pierwszą konfrontację z drużyną Artura.

– I jak wrażenia?

– Większość jest w porządku, ale jeden z nich jest wredny i wkurzający.

– Mam nasłać na niego Maćka?

Zaczęłam się śmiać.

– Nie, nie ma takiej potrzeby.

Chwilę później znaleźliśmy się pod blokiem Adama i Martyny. Weszliśmy po schodach, a następnie do mieszkania. Zdjęłam buty i poszłam do pokoju przyjaciółki.

– Hejka – powiedziałam.

Martyna leżała w łóżku opatulona kocem i przykryta kołdrą. Koło niej leżały zużyte chusteczki.

– He... – zaczęła kaszleć.

– Moja bidulka – podeszłam i przytuliłam ją.

– Dużo mniej ominęło?

– Nie, same nudy. Przez cały dzień robiłam dla ciebie notatki z każdej lekcji i do domu jest karta pracy z chemii – wyciągnęłam wszystko z teczki. – Wystarczy, żebyś wkleiła do zeszytu.

– Anioł nie człowiek – powiedziała i kichnęła.

Dotknęłam jej czoła.

– Boże, jesteś cała rozpalona. Pójdę zrobić ci herbaty.

Zeszłym na dół i nastawiłam wodę do czajnika. Wyjęłam z górnej szafki czerwony kubek. Zaczęłam szukać  torebki z herbatą lecz z marnym skutkiem.

– Nieładnie tak myszkować w cudzym domu.

Podskoczyłam wystraszona. Adam stał oparty o blat stołu ze skrzyżowanymi rękoma.

– Długo tak się przeglądasz?

– Parę sekund. Czego szukasz?

– Herbaty.

– Środkowa szuflada obok lodówki.

– Dzięki.

Otworzyłam odpowiednią przegródkę i faktycznie były tam kilka rodzajów herbaty.

– Bardzo dbasz o Martynę - powiedział brunet.

– Wiesz, to ona jako pierwsza zaczęła ze mną rozmawiać. Poznała mnie z bliźniakami. Jakby to powiedzieć... dzięki niej stałam się częścią ich paczki.

– Uroczo...

– Ej, nie nabijaj się!

– Nie nabijam się.

Gdy zalałam kubek wrzątkiem, Adam otworzył lodówkę. Później podszedł do kuchenki i zajrzał do garnka, który tam był.

– Ehh... grochowa... czyli dziś będę głodował.

– Możesz coś zamówić – wsypałam cukier do herbaty.

– Jestem spłukany.

– To może zrobię naleśniki – zaproponowałam.

– Chce ci się?!

– Martyna pewnie również jest głodna no i ja w sumie też. Wszyscy na tym skorzystamy.

– Jakie szczęście, że Martyna cię poznała. Będziesz potrzebowała pomocy?

– Nie, dam radę.

Zaszył się w swoim pokoju. Ja zaniosłam gorący napar czarnowłosej.

– Dziękuję – powiedziała, upijając ostrożnie pierwszy łyk.

– Jesteś głodna?

– Bardzo. Mama chyba zrobiła obiad.

– Chcesz grochowej?

– Grochowa?! Nieee...

– O, czyli jesteś trochę podobna do brata.

– Pff...

Wróciłam do kuchni. Wyjęłam szklaną miskę. Znalazłam mąkę, cukier, jajko i mleko. Wymieszałam wszystkie składniki.  Znalezienie patelni sprawiło trochę problemów, ale w końcu się udało.

*TIME SKIP*

Wyłączyłam  kuchenkę,  a brudną miskę wstawiłam do zlewu. Spojrzałam na talerz z górą naleśników. Postawiłam je na stole i wzięłam dżem jagodowy.

Usłyszałam jak ktoś schodzi z góry.

– Ale pięknie pachnie – przy stole pojawił się brunet.

– Siadaj i smacznego.

Wzięłam dwa nowe talerze i jeden podałam chłopakowi. Posmarowałam naleśniki dżemem i zaniosłam je Martynie. Wróciłam do kuchni i sama zasiadłam do stołu.

– A gdybym ja był chory, też byś o mnie tak dbała? – zapytał.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Mam dobre serce, więc pewnie tak.

Zakaszlał i złapał się za brzuch.

Zaczęłam się śmiać.

– O nie, chyba mam gorączkę.

– Wiem, że udajesz.

– Nie udaje, sama sprawdź.

Dotknęłam ręką jego czoła. Miał ciepłe, ale nie rozpalone.

– Udajesz – stwierdziłam.

– Nie prawda, po za tym temperaturę nie sprawdza się ręką.

– To prawda. Gdzie masz termometr?

– Nie tym!

– A niby czym?

– Całusem w czoło.

– Co?!

– No tak. Mama nigdy nie sprawdzała ci w ten sposób temperatury?

– Nie... – zapadła cisza – poszukam tego termometru.

Odeszłam od stołu i otworzyłam znajdującą się wysoko szafkę,  bo tam najczęściej rodzice chowają leki, bandaże i inne. Jednak tam nic nie było.

Poczułam jak Adam łapię mnie za ramiona. Obrócił mnie przodem do siebie. Spojrzał mi w oczy i zrobił coś czego się  nie spodziewałam. Zbliżył się do mojej twarzy i dotknął ustami mojego czoła!

– Tak właśnie sprawdza się temperaturę.

Zrobiło mi się gorąco, czułam jak policzki mnie pieką. Był tak blisko... można powiedzieć, że to teraz ja dostałam gorączki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro