17 Harry

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ori od swojego powrotu ciągle znika. Kiedyś była tak blisko, niczym druga skóra. Zupełnie jakby stanowiła cząstkę mnie. Teraz czasami mam obawy, że mnie unika, a czasami mam wrażenie, że to jednak coś więcej. Chociaż może to kwestia tego, że ciągle się mijamy. Niby chodzimy do tej samej szkoły, ale nasze plany i zajęcia są tak różnie rozplanowane, jakby ktoś celowo chciał uniemożliwić nam wspólne spędzanie czasu. Najczęściej widuję ja późno wieczorami, kiedy z książką zasypia na kanapie. Czasem po prostu ściągam jej okulary i poprawiam koc, a czasami odnoszę ją do jej sypialni. Ludzie myślą, że wszystkie sukcesy przychodzą jej naturalnie, co jest okrutna bzdurą. Często widuję ją, jak zarywa noce na naukę, lub czyta w dziwnych miejscach i okolicznościach. Najzwyczajniej na świecie nie traci czasu, jak większość z nas, na przeglądaniu portali społecznościowych i bezcelowym gapieniu się na to, jak ludzie robią z siebie debili na YouTube. Dopiero przy niej dociera do mnie, ile dziennie tracę na to godzin. Tak samo jak to, że nie potrafię planować swojego czasu i oszczędzać go. No trudno. Dziś jestem zmęczony i niewyspany bardziej niż normalnie. Nie to, żebym był rannym ptaszkiem. Powiedziałbym, że jestem typową sową. Ewentualnie niedźwiedziem z permanentny okresem snu zimowego. Nie można mieć wszystkiego. Ale wczorajszy pomysł, żeby najpierw wyjść z domu, a potem wejść do pubu należał do tych najbardziej beznadziejnych. Oczywiście, że mam dziś kaca giganta, oczywiście że jestem niewyspany. Od tygodni modliłem się w końcu, o jakiś pieprzony słoneczny dzień. I oczywiście, dziś słońce napierdala jak na równiku, więc czuję się, jak jebany wampir i nie marze o niczym innym, jak wielkich czarnych chmurach, a nawet ulewie. Może jej udałoby się nawilżyć mnie, bo jestem jak Sahara. Jakby ktoś wstawił mnie do słoika z ryżem, zakręcił go i zostawił na tydzień. Może nawet dwa. Rozpaczliwie potrzebuje wody.
W ogóle wczorajszy wieczór muszę wrzucić do pudełka zatytułowanego ciąg fatalnych decyzji. Panna, z którą wczoraj się zabawiłem, okazała się jakąś desperatką, której nie mogłem się za nic pozbyć. Całkiem zadbana, ale z drugiej strony, mogłaby mnie nawet adoptować. Choć to brzmi jak scenariusz kiepskiego pornola. Chyba całkiem zobojetniałem na Kelly i jej próby przypodobania mi się. Ten związek to jak reagowanie trupa, który zaczyna powoli śmierdzieć. Co gorsze, wiem skąd to nagle zainteresowanie moja osobą. Widziałem przelew, nie jestem taki głupi. Nawet nie jestem zły na Ori, podejrzewam, że miała całkiem dobre intencje, ale to zbędne. Kelly ją wykorzystała, jak każda inni osobę. Prawda jest taka, że ten związek może na początku był taki jakie powinny być licealne związki, ale bardzo szybko przestał taki być. Głównie to moja zasługa. W tym wypadku wierność nie była moja mocną stroną. Pewnie dlatego, że jakby się nad tym zastanowić, nigdy nie byłem w Kells zakochany. Może nieco zadurzony i to bardziej w jej cyckach, niż w niej samej. Jak to mawiają starsi: młodość ma swoje prawa. Krew nie woda i takie tam inne. Stanąłem jak co rano, w tym samym miejscu. Pośród tych samych samochodów i ludzi, którzy dziś wyglądali, no cóż bądźmy ze soba szczerzy, jakby ktoś ich zwymiotował. Spojrzałem na parking i dopiero teraz dotarło do mnie, że w zasadzie, żaden z nas nie powinien dziś prowadzić. I to właśnie wtedy ugięły się pode mną kolana. Coś średnio ciężkiego wskoczyło na moje plecy. Dosłownie przez sekundę myślałem, że to Ori odbija palma, ale to na pewno nie była ona.
- Ahoj Kapitanie! Majtek Bezmajtek melduje się na pokładzie! - Ten akcent i perfumy mogły należeć do tylko jednej znanej mi postaci. A to przypuszczenie sprawiło tylko, że ten dzień z fatalnego obrał kurs na kompletna katastrofę. - Co taka zdziwiona Mariola?
-Masza, ty tutaj? - Zdołałem wykrztusić z siebie jedynie tyle. Szok był za duży. Jeszcze odrobinę łudziłem się, że to może tylko jakieś majaki ma kacu. A jednak nie. Odetchnąłem głęboko, czując w sobie zrezygnowanie. Jak mogłem narzekać na swoje życie? Teraz karma spuszcza mi wpierdol w postaci tego huraganu. Mała blondynka stanęła na przeciw mnie uśmiechając się szeroko.
-Jestem. Ori zadzwoniła, nie potrafiłam jej odmówić. Wiesz Harry, trochę zarosleś, mam nadzieję, że nie wszędzie się tak zapuściłeś - puściła mi oczko. - Tak czy siak nadal wyglądasz całkiem jebliwie - skrzywiłem się na tą wypowiedź. Cóż Masza nigdy nie przebierała w słowach. Kiedyś mi to nawet imponowało. Poza tym usilnie próbowałem przetworzyć w głowie to, co usłyszałem. Masza chwilę spoglądała na mnie. - Ale masz minę. Jakbyś zobaczył sukuba. Rozchmurz się, wiem, że teraz masz dziewczynę i jesteś w chuj nudny. Trudno. Zobaczmy co tutaj mamy...
Obróciła się do mnie plecami. Zdążyłem jedynie wyłapać resztki pytających spojrzeń moich kolegów i rozdziawioną buzie Pezz. Co tu się do cholery dzieje? Na szczęście wszyscy byli na tyle inteligentni, żeby w momencie opanować swoje twarze i wyrażać nimi jedynie uprzejmą ciekawość. A może to po prostu kac?
- Ten jest całkiem niezły, szkoda, że gej - wskazała palcem na Li. Boże skąd ona wie? - Ten jest zajęty, ten ma za głupi wyraz twarzy - oburzenie na twarzy Lou było chyba warte tej ceny. W końcu spojrzała na Horana. Lekko przekrzywila głowę. - Ten jest słodki. Idealnie!
Nim udało mi się zareagować, wyciągnęła w jego stronę dłoń i uścisnęła jego.
-Jestem Masza, a ty?
-Niall.
-Bardzo ładnie. Powiedz mi Niall, nie chciałbyś zostać moim problemem?
-Ja? Czemu?
-Bo z problemami należy się przespać.

Czy ja kiedyś narzekałem na swoje życie? Albo głupotę kolegów. Wszystko odwołuję. Lou stał ze świecącymi oczami, kiwając głową z aprobatą. Zayn jedynie klepnał się dłonią w twarz, a Liam po początkowym szoku, teraz śmiał się niemal histerycznie. Jedynie biedny Niall stał, jakby wrósł w chodnik, cały czerwony na twarzy.
-Lou nigdy nie mówiłeś, że masz zaginiona siostrę - w końcu wydusił z siebie między jednym a drugim napadem śmiechu Liam. Cała sytuacja przechodziła z komicznej do tragicznej i z powrotem. Liam próbował otrzeć łzy, które kolejnymi potokami spływały po jego twarzy. Ja natomiast próbowałem zrozumieć co się dzieje. Szło mi opornie. Myślenie nigdy nie było  moja mocną stroną, a dziś dochodził do tego brak kawy i kac. Nie ma na świecie gorszej kombinacji. Mimo to nie poddawałem się i czułem, że z wysiłku za moment uszami wyleci mi para. Dokładnie jak na kreskówkach. Dlaczego nie mogę tego ranka siedzieć z Lolo na kanapie i oglądać kreskówki? Czy tak wiele wymagam od okrutnego świata?  Nawet w najgorszych koszmarach, nie śniło mi się, że jakiś szatan podkusi Ori do ściągnięcia tu tego demona. Chociaż całkiem z drugiej strony, obrażona mina Lou i Niall prezentujący rumieńce w pełnej krasie mogły być nawet tego wszystkiego warte. Po chwili zastanowienia, jednak nie. Nic nie jest w stanie stanąć jako przeciw waga dla szkód, które może wyrządzić ta mała, niepozorna blondynka. Czasami mam wrażenie, że to mała psychopatka. A już na pewno definicja słowa destrukcja. Obracałem głową szukając spojrzeniem Ori. Jak ona do cholery mogła nam to zrobić? Coś z nią jest naprawdę nie w porządku. Poza tym, co z rodzicami? Czy oni o tym wiedzą? Przecież ta dwójka ma kategoryczny zakaz przebywania ze sobą bez nadzoru. Z tego amoku wyrwał mnie Payno swoim pytaniem.

- No dobrze istoto, kim ty w ogóle jesteś? Bo widzę, że od Harrego to się raczej niczego nie dowiemy – Masza odwróciła się z ciepłym uśmiechem, wyglądała przy tym tak niewinnie, że nawet jeśli powiedziałbym im prawdę, nikt by nie uwierzył.

- Jestem Masza – podała mu swoją małą, słodką rączkę. - Jestem koleżanką Ori i w sumie Harrego też. Chociąż mam wrażenie, że chyba on nie ma ochoty się do tego przyznać – i znów słodka mina małej dziewczynki. Ta mała to bestia. - Ori wczoraj zadzwoniła do mnie, bo potrzebowała pomocy. Perrie może wam opowiedzieć o co chodzi, więc jestem. Wiecie jak Kapitan Planeta. No ale dość o mnie – ponownie zwróciła się w stronę Nialla. - porozmawiajmy o tobie, podobam ci się?

Schowałem twarz w dłonie, Liam ponownie parsknął śmiechem, a Zayn dziwnie milczący wpatrywał się w całą sytuację. Pezz jak rybka bez wody zamykała i otwierała usta.

- No Horan, jak będzie? Podoba ci się nowa koleżanka? - Rzucił Li po raz kolejny dusząc się ze śmiechu. Blondyn spalił jeszcze większego buraka. A byłem pewny, że to nie możliwe. - Lou jakiś dziwnie cichy jesteś... Coś się stało?

- Nie, nie, wszystko w najlepszym porządku. Po prostu sam się teraz zastanawiam, czy nie jesteśmy spokrewnieni. Koniecznie musimy się powymieniać tekstami na podryw. Piątka Maluchu! - Masza przybiła z nim piątkę po czym zmierzyła go sceptycznym spojrzeniem.

- Malucha, to ty masz w spodniach – i nie dając mu dojść do słowa obróciła się w kierunku Malika – A ty. Mam nadzieje, że te twoje obrazy są naprawdę dobre, mój tatko nie lubi firmować swoim nazwiskiem przeciętniactwa.

W tłumie przed nami zauważyłem w końcu Ori. Dzięki bogu! Dziewczyna nieśpiesznym krokiem podeszła do nas, przyglądając się dokładnie.

- Masza coś ty narobiła, że oni mają takie miny? - zapytała.

- Nic. Ot stoją tu sztywno jak widły w gnoju.

Błagam niech ten koszmar się w końcu skończy. Jestem absolutnie bezsilny wobec tej dziewczyny. Nic na nią nie działa. Zaczniesz na nią krzyczeć, będzie krzyczeć głośniej. Zaczniesz ją opierdalać, będzie opierdalać cię bardziej. Wyzywać, zrobi to lepiej. Ignorować, nie da ci żyć. Masza jest jak najgorsza plaga w przebraniu nieco pokręconej dziewczyny.

- A może to ty mi powiesz Ori, coś tu odjebała? Czemu ona mówi, że prosiłaś ją o przyjazd?- w końcu zdobyłem się na jakąś reakcję.

- Bo zadzwoniłam – nastała chwila ciszy. Nawet Maszka skupiła swoją uwagę na koleżance, chociaż nie na długo, bo widziałem jak strzela oczami w kierunku Horana, którego to ewidentnie peszyło. To nie takie zabawne, kiedy to ty stajesz się obiektem niewybrednego podrywu. - Pezz potrzebowała kogoś kto zagra dziś wieczorem na przyjęciu jej siostry. Nikogo bardziej się do tego nadającego nie znam.

W tym momencie ze swojego szoku obudziła się Perrie. Robiąc krok do przodu i pytając piskliwym, nerwowym głosem

- Ona ma być tym idealnym rozwiązaniem? Ta prostaczka? Martin, chyba cię pojebało!

- Wyluzuj Pezz... Będzie dobrze. Harry ci wytłumaczy, bo my się troszkę śpieszymy. Jest jeszcze parę rzeczy do ogarnięcia...

- Ohh nie musimy się znowu, aż tak spieszyć... Ale w sumie to przecież mamy cały semestr, żeby się dobrze poznać.

Jak zwykle, kiedy myślisz, że nie może być gorzej, życie udowodni ci jak bardzo się mylisz. Wygląda na to, że ten mały szatan, właśnie otworzył swój worek niespodzianek, bo mina Ori była równie nietęga co moja. Wygląda na to, że też właśnie się dowiedziała. Chociaż jej zdecydowanie lepiej udało się ukryć swoje niezadowolone zaskoczenie. Masza mogłaby nawet być świetnym kompanem, ale dość szybko stawała się bardzo przytłaczająca. Dodatkowo ciężko ukryć, że miała na Ori fatalny wpływ...

- Jak to? - rzuciła jakby od niechcenia. Choć znałem ja na tyle by wyłapać to napięcie w jej spojrzeniu. 

- No tak po prostu. Ta szkoła z internatem była taka nudna, że poprosiłam tatkę, żeby mnie tu przeniósł chociaż na semestr... Zrozum mnie, już nie mogłam wytrzymać w tym dziewicowie - znów mina niezadowolonego dziecka. - Tylko powiedział, że jak nas znów aresztują to będę musiała wrócić, także Martin, jesteśmy grzeczne dziewczynki. Pamiętaj! - zachichotała radośnie, jakby mówiła o przypaleniu świątecznych ciasteczek.

Wpatrywałem się tępo w twarz dziewczyny, na której coraz bardziej widziałem snujące się przerażenie. Masza nie zrażona niczyją reakcją zapiszczała jedynie, zaklaskała w dłonie i wyrwała gdzieś do przodu, by już po chwili wrócić ciągnąc za sobą kolejną osobę. Tego, za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, jak on się nazywał? Ale no, to był ten szkolny grajek.

- No, to jesteśmy w komplecie! Boże Shawn jaka to szkoda, że nie wolno dobierać się do chłopaków koleżanek... Uwielbiam te twoje oczy w kolorze miodu... Gdybyś był czereśnią w moim ogródku, to siedziałabym na tobie całymi dniami nago i dziobałabym jak stado szpaków....

- Genialne! Po prostu genialne! Muszę to sobie zapisać, koniecznie! - wrzasnął Lou łapiąc się za włosy. Mam wrażenie, ze cały ten poranek eksploruje zupełnie nowe pokłady żenady. Błagam, litości. Albo chociaż kawy. Ponownie rzuciłem okiem na Ori, którą o dziwo ten dziwny chłopak trzymał za rękę. Co do kurwy? Masza postanowiła chyba zignorować niekontrolowane zachowanie Lou, albo po prostu doszła do wniosku, że ten typ tak ma.

- Harry nie gap się jak sroka w gnat! Poza tym, masz swoją dziewczynę, więc niech cię ręka boska broni, bo ja ich shippuje. Chciałam was shippować, ale głupio było zrobić jakiś chwytliwy skrót... No bo jak? Hri? Orry? Brzmi trochę, jak nazwa dania w języku orków. A tu zobacz jak idealnie. Shori. Miód malina!- Chłopak obok Ori zaśmiał się głośno i szczerze. I myślałby kto, że on może śmiać się bardziej. Może to jakaś choroba? Nie wiem przykurcz mięśni na twarzy, że tak ciągle się uśmiecha. A może jest po prostu niepełnosprawny intelektualnie...  Nie wiem również, czy chciała powiedzieć coś więcej, jak ją znam to pewnie tak, więc może i lepiej, że całą ta dziwaczną scenę przerwał dźwięk dzwonka. Chyba jeszcze nigdy mnie tak  nie ucieszył. Spojrzała na zegarek i nim byłem w stanie zareagować, rzuciła wszystkim szybkie do zobaczenia wieczorem i ruszyła przed siebie nie oglądając się na nikogo. Chwilę za nią, pomachawszy wszystkim, ruszyła Ori i ten chłopak. Mam wrażenie, że ktoś mi wyciął jakiś spory fragment pamięci. Spojrzałem na telefon, żeby sprawdzić datę. Przyszło mi na myśl, że może byłem dłużej pijany, niż przez jeden wieczór. Na przykład przez cały miesiąc? I dlatego życie ma dla mnie tyle niespodzianek? Ale nie, niestety data się zgadzała z moimi przewidywaniami. Ostatnio często przytrafia mi się taka myśl. Chyba po prostu nie nadążam za swoim życiem. Nic juz w nim nie było pewne. No może poza jednym, teraz na pewno nie zaznam spokoju. A najgorsze ze wszystkiego, jest to, że nic nie bawi Maszy tak, jak płatanie ludziom figli. Często chamskich i bolesnych. Im bardziej ta dziewczyna cię lubi, tym bardziej powinieneś uważać, bo ryzyko rośnie proporcjonalnie. Biedny Horan... Chyba. Tak myślę. A może się mylę? Nie zależnie od tego jakie jest moje nastawienie do Maszy i za jak wielką zarazę ja uwazam, nic nie zmieni faktu, że ta dziewucha jest absolutnie genialną pianistką, a Ori chcąc ratować przyjęcie Pezz, nie mogła wybrać lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro