Rozdział 3 (poprawiony)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jack

Wszedłem do pokoju i rzuciłem torbe w kąt. Jak ja nienawidze chodzić do szkoły. Nic tylko wkurzające uwagi nauczycieli, gówniane kartkówki i jeszcze te wkurwiające osoby z mojej "kochanej" klasy. Nienawidze ludzi. Fałszywe mendy.

- Ups chyba ktoś tu ma zły humor. - zdziwiony podniosłem wzrok i zobaczyłem Jeffa który siedział na moim łóżku i uśmiechał sie wesoło.

- Jeff? Jak? Ty? Co? - wydukałem nie wiedząc co powiedzieć. On tylko zaśmiał sie widząc moje zdezorientowanie.

- Myślałem o tobie przez te kilka dni. Pomyślałem, że przyjde i cię odwiedzę a otwarte okno tylko ułatwia sprawe Jackuś słonko. - poczułem że moje policzki zaczynają sie robić gorące. Myślał o mnie? I jeszcze to słodkie zdrobnienie mojego imienia... Stop! Przecież to niemożliwe i nierealne żeby on chciał ode mnie czegos więcej. Nie znamy się. Ja jestem nikim. Nikim dla świata i nikim dla niego. Nic między nami nie będzie. Westchnąłem cicho.

Jeff

Jak on sie słodko rumieni. Musze częściej wpędzać go w zakłopotanie. Jednak zdziwiło mnie to jego zrezygnowane westchnięcie. Nie podoba mu się, że przyszedłem? Jeszcze raz przeskanowałem wzrokiem jego ciało, jakbym chciał zatrzymać ten obraz w pamięci. Naprawdę nie mogłem przestać o nim myśleć. Ten chłopak coś w sobie ma.

- Ej co jest Jackuś? - zapytałem przechylając głowe w bok. Naprawdę lubie się z nim drażnić.

- Nic. Po prostu zdaje sobie sprawe że i tak jestem dla ciebie nikim. Albo mnie wykorzystasz i zabijesz, albo tylko wykorzystasz. Jak wszyscy. Nigdy nie będziesz chciał ode mnie czegoś więcej. - spojrzałem na niego zszokowany. Nawet jeśli nie znamy się to ja jakoś nie umiem patrzeć na tego chłopaka obojętnie. Tak jakby był nikim. Może to przez to, że jako jedyny nawiązał ze mną kontakt i postarał się... nie wiem, w jakiś sposób zrozumieć? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Nie teraz, nie jutro, ale kiedyś... może jednak coś z tego będzie. Nie odpuszczę.

Jack

Kurwa ja naprawde to powiedziałem. Boże co za debil ze mnie. Teraz to już mogę zapomnieć o swoim życiu i o tym, że kiedykolwiek go jeszcze spotkam. Użalam się jak nastolatka, a co to niby Jeffa obchodzi? Zjebałem.

- Jack? Ja... - zaczął niepewnie.

- Nic już nie mów Jeff. Wiem że jestem debilem. Przepraszam. - wydukałem cicho wbijając wzrok w podłoge. Nagle zobaczyłem przed sobą jego nogi. Podniosłem wzrok na jego twarz. Spojrzałem w jego piękne czarne oczy i odważyłem dotknąć jego ramienia. Jeff zbliżył sie do mnie tak blisko że nasze twarze dzieliły ledwie milimetry. Przymknąłem oczy. Zabije mnie?

- Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co Jack. Po prostu sie zdziwiłem. I nie jest powiedziane że jesteś nikim. I że nic między nami nie będzie. Ty jesteś inny niż wszyscy, tak samo jak ja. Łączy nas więcej niż dzieli. Nie chcę cię wykorzystać Jack. Nie taki był mój cel. - otworzyłem oczy i spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Wszystko co mówił było... kojące. Jeff nachylił sie i wymruczał mi do ucha: - Myślę, że może kiedyś jednak zechcę od ciebie czegos więcej. Może nawet szybciej niż myślisz.

Jeff

Nie wiem sam co robię. Ale wiem, że robię dobrze. Chcę poznać tego chłopaka. Zbliżyć się do niego, nawiązać relację. Nie znam się na uczuciach, ani na miłości, ale on ma w sobie coś wyjątkowego. Może to tandetne, ale nawet seryjni mordercy są ludźmi. Kto wie, może Jack będzie tym, który wywróci mi świat do góry nogami? A zaczęło się od dźgania palcem...

Wybaczcie mi że długo nie było rozdziału ale miałam problem z internetem. No i teraz jest taki krótki ale następny na pewno będzie dłuższy.

Edit: jakaś tam poprawka końcówki jest. Nadal nie idealnie, ale wydaje mi się że i tak lepiej niz było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro