❝cukierek❞ Sakata Gintoki x Tsukuyo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝cukierek❞ Sakata Gintoki x Tsukuyo

Zamówienie dla: HaterClowns

Tsukuyo wstała dziś odrobinę wcześniej niż zwykle. Nie spała zbyt dobrze. Po porannej toalecie ubrała się i stanęła przed niewielkim lustrem w swoim pokoju, w celu upięcia włosów.

Życie w Yoshiwarze toczyło się swoim własnym rytmem. Musiała przyznać, że czasami bywało aż zbyt monotonnie. Nie było w tym jednak nic złego, zapewnienie bezpieczeństwa Hinowej i Seicie było jej priorytetem.

Jej jedyną rozrywką ostatnimi czasy były codzienne patrole, na których i tak nie za wiele się działo. Niekiedy uda jej się złapać jakichś zbyt natarczywych napaleńców lub awanturujących się pijaków, ale to by było na tyle...

Nie do końca rozumiała swoje odczucia. Przecież powinna być szczęśliwa z tego pokoju, więc dlaczego tak się czuła? Czyżby przyzwyczaiła się do adrenaliny i teraz po prostu odczuwała jej braki?

Kobieta pokręciła głową, jakby chciała odrzucić od siebie takie myśli, przez co kilka jasnych kosmyków opadło jej na twarz. Przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu, szczególną uwagę poświęcając swojej bliźnie.

Zastanawiała się czy nawet z oszpeconą twarzą mogła być dla kogoś atrakcyjna. Ponownie skarciła się w myślach; przecież odrzuciła swoją kobiecość... Mimo to wciąż wpatrywała się w swoje odbicie.

Uśmiechnęła się delikatnie, sprawdzając czy tak wygląda korzystniej. Ciekawe co powiedziałby Gintoki, gdyby ją teraz zobaczył? Pewnie by ją wyśmiał. Ostatnio jej myśli często skierowane były w stronę tego srebrnowłosego narwańca, choć nie miała pojęcia czemu.

— Tsukuyo! Mogłabyś zejść na dół? Mamy gości! — Usłyszała głos Hinowej, który sprowadził ją na ziemię.

Poderwała się na równe nogi i wręcz zbiegła do kuchni, z której dochodziły głośne dźwięki.

— Kto przyszedł? — zapytała, a jej wzrok mimowolnie padł na siedzącego w kącie Gintokiego. Poczuła przyjemne ciepło w okolicy policzków, gdy wrzasnęła:— A co on tu robi?!

Choć nie robiła tego specjalnie; nie wyglądała na zbyt zadowoloną, co nie było prawdą. Obecność Gintokiego gwarantowała dobrą zabawę, choć nie zawsze bezpieczną czy odpowiedzialną.

Tsukki nie przyznałaby się do tego głośno, w końcu nie należała do najbardziej zabawowych dziewczyn na świecie, ale uwielbiała spędzać czas z nim i z jego przyjaciółmi, którzy z czasem stali się bliskimi osobami też dla niej.

Mimowolnie zaczęła rozglądać się za Shinpachim i Kagurą, lecz na próżno. Młody mężczyzna był sam, towarzyszył mu jedynie koszyk, którego zawartości Tsukuyo nie mogła stwierdzić z tej odległości.

— Gdzie reszta Yorozuyi? — zapytała niepewnie. Mimo, że w pokoju była także Hinowa, Tsukuyo miała wrażenie jakby była z Gintokim sama, co wprawiało ją w zakłopotanie.

— Przyszedłem tu do ciebie... — zaczął srebrnowłosy, ignorując pytanie.

— D-do mnie? — nieświadomie serce zaczęło bić jej szybciej, a w głowie pojawiły się różne scenariusze.

— Tak, mam pewien interes — mówił, wskazując na koszyk.

Tsukuyo starała się nie okazać rosnącego w niej rozczarowania. No oczywiście, że przyszedł w interesach, z jakiego innego powodu mógłby chcieć się z nią spotkać?

— O co chodzi? — zapytała od niechcenia, nie patrząc mu w oczy.

Gintoki patrzył to na nią, to na Hinową, jakby obserwował mecz piłki tenisowej.

— Wolałbym pomówić z tobą na osobności — mruknął, wskazując konspiracyjnie na swój koszyk.

Tsukuyo zmieliła w ustach przekleństwo. Nie dość, że przyszedł (jak zgadywała) z przysługą, to jeszcze miał wymagania. Idiota.

Mimo wszystko posłusznie wyszła z nim przed dom.

— Co jest w środku? — zapytała blondynka, wyraźnie zirytowana.

Gintoki z szerokim uśmiechem pokazał jej zawartość koszyka. W środku była cała masa cukierków w brązowych papierkach.

— Co to ma być? Po co ci tyle cukierków? — w głowie dziewczyny pojawiało się coraz więcej pytań.

— Mam pracę, a ty mi pomożesz! — krzyknął. — Będziemy rozdawać te cukierki, reklamując nowo otwartą cukiernię.

Tsukuyo zmarszczyła brwi. To co mówił nie miało żadnego sensu. Dlaczego przyszedł z tym do niej? Przecież mógł tak jak zwykle, zrzucić robotę na Kagurę i Shipachiego, a samemu się obijać.

Przemilczała jednak te nieścisłości. I tak nie miała nic lepszego do roboty, więc równie dobrze mogła z nim iść.

Ku jej zdziwieniu, Gintoki wcale nie skupiał się na rozdawaniu słodkości. Robił to tylko, gdy mu o tym przypomniała. Bardziej zajmowała go rozmowa, czy głupie żarty. Sam zjadł kilkanaście cukierków, gdy jednak proponował je blondynce, odmawiała.

Ciągnął ją po całym mieście, różnego rodzaju sklepach i parkach. Nawet kupił jej dango, którym od razu zaczęli się zajadać.

Dziewczyna bawiła się naprawdę dobrze, nawet nie zauważyła jak szybko zleciał jej czas i nadeszło popołudnie.

Nagle Gintoki zatrzymał się i bez słowa usiadł na pobliskim murku. Promienie słoneczne oświetlały mu twarz, a włosy rozwiewał delikatny wiatr.

Chcąc, nie chcąc dziewczyna musiała przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Usiadła obok niego i wreszcie odważyła się zapytać:

— O co ci tak naprawdę chodzi, co? — gdy spojrzał na nią ze zdziwieniem, kontynuowała: — Nie wierzę, że to miała być twoja praca, po co przyszedłeś z czymś takim do mnie?

— A czy gdybym powiedział, że nie chodzi o pracę, spędziłabyś ze mną czas?

Tsukuyo zamilkła na chwilę. Serce znowu zaczęło jej bić szybciej. Co to miało znaczyć, co mógł mieć na myśli...?

— Jasne, że bym spędziła, wziąłbyś ze sobą Kagurę i Shipachiego, moglibyśmy razem iść...

— Nic nie rozumiesz — przerwał jej, przejeżdżając ręką po włosach. — Gdyby tu byli tylko by mnie wyśmiali...

— Dlaczego mieliby cię wyśmiać?

Gintoki bez słowa znowu poczęstował ją cukierkiem.

— Przecież mówiłam już, że nie chcę... — zaczęła.

— Po prostu to weź! Nie jestem w stanie tego inaczej ująć... — mruknął, wpychając cukierek do jej dłoni.

Już miała zacząć marudzić, gdy zauważyła że podany przez niego słodycz miał inne opakowanie niż pozostałe, a na jego wierzchu znajdował się drobny napis, nabazgrany prawdopodobnie długopisem.

"Kocham cię".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro