Rozdział 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czyżbyśmy kogoś mieli przypiec na brykającą skwarkę?


– Anika! – zawołał za nią Dino, jednak bezskutecznie.

Wiedział już, że doszło do najgorszego scenariusza i dziwił się, że nie dostał w twarz od ukochanej. Choć i tak czuł się paskudnie z myślą, że Anika z nim zerwała. Miała do tego prawo po tym, czego się dowiedziała. On za to nie miał prawa jej zatrzymywać, chociaż chciał wszystko wyjaśnić. Powinien zrobić to wcześniej. Nie spodziewał się jednak, że Gloria odwinie mu taki numer.

Rozgoryczony i wściekły odwrócił się do Steppanni, która w ciszy przyglądała się całej scenie. Wszystko zaczęło się chrzanić, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg jego domu.

– Co to ma znaczyć? – warknął. – Jakie zaręczyny?

– Nasze – odparła Gloria. – Oficjalne. Stwierdziłam, że to najbliższe przyjęcie to dobry moment, żeby to ogłosić.

– Czy ciebie już całkiem pogięło?! – wrzasnął na nią, tracąc do reszty opanowanie. – Wiesz, co narobiłaś?!

Miał ochotę ją spoliczkować, jednak zaraz musiałby obciąć sobie tę rękę. Nie został wychowywany w przyzwoleniu na przemoc wobec kobiet. Nawet jeśli Gloria nie poczuwała się do odpowiedzialności.

– To mnie obiecano cię pierwszej – oznajmiła. – To oczywiste, że nie zamierzam się z tym kryć. A ty, Dino, powinieneś zerwać z nią już wcześniej, skoro wiedziałeś, jak jest pomiędzy nami. Oszczędziłbyś sobie tej sceny.

Dino zacisnął zęby ze złości. Vongola nie przepuści mu skrzywdzenia ich ukochanej księżniczki, ale to nie samą organizacją się martwił. Nawet Xanxus tak go nie przerażał jak myśl, że Anika nie da się łatwo przebłagać.

– Swoją drogą, nie wspomniałeś, że tą twoją ukochaną jest córka Dziewiątego Vongoli, jeśli dobrze ją poznałam – dodała Gloria.

– Bo to nie twoja sprawa – syknął. – Nic już nie rób. Wystarczająco narozrabiałaś.

Zostawił ją w sali bankietowej, chwycił porzucony pierścionek i pobiegł do głównego wyjścia, jednak po Anice nie było już śladu. Powinien pobiec za nią od razu, zamiast wściekać się na Glorię. Steppanni i tak obstawiała przy swoim, żadne argumenty do niej nie docierały. Dino mógł winić tylko siebie, skoro dotąd nie załatwił z jej ojcem tej sprawy i nie dopilnował, co Gloria robi w sprawie przyjęcia. Nie wpadł jednak na to, że postanowi wszystkim ogłosić ich rzekome zaręczyny. To musiało się tak skończyć.

A jednak nie potrafił tego tak zostawić. Nie mógł znieść cierpienia Aniki, tym bardziej, że sam do tego doprowadził swoim niedbalstwem. Zamierzał błagać ją o możliwość wyjaśnienia sytuacji, a potem o wybaczenie. Nie chciał z niej rezygnować, nawet jeśli to oznacza wojnę ze Steppanni. Popełnił błąd i to on powinien za to zapłacić. Nie Anika, której nie chciał tym wszystkim martwić, a koniec końców zranił ją swoim zachowaniem.

Tak jak stał, pogonił po samochód, ignorując przy tym Romaria, który nie odstępował go na krok. Mężczyzna nie zamierzał niczego wyrzucać szefowi. Nie pocieszał go również w żaden sposób, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko się właśnie straszliwie skomplikowało.

Wiedział, że Anika nie wróci dziś do głównej rezydencji Vongoli. Znał ją. Nie chciała sprawiać kłopotu Tsunie, który z pewnością wyciągnie rękę, by jakoś pomóc. Dla swojego ojca też nie chciała być obciążeniem. Do tego obaj przekonywaliby ją do rozmowy z nim, a na to Anika z pewnością nie miała ochoty. Zazwyczaj opanowana miała chwile, kiedy pozwalała sobie na furię. Do tego była uparta i dumna, a ogłoszenie jego zaręczyn z inną, gdy sporo osób w Sojuszu wiedziało o tym, że mają się ku sobie, poczytała za publiczne upokorzenie. Tak łatwo mu tego nie wybaczy.

Pozostało jedno miejsce, w którym Anika mogłaby się ukryć na czas uporania się z własnymi emocjami. Jednocześnie było to najgorsze rozwiązanie dla Dino – rezydencja Varii. Xanxus nadal za nim nie przepadał, przez co Cavallone musiał się sporo natrudzić, żeby ten choleryk uznał go za godnego ręki jego siostry. Dino znał tego cenę, a skoro szef Varii zobaczy ją w tym stanie, Brykającego Konia czekały kłopoty.

– Cholera... – syknął pod nosem.

Nie mógł się jednak wycofać. Był szefem trzeciej siły w Sojuszu. Stał więc wyżej w hierarchii niż dowódca Varii pomimo tego, że Xanxus miał również status syna Dziewiątego Vongoli. Musiał o tym pamiętać. Poza tym już nie chodziło o samą mafię. Musiał się zmierzyć z braterską wściekłością i nie okazać strachu.

Nie pomagała również pora, gdy dotarł na miejsce. Nie chciał jednak czekać do rana. Już i tak stracił wystarczająco dużo czasu. Dzwonić do Aniki nawet nie próbował, wiedząc, że nie odbierze od niego. Poza tym to było coś, co należało powiedzieć twarzą w twarz.

Varia jeszcze nie spała, choć byli ciszej niż zazwyczaj. To tylko potwierdzało, że Anika już tu dotarła. Skład Xanxusa zawsze zachowywał się nieco bardziej cywilizowanie, gdy córka Dziewiątego była wśród nich.

– Voi! Czego tu szukasz, Brykający Koniu? – warknął Squalo, gdy tylko został wprowadzony do środka.

– Muszę porozmawiać z Aniką – oznajmił Dino.

Szermierz zmierzył go wściekłym spojrzeniem. Było oczywistym, że Varia już wie, co się wydarzyło. Mogli nie znać wszystkich szczegółów, jednak najważniejsze było oczywiste. I w związku z tym nie zamierzali mu tego ułatwiać.

Dino czuł w powietrzu napięcie. Zabójcy Varii gotowi byli z nim walczyć, nawet ukrócić mu życie, choć zdawali sobie sprawę z konsekwencji. Jednak Anika zdołała ich owinąć sobie wokół palca. Byli jej posłuszni równie mocno jak Xanxusowi.

– To zły pomysł tu przyjeżdżać w twojej sytuacji – warknął Superbi, demonstrując swój gniew. – Igrasz z ogniem, Bryczku.

– I mam to gdzieś, Squalo. Wiem, że Anika tu jest. Muszę z nią porozmawiać.

– Nic nie musisz. – Padło ze szczytu schodów.

Xanxus zapewne usłyszał zamieszanie na dole, więc zszedł osobiście do Cavallone, nie chcąc niepokoić bardziej siostry. Nie zamierzał go wpuszczać głębiej do rezydencji.

– Xanxus.

– Wypierdalaj stąd, Cavallone. Anika nie chce cię widzieć. Ja też nie zamierzam cię tu dłużej tolerować, a wolałbym nie wysłuchiwać jęków starego, że ubiłem mu ulubieńca – zagroził szef Varii. – Choć w tej chwili nie sądzę, żebyś wciąż mógł się za takiego uważać.

– Chcę porozmawiać z Aniką. Wyjaśnię jej wszystko.

Xanxus nie zamierzał się powtarzać, a wszyscy doskonale wiedzieli, że niewiele mu trzeba było, by zaczął strzelać. Reszta Varii tylko czekała na jego przyzwolenie, by pozbyć się niechcianego gościa.

Dino jednak uparcie trwał w miejscu, patrząc hardo na Xanxusa. Dopiero dłoń Romaria na ramieniu przerwała ten niemy pojedynek.

– Szefie, może lepiej dać panience Anice czas na ochłonięcie – zasugerował. – W tej chwili i tak za wiele nie zdziałamy.

Dino nie chciał przyznać mu racji, ale to było rozsądne wyjście. Dłuższe testowanie niewielkich przecież zasobów cierpliwości Xanxusa skończyłoby się walką. Dino był silny, jednak całej Varii nawet on nie dałby rady.

– Dzisiaj już odpuszczę, ale nie poddam się tak łatwo – oznajmił. – Powiedz Anice, że zamierzam jej wszystko wyjaśnić. Nie pozwolę, żeby to się tak skończyło.

Xanxus mu nie odpowiedział, ale obserwował do momentu, aż Dino znalazł się za drzwiami rezydencji. Cavallone przetarł twarz dłońmi zły na samego siebie, że dopuścił do tego wszystkiego. Teraz czuł się bezradny. Anika nie chciała go widzieć, Xanxus nie pozwoli mu się do niej zbliżyć, o posłuchaniu nie wspominając. W ten sposób Vongola zacznie być do niego wrogo nastawiona i problemy zaczną się nawarstwiać. Nie mógł na to pozwolić.

W akcie desperacji postanowił nie wracać jeszcze do siebie, ale skierować samochód do rezydencji Vongoli. Wiedział, że o tej porze najprawdopodobniej zostanie odprawiony. W najlepszym wypadku służba przygotuje mu pokój i będzie mógł zaczekać do rana. Jednak jeśli wieści się rozniosły, wątpił, by ktokolwiek w Vongoli był mu przychylny. Anika była niekwestionowaną panią rezydencji, w której urzędowali Dziewiąty i Dziesiąty. Wszyscy członkowie rodziny ją uwielbiali i byli na każde jej skinienie.

– Dino, co ty tu robisz o tej porze? – zapytał Tsuna z kubkiem kawy w dłoni, gdy spotkał Cavallone w korytarzu.

Ewidentnie Sawada zamierzał pracować do późna, może nawet pod groźbą Reborna, że jeśli nie zrobi wszystkich dokumentów od razu, czeka go piekło na ziemi. Arcobaleno Słońca był do tego zdolny, o czym Dino doskonale wiedział.

Nawet jeśli zamierzał wracać zaraz do papierów, nie mógł zignorować tak późnej wizyty Cavallone, którego uważał trochę za starszego brata. Przyjaźnili się od lat. Dino niejednokrotnie wspierał Tsunę zarówno w walce z wrogiem, jak i w dość prozaicznych sprawach. Teraz zaś wyglądało na to, że to blondyn pilnie potrzebuje pomocy.

– Zdaje się, że przyjechał do mnie – odezwał się Dziewiąty.

Bez marynarki i krawata prezentował się trochę inaczej niż na co dzień, jednak pora była już bardzo późna i większość mieszkańców rezydencji Vongoli udało się na spoczynek. Timoteo z pewnością również zamierzał się położyć, gdy dostał informację o zdesperowanym gościu.

– Dziewiąty...

Tsuna spojrzał na swojego poprzednika niepewny, czy powinien nadal uczestniczyć w tej rozmowie. Widział, że sprawa wyglądała poważnie. Do tego wiedział już o rzekomych zaręczynach. Hayato poinformował go również o nagłym wyjeździe Aniki. Tsuna chciał wierzyć, że to nieporozumienie i pragnął pomóc najbliższym, za których uważał oboje. Jednak wciąż wiele rzeczy nie należało do jego obowiązków.

– Zajmę się tym, Tsunayoshi – zapewnił Dziewiąty. – Nie siedź za długo z pracą. Nie jest najważniejsza.

– Dobrze, dziadku. Ale jeśli mogę jakoś pomóc, jestem do waszej dyspozycji.

Timoteo zaprowadził Dina do swojego gabinetu. Nougat dość oszczędnie poinformował go o poczynaniach Aniki, która nie zdradziła się przed Prawą Ręką z wypadkami w czasie spotkania z ukochanym. Dziewiąty jednak zdawał sobie sprawę, co oznacza ucieczka córki pod skrzydła Xanxusa. Zresztą mina zbitego psa Dino również wiele mówiła.

– Przepraszam, że nachodzę cię o tak późnej porze, Dziewiąty – odezwał się Cavallone, wciąż stojąc na środku gabinetu. – Próbowałem porozmawiać z Aniką, ale Xanxus mnie wyrzucił. Nie chcę sprawiać Vongoli problemów ponadto, co się już wydarzyło.

– Skrzywdziłeś moją córkę, więc niczego więcej nie powinieneś oczekiwać – odparł Timoteo, spoglądając na Dino z zawodem. – Ani słusznie jest zła, skoro dowiedziała się o wszystkim w taki sposób.

– Dziewiąty, pozwól mi wyjaśnić. Anika nie chciała słuchać i ja to rozumiem, ale chociaż ty mnie wysłuchaj.

Starszy pan westchnął ciężko, ale udzielił zgody. Dino wyjawił mu wszystko, odkąd Gloria Steppanni pojawiła się w jego domu z tą niedorzeczną deklaracją i późniejsze wypadki. Nie miał przy tym najszczęśliwszej miny. Ciężko było mu się pogodzić z tym, że ukochana nie chce go widzieć. Pragnął ją jakoś przebłagać, ale jak miał to zrobić, skoro nie chciała go wysłuchać?

Dziewiąty wiedział, ile dla Dino znaczy to, że ktoś wreszcie pozwolił mu wyjaśnić. Może zrobił to zbyt późno, jednak Timoteo rozumiał, skąd ta opieszałość. Wciąż był zawiedziony tym, jak postąpił, jednak teraz lepiej rozumiał sytuację. Nie odmawiał też córce prawa do wściekłości. To, co się wydarzyło, zraniło ją głęboko. Nic dziwnego, że zerwała z ukochanym, po czym zaszyła się w jedynym miejscu, do którego Dino nie mógł tak po prostu wejść.

– Daj Anice czas – odpowiedział Dziewiąty na pytanie o dalsze postępowanie. – Znasz ją. Reaguje emocjonalnie. Jest wściekła, ale wciąż cię kocha. Prędzej czy później da ci szansę wszystko wyjaśnić.

– Nie wiem, czy mam tyle czasu.

– Dino, jeśli wciąż myślisz o Anice, odpowiedź powinna być oczywista, a działanie bardziej zdecydowane. Nie chciałeś pomocy Vongoli, więc podejmij decyzję co do swojej przyszłości. Anika zrozumie, jeśli nie zawiedziesz jej ponownie.

– Przepraszam, Dziewiąty. Nie chciałem jej tym martwić, a sprawiłem, że przeze mnie płacze. Zrobię, co trzeba.

– Dobrze to słyszeć. Kazałem już przygotować pokoje dla ciebie i Romaria. Nie ma sensu, żebyście jechali po nocy. Zresztą rano perspektywy z pewnością staną się lepsze.

– Dziękuję, Dziewiąty. Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro