To nic nie znaczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Suga

Co mu odbiło? Patrzyłem na Jimina z niedowierzaniem, to prawda że Jungkook zle postąpił nie mówiąc nam nic o tym że z kimś się umawia, ale to nie powód żeby od razu się denerwować...naprawdę nie rozumiem tego dzieciaka. O co może mu chodzić?

Lepiej pójdę za nim i się tego dowiem. Tak też właśnie zrobiłem, ruszyłem za chłopakiem i już miałem złapać go za nadgarstek by się zatrzymał gdy niespodziewanie zatrzasnął mi drzwi tuż przed nosem. Zabrakło dosłownie chwili by moja twarz spotkała się z drzwiami, na szczęście w porę zareagowałem i się odsunąłem. Zacząłem pukać do drzwi i łapać za klamkę lecz drzwi się nie otwierały, postanowiłem dać mu trochę czasu, potem wyjaśnię z nim tą całą sytuację.

___________________________

Wracałem do tego miejsca co jakiś czas, ale drzwi nadal były zamknięte...coś czuję że będę musiał znalezć sobie nowe miejsce do spania...zapłacisz mi za to Park, jutro się policzymy.

Zszedłem do salonu gdzie stał Jin wraz z Tae, młodszy błagał starszego o wybaczenie. Zastanawia mnie co właściwie się stało więc podsłucham kawałek ich rozmowy.

- Hyung...ja tylko chciałem zobaczyć czy Jiminowi nic nie jest, nie moja wina że drabina nagle zaczęła się chwiać przez co spadłem.

- Można było załatwić to inaczej, przez ciebie prawie zawału dostałem, jak tak dalej pójdzie to nie będę miał kim się opiekować, bo wszyscy się pozabijacie!

- No przepraszam...przecież nic mi sie nie stało, chwilę bolało i zaraz przestało.

- Może i nie stało, ale mogło

Postanowiłem w końcu wtrącić się do ich rozmowy. Muszę w końcu pomóc jakoś młodszemu, Jin zwykle za bardzo histeryzuje i wyżywa się na innych.

- Dobra koniec z tym, Tae na pewno zrozumiał swój błąd i więcej się to nie powtórzy...prawda?

- Oczywiście, masz moje słowo hyung- uśmiechnął się do mnie, co miało znaczyć podziękowanie za ratunek przed nadopiekuńczym Seokjinem. Starszy tylko zmierzył nas wzrokiem i odszedł.

__________________________

Gdy wszyscy poszli spać wyciągnąłem koc z szafy, położyłem na niewygodniej kanapie i przykryłem. Długo męczyłem się z zaśnięciem, lecz ten moment nie nastał. Po 2 godzinach bezsensownego kręcenia się w obie strony usłyszałem czyjeś kroki w korytarzu, odruchowo spojrzałem w tamto miejce. Zauważyłem tylko cień który szybko przemknął się do kuchni. Podniosłem się do siadu, a potem wstałem i udałem po cichu do wspomnianego wcześniej pomieszczenia gdzie nadal panowała ciemność.

Wchodząc do kuchni potknąłem się chyba o jakieś krzesło. Zamknąłem oczy w momencie gdy miałem runąć na twardą podłogę, ale nic takiego się nie stało. Wylądowałem na czymś co zamortyzowało upadek...czymś albo raczej kimś. Osoba na której aktualnie leżałem jęknęła z bólu i próbowała podnieść w nieudolny sposób gdyż po chwili nasze czoła spotkały się ze sobą boleśnie. Szybko odsunąłem głowę i wstałem, podałem rękę osobie, która dalej znajdowała się na ziemi, a ona wstała.

Z trudem udało mi się znalezć włącznik światła i jak się okazało przede mną stał nie kto inny jak Taehyung.

-Ymm...wybacz Tae, potknąłem się o coś i na ciebie wpadłem...nic ci nie jest?

-Nie, wszystko w porządku, ale co ty tu robisz o tej godzinie? Powinieneś spać.

- Próbowałem, ale ta kanapa jest tak niewygodna, że po prostu nie idzie.

-Kanapa? Czemu na niej śpisz? Idz do pokoju, tak z pewnością się wyśpisz.

-Chciałbym, ale nie mogę. Jimin się tam zamknął i do teraz mnie nie wpuścił.

- W takim razie możesz spać ze mną, może łóżka nie są aż takie duże, ale powinniśmy się zmieścić.

- Naprawdę mogę? To nie będzie zbyt niezręczne?

- Nie przesadzaj, przecież mnie nie zgwałcisz, chodz.

Młodszy pociągnął mnie za rękę do swojego pokoju gdzie położyliśmy się obok siebie i po pewnym czasie zasnęliśmy. W głowie miałem tylko obraz naszych splecionych dłoni, to nic nie znaczy...prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro