Rozdział 1 (poprawiony)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jack

Siedze znudzony w moim pokoju i jak zwykle rysuje. To jedna z niewielu rzeczy, która mnie odpręża. Wsadzam słuchawki w uszy i odcinam sie od świata. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Jenny, moja siostra. Popatrzyłem na mój szkic. Przedstawiał chłopaka z czarnymi jak smoła włosami i takiego samego koloru oczami. Usta miał rozcięte w upiornym uśmiechu. Ubrany w białą bluze, czarne spodnie i trampki. Patrzyłem na niego przez chwile. Ciekawe czy jak wygląda na żywo? Po namyśle chwyciłem czerwoną kredke. Pomalowałem mu usta na czerwono i dodałem plamy krwi na bluzie. Tak teraz było idealnie. Wyjąłem obrazek ze szkicownika i położyłem na biurku. Tak, ten chłopak mnie intryguje. Innych przeraża to, że jest mordercą, ale ja po tym co przeżyłem z rodzicami uważam, że nikt nie jest gorszy od nich. Nawet mordercy.

- Hej Jack! - zawołała moja siostra wchodząc do pokoju.

- Hej Jenny. - mruknąłem patrząc na obrazek. Czegoś mi brakowało.

- Halo ziemia do Jacka! Nad czym tak myślisz?

- Czegoś mi tu brakuje. No tak! - szybko chwyciłem czerwoną kredke i nad głową chłopaka dopisałem "Go To Sleep". - Idealnie. - powiedziałem zadowolony.

- No teraz to jest najprawdziwszy Jeff The Killer. - uśmiechnęła sie moja siostra. Czasem ją podziwiam za to, że akceptuje te moje dziwactwa.

Jeff

- Go To Sleep. - wyszeptałem do ucha chłopakowi i wbiłem nóż w jego klatke piersiową. Przejechałem nim w dół aż do podbrzusza rozcinając jego ciało. Poczułem jak krew pryska mi na twarz a ja tylko sie śmiałem. Niezbity dowód na to, że każdy człowiek jest taki sam. Pierdolenie o inności jest dobre dla dzieci. Wyjąłem mu bijące jeszcze serce i przebiłem nożem. Położyłem mu je na dłoni. Nad łóżkiem palcem umoczonym w jego krwi napisałem pochyłym pismem Go To Sleep. Zadowolony poszedłem do łazienki umyć sobie twarz i ręce. Udałem sie do pokoju mojej ofiary i wyskoczyłem przez okno. Szedłem sobie znudzony ulicą oświetlaną przez blade światło latarni. Zatrzymałem sie przed niebieskim jednopiętrowym domem. Na górze paliło się światło. Uśmiechnąłem sie pod nosem. W sumie czemu nie zabawić sie jeszcze raz? Po cichu wdrapałem sie na drzewo rosnące koło domu. Wszedłem przez okno do pierwszego lepszego pokoju. W środku nikogo nie było. Skoro tak to rozejrze sie po pokoju zanim jego właściciel wróci. Taka już moja natura. Lekko wścibska. Sądząc po wystroju, pomieszczenie należało do chłopaka. Porozwalane wszędzie męskien koszulki oraz intensywny zapach męskich perfum były wystarczającym dowodem. Pokój oblepiony był plakatami zespołów muzycznych takich jak Hollywood Undead i Skillet. Delikatnie uniosłem jeden z nich i zauważyłem, że zasłania dziurę w ścianie. Kolejny tak samo. Jeszcze inny sład po uderzeniu pięścią. A plakat z Fall Out Boy ukrywał pod sobą starą plamę z krwi. Zważywszy na te wszystkie dziury to chyba wolę nie wiedzieć jak ona się tu znalazła. Naprzeciwko dużego dwuosobowego łóżka stał regał z książkami. Jednak moją uwage przykuła kartka leżąca na biurku. To zdecydowanie nie był plakat. Podszedłem bliżej i zapaliłem małą lampke stojącą na biurku. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. To byłem ja. Albo raczej rysunek przedstawiający mnie. Był... zajebisty. Patrzyłem jak zaczarowany na swoją twarz. Jak to możliwe żeby ktoś potrafił tak pięknie rysować. Nagle usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Spojrzałem w tamtą strone. W wejściu stanął dość wysoki na oko szesnastoletni chłopak z brązowymi włosami. Patrzył na mnie przez chwile a to co potem zrobił kompletnie mnie zaskoczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro