Rozdział 5.
Tak zakończyła się ,,miłość" Artura i Ivi. To co mi powiedział, było na serio, ale że słabo się jeszcze znamy na razie się przyjaźnimy. I niech tak zostanie. Okey, lubię Artura, ale nie aż tak.
Czas w szkole mijał mi tak szybko, że było już po świętach i za kilka dni będą ferie zimowe.
Obecnie siedziałam z Martyną na korytarzu i jedliśmy swoje drugie śniadanie.
– Ej! – krzyknęła nagle.
– Co? – zapytałam zdziwiona.
– Zaraz koniec semestru, a ja nigdy u ciebie nie byłam i ty u mnie też!
– No tak i co...?
– Proponuję, w ferie nocowanie u mnie, co ty na to?
– Świetny pomysł! Zapytam się mamy i ci napiszę.
***
Wieczorem siedziałam z rodzicami i z Danielem w salonie i oglądaliśmy film.
– Mamo, tato – zaczęłam – mam pytanie. Mogę nocować u Martyny?
Rodzice wymienili spojrzenia. Widać, że byli trochę zdziwieni, bo nigdy nie byłam na nocowaniu i takie pytanie było dla nich nowością.
– No... dobrze. – powiedziała niepewnie mama.
– Sprzeciw! – odezwał się Daniel. – Mi nigdy nie pozwalaliście nocować u znajomych.
– Bo ich nie miałeś! – powiedziałam.
– Nie przypominam sobie – mówił tata – byś pytał się o nocowanie u kogoś.
– HA! Wygrałam! – pokazał mi język i już nic nie powiedział.
Sięgnęłam po telefon i napisałam do Martyny.
Do Martyna: Rodzice pozwolili.
Od Martyna: Supcio! Widzimy się w poniedziałek.
*Dwa dni później*
Pierwszy dzień ferii i pierwsze nocowanie. Tak bardzo się cieszyłam, że aż trudno było mi w to uwierzyć.
Około czternastej zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy, wybrałam film, który mamy zamiar obejrzeć.
Wyszłam z domu, a po drodze zaszłam do sklepu i kupiłam trochę picia i przekąsek.
Wreszcie byłam pod drzwiami przyjaciółki. Zapukałam i otworzyła mi nie kto inny niż Martyna.
– Fajnie, że jesteś, wchodź.
Mieszkanie było duże i dwupiętrowe. Dominowała tam czerń oraz biel. Przypominało bardziej willę jakiegoś bogatego biznesmena, a nie dom przyjaciółki.
– Wow! – udało mi się powiedzieć.
– Dzięki, czego się napijesz?
– Soku. – powiedziałam zdejmując kurtkę.
Usiadłyśmy w salonie. Martyna właśnie miała omówić plan całego nocowania, gdy ktoś zszedł na dół.
– Martyna, mama kazała ci iść do sklepu.
Był to chłopak w ciemnych włosach i z ciemno niebieskimi oczami. Wyglądał na trochę starszego od nas.
– Nie widzisz, że mam gościa?! – powiedziała szorstko.
– Mówię tylko, że masz iść... później ty będziesz się jej tłumaczyć. – wszedł do pomieszczenia obok, gdzie prawdopodobnie była kuchnia.
– Kto to? – zapytałam przyjaciółkę.
– To mój brat...
– Nigdy nie mówiłaś, że masz rodzeństwo. – rzekłam trochę zmieszana.
Znamy się już 6 miesięcy i nie powiedziała... dość istotnej rzeczy... znaczy jesteśmy przyjaciółkami i o tym powinna powiedzieć.
– Nadia, nie je... – zaczęła.
– Martyna, do sklepu! – krzyczy chłopak.
– ZAMKNIESZ SIĘ?! MAM CIĘ DOSYĆ! – zdenerwowała się – Poczekaj, zaraz wracam – zwróciła się do mnie i wyszła.
Teraz czuję się jeszcze bardziej nieswojo. Z kuchni wyszedł jej brat z puszką coli w ręce i usiadł obok. Upił łyk, postawił puszkę na stolik i spojrzał na mnie.
– Jak się nazywasz? – zapytał obojętnym tanem.
– Nadia, a ty?
– Adam.
Zapadła krótka cisza, którą on przerwał.
– Wysłałem Martynę do sklepu, żebym to ja mógł wyjaśnić ci, że nie powiedziała ci o mnie.
– To słucham. – próbowałam, żeby mój głos był pewny, ale on mnie onieśmielał.
– Ja i Martyna nie przepadamy za sobą, tak łagodnie ujmując... po prostu nie możemy na siebie patrzeć. Nie ma dnia, w którym się nie kłócimy.
– Chyba są ku temu powody, prawda? – to ryzykowne pytanie.
– Taaa... kiedy byliśmy młodsi często jej dokuczałem i do takiego stopnia, że zalewała się łzami. Rodzice mieli tego dość i kazali mi poprawić z nią relację. I uwierz mi, staram się...
Nic więcej nie powiedział, bo właśnie wróciła Martyna.
– Adam, Nadia? – zdziwiła się, że ze sobą gadamy. – Co już zacząłeś podrywać moją przyjaciółkę? – prychnęła, wkładając chleb do szafki.
– Tak i świetnie mi szło. – powiedział rozbawiony.
– Agh... chodź Nadia do pokoju, bo zaraz nie wytrzymam.
– Miło było cię poznać, młoda. – powiedział do mnie z lekkim uśmieszkiem.
Poczułam jak się rumienię, bo muszę przyznać, że jest przystojny.
Gdy byliśmy już w pokoju, a Martyna nalewała soku do szklanek.
– Opowiedział mi o waszej relacji. – rzekłam.
Martyna zaprzestała swojej czynności. Stała przez chwilę bezruchu. Później odwróciła się do mnie... ze łzami w oczach.
On naprawdę jej tak dokuczał?
Szybko do niej podeszłam i przytuliłam.
– Jak byliśmy mali psuł moje zabawki, trochę później wmawiał mi, że rodzice mnie nie kochają... miałam 5 lat i mu uwierzyłam, a w podstawówce upokarzał mnie przy innych, mówiąc jaka jestem beznadziejna... tak bardzo go nienawidzę... – załkała i jeszcze bardziej się przytuliła.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Było mi jej szkoda. Tak, starsze rodzeństwo zawsze cię wkurzy, doskonale o tym wiem, ale żeby aż tak?
– Nie powinnam zaczynać tego tematu, przepraszam.
– Spoko, nie wiedziałaś.
– Nie wiem jak cię po...
– Wystarczy mi, że jesteś. – wysiliła się na lekki uśmiech.
Po kilku minutach Martyna doszła do siebie i znowu uśmiech pojawił się na jej twarzy. I nareszcie mogłyśmy zacząć nasze nocowanie.
Zrobiłyśmy popcorn i włączyliśmy jakieś romansidło. Oczywiście na koniec zaczęłyśmy ryczeć i wydmuchiwać nosy, bo było takie wzruszające zakończenie. Później graliśmy w gry planszowe, jedząc przy tym tony słodyczy. Oj, będzie trzeba się odchudzać. Gadaliśmy z Piotrem i Pawłem przez Skype. Mało brakowało, a oni by tu przyszli. Później przyszła mama Martyny i kazała nam iść spać, lecz my nie mogłyśmy przestać gadać. Dopiero o drugiej dopadło nas zmęczenie i zamknęłyśmy oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro