Rozdział 46.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Adama

Sam nie wiem czemu się denerwowałem. Może dlatego że pierwszy raz jestem w takiej sytuacji? Mam nadzieję, że to ostatni raz. A ja narzekam, na to że mam nudne życie.

– Masz melisę? – usłyszałem, gdy otworzyłem Maćkowi drzwi. Kiwnąłem głową. – To poproszę.

– Dzięki, że przyszedłeś. – Powiedziałem, idąc do kuchni.

– Daj spokój. Ona też była moją przyjaciółką. Dzień dobry – dodał, gdy zobaczył moich rodziców.

– Cześć, Maciek. Jak się masz? – zapytała moja mama.

– Jestem trochę spięty, ale to nic. – uśmiechnął się promiennie, a moja rodzicielka to odwzajemniła.

– Niedługo przyjdą goście – rzekł tata. – Adam, zawołasz swoją siostrę?

– Pewnie.

Już po chwili siedzieliśmy w piątkę w salonie i czekaliśmy. Patrzyłem na rodziców, który szeptem coś do siebie mówili. Wczoraj powiedziałem im co się stało. Począwszy od najścia Weroniki w moim pokoju po wypadek kończąc na wczorajszym dniu. Mama powiedziała, że powinienem przyjść z tym wcześniej, ale wtedy nie wiedziałem, że coś z nią nie tak.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć. Z przedpokoju mogłem usłyszeć:

– Dzień dobry.

– Dzień dobry, proszę wejść. Zapraszamy do salonu.

– Dziękujemy.

W pokoju pojawiło się małżeństwo. Na oko wyglądali na ponad czterdzieści lat. Tata uścisnął z nimi dłonie, podobnie zrobiła też nasza trójka.

– Może coś do picia? – zapytała mama.

– Kawy – poprosiła kobieta.

– I herbaty – dodał mężczyzna.

– Martyna, pomożesz mi? – ciemnowłosa zwróciła się do siostry, która bez słowa poszła za nią do kuchni.

Po kilku minutach matula niosła dwie filiżanki z łyżeczkami, a Martyna niosła talerz z ciastkami i cukierniczkę.

– Dziękujemy – rzekła kobieta.

– To... czemu państwo nas zaprosili? – zapytał mężczyzna.

– Chodzi o państwa córkę – powiedziała mama, nerwowo miętosząc swoją bransoletkę.

– Co z nią? – zapytała szatynka.

– Adam, mógłbyś? – zwrócił się do mnie ojciec.

Nie, ale chciałem mieć to za sobą, więc musiałem.

– Jak wszyscy wiemy, Weronika uciekła w drugiej klasie i przez półtora roku nikt nie miał z nią kontaktu. Kilka miesięcy temu przyszła do mnie i dziwnie się zachowywała. Była zła za to, że nie chciałem z nią być i powiedziała, że się zemści. Stworzyła plan, w którym jakaś bliska osoba mojej obecnej dziewczyny ma wpaść pod samochód. I ten plan się udał. Nasz przyjaciel został ofiarą. Na szczęście przeżył i ma się lepiej, ale musiał dużo czasu spędzi w szpitalu, teraz ma dużo zaległości w szkole. A my bardzo się o niego martwiliśmy.

– Bardzo nam przykro. Nic o tym nie wiedzieliśmy – rzekł ojciec Weroniki.

– Gdy wróciła, byliśmy bardzo szczęśliwi – zaczęła kobieta – ale zauważyliśmy, że jest jakaś inna. Wysłaliśmy ją do psychologa. Na początku było ciężko, nie chciała rozmawiać. Dopiero po kilku spotkaniach, zaczęła się otwierać i niedawno wyznała, że... została zgwałcona.

Coś ciężkiego zawisło nad nami i współgrało z okropna ciszą, która teraz nastała. To co teraz czułem było trudne do opisania. Tak, słyszy się w telewizji o morderstwach, gwałtach czy porwaniach, ale gdy coś takiego dotyka bliskich lub osoby, które po prostu znasz... Nie wyobrażam sobie przez co muszą przechodzić. Sięgnąłem po ciasteczko, bo zacząłem się stresować i nie wiedziałem co zrobić z rękoma. Albo najzwyczajniej w świecie byłem głodny?

– Podejrzewamy – ciszę przerwała mama Wery – że to jej chłopak zrobił, dlatego uciekła od niego, bo nie chciała o nim mówić.

Od początku wiedziałem, że ten typ jest dziwny. Mimo że widziałem go raz w życiu.

– To co się jej przytrafiło – kontynuował mężczyzna – zniszczyło jej psychikę. Myśleliśmy, że terapeuta jej pomoże. I wszystko było dobrze do momentu waszego telefonu.

– Bardzo nam przykro – rzekła mama.

– Co państwo chcą teraz zrobić? – zapytał Maciek.

Rodzice Weroniki spojrzeli na siebie.

– Najrozsądniejszym rozwiązaniem i dla dobra naszej córki, będzie umiejscowienie jej w szpitalu psychiatrycznym.

Po tych słowach w moim ciele zapanował wewnętrzny spokój. Wreszcie koniec. Moja rodzina i przyjaciele w końcu będą bezpieczni, choć smuci mnie to co się stało z Weroniką.

Gdy rodzice dziewczyny już wyszli, mama poszła umyć kubki, tata wrócił do pracy, a my jeszcze chwilę siedzieliśmy tak jak na początku. Siostra wpatrywała się w jeden punkt, a Maciek pocierał dłońmi o swoje spodnie.

– Zadzwonię do reszty – Martyna zerwała się z miejsca. – Powinni wiedzieć.

Oczami Nadii

Do trzeciej w nocy rozmawiałam z Martyną o tym, czego się dowiedziała. Teraz lepiej rozumiem sytuację i przykro mi, że coś takiego spotkało Weronikę, ale i tak ciężko byłoby mi jej wybaczyć, choć nie o moje wybaczenie powinna się starać. I tak uszło jej to na sucho, bo rodzice Artura nie zgłosili tego na policję. Jedyny pozytywny aspekt tego wszystkiego, jest taki że ten koszmar się skończył. Pamiętam, że krótko po wypadku, Martyna za każdym razem rozglądała się na boki, gdy szłyśmy razem do szkoły, bo bała się, że ktoś nas napadnie. A i jest coś jeszcze, bliźniacy zaczęli uważać na przejściach dla pieszych i nie przechodzą już na czerwonym świetle.

Otworzyłam leniwie oczy. Za oknem było jeszcze ciemno. Sięgnęłam po telefon. 9:20. Ehh...  zima. Zobaczyłam,  że mam kilka nowych wiadomości, ale uznałam, że później je przeczytam. Poszłam na dół, żeby coś zjeść, bo jak zwykle rano byłam głodna. Podeszłam do lodówki, ale zanim ją otworzyłam, sięgnęłam po karteczkę, która na niej wisiała.

Pojechaliśmy do babci

Rozejrzałam się i dziwnie że wcześniej tego nie zauważyłam. O tej porze mama kręciłaby się w kuchni, tata oglądałby telewizję, a Daniel robiłby sobie sobie kanapki. Teraz w domu panowała głucha cisza.

Wyciągnęłam z kieszeni dresów telefon i sprawdziłam SMS-y. Wszystkie były od mamy.

5:04
Pojechaliśmy do szpitala.
5:10
Gorzej się poczuła.
5:40
Operują ją.

Moje serce zaczęło bić szybciej. Jak to? Nie, wszystko będziemy dobrze. Musi być. Jest Przecież jest pod opieką specjalistów.

Ostatnia wiadomość była z przed kilku minut.

9:05
Daniel po ciebie jedzie.

Jak na zawołanie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szybko znalazłam się w przedpokoju.

– Nadia? – zobaczyłam zmartwionego brata, co wskazywało na to, że nie ma dobrych wieści. Podbiegłam do niego i przytuliłam.

– Co się stało? Co z nią? – zapytałam, ale nie dostałam odpowiedzi. Spojrzałam na jego twarz. Mocno zaciskał usta, a oczy miał zaszklone.

– Babci... już nie ma...

***

Dwa dni później odbył się pogrzeb. Tata pozwolił mi zaprosić moich przyjaciół, więc tak zrobiłam, a Daniel przyszedł z Alicją. Babcia może i nie miała dzieci oprócz mojej mamy, ale miała licznych przyjaciół oraz cioteczną siostrę, która bardzo przyczyniła się do przygotowania ceremonii. Tak więc po pięknej uroczystości w kościele, wszyscy zebrali się na cmentarzu.

Grób został już zasypany ziemią i przykryty marmurową płytą. Po tym goście jechali do restauracji, gdzie miała odbyć się stypa, ale rodzice, Daniel i ja z przyjaciółmi jeszcze staliśmy przy mogile. Trudno mi uwierzyć, że jej nie ma wśród nas, że już nie pojadę do niej na wakacje.

Mama cały czas płakała i ten widok rozrywał mi serce. Jej oczy były czerwone, policzki miała zaróżowiałe, w ręku ciągle trzymała chusteczkę. Zawsze umiała znaleźć wyjście z trudnej sytuacji i to ona zawsze była wsparciem na mnie, Daniela i taty. Teraz jest jakby inną osobą. Była naprawdę w złym stanie.

Obok mnie pojawił się Adam. Dużo opowiadałam mu o babci i kiedyś powiedział, że chętnie by ją poznał, a ja obiecałam, że tak się stanie. Jednak nie zdążyłam.

– Chcesz się przejść? – zapytał.

Kiwnęłam głową, choć nie miałam pojęcia, gdzie można ,,się przejść". Między szczątkami innych ludzi?

Ruszyłam za nim powolnym krokiem. Brunet wystawił w moją stronę swój łokieć, który przyjęłam z wdzięcznością przyjęłam, mogłam oprzeć głowę o jego ramię.

Poszliśmy na parking, gdzie stał samochód mojego brata, którym tu przyjechali. Otworzył go pilotem i podszedł do bagażnika. Wyciągnął z niego znicz, na co zmarszczyłam brwi. Przecież razem z Martyną zapalili już jeden.

Adam zamknął pojazd i wróciliśmy na cmentarz. Chłopak poprowadził nas innymi alejkami i nagle stanęliśmy. Już miałam zapytać, co tu robimy, ale wtedy Adam ukucnął przed jakimś grobem i zapalał świeczkę. Spojrzałam na krzyż z tabliczką, gdzie znajdowało się imię Krystiana. Mój Boże.

Nagle wspomnienia z tamtego dnia przytłoczyły moją głowę.

ur. 14. lipca 2000 roku. zm. 31. stycznia 2016 roku.   
żył 16 lat.

Chwila dziś jest 31.!

– Dziś mija pierwsza rocznica jego śmierci – rzekł Adam.

– Był taki młody – szepnęłam.

Miał całe życie przed sobą. Już to mówiłam, ale będę to powtarzać, bo to najsmutniejsze. Mógł doświadczyć tylu rzeczy, tylu wspaniałych chwil... mógł poznać miłość swojego życia. Mógł zostać mężem, dziadkiem. Odebrał sobie tą możliwość.

– Wiesz, że to przez Weronikę się pokłóciliśmy? – spojrzałam na niego, a on wpatrywał się w nieistniejący punkt. – Nam obu się podobała. Zaczęliśmy o nią rywalizować i staliśmy się dla siebie wrogami. Naprawdę żałuję, że to przez nią straciłem dobrego przyjaciela. Stracił mnie, ona dała mu kosza, stracił pozycję kapitana, zawieszono go w szkole, wyrzucono go z drużyny, a u niego w domu nie było za ciekawie. I w końcu nie wytrzymał.

Zobaczyłam, że płacze, a ten widok rozwalał mnie od środka.

– Ej, czemu ty płaczesz? – dotknęłam jego ramienia.

– Bo gdybym nie był taki uparty i poszedł go przeprosić, to on może by żył.

– Nie obwiniaj się. On jest teraz w lepszym świecie. Pewnie teraz siedzi sobie pod jakąś altanką i pije z moją babcią herbatę.

Chłopak zaśmiał się przez łzy.

– Może masz rację.

Nie, nie mam racji. Trochę było mi źle, że go okłamałam, bo Krystian odebrał sobie życie, a samobójcy nie trafiają do nieba. Przynajmniej tak mi mówiono.


________________________________

Wszystkiego najlepszego na Wielkanoc: dużo ciasta, czekolady i mokrego dyngusa!🐣





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro