Three

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I choćbym zapierała się nogami, że nie lubię imprez, to ta, jak do tej pory przebiegała całkiem przyjemnie. Całkiem spora ilość nastolatków nie ograniczała się w piciu alkoholu, więc już po dwudziestej trzeciej część osób była w dość poważnym stanie upojenia. Mimo, że bawiłam się naprawdę dobrze, chciałam znaleźć Nathaniela, aby oddał mi klucz do mojego pokoju, ponieważ chciałam po prostu iść spać, mimo głośnej muzyki.

Wyszłam na dwór, gdzie według jakiejś dziewczyny powinnam znaleźć  szatyna. Chłopak siedział na schodach tuż obok stołu ogrodowego i rozmawiał z kilkoma osobami siedzącymi na krzesełkach i huśtawce.

— Chyba masz coś mojego Nathanielu — zwróciłam się do niego, na co grupa ludzi z chłopakiem na czele przerwała rozmowę i zwróciła na mnie swoją uwagę.

— Twoją godność? — zaśmiała się dziewczyna o bardzo krótkich włosach, na co zjechałam ją wzrokiem, po czym parsknęłam śmiechem, już chciałam coś powiedzieć, lecz przeszkodził mi w tym głos Nathaniela

— Coś czego nigdy nie miałaś, prawda Patricia? — powiedział do blondynki, na co kilka osób zagwizdało w teście uznania

— Żałosne — mruknęłam, wywracając oczami — Mógłbyś oddać mi ten klucz?

— Czemu nie weźmiesz go sama? — pyta, a ja nie zważając na nic, po prostu podchodzę do niego i wkładam rękę do kieszeni jego spodni szukając metalowego przedmiotu. Brunet z pewnością nie spodziewał się, że będę w stanie to zrobić, ponieważ spiął się, a jego oddech stał się płytki

— Gdzie jest ten cholerny klucz, dupku? — oddalam się od niego, czuję na sobie palące spojrzenie jego towarzyszy

— Jeśli mam być szczery, to jakiś czas temu chyba go zgubiłem

— Bawi Cię to? Jesteś popieprzony — unosze głos, po czym odwracam się na pięcie i kieruje się do na piętro

— Nina, poczekaj! — słyszę głos Cervantesa tuż za sobą, ale nie mam zamiaru się zatrzymać, po chwili chłopak dorównuje mi kroku i łapie za łokieć w celu zatrzymania mnie

— Nie dotykaj mnie swoimi obleśnymi łapami — mówię wyszarpując rękę z jego uścisku

— Nie chciałem, żeby tak wyszło -— mówi drapiąc po głowie

— Cóż, ale wyszło, a teraz z łaski swojej się odpierdol, muszę jakoś dostać się do pokoju — odpowiadam po czym gwałtownie się odwracam, przez co lekko zaczyna mi się kręcić w głowie

— Wszystko okej Gastaldo?

— Czego nie rozumiesz w słowach "odpierdol się"? Chciałam po prostu dzisiaj odpocząć, ale ty jak zwykle musiałeś pokazać, że nikt nie może Ci się sprzeciwiać. Gratulacje, udało Ci się sprawić, że to gówno wraca — mówię i wchodzę do łazienki, zamykam za sobą drzwi, po czym osuwam się po drzwiach, gwałtownie wciągam do płuc dużą dawkę powietrza, aby po chwili wypuścić ją z ulgą, powtarzam czynność kilka razy, lecz nadal czuję, że oddychanie nie jest w tym momencie tak proste jak zazwyczaj, wstaję z podłogi i podchodzę do umywalki, namaczam mały ręcznik w zimnej wodzie i układam go na karku. Ponownie biorę kilka głębszych wdechów, które tym razem przynoszą ulgę.

Wychodzę z łazienki kilka minut później, kiedy ktoś z zewnątrz zaczyna się dobijać, dość gwałtownie otwieram drzwi, przez co uderzam jakąś dziewczynę.

— Może byś troszeczkę uważała dziewczynko? — pyta odrywając się od ust Blake'a, jednego z kupli mojego brata z drużyny. Mierzę ją wzrokiem, po czym parskam śmiechem — masz jakiś problem? — zaczyna, podchodząc do mnie, na jej twarzy widzę chęć walki, tak sądzę.

— Oj, odsuń się, zanim się przed nim zbłaźnisz — mówię, próbując przejść, Blake uśmiecha się do mnie, co odwzajemniam.

— Słucham? Jak śmiesz się tak do mnie odzywać? Kim ty w ogóle jesteś? — dziewczyna unosi głos.

— Kim jestem? Kimś kto sprawi, że za dziesięć minut opuścisz tę imprezę, jeśli mnie w tym momencie nie puścisz — odpowiadam, po czym zwracam się do Blake'a — Stać Cię na coś więcej Louson — komentuję, a po chwili czuję mocne szarpnięcie za włosy.

— Ty kurwo! Jak śmiesz? — wrzeszczy dziewczyna, uderzając mnie w twarz, odsuwam się lekko, po czym oddaję jej równie mocno. Widzę jak Blake odsuwa ode mnie dziewczynę, ale nie daję za wygraną, chcę uderzyć ją po raz kolejny, ale ktoś mnie powstrzymuje, odwracam się i widzę twarz Nathaniel'a

— Puść mnie, jeszcze z nią nie skończyłam, nie będzie się panoszyć po moim domu — krzyczę próbując się mu wyrwać, ale nie przynosi to żadnego skutku.

— Zabierz ją stąd, Blake — Cervantes zwraca się do swojego kumpla, na co on od razu zabiera dziewczynę na dół — Teraz Cię puszczę i się uspokoisz — kiwam głową, ale kiedy chłopak mnie puszcza, szybko kieruję się w stronę schodów, aby dogonić dwójkę i dokończyć to co zaczęłam. Nie dobiegam jednak do połowy schodów, jak ktoś łapie, mnie w pasie i przerzuca przez ramię, nie jest to nikt inny jak Nathaniel.

— Puść mnie! — uderzam go w plecy, na co on klepie mnie w tyłek —  Nie zrobiłeś tego — mówię nie dowierzając

— Zrobiłem — odpowiada ze śmiechem

— Ty dupku, jak tylko mnie odstawisz, złamię Ci nos — grożę mu, a on zaczyna się śmiać — Przestań się śmiać i w tej chwili odstaw mnie na ziemię, muszę się rozliczyć z tą typiarą.

— Dobrze, rozliczysz się, ale nie dzisiaj, nie kiedy jesteś pijana — otwiera drzwi do mojego pokoju, po czym  rzuca mnie na łóżko

— O proszę, znalazłeś klucz — mówię ze złością i zaczynam ściągać spodnie

— Co ty robisz? — otwiera szerzej oczy, kiedy przeciągam koszulkę przez głowę

— Co jest Cervantes? Wstydzisz się? — rzucam koszulkę na krzesło, po czym podchodzę do szafy i wyciągam jedną z o wiele za dużych koszulek i zakładam, mając ją już na sobie, rozpinam stanik i zdejmuję, słyszę jak chłopak przełyka głośniej ślinę

— Nie powinnaś tego robić — mówi podchodząc bliżej.

— Jesteś taki przewidywalny Nathaniel'u — mówię z lekkim uśmiechem, przybliżam twarz do jego ucha i mówię szeptem — a teraz sio — śmieję się, po czym związuję włosy i wypycham chłopaka z pokoju, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.

Cholernie przewidywalny, Cervantes.

/// rozdział trzeci! mam nadzieję, że się wam spodoba, dajcie znać co myślicie w komentarzu 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro