Rozdział 38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Adama

Mówi się, zakochanie się, to cudownie uczucie. Ale to gówno prawda. Bo nie jedna osoba doświadczyła zakochania bez wzajemności. Leżałem na łóżku i myślałem o moich uczuciach, o Nadii i o jej miękkich ustach. W głowie ciągle przywoływałem ten moment, w którym ją pocałowałem i jak świetnie czułem się w tamtej chwili.

Gdy poznałem Nadię, była bardzo nieśmiałą dziewczyną i może to mnie w niej urzekło. Zawsze rumieniła się, gdy usłyszała jakieś miły komplement. Nie uganiała się za chłopakami jak inne.

I tak leżałem i myślałem nad swoim losem.

Nagle usłyszałem huk. Podniosłem gwałtownie głowę i zobaczyłem jak Maciek prawie rozjebał mi drzwi.

– Powaliło cię czy jak?! – zapytałem zirytowany tym, że ktoś śmiał przerwać mój spokój.

– Wychodzimy – powiedział stanowczo i szczerząc się.

– Człowieku jest trzydzieści stopni w cieniu, ja nigdzie nie wychodzę – jęknąłem z niezadowoleniem.

– Człowieku – sparodiował mnie – są wakacje, trzeba z tego korzystać.

– Wiem, ale moje myśli krążą wokół jednej osoby i nawet nie mam siły się ruszyć, chyba że chodzi o jedzenie.

– To w takim razie nie podzielę się z tobą super hiper tajnym sekretem, który zdradziła mi Martyna. Jedyna osoba, która wie wszystko o pewnej szatynce z lokami.

Podniosłem się i spojrzałem na niego zdziwiony. A on stał z założonymi rękoma i uśmiechał się, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.

Jeśli wspomina o Martynie i Nadii, to znaczy, że czegoś się dowiedział.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Nic nie powiem dopóki gdzieś nie wyjdziemy.

– Żartujesz, prawda?

– Jestem śmiertelnie poważny. Wychodzimy.

Ciężko westchnąłem. Maciek jest człowiekiem, który jak coś postanowi to zrobi wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Tak więc, nawet jakbym błagał go na kolanach to i tak mi nie powie dopóki nie wyjdę na zewnątrz. Nie było sensu się z nim kłócić.

– Dobra – wstałem i rozłożyłem ręce – to gdzie idziemy?

– Na miasto z chłopakami – powiedział dumny z siebie jakby wszystko zaplanował. – Tylko weź ubierz coś przyzwoitego.

Spojrzałem na swoje ubrania. Bawełniane, białe spodenki i trochę zniszczona bluzka.

– Są w porządku.

– Jeśli chcesz wyglądać jak menel to tak, są w porządku.

Przewróciłem oczami, kiedy mój przyjaciel wychodził z pokoju.

Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej czarne, jeansowe spodenki do kolan oraz biały T-shirt. Gdy się ubrałem, podszedłem do lustra i przeczesałem swoje czarne włosy. Miałem już wyjść z pokoju, gdy zobaczyłem czerwony materiał, wystający z jednej z szuflad. Biorąc go do ręki, zobaczyłem, że to koszulka, w której spała Nadia. Mimo że zdarzyło się to raz, to odzież pachniała jej perfumami. Uśmiechnąłem się do siebie. Zwariowałem na jej punkcie. 

Otworzyłem drzwi pokoju i ujrzałem coś dziwnego. Moja siostra stała oparta o ścianę, a Maciek był pochylony w jej stronę, trzymając rękę na wysokości jej głowy. Ich twarze były bardzo blisko... niebezpiecznie blisko. Odsunęli się od siebie, gdy tylko mnie zobaczyli. Na policzkach Martyny wkradły się rumieńce.

– To co, idziemy? – szatyn bardziej stwierdził niż zapytał i zaczął schodzić schodami.

Spojrzałem na siostrę, chcąc coś powiedzieć, ale ona z prędkością światła zamknęła się w swoim pokoju.

Szliśmy na przystanek, który miał nas zawieść do centrum miasta. Zastanawiałem się na tym co zobaczyłem kilka minut temu.

– Co jest między tobą a Martyną? – zapytałem, przerywając dziwną ciszę.

- Emm... Adam... – podrapał się po karku.

– Tylko nic nie ściemniaj.

– Doskonale wiesz, że Martyna strasznie mi się podoba. Tylko powszechnie wiadome jest, że ja do związków się nie nadaję, bo co chwila spoglądam na inną. Powiedziałem jej o tym i postanowiliśmy zostać przyjaciółmi z bonusikiem.

Powiem jedno, mój przyjaciel jest popierdolony. Spodziewałem się po nim najdziwniejszych rzeczy, ale nie tego. Ale jeśli Martynie to odpowiada, to nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że wie, jakie mogą być tego konsekwencje.

– Ale o tym wiedzą tylko ty, Nadia i bliźniacy.

– Czyli – zacząłem wolno – jak jesteście ,,przyjaciółmi'' to teoretycznie możecie umawiać się z innymi.

Maciek zatrzymał się gwałtownie. Patrzył gdzieś w dal i o czymś myślał. Po chwili podrapał się po głowie i odchrząknął.

– N-No... tak...

Mogę się założy, że o tym nie pomyślał.

Gdy doszliśmy na przystanek, autobus właśnie podjeżdżał.

Ja, Maciek i reszta naszych kumpli szliśmy główną drogą Starego Miasta. Mijaliśmy różne lokale z jedzeniem lub stoiska z pamiątkami. Przechadzaliśmy się jak większość ludzi, którzy korzystali z lipcowego popołudnia.

Chłopaki zastanawiali się, gdzie tym razem pójdziemy coś zjeść. To było częstym zjawiskiem. Lubiliśmy przychodzić tu, żeby zamówić coś w tutejszych knajpach. Nasz wybór padł na malutką pizzerię pod nazwą ,,Da Grasso". Zamówiliśmy dwie czterdziestki ze wszystkim co się dało oprócz ananasa, którego Maciek i Michał nie cierpią. I w sumie ja też. Wolę jeść ananasa oddzielnie, a nie w sosie pomidorowym.

Wyszliśmy z pizzerii i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Przyjaciele zaczęli wesoło gawędzić. Też dzieliłem się spostrzeżeniami na dany temat lecz głównie byłem zagłębiony w swoich myślach.

Gdy przyniesiono nasze zamówienie,  każdy rzucił się na jedzenie. Jak zwykle Maciek i Wojtek zjedli najwięcej. Są to największe żarłoki jakich spotkałem, a nie widać po nich żadnych oznak otyłości. Ale można wytłumaczyć to szybkim metabolizmem i treningami.

Gdy wszystko zostało zjedzone, posiedzieliśmy jeszcze, prowadząc kolejne rozmowy. Nagle Wojtek szturchnął mnie w ramie. Spojrzałem na farbowanego blondyna z niebieskimi oczami, który nachylał się w moją stronę, żeby coś powiedzieć.

– Kilka stolików dalej siedzi gróbka dziewczyn i jedna z nich ciągle ci się przygląda.

Nie interesowało mnie to zbytnio, ale mimo to spojrzałem w ich stronę. Faktycznie, jakaś szatynka na mnie patrzyła, jednak szybko odwróciła wzrok.

Wróciłem do rozmowy z chłopakami i było okey dopóki nie zamilkli, bo ich uwagę skupili na kimś, kto podszedł do naszego stolika. Podniosłem głowę, mrużąc oczy, przez głupie słońce.

To była ta szatynka, która teraz też na mnie patrzy.

– Widzę, że skończyliście jeść, ale zostało wam trochę ketchupu. Możemy je wziąć, bo nam zabrakło.

Przez całą swoją wypowiedź, trzymała wzrok na mojej twarzy.

– Jasne, trzymaj – powiedział Michał i podał jej sos. Dziewczyna przyjęła plastikowy pojemnik, ale nie podziękowała mu.

– Czemu ciągle się na mnie gapisz? – zapytałem zirytowany.

– Bo jesteś przystojny – uśmiechnęła się – może wyjdziemy gdzieś razem, to mój numer...

Uniosłem dłoń, żeby jej przerwać.

– Nie chcę nigdzie z tobą wychodzić, nie chcę twojego numeru, po prostu sobie idź.

Może i byłem za ostry, ale ta dziewczyna była jakaś dziwna.

Szatynka zrobiła niezadowoloną minę, ale nic już nie powiedziała i wróciła do swoich koleżanek.

– Stary, co to było? – zapytał Mirek- była niezła.

– Ta, ale oczy psychopatki – wtrącił Maciek. Z ust mi to wyjąłeś, przyjacielu.

Gdy wyszliśmy z lokalu, poszliśmy kupić zimne soki. Preferuję colę lub fantę, ale nie wiem czy gazowane napoje to dobry pomysł na taką pogodę.

Później poszliśmy do parku z fontanną i usiedliśmy na drewnianej ławce.

– Adam, co z tobą? Za wiele się nie odzywasz dzisiaj- powiedział Michał.

– Biedak, cierpi z miłości – rzekł teatralnie Maciek.

– A co, nie kocha go? – zaczęli gadać jakby mnie z nimi nie było.

– Kocha, tylko on o tym nie wie.

Wstałem na równe nogi, spoglądając na niego zdziwiony. Szczerzył się jak głupi. To o tym wiedział i nie chciał powiedzieć.

– Czasami na prawdę jesteś popaprany – warknąłem, ale uśmiechnąłem się szczęśliwy, bo ona mnie kocha.

Oczami Nadii 

Przez prawie dwa miesiące nie miałam kontaktu z Adamem. Nie pisaliśmy i nie widzieliśmy się. Kiedyś nie pisaliśmy często, ale jak już się zdarzało to pisaliśmy długo i o jakiś pierdołach. A teraz? Nic! I to na prawdę mnie nie pokoi. Może uznał, że ten pocałunek, był błędem i teraz chce zerwać kontakt. Jak na razie dobrze mu idzie...

Mój humor pogorszył się, gdy wstałam rano i pakowałam swoje rzeczy, się szykując się na nocowanie u Martyny. Co oznacza, że go zobaczę i kompletnie nie będę wiedziała, co zrobić jak to się stanie.

– Halo? – rzuciłam, odbierając połączenie od Justyny.

– Martyna ma uczulenie na orzechy włoskie czy laskowe?

– Włoskie, czemu pytasz?

– Robię ciasto i nie byłam pewna, które mogę użyć.

– Justyna – przeciągnęłam ostatnią sylabę – nie musisz nic robić, u Martyny jest wystarczająco słodkości.

– Wiem, ale pierwszy raz u niej nocuje i nie wypada przychodzić z pustymi rękoma.

W sumie kultura tego wymaga, ale wątpię, żeby Martyna zwróciła na to uwagę.

– Na prawdę nie musisz się fatygować.

– Uwierz mi, jeszcze będziecie prosić o więcej, kończę, pa.

I rozłączyła się.

***

Byłam prawie na miejscu, gdy z daleka zobaczyłam moją koleżankę. Trzymała w rekach ciasto z niezadowoloną miną.

– Hej! – krzyknęłam i mocno ją przytuliłam.

– Cześć – jej uśmiechnięta twarz zrobiła się momentalnie poznałaś. – Czemu kazałaś mi tu na ciebie czekać?

Zrobiłam skwaszoną minę. W końcu jej obiecałam...

– Okey, chodzi o brata Martyny.

– Co z nim? Myślałam, że się lubicie – powiedziała, gdy wchodziłyśmy do kładki schodowej.

– To skomplikowane, coś się miedzy nami zdarzyło i przez prawie całe wakacje nie mieliśmy kontaktu. I boję się, że otworzy te drzwi i będziemy patrzeć na siebie w niezręcznej ciszy – wskazałam na drzwi mieszkania przyjaciółki, które sekundę później się otworzyły. Zobaczyłam w nich Adama. No ja chyba śnię! Chcę umrzeć. Stał przede mną w białej koszulce, spodenkach trzy czwarte w kratę i adidasach.

– Cześć, Nadia.

– Cześć.

Spojrzał na moją towarzyszkę i odetchnęłam z ulgą.

– Ty zapewne jesteś Justyna. Wejdźcie, Martyna jest w kuchni.

Wpuścił nas do środka, a sam wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Czy on mnie unika?

– Nie znam szczegółów, ale między wami iskrzy – powiedziała ucieszona dziewczyna.

– Nie wydaje mi się...

– Nie widziałaś jak na ciebie patrzył?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przyszła powitać nas Martyna.

– Cześć, dziewczyny.

– Hej, to dla ciebie – szatynka podała jej ciasto.

– Ojej, nie musiałaś, dziękuję – czarnowłosa przyjęła prezent – idźcie na górę, zaraz przyjdę.

– Może ci w czymś pomożemy? – zapytała dziewczyna.

– A w życiu! Jesteście moimi gośćmi – uśmiechnęła się szeroko i z ciastem wróciła do kuchni.

– Jest jakoś wyjątkowo radosna – powiedziała Justyna, gdy wchodziłyśmy po schodach. – Ciekawe czemu?

– Zapewne niedługo nam powie.

Gdy znalazłyśmy się w pokoju brunetki, od razu się rozgościłyśmy. Dziewczyna rzuciła się na łóżko i szukała na telefonie filmu, który byłby odpowiedni na dzisiejszy wieczór, a ja rozkładałam drugą wersalkę, na której miały spać Justyna i Iza. A właśnie...

– Gdzie jest Iza?

– Nie długo będzie – odpowiedziała, a później odrzuciła swój telefon od siebie z dźwiękiem niezadowolenia. – Odpuśćmy sobie film i obejrzyjmy ,,Gossip girl".

– Jak zaczniemy to nie będziemy mogły przestać.

Justyna zaśmiała się na moją uwagę. Ten serial był jak narkotyk. Oglądasz kilkanaście odcinków naraz, a później myślisz tylko o tym, kiedy będziesz znów mógł wkroczyć do świata Sereny van der Woodsen i spółki.

– Masz rację. Ale i tak obejrzy.

Widzicie, powinna iść na odwyk.

Chwilę później przyszła Martyna z tacą pełną słodyczy, chipsów i ciasta.

– Niedawno dzwoniła do mnie Zuza i powiedziała, że nie może przyjść.

– To dlatego masz taki dobry humor – powiedziałam

– Czemu mnie to nie dziwi – powiedziała ironicznie Justyna.

– Co ja zrobię, że nie trawię tej osoby. A po za tyn niekomfortowo czułabym się mówiąc przy niej moje sekrety.

Obie przytaknęłyśmy głowami na słowa Martyny. To wiadome jest, że plotki na jakiś temat rozgłaszała właśnie Zuza.

Kilka minut później przyszła Iza.

– Izabelo, czy masz to, o co cię prosiłam, żebyś przyniosła? – zapytała Justyna udawaną powagą.

Blondynka kiwnęła głową i wyjęła coś z plecaka. To był jakiś podłużny i niewielki przedmiot, ale nie wiedziałam co to dokładnie jest.

– Mogę? – zapytała Justyna zwracając się do Martyny, która przytaknęła.

I gdy Justyna przyłożyła ów przedmiot do ust, zorientowałam się, że to e-papieros.

Justyna podała mi go, gdy ona wypuściła dym z ust. Wzięłam go niepewnie, nigdy przecież nie paliłam. Widziałam tylko jak inni robili to gdzieś po kryjomu w szkole.

– Musisz tu nacisnąć – wskazałam na jakiś przycisk.

Zebrałam w sobie tyle odwagi ile się dało, przyłożyłam urządzenie do ust, nacisnęłam przycisk i zaciągnęłam się. Gdy chciałam wypuścić dym, zaczęłam się krztusić. Co w sumienie nie dziwiło.

– Nie przejmuj się. Tak jest za pierwszym razem – powiedział Iza.

Podałam e-papierosa Martynie, która też niepewnie bierze go do ręki. I tak jak ja zaczęła kaszleć. Nie zniechęciło to nas i dalej brałyśmy do ręki elektryka. Kurde najpierw alkohol teraz to. Moje życie bardzo się zmieniło. Gdyby ktoś w podstawówce zaproponował mi papierosa czy coś innego, to bym stanowczo odmówiła i uciekła hen daleko od tej osoby. A teraz? Sami widzicie.

– Dobra, Iza, schowaj, bo siwo jest, a nie chcę zrobić przypału Martynie – powiedziała Justyna, podając blondynce e-papierosa.

– Nic nie widzę, otworzę okno – powiedziałam, wstając z łóżka

Kilka minut później w pokoju Martyny, znowu można było wszystko zobaczyć. W tedy przyszła mama Martyny, żeby się przywitać. Zestresowało nas, gdy powiedziała, że czuje zapach wanilii, a to był smak liquidu.

– Eee... to moje nowe perfumy, proszę pani – powiedziała Justyna. – Martynie tak się spodobał, że wypsikała nim cały pokój.

– Tak, to prawda – powiedziała Martyna, energicznie kiwając głową.

– W takim razie... bardzo ładne – i wyszła. Coś mi się zdaje, że nam nie uwierzyła. Ale mimo to odetchnęłyśmy z ulgą.

– Perfumy? Serio?! – zapytałam.

– Nie miała czasu czegoś lepszego wymyślić – żachnęła się dziewczyna.

– Dobra, zacznijmy coś oglądać – Martyna zakończyła temat i włączyła laptopa.

Najpierw obejrzałyśmy jakiś film młodzieżowy, którego tytułu nie pamiętam. A drugi był tak słaby, że wyłączyłyśmy po 20 minutach. Zrażone filmem, sięgnęłyśmy po seriali. Wybór padł na ,,Pamiętniki wampirów". Mimo że ja i Martyna obejrzałyśmy go do końca, to z przyjemnością oglądałyśmy kolejne odcinki. Zaczęła się kłótnia, gdy powiedziałam, że Elena i Damon są dla siebie stworzeni. W tedy włączyły się Martyna i Iza, które wolały Elenę ze Stefanem. Justyna trzymała moją stronę, bo miała takie samo zdanie co ja. I tak kłóciłyśmy się, z kim powinna być Elena.

Po obejrzeniu dwóch sezonów, było już późno, więc przebrałyśmy się w piżamy i zgasiłyśmy światło. Ale nie poszłyśmy spać, tylko rozmawiałyśmy na różne tematy.

– No dobra to jak mają się sprawy z Maćkiem, Martyna? – Justyna poruszała znacząco brwiami, zauważyłam to dzięki świecącej się lampce koło dziewczyny.

– A weź – moja przyjaciółka machnęła lekceważąco ręką – kilka tygodni temu Adam nakrył nas, gdy Maciek chciał mnie pocałować, a później opowiedział mu dokładnie co nas łączy – gdy dokończyła zdanie Justyna zaczęła niekontrolowanie się śmiać. – Mógł mu tego nie mówić...

– Musisz go zrozumieć – odezwała się po dłuższym czasie Iza. – Nie chciał tego ukrywać przed swoim przyjacielem.

– Masz rację – przyznała z westchnięciem – dobrze, że Adam nic nie zrobił Maćkowi. Pamiętacie ten odcinek w ,,Gossip girl", kiedy Dan wkurzył się, bo Nate całował się z jego siostrą.

– O tak, pamiętam to! – powiedziałam.

– No właśnie.

– Dobrze, że z Kacprem nie mam takich problemów – rzekła Justyna.

– Jaki Kacper?! – zapytałyśmy wszystkie trzy.

– Jest z innej szkoły, poznaliśmy się w te wakacje i od nie dawna jesteśmy razem.

– Gratulacje – powiedziałam.

– Czemu nic wcześniej nie mówiłaś?!

Rozmowa kręciła się wokół nowego chłopaka Justyny. I niech tak pozostanie. Nie chciałam, żeby któraś z dziewczyn poruszyła temat z Adamem. Sama próbowałam o nim nie myśleć.

Moja uwaga skupiła się na Izabeli. Była obecna ciałem, ale myślami była zupełnie gdzieś indziej. Widać, że jest coś nie tak. Gdy w pokoju Martyny zapadła cisza, mogłam podjąć nowy temat.

– Coś się stało, Iza? Nie odzywasz się za wiele.

– Też to zauważyłam – dodał Martyna. – Co cię trapi?

– Przepraszam, że nie jestem byt towarzyska, ale przyszłam, bo myślałam,  że chociaż na chwilę zapomnę o słabej sytuacji w domu i chciałam spędzić ostatni dzień z wami.

Zamurowało nas. Czułam, że coś ją gnębi, ald nie miałam pojęcia, że jest aż rak poważnie.

– Opowiedz wszystko – Justyna złapała koleżankę za rękę jakby dała jej znak, że nam może zaufać.

– Całe wakacje to jest jakieś chore gówno! – załkała, wtulając się w szatynkę. Ja z Martyną u siadłyśmy na ich łóżku, żeby być bliżej zrozpaczonej dziewczyny- powiedziałam się, że tata zdradzał mamę z jakąś babą! Była wielka kłótnia, moja mama jest załamana. Tata się wyniósł, a ja mam z nim zamieszkać i z tą wywłoką, która zniszczyła mi życie!

Znowu zaczęła szlochać, a wszystkie ją przytuliłyśmy. Było mi jej naprawdę szkoda i współczułam jej, mimo że nic podobnego nie przeżyłam. Przyszli mi na myśl rodzice i zastanawiałam się jak ja bym to wytrzymała. Teraz moje zmartwienie Adamem było niczym w porównaniu do tego co przeżywała Iza.

Gdy blondynka się trochę uspokoiła, mówiła dalej.

– Przez całe wakacje chodziłam na rozprawy. Sąd pytał z kim chciałabym zamieszkać. Za każdym razem mówiłam, że z mamą. Ale decyzja była odwrotna, a to dlatego, że mama nie ma pracy i nie dałaby rady nas utrzymać. Będę mogła ją widzieć ją tylko w weekendy. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam.

Widziałam, że ostatkami sił powstrzymuje, żeby się nie rozpłakać.

– Będę musiała zostawić mamę, ciotkę, szkołę i was... tu było całe moje życie...

Tu już nie wytrzymywała i rozpłakała się, a my ponownie ją przytuliłyśmy.

– Może teraz mi nie uwierzysz, ale poradzisz sobie. Jesteś silna – powiedziała szeptem Martyna.

– Obiecaj, że będziesz próbowała odnaleźć tam szczęście – wydukałam, bo mi też zbierało się na płacz.

– Urządź tej lafiryndzie piekło – rzekła Justyna.

Iza zaśmiała się przez łzy.

– Będę tęsknić – po kilku minutach uspokoiła się i posłała nam uśmiech, ale po chwili zniknął. – Wiecie dlaczego jeszcze nie chcę wyjeżdżać? Bo moja relacja z Pawłem się rozwinęła.

***

Następnego dnia uzgodniłam z Martyną, że zbijemy Pawła na kwaśne jabłko. Jak on mógł nam nie powiedzieć, że spotykał się z Izą?! Przecież mówiliśmy sobie wszystko.

Po śniadaniu dziewczyny opuściły dom Martyny. Chciałam iść z nimi, ale przyjaciółka, poprosiła, żebym została dłużej, a ja się zgodziłam.

Siedziałam przy biurku ciemnowłosej i szukałam jakoś ubrań na jej laptopie.

– Okey, idę się kąpać, a ty jeśli znajdziesz coś fajnego to...

– ... do koszyka, przecież wiem.

Martyna poszła do łazienki, a ja do kuchni. Na schodach spotkałam Maćka. Pewnie przyszedł do Adama.

– Cześć, piękna – powiedział z tym swoim zabójczym uśmiechem.

– Cześć – odpowiedziałam, czując, że się rumienie. Jak on to robi, że każda dziewczyna dostaje przy nim rumieńców?

– Jak minął ci dzień?

– Nie wiem, bo co dopiero się zaczął.

– To ja zapewniam, że będzie jednym z najlepszych – poczochrał mnie po włosach i ruszył dalej schodami.

Kiedy miałam w ręku szklankę z sokiem, wróciłam do pokoju. Dalej szukałam ubrań i po jakimś czasie znalazłam świetną bluzę z kapturem w jasnoróżowym kolorze. Usłyszałam jak drzwi od pokoju otwierają się. Pewnie Martyna.

– Co myślisz o tym?

– Ładne, ale chyba nie ma mojego rozmiaru – usłyszałam dobrze znany mi głos i moje serce zaczęło szybciej bić.

Odwróciłam się i przede mną stał Adam.

– Co tam? – zapytał.

Serio, przez prawie dwa miesiące się nie odzywał i myśli, że teraz mu odpowiem?!

– Dobrze, a u ciebie?

– Świetnie. Jak się czujesz z tym, że za tydzień będziesz w trzeciej gimnazjum?

– Normalnie... jak niby mam się czuć?

– No trzecia klasa jest wyjątkowa. Kończy się pewien etap, przychodzą egzaminy i jest bal gimnazjalny.

– Bal? – zapytałam zdziwiona.

– No tak, taki sam jak w szóstej klasie.

– Nie miałam żadnego balu w podstawówce.

- Serio! Czyli nigdy nie tańczyłaś poloneza?

– Nigdy...

– W takim razie... - wyciągnął telefon i po chwili usłyszałam melodię charakterystyczną dla tego tańca – pora to zmienić.

Położył telefon na biurku i podał mi dłoń. Chwyciłam ją z lekkim uśmiechem. Stanęłam obok niego.

– Znasz kroki?

– Tak...

Przyglądałam się, gdy Daniel tańczył poloneza na studniowce.

Ruszyliśmy w odpowiednim takcie. Niebieskooki spoglądał na mnie co jakiś czas, a próbował ukryć swoje zmieszanie.

Muzyka ucichła i Adam uklęknął przede mną, ciągle trzymając mnie za rękę.

– Znam cię dwa lata i zdążyłem zobaczyć, że jesteś mądra, zabawna i urocza. Zawsze gdy poczułem do kogoś głębsze uczucie, traciłem tą osobę. I nie chcę popełnić tego samego błędu, więc... Nadio, czy zostaniesz moją dziewczyną?

Miałam wrażenie, że moje serce eksplodowało z szybkości, którą pompowało krew. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.

– Tak! Tak! Tak! – wykrzyczałam z radości.

Adam wstał i od razu pocałował mnie. I w tedy weszli Maciek i Martyna.

– Martyna, udało nam się! – przytulił czarnowłosą, której zabrakło tlenu. Na co zaśmiałam się. – To co, kiedy podwójna randka?

_________________________________________________________________________

Wesołych Świąt!

Wiem czekaliście na rozdział długo, ale mam nadzieję, że zawartość rozdziału wam to zrekompensuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro