15. Perrie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałam, w osłupieniu obserwując, jak wychodzący muzycy, kolejno trzaskają drzwiami. Banda patałachów, która kompletnie nie rozumie, że jedyne czego potrzebuję na urodzinach mojej siostry to perfekcja. Obiecałam rodzicom, że zajmę się organizowaniem tego przyjęcia. Raz w życiu kończy się 16 lat i ta impreza nie mogła być kolejna potupają dla niewyżytych nastolatków. Lista gości, którą przedstawili mi rodzice, wymagała, żeby było to przyjęcie na poziomie. A ci grajkowie do kotleta, traktowali to wszystko jak wiejskie wesele. Ze złości tupnęłam noga. Miałam ochotę wyć. Spokojnie Perrie, nie czas na wybuchy. Przyjęcie miało się odbyć już za dwa dni. Gdzie ja do cholery teraz znajdę jakiś przyzwoity zespół. Pieprzone gwiazdki jednego sezonu. Wyszłam za nimi, również trzaskając drzwiami. Chłodne powietrze omiotło moje ramiona, tak że przeszedł mnie dreszcz. Odpaliłam papierosa. Miałam już tego nie robić. Szczególnie, że mama ostatnio skomentowała moje żółte zęby. Pieprzyć to. Nerwowo stukałam w telefon, myśląc czy ktoś będzie w stanie mi pomóc. W końcu, po długich wahaniach, wybrałam numer jedynej osoby, która wydawała mi się odpowiednia.


Przez blisko godzinę chodziłam od jednego pracownika do następnego, żadnemu nie oszczędzając gorzkich słów. Nie wiem, po co mi oni, skoro niczego nie potrafią zrobić dobrze. Sama lepiej bym sobie z tym poradziła i pewnie zajęłoby to tyle samo czasu co chodzenie za nimi, kontrolowanie i poprawianie po nich wszystkiego. W końcu drzwi od sali otworzyły się i przeszła przez nie Ori z niezbyt zadowoloną miną. Rozglądała się po sali, aż dojrzała mnie. Przywitałam się z nią kiwnięciem dłoni. Poprawiłam nakrycie stołu, czekając, aż podejdzie.

-Co takiego ważnego się wydarzyło, że dla ciebie zrezygnowałam ze spotkania z rodzicami? -zaczęła, przyglądając się rozłożonym na stole rzeczom. Swoją uwagę skupiła na wielkim notesie, który stanowił mój planer. Uniosła jedną brew, czekając na odpowiedź.

-Potrzebuje pomocy z organizacją przyjęcia urodzinowego mojej siostry...

-Poważnie Pezz - przerwała mi. - Nie mogłaś zadzwonić do Zayna?

-A wyglądam, jakbym potrzebowała kogoś, kto poużala się ze mną?

-To może do Kelly? -skwitowałam to jedynie prychnięciem, wpatrując się uparcie w listę gości.

-Ohh, czyli to nie tak, że byłam twoim ostatnim wyborem. Chyba powinnam powiedzieć, że mi to schlebia...

Możliwe, że trochę spuściła z tonu, ale nadal chyba nie pojmowała, jak poważna jest sytuacja. No cóż, skąd mogła to wiedzieć, skoro jeszcze nic jej nie powiedziałam. Mimo to postanowiłam jeszcze trochę ja udobruchać miłymi słowami.

-Tylko ty możesz mi pomóc...

-Dobra Pezz, bez szopek. Obie wiemy, że jesteś trochę suką i nie ma sensu, żebyś mydliła mi oczy słodkimi słówkami. Lepiej mów, o co tu chodzi, bo nie mam szczególnie wiele czasu.

- Rodzice powierzyli mi organizację szesnastych urodzin mojej siostry - nie byłam zadowolona z przebiegu tej rozmowy, ale nie ja dziś dyktowałam warunki. Obserwowałam, jak Ori opiera się plecami o ścianę i wpatruje we mnie uważnie. Nie wiem, czego szukała, ale postanowiłam powiedzieć jej wszystko jak na spowiedzi. - Mam tu pełen plan imprezy, rozmieszczenie gości, no dosłownie wszystko, ale ta banda patałachów niczego nie potrafi zrobić dobrze. W dodatku zatrudniony zespół okazał się kompletnie do dupy... Powiedziałam im, żeby się wzięli za siebie, bo to poważne zlecenie, a nie kolejna imprezka dla plebsu. No może użyłam do tego trochę mocniejszych słów. W każdym razie, powiedzieli, że mam się walić i zrywają umowę. Prawnicy rodziców ich dojadą, ale to nie zmienia faktu, że przyjęcie jest za dwa dni, a ja nie mam nikogo, kto by na nim zagrał. W zasadzie nie wiem czemu, wyobrażałam sobie, że możesz mi pomóc, ale nikt inny nie wydawał mi się do tego odpowiedni.

Skończyłam swoje gadanie i czekałam na jakąś jej reakcję. Chwilę gapiła się na ścianę naprzeciwko, potem wlepiła we mnie te swoje wielkie idealne niebieskie oczy. Wkurzało mnie to, że jest taka ładna i wygadana. Jeszcze bardziej, ta jej nonszalancja we wszystkim, co i tak robiła perfekcyjnie. Dobre oceny bez wysiłku, proszę bardzo. Sympatia wszystkich wokoło, czemu nie. Perfekcyjny wygląd bez zbędnych starań, oczywiście jak najbardziej. Szlak mnie trafiał od tego, jaka jest idealna. A jeszcze bardziej dlatego, że to właśnie ja byłam zmuszona prosić o pomoc. W końcu odezwała się, nie patrząc na mniej, a jedynie bawiąc się małą łyżeczką, leżącą na stole. Przez moment miałam ochotę wyrwać jej ten jebany sztuciec, bo przed chwilą jeszcze leżał idealnie, ale jej pytanie zbiło mnie z tropu.

-Bardziej zależy ci na opinię rodziców, czy sprawieniu przyjemności siostrze?

Musiałam to przemyśleć. W tym pytaniu na pewno był haczyk. Po chwili dotarło jednak do mnie, że to, czego chce to uśmiech mojej siostry. Chciałam wynagrodzić jej wszystkie zawody, które ciągle sprawiali jej dorośli, w tym ja. Chciałam, żeby choć na chwilę zapomniała o wymaganiach rodziców i bawiła się jak nastolatka. Postawiłam na szczerość. Choć raz. Choć z jedną osobą, która nie jest Zaynem

-Chciałabym, żeby moja siostra miała najlepsze urodziny, ale nie chcę zawieść oczekiwań rodziców...

- Zatem to twój szczęśliwy dzień - odwróciła się w moją stronę, serwując szeroki uśmiech. - Chodź, podwiozę cię do Malika, ponarzekasz mu na tych patałachów, a tym biednym ludzi w końcu u dasz popracować.

Nie wiem czemu, ale coś w jej pewności siebie mnie uspokoiło. Chociaż na chwilę. Ruszyłam za nią do drzwi i już po chwili wyjeżdżaliśmy z parkingu. Ponownie dopadł mnie niepokój. W końcu nie wytrzymałam.

-To znaczy, że uratujesz moje przyjęcie?

-Tak - odpowiedziała skupioną na tym, by włączyć się do ruchu.

-Ale jak chcesz to zrobić w dwa dni?

-Zaufaj mi, a teraz daj mi pracować.

Przytaknęłam głową, czekając, na to, co się wydarzy, ale nic się nie działo. Dopiero gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, pochyliła się w stronę telefonu i zadzwoniła do kogoś. Nie wyglądała na taką pewna siebie, siedząc za kierownicą samochodu. Czyżby w końcu trafiła się jakąś rzecz, w której Ori Martin nie była perfekcyjna? Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś glos dobiegający z zestawu głośnomówiącego.

-Scheisse!

- Spokojnie! To wam w tej szkole dla grzecznych panienek wolno używać takich brzydkich wyrazów - zaśmiała się Ori donośnie.

-Daj mi spokój z tym domem spokojnej starości! Najchętniej bym się stąd ewakuowała! - odkrzyknęła jakaś dziewczyna po drugiej stronie.

-Znakomicie się Masza składa. Łap pierwszy samolot i przybywaj.

-Już za mną tęsknisz? To słodkie - zacmokała osoba po drugiej stronie.

-Raczej jest misja ratunkowa. Trzeba zagrać na urodzinach pewnej przemiłej szesnastolatki. -odpowiedziała jej Ori, kręcąc przy tym głową i nie przestając się uśmiechać.

-Masz moje zaciekawienie. Mów dalej.

-Potem gwarantuje dobrą imprezę. Na razie bez szczegółów, bo nie jestem sama -spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.

-Ohh rozumiem. A będzie mój ulubiony chłopiec z oczami jak miód?

-Będzie, choć jeszcze nic o tym nie wie. Będzie też Harry - podniosłam zaciekawione spojrzenie, kim do cholery jest ta cała Masza. I w ogóle co za gówniane imię. -Będą też jego koledzy. Nie możesz się nie zgodzić. Wiem, że tego chcesz. Znam cię Maszka. Wódki i pacierza nie odmawiasz.

-Masz mnie. Pakuje się. Dam ci znać jak złapie samolot. Buziaki!

Potem usłyszałam jedynie sygnał zakończonego połączenia. Byłyśmy już pod domem Zayna.

-Teraz przestań się martwić. Załatwię swoje sprawy i ogarnę twoją imprezę. Obiecuję. Jest jednak cena - tego się właśnie bałam. Nic nie jest za darmo. Przytaknęłam głową, dając znać, że słucham jej uważnie. - Nie słyszałaś tej rozmowy. Tylko tyle, nie rób takiej przerażonej miny. Nie chcę twojej nerki przecież.

-Zgoda, ale kim jest ta cała Masza? Chłopiec z miodowym i oczami? - ciekawość wypalała mi dziurę w brzuchu.

- Zadajesz za dużo pytań. Będzie dobrze, obiecuje - stałam już na chodniku, gdy pochylała się jeszcze w moją stronę.

-I Pezz, jeśli chcesz mojej pomocy, nie wtrącaj się w organizację. Ci ludzie są już wystarczająco przez ciebie zastraszeni.

Potem odjechała, zostawiając mnie pod domem mojego chłopaka. Nie pozostało mi nic innego jak odwrócić się i zapukać do drzwi.
Oczywiście, że kiedy drzwi się przede mną otworzyły po dłuższej chwili, zobaczyłam go, całego umorusanego jakimiś farbami. Zawsze tak było, że gdy tylko znajdował wolną chwilę, malował. Był przy tym taki spokojny i opanowany. Uśmiechnięty i rozluźniony. Coś, czego nie zdarzało się oglądać zbyt często. Zayn nie lubił towarzystwa, nie był jednym z tych chłopców, którzy zaciekle rywalizowali w ilości wypitego alkoholu i zaliczonych imprez. Zdecydowanie wolał zaszyć się w domu i po prostu oddawać swojej pasji. Nawet jeśli z pozoru był burkliwy i zrzędliwy, kochałam go, tak jak umiałam. Czasami tylko, wydawało mi się, że nie umiem kochać go tak jak na to zasługuje. Zasadniczo nie miałam gdzie się tego nauczyć. Moi rodzice byli typowym małżeństwem z rozsądku i z trudem przełykali to, że ich idealna dziewczynka ma takiego chłopaka. Jemu to jednak nie przeszkadzało. Bez słów przywitałam się z nim i ruszyłam w stronę jego pokoju. Chciałabym, żeby rodzice zaakceptowali nasz związek, jako coś, co wybrałam, a nie nastoletnią miłość, która skończy się, kiedy pójdę na studia. Tak nie będzie. Zee ciężko pracuje w drużynie, by dostać się na tę samą uczelnię co ja, żebyśmy nie musieli się rozdzielać. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, bo wiem, że on nie za bardzo chce studiować. To nie jest jego życiowy cel. Wiem, że chciałby malować, tatuować, ale dla mnie jest w stanie zrobić wszystko. Dlatego też uważam, że muszę ochronić ta jego dziecięcą wrażliwość, chociaż tyle mogę mu dać.
Obserwowałam, jak układa swoje farby, jak największe skarby, spokojnie czekając, aż poświęci mi swoją uwagę. Nie interesuje mnie, co ludzie o nas myślą, kiedy wiem, że przy nim mogę być po prostu sobą. Nie idealna Perrie, która jest odporna na wszystko i wszystkich ustawia po kątach. W końcu odwrócił się w moją stronę i chyba dotarło do niego, że moja wizyta jest co najmniej dziwna.

-Myślałem, że zajmujesz się przyjęciem swoje siostry. O czymś zapomniałem? Poza posprzątaniem tutaj? - nerwowo potarł ręką kark. Na ten widok nie mogłam się nie uśmiechnąć. Przeczytałam SMS, który właśnie do mnie przyszedł. "Nie jestem świnią. Możesz powiedzieć Zaynowi, tylko niech to zostanie między naszą trójką."

-Nie. O niczym nie zapomniałeś. Chodź i mnie przytul. Muszę ci strasznie dużo opowiedzieć - usadowiłam się wygodnie na jego kolanach, wtulając się w jego klatkę piersiową. Nie była to najwygodniejsza pozycja, gdyż Zayn był dość chudy, a przez to często nasze kości wbijały się nam nawzajem, ale nie przeszkadzało mi to. Potrzebowałam jego bliskości. Teraz mogłam mu opowiedzieć o całym koszmarze dzisiejszego dnia, o dziwnym zachowaniu Ori, o wszystkich męczących mnie pytaniach. Gdy skończyłam zapadła między nami cisza. Obserwowałam skupioną twarz chłopaka, czekając na jego opinie. Jedyną, poza moimi rodzicami, z którą na prawdę się liczyłam. Jednak trwało to już zbyt długo, więc nerwowo zaczęłam wiercić się w jego objęciach, próbując skłonić go, by powiedział, o czym myśli. Nie otrzymałam niczego poza cisza. Obejrzałam swoje paznokcie uważnie, dochodząc do wniosku, że potrzebują wizyty u kosmetyczki. Malik nadal milczał.

-Powiedz mi w końcu, co o tym myślisz? - nie wytrzymałam.

-Niewiele.

-To nad czym tak dumałeś? - zapytałam zaciekawiona.

-Nie chcesz wiedzieć - uśmiechnął się zakłopotany.

-Mój świat się wali, a ty myślisz o swoich obrazach? To nie jest zabawne Zayn!

-Dramatyzujesz Pezz. Jeśli Ori powiedziała, że to ogranie to tak będzie. Nie powinnaś się tym martwić.

-Jaki możesz w ogóle tak mówić? Skąd ta pewność, że ona tego nie spierdoli? Kim w ogóle są ci ludzie?

-Spokojnie - pogłaskał mnie po plecach. - Będzie dobrze. Nie lubię jej, ale jeśli mam być obiektywny, to Ori jeszcze nigdy nie zawiodła. Jeśli mówiła, że coś załatwić to tak było. Miałem ci jeszcze tego nie mówić, bo jeszcze nic nie jest pewne, ale ona umówiła mnie z pewnym właścicielem galerii sztuki i są skłonni wystawić moje prace.... - spoglądałam na niego ze zdziwieniem. Nigdy nie udało mi się nikogo do tego nakłonić, choć nie raz próbowałam. Nikt nie traktuje poważnie małej złośliwej blondynki. Nie to, co takiej Ori. To niesprawiedliwe. To ja powinnam spełniać jego marzenia nie ona. - Chciałbym namalować twój portret. Co ty na to?

Czy mogłam być bardziej zdziwiona? Być może. Ale cała moja złość zniknęła, kiedy patrzył na mnie tym proszącym wzrokiem. Nawet to, że zamiast martwić się moimi problemami, myślał o obrazach. Nie mogłam się na niego gniewać. Z trudem również radziłam sobie z opanowującym mnie wzruszeniem. W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową i uśmiechnęłam się niepewnie. Zayn natomiast wyglądał jakby ktoś, dał mu najlepszy gwiazdkowy prezent, pocałował mnie mocno. Zerwał się z fotela, na którym siedzieliśmy i zaczął pokazywać mi wstępne szkice. Zapomniałam o przyjęciu i nawet nie wiem, kiedy zastał nas późny wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro