G L O R Y A N D G O R E

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest tak wiele rzeczy, o które chce zapytać swoich rodziców.
Jak się poznali, dlaczego tak bardzo się kochają i dlaczego do jasnej cholery ciągle mnie pilnują.
Szczególnie mój ojciec, który na każdym kroku musi pokazać, że jest moim ojcem.
To wygląda tak, jakby chciał odstraszyć wszystkich moich przyjaciół.
Miałam tego serdecznie dość.

- Mamo...- jęknęłam, kiedy znowu ojciec nie pozwolił mi się spodkać z Rearo.

- Jasne, że możesz.- uśmiechnęła się.- Tylko wróć przed północą.

- Dziękuję!.- krzyknęłam i od razu pognałam do miejsca spotkania.
Jednak zatrzymał mnie głos mojego ojca.

- Naprawdę pozwalasz jej wchodzić do lasu Pandory ? Wiesz, że na wchodzie są Thanatory, prawda ?

- Neteyam. Przypominam ci, że twoja córka ma piętnaście lat, uczysz ją walczyć od kiedy zaczęła raczkować. Naprawdę myślisz, że może jej coś się stać ?

Moja mama zawsze stanie po mojej stronie.

- Masz rację...po prostu...ciągle prześladują mnie demony przeszłości.
Tamtego dnia obydwoje byśmy zginęli.

- Nie wracaj proszę do tamtego dnia, kochanie. Skupmy się na tym, co jest teraz. Masz wspaniałą córkę, jesteśmy bezpieczni.

- Wiem, jestem i będę za to wdzięczny do końca życia.

Przyłożyłam rękę do ust, aby nie wydać z siebie dźwięku.
Nigdy mi o tym nie wspominali.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

- Musimy jej kiedyś powiedzieć, wiesz ?.- moja matka znowu rozpoczęła rozmowę po dłuższej przerwie.

- Wiem, kiedyś jej wszystko opowiemy.

- To nie może dłużej czekać, Neteyam.- matka wstała i zaczęła chodzić w tą I we wtę.- Mówimy jej to teraz.

- Teraz? Przecież poszła się spodkać z tym przydupasem.

Właśnie jestem pod wami, tato.

- Nie nazywaj go tak. Twoja matka tak samo zachowywała się w stosunku do mnie.

- Nie prawda, moja matka cię uwielbia, bardziej niż mnie.

- Jasne.- opdowiedziała niepewnie.

Aby już nie wzbudzać podejrzeń po prostu pobiegłam w stronę miejsca, w którym miałam się spodkać z Rearo.

Nie musiałam długo szukać jego sylwetki.
Był oparty o drzewo, bawił się sztyletem, który kiedyś mu dałam na znak naszej przyjaźni.
Kiedy mnie zauważył, od razu schował go do paska i się uśmiechnął.

- W końcu jesteś.- przytulił mnie mocno.- Coś się stało ?

- Nie...po prostu musiałam pogadać o pewnej sprawie z moją mamą.

- Nie kłam, przecież widzę, że coś się dzieje.- odgarnął moje włosy.

- Rodzice coś przede mną ukrywają. Posłuchałam ich.

- Masz przeczucie, co ?

- Mówili tylko, że tego samego dnia mogli umrzeć.- posmutniałaś. Na samo słowo "śmierć" robi ci się słabo. Nie chcesz myśleć o tym, co by się działo, gdyby ona dotknęła twoją rodzinę.

- Twój tata nadal mnie nie lubi ?.- zapytał Rearo biorąc moją rękę.

- Wiesz, że on nikogo nie lubi.

- Nikogo ? Twoją matkę traktuje jak bóstwo, a ty jesteś jego całym światem.

- I właśnie to mnie męczy.- mruknęłam.- Mam dość, że na każdym kroku muszę się meldować i mówić gdzie jestem, z kim jestem i co robię.

- Robią to dla twojego dobra.- uśmiechnął się lekko.- Jesteś w końcu księżniczką Omaticaya. Musisz być chroniona.

- To zabrzmiało, jakbym była jakimś przedmiotem.

- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło. Jesteś dla nich ważna, bo jesteś ich córką. Jedyną.

- Naprawdę wspaniały powód...

- Szkoda tylko, że nie wiedzą, że sama potrafię się obronić.

- I szkoda, że nie widzieli cię w akcji, kiedy zabiłaś dwa thanatory. Widzieli tą bliznę na twojej nodze ?

- Na szczęście nie.- uśmiechnęłaś się.- Po za tym to...

- Poczekaj. Czy to nie twoja prababcia Mo'at ? Ta, która w tym momencie udaje drzewo ?

- Nie gadaj, że mój ojciec wysłał całą rodzinę na zwiady...- warknęłam i wyrwałam się z ucisku ręki.- Prababciu?

- Oh!! Azay! Jak miło cię widzieć!.- zaczęła udawać głupią, chodź wiedziałaś, że wiele się nie zmieniło.

- Powiem prosto z mostu. Ojciec cię wysłał na zwiady, prawda ?

- Nie prawda! Ja po prostu...ee...chce umocnić swoją więź z Eywą.

- Prababciu, wszyscy dobrze wiemy, że ty i Eywa to takie psiapsióły, że nawet nie musisz codziennie u niej przebywać. Niech zgadnę, wujek Lo'ak i ciocia Kiri też są gdzieś ukryci ?

- Tego nie powiedziałam.

- Ale twoja mina wszystko mówi.- podeszłam do chłopaka.- Chodź, idziemy gdzieś, gdzie na pewno nie ma mojej wścibskiej rodziny.

- Czy aby na pewno takie miejsce istnieje ?

- Uwierz mi, tak.

~

- Wow...i nic nie mówiłaś ?

- Wiesz...trochę skłamałam, ponieważ tutaj mój tata zabrał mamę, podczas ich pierwszego spotkania.

- I nie wpadną na pomysł, aby nas tutaj szukać ?

- Tego nie wiem, ale zapomnieli bardzo dawno o tym miejscu, więc może...

Zaczęłam się śmiać i biec wokół wszystkiego.
Mały strumyk, kolore kwiaty, wirujące jaszczurki oraz zapach Pandory.
To wszystko powodowało, że zapominałam o wszystkich zmartwieniach i tym, co i kto mnie otacza.

- Tu jest prześlicznie.- mruknął Rearo, zbliżając się do mnie.

- Tak...tutaj jest naprawdę pięknie, ale to piękno nie umywa się do ciebie.

- Oh, Rearo...

- Mówię prawdę. Masz szlachetne, odważne i mądre serce. To właśnie w tobie lubię. Jesteś odważna i nie boisz się walczyć o swoich bliskich. Dlatego...

Słuchałam jego słów, które roztapiały moje serce.
Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Wiedziałam, co teraz nastąpi, dlatego zamknęłam oczy i czekałam na jego pocałunek.

- Azay ...- szepnął.

- Rearo...

Już miałam poczuć smak jego ust.
Jednak coś, a raczej ktoś nam przerwał.

- Co tu się dzieje ?!

O cholera.
Mój tata.

- Tata ?!.- zawołałaś, odsuwając się od chłopaka.

- Wybacz, córciu.- moja matka pojawiła się tusz za moim ojcem.- Próbowałam go powstrzymać, ale nie umiem biegać tak szybko w ciąży.

- Kochanie, nie przemęczaj się.- mój tata złapał ją za brzuch.

- Patrzcie, jaki kochany.- parsknęła sarkastycznie.- Szkoda, że dla swojej córki nie masz litości.

- No właśnie! Czemu wysyłasz całą rodzinę, aby mnie śledzić ?.- zaczęłam się na niego drzeć.

- Martwię się o ciebie, do cholery!.- również zaczął krzyczeć.

- Ale jestem dorosła! Sam zakochałeś się w mamie, mając zaledwie piętnaście lat! Próbujesz mnie chronić? To teraz ci powiem w prost! CZUJĘ SIĘ, JAK W KLATCE!

Mój głos chyba przeraził wszystkich.
I to mnie zabolało, ponieważ mój ojciec się cofnął.

- Ja...

- Uważaj!

Zanim cokolwiek powiedziałam, Rearo popchnął mnie swoim ciałem i razem opadliśmy.
Miałam się podnosić, ale usłyszałam ryk Thanatora.
Spięłam się, na widok jego kłów, które miał umoczone we krwi.

- Cofnij się, [T.I].

- Kochanie, nie takie rzeczy się robiło.- warknęła moja mama.

No tak, przecież kiedy byłam w jej brzuchu, uciekała przed niejaką Akulą.
I osobiście ją zabiła.

- Tylko, że Thanatory to co innego.

- Mają w sobie coś podobnego. Również zginie tak szybko jak...

- Nigdzie nie idziesz! Cholera...

- [T.I]!.- krzyknął Rearo.

Kiedy moi rodzice się kłócili, ja natomiast wyrwałam się z ucisku chłopaka i poszłam w stronę Thanatora.
Po ostatnim zabójstwie, jakie dokonałam na tym zwierzęciu było mi...bardzo dziwnie.

Wstrzymałam oddech.
Thanator kilka razy powąchał moją rękę, a następnie swoim pyskiem trącił mnie w głowę.
Wtedy pojawiło się jego Tsaheylu, które natychmiast połączyło się z moim.
Skłonił mi się, więc skorzystałam z zaproszenia i weszłam na jego grzbiet.

- Azay ?.- zapytał Rearo.

- Chodź.- podałam mu dłoń.

- Nic ci nie jest ?.- zapytał, kiedy usiadł za mną.- Pokaż ramiona, mam nadzieję, że nie upadłaś na niczym ostrym.

- Spokojnie, nic mi nie jest.

- Oh, Azay...- moja mama wyglądała na rozczuloną.

- Czy mogę...

- Wróć kiedy chcesz.- mój ojciec uśmiechnął się, przytulając mamę.- A ty.- zwrócił się do Rearo.- Zaimponowałeś mi.

- Najlepszy tekst jaki można dostać od przyszłego teścia.

- ŻE CO ?!.- krzyknął ojciec.

Zanim jednak coś więcej powiedział, dałam znać Thanatorowi, aby zaczął biec.
Zaśmiałam się na tą sytuację, Rearo zbladł.

- Już miałem nadzieję, że mnie polubi.

- Spokojnie, uratowałeś mnie i dzięki temu mu zaimponowałeś. A co do tego, to mam nadzieję, że zostanie twoim teściem.

Zatrzymaliśmy się przy urwisku, gdzie zaczęliśmy podziwiać zachód na Pandorze.
I dopiero wtedy poczułam słodkie usta chłopaka na swoich.

Bonusowy rozdział za nami.
Szkoda, że szybko się skończyła ta książka, ale i tak jestem szczęśliwa, że poraz kolejny przeżyłam tą samą historię, która nigdy mi się nie znudzi.
Dziękuję za wszystko, to wiele dla mnie znaczy i mam nadzieję, że wierzycie w siebie i spełniacie swoje marzenia tak, jak ja. Abynajmniej się staram.
Kocham was i mocno ściskam.

Sonia ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro