Rozdział 40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Nadii

Gdy Adam poszedł, wzięłam pudełko po pizzy i ruszyłam do domu. Tylko że okrężną drogą. Mimo że byłam zmęczona długim dniem w szkole chciałam się trochę przejść. Po drodze wyrzuciłam karton do śmietnika na makulaturę.

Kiedy dotarłam do domu, rzuciłam plecak pod ścianę. Spojrzałam na salon, gdzie w zupełnej ciszy siedzieli rodzice i Daniel. Dopiero gdy usłyszeli dźwięk zamykanych drzwi, odwrócili się w moją stronę.

– Nareszcie, dzięki Bogu! – mama zerwała się z miejsca i zamknęła mnie w szczelnym uścisku. – Czemu nie odbierałaś telefonu?

– Dzwoniłaś? Dziwne powinnam słyszeć – otworzyłam tornister i zaczęłam szukać, ale nie było go tam. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy, ale tam też nie było. – Nie ma go! Zgubiłam?!

Nie mogłam uwierzyć, że nie zauważyłam braku telefonu. Przecież zawsze był blisko mnie. Ale faktycznie, przez całe spotkanie z Adamem nie miałam go w ręce.

– Uspokój się. Popytasz w szkole, czy ktoś go nie znalazł, a jak się nie znajdzie, kupimy ci nowy.

Pokiwałam głową na znak zgody. Była na siebie zła, bo nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego.

Spojrzałam na twarz rodziców i brata. Nadal byli czymś zmartwieni.

– Coś się stało?

– Babcia... jest ciężko chora – rzekła moja rodzicielka. Dopiero teraz zauważyłam, że ma zaczerwienione oczy.

– C-co j-jak to?! – zbladłam, a mój głos się załamywał.

– Lekarze wykryli u niej raka trzustki... – schowała swoją twarz w bawełnianą chusteczkę. Tata podszedł do niej i objął ramieniem. Poszli do sypialni, by tam się uspokoiła.

Usiadłam obok brata, przecierając oczy, bo zaczęły mnie szczypiec. Czułam jakby ktoś odebrał mi całą energię.

– Uzgodniłem z tatą, że oni pojadą do babci z samego rana, a my pojedziemy tam po szkole – powiedział poważnym tonem. – O której kończysz?

– O czternastej, ale ostatni mam w-f.

– Dobra, będę wcześniej.

***

Następnego dnia, rano, obudził mnie Daniel. Zrobił mi gorącą czekoladę, co było kochane z jego strony. Radko robił coś takiego, ale sytuacja w której się znaleźliśmy, obudziło w nim troskliwego brata.

W szkole poszłam do portierni, by zapytać czy ktoś znalazł mój telefon i czy nie oddał go tutaj. Jednak miły pan, który był, powiedział, że nie ma u siebie żadnych zgubionych rzeczy. Po tej wiadomości, mój schrzaniony nastrój jeszcze bardziej się pogorszył.

– I co? Nie ma? – zapytała Martyna, gdy wróciłam pod salę, lecz nie musiałam odpowiadać. Moja mina mówiła sama za siebie.

– Ja sądzę, że ktoś ci ukradł ten telefon – rzekł Piotr.

Posłałam mu zdziwione spojrzenie, bo w ogóle o tym nie pomyślałam. Ale po co? Był to stary grat i do tego ze zbitą szybką.

– Czemu tak myślisz? – zapytałam.

– Nie jesteś tak roztrzepaną osobą, żeby gubić swoje rzeczy, co nie Paweł? – spojrzał na brata, a ten wymamrotał coś pod nosem i poszedł, co zdziwiło nas wszystkich. Nigdy tak się nie zachowywał.

– A tego co ugryzło? – zapytała Martyna.

– Nie mam pojęcia. Jest taki od wczoraj. Martwię się.

Martyna i Piotrek byli pogrążeni w rozmowie, a ja myślałam o mojej babci i o tym co jej mogę powiedzieć, gdy ją zobaczę.

– Co się dzieje? – zapytał mnie Artur, który od początku przerwy się nie odzywał.

– Nic... nigdy niczego nie zgubiłam, a teraz powiedziano mi, że może ktoś mógł go ukraść, a ja głupia nie miałam żadnej blokady.

– Ej, nie mów tak! – położył dłonie na moje ramiona, żebym na niego spojrzała. – Nie jesteś głupia, bo ktoś ci ukradł telefon. Zdarza się. A rodzice kupią ci nowy – zrobił pauzę. – Ale nie o to się chciałem zapytać... znam cię wystarczająco długo, żeby widzieć, że coś się dzieje.

Czy naprawdę tak łatwo można odczytać to co czuje? A może to on ma jakąś super moc? To jednak nie ma znaczenia. Musiałam komuś się wygadać. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę ławek, na których usiedliśmy.

– Moja babcia jest chora...

– Przykro mi – zawsze zdawało mi się, że te słowa są puste i mówi się je, żeby nie było niezręcznej ciszy, ale w jego ustach zabrzmiało to szczerze.

– Zrywam się z ostatniej lekcji i razem z Danielem do niej jedziemy – zrobiłam przerwę, spoglądając na blondyna. – Wiesz, bardzo ją kocham i nie mam pojęcia jak się zachować lub powiedzieć, żeby wiedziała, że chcę ją wspierać – moje oczy zaszły łzami.

– Myślę, że dobrym pomysłem będzie rozmowa... o czymkolwiek. Powspominać miłe chwile z nią związane. Daj jej nadzieję i siłę do walki z chorobą.

Zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać. Ale nie dałam rady, więc go przytuliłam, żeby nikt nie widział mnie w takim stanie.

– Dziękuję.

Przez dłuższą chwilę trzymałam blondyna w objęciach i wtedy zobaczyłam, że niedaleko siedzi chłopaka z wczoraj. Skrzywiłam się, bo zapewne słyszał o czym rozmawiałam z Arturem.

Oczami Adama

Byłem cholernie zdenerwowany. Nadia nie odbiera ode mnie telefonów i nie odpisuje na wiadomości. Wczoraj wieczorem do niej zadzwoniłem i nie odebrała. Ale nie przejąłem się tym, bo mogła coś w tym czasie robić i postanowiłem spróbować za jakiś czas. Ale gdy nie odpowiedziała na moje czwarte połączenie, zacząłem się martwic.

Po moich wszystkich lekcjach, poszedłem spotkać ją pod szkołą. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem bliźniaków i Artura. Chłopaki przybili ze sobie piątki, Piotr i Paweł poszli w lewo, a zielonooki skierował się w moja stronę i dopiero mnie zobaczył.

– Cześć – zaczepiłem go.

– Cześć – odpowiedział niepewnie, poprawiając swój plecak na ramieniu i pewnie zastanawiając się, co od niego chcę.

– Nadia już wyszła?

– Eee... Nadii nie ma od jakiejś godziny.

– Co?

– Zwolniła się z ostatniej lekcji.

– Czemu? - kto jak kto, ale Nadia nie odpuszcza w-f'u.

– A czemu zadajesz mi tyle pytań?! Nic ci nie mówiła?

– Nic, bo od wczoraj nie mam z nią kontaktu.

– Aaa... – Artura jakby olśniło, a ja co raz bardziej się denerwowałem. – To dlatego, że zgubiła telefon.

To wiele wyjaśnia.

– No dobra, ale czemu się zwolniła?

– To inna sprawa. Dowiedziała się, że jej babcia jest ciężko chora i z Danielem pojechała do niej.

– Och...

W takich chwilach nigdy nie wiedziałem co zrobić czy powiedzieć. Ale żałowałem, że nie mogłem w tamtym  momencie przy niej.

– Dzięki, że mi o wszystkim powiedziałeś.

– Nie ma za co...

Czułem, że i dla niego cała ta sytuacja była niezręczna. Ale załagodziło relację między nami. Może bójka z wycieczki pójdzie w zapomnienie, bo Artur to naprawdę spoko koleś.

– Wow, cuda się jednak zdarzają – obok nas znalazła się moja siostra. – Normalnie rozmawiają i nie mają zamiaru się pozabijać. Jestem z was dumna.

Przewróciłem oczami na słowa Martyny, podobnie zrobił blondyn, z którym się pożegnaliśmy i wróciliśmy do domu.

Oczami Martyny

Nadia pojechała do babci i miała zostać  u niej cały weekend. Bardzo jej współczułam, choć sama nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Moi dziadkowie zmarli przed moimi narodzinami.

Leżałam na łóżku i miałam relaksowa się piątkowym popołudniem, ale moje myśli powędrowały do bliźniaków. Zastanawiało mnie zachowanie Pawła. Dlaczego miał zły humor? Zawsze był radosny i rzadko można było wytraci go z równowagi, więc naprawdę było to dziwnym zjawiskiem.

Chwyciłam swojego iPhona i zadzwoniłam do Piotra.

– Hej, młoda.

– Cześć, stary, jak tam twój brat?

– Bez zmian. Nie chce ze mną rozmawiać. Pytam go ,,Co ci jest? Co się stało? Czy mogę ci jakoś pomóc?"  A on jedynie ,,Odwal się! " Naprawdę nie wiem co robić...

Takie zachowanie było niepokojące. Bliźniacy rzadko się kłócili, ale gdy się jakaś zdarzała to szybko się godzili i nie rozpamiętywali. A teraz? Nie było żadnej kłótni, a przyczyna całej sytuacji nie jest nam znana.

– Może powiedziałeś coś co go uraziło?

– Kochana... gadamy o Pawle. Nawet gdybym zwyzywałbym go od najgorszych to go nie ruszyło. To coś siedzi w nie i nie mogę do niego dotrzeć. Myślałem, że jesteśmy zżyci...

– Może ja spróbuje – zaproponowałam.

– Każda pomoc się przyda, dziękuje.

Rozłączyłam się, przednio żegnając się z przyjacielem. Zerwałam się z łóżka i chwyciłam bluzę z polarem, bo na dworze nie było już tak ciepło. Zeszłam na dół i zobaczyłam jak Adam i Maciek grają w ,,Insygnię Śmierci cz.2" na telewizorze.

– Giń, kurwo! – krzyknął szatyn, nie odrywając oczu od ekranu.

– Stary, za tobą! – ostrzegł go mój brat.

– Drętwota, szmato! Żywego mnie nie weźmiecie!

Zaśmiałam się pod nosem. Maciek tak bardzo angażował się w grę, nie ważne czy to na boisku czy w grach video.

– Od kiedy jesteś rudy? – zapytałam zaczepnie.

– Bo nie chciałem mieć okularów – odrzekł uśmiechając się do mnie

– Ta jasne – zaśmiał się Adam. – zagrasz z nami?

– Nie, mam coś do załatwienia.

– No choć, będziesz Hermioną – zachęcał mnie Maciek.

– Może innym razem – założyłam buty i pożegnałam chłopaków buziakiem z policzek.

Wyszłam z klatki i poczułam wibracje i kieszeni. Wyciepnęłam telefon i zobaczyłam, że dostałam nową wiadomość.

Od Maćka: Teraz się wywinęłaś, ale jutro mnie się nie pozbędziesz.

Uśmiechnęłam się czytając słowa od niego. On jest niemożliwy.

Gdy  znalazłam się pod mieszkaniem bliźniaków, zapukałam do drzwi.  Otworzył mi Paweł. Uśmiechnęłam się do niego. 

– Ubieraj się, wychodzimy. 

– Słucham?! – zapytał jakby niedosłyszał. 

– Po chińsku mówię? Zakładaj buty i idziemy.

– Nie mam ochoty nigdzie iść – burknął. 

– A ją nie mam ochoty na kłócenie się z tobą.  Wyłaź albo siłą  cię wyciągnę. 

– Nigdy nie odpuszczasz – westchnął I poszedł założyć trampki. 

Gdy wyszliśmy, nic nie mówiłam, nawet gdy minęło pięć, długich minut nadal milczałam. 

– Powiesz coś wreszcie, czy będziemy chodzić tak do wieczora? – słychać było, że był zirytowany.

– Czekam aż ty zaczniesz – powiedziałam pewnie, a on spojrzałam na mnie jak na wariatkę. – Wiem, że masz jakiś problem z Piotrek i wyładowujesz się na mim.

Spojrzałam na przyjaciela uważnie. Dla innych wyglądałby normalnie, ale jak widziałam, że coś go gryzie. Skupił na mnie swój wzrok, zanim westchnął ciężko. Przeczesał palcami  włosy i pociągnął za ich końcówki. Wyglądał jakby bił się z własnymi myślami. 

– Dobra – powiedział, przerywając ciszę. – Nie jestem niego, choć w dużej mierze go to dotyczy... Wczoraj Adam mianował go kapitanem. 

I wszystko stało się jasne. Wiele razy słyszałam jak mój brat i Maciek mówili, że Paweł byłby świetnym kapitanem. Wiedziałam,  że to jedyne marzenie blondyna. Widziałam ile zaangażowania w to wkładał. I Adam to widziałam,  ale zdecydował inaczej. Tylko czemu? 

– Dlaczego wszyscy dawali mi złudne nadzieję?

– Przykro mi, Paweł. Music być na to logiczne wytłumaczenie. Nie chcę mi się wierzyć, że mój brat zmienił decyzję be żadnego powodu. Pogadankę z nim. 

– I co to zmieni?

– Wszystko. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro