Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabriel wyszedł na zewnątrz, gdzie czekała na niego grupa policjantów. Wszyscy byli nieprzygotowani do ewentualnego ataku, stali oparci o tarcze i swobodnie rozmawiali. Albo byli pewni zwycięstwa egzekutora, albo zwyczajnie głupi. Nie mieliby najmniejszych szans gdyby jednak to mag okazał się lepszy i zaatakował ich z zaskoczenia. Z tyłu stał wąsaty dowódca. Na widok Gabriela odłożył swoją trzymaną w ręku kawę na ziemię. Egzekutor podszedł do niego i ostrzegawczym wzrokiem popatrzył na papierowy kubek stojący na betonie.
- Widzę, że mieliście przerwę, podczas gdy ja użerałem się z tym Magiem w środku. Nie mówię, że oczekiwałem pomocy, ale moglibyście być przynajmniej zmobilizowani do ewentualnego wejścia.
- Wierzyliśmy w pańskie możliwości, w końcu nie byle głupek może zostać...
- Walka z Magami to nie zabawa, wie o tym, a przynajmniej powinien wiedzieć każdy. Jeśli nawet policja tak lekceważy zagrożenie, boję się o przyszłość wojny - wyraził swoją opinię Gabriel. Wyprostował się i przewrócił nogą stojącą na ziemi kawę. Beżowy płyn rozlał się na betonową posadzkę. Odchodząc rzucił jeszcze:
- Zabierzcie i spalcie ciało, a wszystko, co znajdziecie w środku zniszczcie. Chyba, że jesteście aż takimi pizdami, że wolicie poczekać na grupę uderzeniową, ale nie martwcie się, same magiczne elementy nic wam nie powinny zrobić.
- Tak jest. Muller, Cyde - zwrócił się do najbliżej stojących policjantów - zbierzcie ludzi i wchodźcie do środka.
Dwójka policjantów wyraźnie nie była zadowolona z rozkazu.
- Słyszeliście rozkaz, nie martwcie się. Nic wam się nie stanie, prawdopodobnie.
- Musimy odmówić szefie - powiedzieli zgodnie.
- Moja rola tu się skończyła. - powiedział egzekutor, po czym oddalił się od budynku.

W jednej z ciemnych uliczek w południowej części Coruli stał pewien mężczyzna. Spod kaptura wystawały jego niebieskie oczy i niemała broda, a twarz miał lekko zaczerwienioną. Stał oparty plecami o budynek z jedną nogą zgiętą w kolanie i postawioną na ścianie, oraz rękoma w kieszeni czerwonego płaszcza. Jedyne co oświetlało ściany ograniczające wąski przesmyk, oraz samotną sylwetkę, to różowy neon baru "Epsilon" kilka metrów dalej. Było świeżo po zachodzie słońca, ale poza tym, że ulicę przykrywał dodatkowo cień budynków, nie było tu wielkich ekranów reklamowych czy latarni, więc było ciemniej niż na głównych alejach. Zakapturzony mężczyzna po chwili oczekiwania spojrzał na zegarek, a następnie w lewo, w kierunku ulicy. Spodziewał się tego co zobaczył. Przez pasek widoczności na ruchliwą drogę przeszedł odziany w czarny płaszcz mężczyzna. Osoba, którą obserwował od dłuższego czasu. Wyjął z uszu białe słuchawki, schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza i ruszył za celem. Główne ulice Coruli były naprawdę ładne o tej porze dnia. Było jeszcze na tyle jasno, że widać było szarawe od chmur niebo, ale już tak ciemno, że ulice oswietlały dziesiątki neonów i reklam przeróżnych, mniej lub bardziej potrzebnych, rzeczy i produktów. Po drodze mężczyzna mijał wielu różnych ludzi, od zapracowanych i pędzących gdzieś biznesmenów, po spokojnie spacerujące matki z dziećmi. Wszyscy szli w swoich kierunkach, każdy miał jakiś cel w życiu do którego dążył. Odziany w czerwony płaszcz także miał cel. Cel lepszy i ważniejszy niż każdy inny, przynajmniej dla niego. Po kilku minutach podszedł niebezpiecznie blisko osoby, którą śledził. Był to jeden z Egzekutorów. Od tej chwili jego zadaniem było go śledzić i w odpowiednim momencie zagadać. Przeszli razem jeszcze kilka przecznic, a następnie skręcili w boczną ulicę prowadzącą na dworzec kolejowy. Weszli do budynku a następnie Egzekutor ustawił się w kolejce do kasy biletowej. Po załatwieniu kolejnej sprawy, jego jedynym życzeniem było wrócić do domu i porządnie wypocząć, aby jutro wrócić do centrali i zdać raport z tego, co znalazł. Po tym, jak wreszcie podszedł do okienka, kupił bilet do stolicy i już miał zmierzać na peron, gdy dopadła go zwykła ludzka potrzeba, więc zamiast za znakiem "peron 2" podążył w kierunku pokazanym przez strzałkę "toalety". Zakapturzony mężczyzna oczywiście także wstał i udał się za celem. Nie zważał, jak dziwne to było. W zasadzie nigdy nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Gdy wszedł do toalety, poza egzekutorem i nim samym w środku nie było nikogo. Cieszyło go to, gdyż mógł od razu przejść do rzeczy. Nie zważając na to, że osoba, którą śledzi, siedzi jeszcze w kabinie, powiedział, stojąc obok drzwi za którymi znajdował się egzekutor:
- Mam dla Ciebie propozycję.
Cisza. Nie uzyskał odpowiedzi. Odchrząknął, a następnie powtórzył
- Mam dla Ciebie propozycję.
Znów nikt mu nie odpowiedział.
Nagle przez drzwi wpadła pewna osoba w czarnym płaszczu i przybiła zakapturzonego mężczyznę do ściany, przykładając mu swój czarny nóż bojowy do szyi. Przez krótki moment stali tak blisko siebie i nawzajem słyszeli swoje oddechy.
- Kim jesteś i czemu mnie śledzisz? - spytał się Gabriel.
Przygwożdżony mężczyzna roześmiał się dość głośno.
- Czemu się tak przejmujesz? Nie musisz być taki poważny. Spokojnie, nie zamierzam Cię zabić. Przynajmniej jeśli nie będę musiał.
Egzekutor jeszcze chwilę myślał nad słowami mężczyzny, ale w końcu doszedł do wniosku, że jeśli nawet ten ktoś chciałby go zabić, nie miałby najmniejszych szans w otwartej walce, szczególnie, że nawet nie miał żadnej widocznej broni. Odsunął się od mężczyzny i schował nóż za pas, a brodacz wyprostował się. Gabriel powtórzył pytanie:
- No więc, czemu mnie śledzisz?
- Nie uważasz, że łazienka na dworcu to trochę słabe miejsce na taką rozmowę.
- Sam nie miałeś z tym problemu, podejrzewam, że tu chciałeś ze mną gadać, więc czemu teraz chcesz zmienić miejsce?
- Nie nie, ja się pytam, czy tobie to nie przeszkadza, mi to w zasadzie wisi - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Osobiście wolałbym zachować przynajmniej częściową tajemnicę, może się zdarzyć, że ktoś tu nagle wejdzie, widok dwóch mężczyzn w płaszczach rozmawiających w toalecie może się wydawać co najmniej podejrzany.
- Może i masz rację. To może kawa?
- Dwóch mężczyzn...
- Dobra, nie kończ. W zasadzie to ja powinienem przekonywać Ciebie, to przecież ja mam do ciebie sprawę.
- No, teraz przynajmniej wiem czemu mnie śledziłeś.
- A więc, chcesz wiedzieć o co chodzi czy nie?
- W sumie czemu nie.
- No to zapraszam za mną.
Brodacz wyszedł z toalety, a Gabriel za nim. Udali się w stronę hali głównej, ale zamiast iść do któregoś z lokali, wyszli na zewnątrz. Brodacz wykonał za plecami rysunek okręgu, a następnie zatrzymał się i wyjął z wnętrza płaszcza laskę z dużym czerwonym kamieniem na szczycie, na której następnie się oparł. Gabriel nie do końca wiedział jak ona mogła się tam zmieścić, ale w tym momencie nie bardzo go to obchodziło. Po chwili milczenia, dość oczywiste pytanie zadał Vincent:
- No więc. Chcesz wiedzieć jaką mam do ciebie sprawę?
- To jest jedyny powód dla którego tu z Tobą przyszedłem.
- Świetnie. Najpierw wypadałoby się przedstawić. Jestem Vincent Rosedale. - mężczyzna spojrzał na zegarek i pokazał Gabrielowi znak, że ma czekać. Po chwili z budynku dworca wyszedł niemały tłum ludzi.
- No więc? - dopytywał się Egzekutor.
- Słyszysz mnie teraz, prawda?
- Oczywiście.
- No, a ci wszyscy ludzie nie. Ciebie też nie słyszą, ani nie widzą.
- Jesteś magiem? - spytał Gabriel, odruchowo sięgając po strzelbę.
- Nie nie... spokojnie... ale... wierzysz mi prawda?
- Oczywiście, jestem Egzekutorem, wiem co potrafią czarodzieje.
- Wiem kim jesteś, Gabrielu Kenaev.
Egzekutor zdziwił się, nie przedstawiał się Vincentowi, a ten mimo wszystko wiedział jak ma na imię i to mimo tego, że jako Egzekutor miał po części zapewnioną anonimowość.
- Jesteś zdziwiony prawda? Więc coś ci powiem. Miałem Cię na oku od jakiegoś czasu. Twoje akcje... pierwsza klasa, a to co zrobiłeś w Rottendorfie, muszę przyznać, że byłem pod ogromnym wrażeniem.
- Dobrze, ale możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi.
- Mam dla ciebie propozycję.
- Na czym miałaby ona polegać?
- Znaczy to bardziej pytanie, takie wiesz...
- Najpierw je zadaj, potem zdecyduję czy chce na nie odpowiedzieć.
Vincent położył ręce na biodrach, a następnie wziął głęboki oddech:
- Znasz historię o Ezeulu?
______________________________
W: Tym sposobem dostajecie drugi rozdział naszej historii
P: Te dialogi są póki co zbędne, nie robimy w nich nic poza tekstem w stylu "o to kolejny rozdział". Trzeba zacząć coś konkretnego omawiać, dyskusja jakaś. Na przykład, co sądzisz o tym, że wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne wygrają ludzie, którzy chcą wyjścia z Unii?
W: Won z polityką stąd! Jeszcze​ nie czas... Chciałbym jeszcze podziękować Ariqhue za pozytywne komentarze. Do zobaczenia kiedyś.
P: No to ten... Co sądzisz o tych​ wyborach?
W: Jeszcze nie czas na politykę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro