Rozdział 45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Artur jeszcze tydzień musiał zostać w szpitalu. A gdy przyszedł pierwszego dnia, nasza klasa ciepło go powitała. Wychowawczyni uświadomiła mu z czego miał zaległości. Czyli ze wszystkiego. Oczywiście cała nasza czwórka służyła pomocą. Blondyn był też wezwany do szkolnego psychologa, ale ,,pomógł" mu tak jak i mi... czyli w ogóle.

– Przywiążę cię do łóżka! – krzyknął nagle Paweł.

– Piotrek, weź mu coś powiedz – powiedział błagalnie Artur, przenosząc wzrok z jednego klona na drugiego.

– Niestety, muszę zgodzić się z bratem – Piotrek skrzyżował ręce na piersi, opierając się o parapet.

– Ale ja będę tylko tam siedział! – nadal ich przekonywał jednak bliźniacy nie wyglądali na to, aby zmienili zdanie.

– Nadia? – blondyn spojrzał na mnie błagalnie.

– Masz zalecenie od lekarza, że po szkole masz wracać do domu i odpoczywać. Żadnych treningów.

– Ale ja mam dużo energii, nie potrzebny mi odpoczynek.

– Chcę tylko zobaczyć, czy chłopaki dają sobie radę. Muszą być gotowi na zawody.

– Nie znaczy nie! Tak bardzo słaby z polskiego jesteś, że nie rozumiesz tego słowa?! – Paweł zdawał się być zirytowany.

– Nie jesteś moją matką, Paweł! – zielonooki wystawił ostrzegawczo palec, co znaczyło, że jest na granicy cierpliwości. Chłopcy kłócili się całą przerwę, a ja z Piotrem przyglądaliśmy się temu. Gdy sprzeczka trwała w najlepsze, uśmiechnięta Martyna przyszła do nas.

– Właśnie rozmawiałam z Adamem i razem z Maćkiem chcą z nami do maka, żeby uczyć to że Artur wyszedł ze szpitala.

– Tego też mi zabronisz? – zwrócił się do niebieskookiego. Paweł wywrócił oczami i miał kontynuować kłótnie, ale pojawiła się osoba, której dawno nie widziałam i w sumie nie chciałam wiedzieć.

– Cześć, Artur – Ivi posłała mu ,,niewinny" uśmiech, a bliźniacy stanęli obok blondyna ze skrzyżowanymi rękoma jakby byli jego prywatną ochroną.

– Cześć – odpowiedział, marszcząc brwi na jej widok i nie dziwie mu się. Nie wiem czego ona znowu od niego chce. Nagle zainteresowała się kimś a nie swoim wyglądem. Normalnie święto.

– Jak się czujesz?

Artur przymknął oczy z irytowania. Wszyscy zadawali mu to pytanie, a odpowiadanie na to samo, mogło działać na nerwy. Zanim jej odpowiedział, został wyprzedzony.

– Jak widzisz, moja droga Iwonko – Paweł zrobił krok do przodu, równając z zielonookim, a jego sarkazm był niemalże namacalny. – Z Arturem jest wszystko dobrze i poprzedzając twoje kolejne pytanie, nie, nie możesz nic dla niego zrobić, bo Artur ma przy sobie wiernych przyjaciół, którzy go wspierają, więc twoja obecność nie jest tu konieczna, więc z łaski swojej oddal się na pięćset metrów i nie zatruwaj nam powietrza.

Słuchałam go z szeroko otwartymi oczami, Martyna zasłoniła usta ręką, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a Ivi wyglądała na porządnie wkurzoną. Odeszła, nic nie mówiąc, bo chyba nie wiedziała co.

Właśnie za to kocham Pawła.

Był wstanie wszcząć bójkę, bo ktoś obraził jego przyjaciół. I było kilka takich akcji. Pamiętam jak jakiś chłopak zwyzywał Piotrka, a gdy Paweł to usłyszał, przywitał go prawym sierpowym. Tamten mu oddał i zaczęli się bić. Było to niemałe widowisko dla innych uczniów. Nauczyciele ich rozdzielali. Zobaczyłam, że ten chłopak  był nieźle pokiereszowany. Na koniec Paweł, krzyknął do niego ,,Nikt nie będzie obrażał mojego brata!". Podobnych sytuacji było sporo i za każdym razem byli wzywani rodzice bliźniaków. Albo pamiętam, gdy szłam z nim na stołówkę i przez przypadek zderzyłam się barkiem z jakąś dziewczyną. Nie zareagowałam, bo w szkole tak się zdarzało. Dziewczyna wtedy krzyknęła ,,Kurwa!". Paweł odwrócił się i krzyknął za nią ,,Nie musisz chwalić się swoim zawodem".

Był jak starszy brat, który zniszczy każdego, kto nam zagrozi.

Moje przemyślenia przerwał dzwonek. Trochę podekscytowani weszliśmy do klasy, bo Beatka miała kilka ważnych informacji do przekazania.

– Dobrze moi drodzy – zaczęła kobieta. – Jesteście już w trzeciej klasie, a to oznacza, że w kwietniu przystąpicie do egzaminów gimnazjalnych, który będzie trwać trzy dni i będzie składać się z sześciu części. Polski, historia i wos, matematyka, część przyrodnicza, język obcy podstawa i rozszerzenie. I radzę przyłożyć się do nauki, bo jak patrzę na oceny co niektórych, to ręce opadają.

– Czemu, pani, patrzy akurat na mnie? – zapytał z wyrzutem Paweł.

– Bo to ty masz najniższą średnią w klasie.

– Niszczysz naszą reputację – powiedziała Zuza.

– Uważaj, żeby twoja twarz nie została zniszczona.

Ja, Martyna, Piotrek, Artur i jeszcze kilka osób w klasie zaśmiała się, a Zuza i Emilia zaczęła się kłócić się z Pawłem i w sali wybuchł wielki hałas.

– Spokój, spokój! – srzyczała wychowawczyni – SPOKÓJ!

Beatka bardzo rzadko podnosiła na nas głos, ale gdy to robiła, cała klasy się uciszała, a nasze uszy cierpiały katusze. Tak było i tym razem.

– Po egzaminach i po wystawieniu ocen odbędzie się bal gimnazjalny. Jest to ukoronowanie waszej nauki tutaj i spędzenie ostatniego dnia w gronie znajomych. Niedługo dostaniecie zgody dla rodziców. I będą wybierane osoby do poloneza.

Bal. Adam mi o nim mówił. W mojej głowie pojawiły się pytania jaką sukienkę, buty i jaką fryzurę zrobić oraz z kim mogłabym zatańczyć poloneza.

Oczami Adama

Artur wyszedł ze szpitala i idziemy to uczcić przy pizzy. Każdy powód jest pretekstem do świętowania I najedzenia się na małe pieniądze. Maciek znalazł ofertę, że za dwie średnie pizzy za 23 złote na 7 osób to 3,30 złotego. Janusz biznesu.

Tak więc z niecierpliwieniem czekaliśmy na pozostałych pod szkołą. Usłyszałyśmy dzwonek, więc niedługo powinni być. Byłem pogrążony w rozmowę z przyjacielem, gdy koło nas pojawił się ktoś niespodziewany. Spojrzałem w bok i z niezadowoleniem stwierdziłem, że to Weronika.

A ona tu czego?

– Cześć, chłopcy – uśmiechnęła się sztucznie, położyła dłoń na biodrze jak to robią to modelki, ukazując swoją pewność siebie. – Podobał się wam mój prezent?

O czym ona mówi?!

– Musiałaś chyba zły adres wpisać, bo nic nie dostałem – powiedział sarkastycznie Maciek.

– Maciek jak zwykle miły i zabawny. Szkoda, że...

– Powiesz wreszcie o co ci chodzi? – zapytałem zdenerwowany.

Dziewczyna przeniosła wzrok na mnie i przekrzywiła lekko głowę.

– Wypadek tego przystojnego blondaska. Pewnie zauważyliście lukę w całej tej spawie.

Jeśli zaczęła temat Artura, to znaczy, że musi wiedzieć coś czego my nie wiemy i to trochę mnie przerażało.

– Możliwe – zaczął szatyn nieprzyjaznym tonem – ale to chyba nie twój interes.

– Oczywiście, że mój interes, bo to wszystko moja sprawka.

Zbladłem z przerażenia i miałem wrażenie, że się przesłyszałem. spojrzałem na Macka, który wyglądał na zaskoczonego, ale w jego oczach czaił się strach. Ale to nic w porównaniu do tego co zobaczyłem na twarzy Nadii i Martyny, które właśnie przyszły razem z chłopakami. Cholera jasna! Dziewczyny bardzo przeżywały ten wypadek i wszystko wracało do normy, a teraz ona odbiera im wewnętrzny spokój.

– Kim ty jesteś?! – z szoku jako pierwsza wyrwała się moja siostra.

– Nie pamiętasz mnie, kochana? Byłam dziewczyną twojego brata.

Co?! Czemu wygaduje same bzdury?! Niepewnie spojrzałem na Nadię, która błądziła wzrokiem między Weroniką a chodnikiem. Ta sytuacja była dla nie niezręczna.

– Przestań chrzanić! – zdenerwował się Maciek. – Nigdy nie byliście razem. Czegoś ty się naćpała?!

– Uspokójmy się na chwilę – zaczął Piotrek, który był chyba najbardziej opanowany z nas wszystkich. – Dajmy jej powiedzieć, co ma z tym wspólnego.

– No słuchamy – powiedzieli razem Martyna i Maciek.

Szatynka uśmiechnęła się sztucznie, ponownie i zaczęła mówić:

– Wypadek Artura jest skutkiem mojego, szczegółowo opracowanego planu. Nadia, zgubiłaś telefon? Nie, ukradziono go na moją prośbę. Pewnie pamiętasz tego chłopca, który powiedział, że masz otwarty plecak. Tak, to był on. To ja dzwoniłam do Artura, który jest pierwszy do ratowania naszej Nadii z opresji. Ale tamten napastnik miał być tylko przykrywką. Nic naprawdę by ci nie zrobił, w porównaniu do kierowcy samochodu. Miał potrąć którekolwiek w was, nie ważne z jakim skutkiem...

Nie wierzyłem własnym uszom. To był sen, żart... pieprzony żart.

– Czemu to zrobiłaś?! – zapytał Maciek.

– Cóż to miała być kara, za to co zrobił Adam.

– Ja?! A co ja ci takiego zrobiłem?! – wykrzyczałem, bo traciłem kontrolę nad emocjami.

– Wolałeś być z nią – wskazała na Nadię – niż ze mną. Mówiłam, że za to zapłacisz. Smutek i płacz twojej ukochanej, był chyba wystarczającą karą.

Byłem bliski wybuchu, gdy nagle zobaczyłem jak Nadia rzuca się na Weronikę i zaczyna ją szarpać. Przez kilka sekund nikt nie przerywał, bo każdy chyba uważał, że jej się należy. Później ja i Artur odciągnęliśmy ją.

– Nie ujdzie ci to na sucho, szmato!

***

– Pożałuje, że się urodziła – powiedziała Nadia, a przed nią został postawiony kubek z melisą. Była bardzo niespokojna i pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Ale nie dziwię się jej. Mogła stracić przyjaciela i choroba babci, a teraz ktoś jej mówi, że wypadek nie była wypadkiem...

– Ktoś mi powie, kto to był? – zapytał Paweł, siadając na kanapę i zakładając nogi na stolik kawowy.

– Ściągnij te giry! – krzyknął Maciek, nalewając Arturowi wody. – Moja mama wczoraj sprzątała!

Mieliśmy iść coś zjeść, ale przez tą sytuację odechciało nam się, więc poszliśmy do domu Maćka, który był najbliżej od szkoły.

– Dobra, dobra. – zabrał nogi i usiadł po turecku.

– Weronika to koleżanka z naszej klasy, dwa lata temu zniknęła ze swoim chłopakiem i teraz nagle wróciła. – Odpowiedziałem na jego pytanie.

– No to niezła koleżanka – zaśmiał się.

– Zmieniła się – mruknąłem, pocierając rękę Nadii, żeby się szybciej uspokoiła.

– Zmieniła się?! – żachnął się gospodarz. – To mało powiedziane. Moim zdaniem oszalała w sensie... ma coś z głową.

– Czemu tak myślisz? – zapytała Martyna.

– Bo coś o tym wiem... – zamilkł, wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał, następnie westchnął. – Niektórzy z was wiedzą, że moich dziadków już nie ma, ale nie powiedziałem jak odeszli – głos mu się załamał, co prawie nigdy mu się nie zdarzyło. – Rodzice mojego taty, byli w sobie zakochani po uszy nawet gdy byli coraz starsi. Pewnego dnia, gdy wracali z kościoła, ktoś ich napadł z nożem. Dziadek zdążył dać babci kluczyki do auta, żeby uciekła. Odpaliła pojazd i zawołała go, żeby też wsiadł, ale w tym momencie napastnik pchnął go. Jej wielka miłość, została zabita na jej oczach.

Samotna łza spłynęła po jego policzku, ale szybko się jej pozbył. Smutna była ich historia, ale jaki miała związek z naszą sytuacją.

– Nie musisz o ty mówić – powiedziała łagodnie Martyna, łapiąc go za rękę, ale on pokręcił głową.

– Po całym tym zdarzeniu, cała rodzina przyjechała na pogrzeb. Gdy mnie zobaczyła nazwała mnie imieniem dziadka, podobno byłem do niego podobny. Później było gorzej. Wszędzie widziała dziadka, raz lunatykowała, miała koszmary. Widziałem szaleństwo i strach w jej oczach. Tata i jego rodzeństwo nie wiedzieli jak jej pomóc... Dwa lata później zmarła.

Znałem Maćka od ponad trzech lat i zawsze był wesoły i beztroski, a czasami zdawało się, że pozbawiony uczuć, ale teraz pokazał swoją wrażliwość. Dobra maska.

– Podobnie jest z Weroniką. W jej oczach była pustka, żadnych uczuć.

W salonie, połączony z jadalnią, zapadła cisza. Bliźniacy wymienili spojrzenia, które świadczyły, że pomyśleli o tym samym. Martyna ścisnęła usta w cienką linię. Artur niespokojnie poruszył się na swoim miejscu, a Nadia przetarła twarz dłońmi jakby chciała zrzuci całe zmęczenie. Przez jakiś czas nikt się nie odzywał. Każdy myślał o czymś innym, ale pewnie nie różniły się od siebie. Wszyscy chcieli to w spokoju przetrawić.

Maciek kiedyś mówił mi o swoich dziadkach, ale nigdy nie powiedział co dokładnie się z nimi stało. A stała się tragedia.

– To... co zrobimy z Weroniką? – odezwał się Paweł, po jakiś pięciu minutach ciszy. – Jeśli zrobiła coś takiego, to ona jest zagrożeniem dla innych.

Co zrobimy? Nikt nie miał zielonego pojęcia, bo nikt nie udzielił mu odpowiedzi. Co powinno się zrobić w takiej sytuacji?

– Moim zdaniem – zaczął Maciek – to już nie przelewki i jest to ponad nasze siły, więc musimy wezwać posiłki.

Kończąc zdanie można było usłyszeć nutkę rozbawienia, bo zbudował napięcie, które było wymalowane na naszych twarzach. Wszyscy patrzyliśmy na niego i czekaliśmy na to co powie.

– Musimy powiedzieć rodzicom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro