Rozdział 27.
Nadszedł grudzień a razem z nim pierwszy śnieg. Gdy na dworze nasypało dużo białego puchu, bliźniacy wyciągnęli mnie i Martynę na dwór. Zrobiliśmy mały kulig, składający się z dwóch sań. Najpierw ciągnęli Piotrek i Martyna, a później ja z Pawłem. Zrobiliśmy "pasażerom" małego psikusa. Gdy się tego nie spodziewali, zaczęliśmy biec i przy odpowiedniej szybkości gwałtownie skręciliśmy. Sanie się wywróciły i przyjaciele wpadli do zaspy. Ja i Paweł zaczęliśmy się śmiać.
Blondyn i brunetka wstali i otrzepali się ze śniegu. Wymienili się ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i zaczęli nas gonić.
Udało mi się uciec przed Martyną, ale przed Piotrkiem już nie. Złapał mnie i upadliśmy na ziemię. Chłopak chciał natrzeć moją twarz śniegiem, ale niespodziewanie blondyn dostała śnieżką w głowę. Oboje się odwróciliśmy i zobaczyliśmy Adama. A gdzieś dalej Maciek rozpoczął z Martyną i Pawłem wojnę na śnieżki.
– Zostaw ją, bo nie zawaham się tego użyć – powiedziała brunet, podrzucając w ręku białą kulkę.
Czemu jest tak, że jak wychodzę z przyjaciółmi, to pojawia się Adam z Mackiem? Okey, są mile widziani, ale skąd wiedzą gdzie jesteśmy?
***
Kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam mamę wałkująca ciasto.
– Cześć, mamo.
– Cześć, kochanie, pomożesz mi robić pierogi?
– Jasne.
Zdjęłam kurtkę i buty i poszłam umyć ręce. Usiadłam przy stole i podwinęłam rękawy. Lubiłam pomagać mamie w kuchni. Przy niej mogę nauczy się gotować i możemy w tedy pogadać i teraz nie będzie inaczej.
– Jak na sankach? – zapytała mama.
– Fajnie, z Pawłem wrzuciliśmy Martynę i Piotrka w zaspę.
Mama zaśmiała się lekko.
– Jak wy ich rozróżniacie? – zapytała ze śmiechem, gdy sklejała pierwszego pieroga.
– To proste, Piotrek ma pieprzyka pod okiem. Nie zauważyłaś?
- Najwidoczniej nie. A w związku z bliźniakami... -mówiła niepewnie.
– Co z nimi? – zapytałam, wycinając kółka z ciasta.
– Ehh... czy ty ich lubisz?
– Gdybym ich nie lubiła, to bym się z nimi nie przyjaźniła.
– Tak, ale chodziło mi czy lubisz ich inaczej?
– A to masz na myśli. Mamo mów w prost, jesteśmy same. A odpowiadając na twoje pytanie to nie, nie jestem w nich zakochana. Nigdy nie pomyślałam o nich w ten sposób.
– Rozumiem, ale chyba jest ktoś, kto ci się podoba?
– Ehh... być może. Ale to nie w porządku.
– Co jest nie w porządku?
– Bo podobają mi się dwóch.
– To nic złego. Źle by było, jeśli jednego lubisz bardziej, a drugiemu dajesz złudne nadzieje.
Zapadła cisza, którą szybko przerwano.
– To powiesz, kto wpadł ci w oko?
– Artur z mojej klasy...
– Ten, z którym grasz w kosza?
– Tak.
– A ten drugi?
– Brat Martyny.
– Adam?!
Pokiwałam głową.
– Wiesz... kiedyś też podobali mi się dwóch chłopaków.
– Serio?
– Tak, ale to trochę bardziej skomplikowane.
– Opowiedz mi – poprosiłam.
– Gdy byłam mała obok nas mieszkała inna rodzina i mieli syna w moim wieku. Bawiliśmy się razem i razem dorastaliśmy.
– Przyjaciel z dzieciństwa?
– Tak – mama uśmiechnęła się pod nosem – ale jako nastolatka zakochałam się w nim. Ale poszliśmy do różnych szkół średnich. Już nie spotykaliśmy się tak często... w ogóle się nie widzieliśmy. A w szkole poznałam twojego tatę. Spotykałam się z Robertem i zakochałam się w nim. Później poszliśmy razem na studia i tam go spotkałam. I wszystkie wspomnienia wróciły.
– Wow.
– Dokładnie. Pewnego dnia przyszedł i powiedział, że mnie kocha.
– I co zrobiłaś?
- Mimo że tęskniłam z nim, nie czułam tego jako nastolatka. Powiedziałam mu prawdę.
– Żałowałaś kiedyś swojej decyzji?
– Było mi go szkoda, ale nigdy nie żałowałam.
Później zaczęłyśmy rozmawiać o czymś przyjemniejszym i nie doprowadzającym nas do płaczu.
***
Nadeszły święta. Wigilię spędziliśmy w domu, ale następnego dnia pojechaliśmy do wujka- brata taty. Ciocia upiekła dużo ciast, więc ci chwilę sięgałam po kawałek tych pyszności. Przy świątecznym stole nie obeszło się bez krepujących pytań. Później z Danielem oglądaliśmy ,,Kevina".
Kiedy rodzice wygadali się z ciocią i wujkiem, pojechaliśmy do babci. Oczywiście tacie się to nie podobało, ale mama uparła się, że muszą ją odwiedzić, bo mieszka sama.
Trochę zjedliśmy i pogadaliśmy, ale byłam zmęczona, więc poszłam spać.
***
Ktoś mnie brutalnie obudził. Była to babcia.
– Wstawaj, kochaniutka, szkoda dnia – powiedziała, odsłaniając zasłony, ale zobaczyłam, że nadal było ciemno.
Sprawdziłam godzinę. 6:15. Boże! Dlaczego?! A myślałem, że tylko sąsiadka tak wcześnie wstaje.
Półprzytomna ubrałam się i wyszłam na dwór. Och, cholernie zimno i ciemno. Zobaczyłam światło wydobywające się z kurnika. Poszłam tam i zobaczyłam babcie. Miała koszyk i wkładała do niego jajka zniesione przez kury.
– Co tu robimy? – zapytałam.
– Zbieramy jajka na śniadanie. Weź tą lampę, bo tam dalej nic nie zobaczę.
Wzięłam jedyne źródło światła i poszłam za nią. Babcia bardzo szybko i sprawnie wykonywała swoją pracę, więc nie zdziwiło mnie, że szybko wyszliśmy z kurnika.
Gdy przemierzaliśmy podwórko, zobaczyłam w oddali dom. To chyba tam mieszkał ten przyjaciel mamy. Za nim matka nie opowiedziała mi tej historii w ogóle nie zwracałam uwagi na ten dom.
– Babciu, kto tam mieszka?
– Gdzie?
– No tam?
Pokazałam palcem na budynek, który znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej.
– A tam... nikt – zaczęła iść dalej.
– Jak to nikt? – zatrzymałam ją.
– Mieszkali tam państwo Lilkalskich z synem. Przyjaźnił się z Olgą. Lecz on już dawno się wyprowadził się do miasta i nigdy nie wrócił. Kilka lat temu zmarli jego rodzice i dom pozostał pusty.
– Przykro mi, bo nie ma dziadka a oni byli jedynymi sąsiadami.
– Tak, to prawda, ale dobrze mi tu samej.
Teraz zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno. Mama była jedynaczką, więc nikt inny ją nie odwiedza oprócz nas.
Poszłyśmy dalej.
– O prawie bym zapomniała! – odezwała się nagle babcia i odwróciła się do mnie.
Wręczyła mi sto złotych.
– Słyszałam, że zbierasz na wycieczkę. Tylko nie mów rodzicom – puściła mi oczko.
– Dziękuję.
– Taki mały, spóźniony prezent świąteczny. A teraz choć, trzeba zrobić tym śpiochom śniadanie.
-----------------------------------------------------
Tak, ja żyję! Nie umarłam. Bardzo ale to bardzo dawno nie było rozdziału, ale miałam taką małą blokadę. No ale powróciłam. ❤❤❤
Do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro