Rozdział 22 Noworoczne panaceum

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah

Lękliwie rozejrzałam się po widowni, czując drgania własnego pulsu. Próbowałam rozluźnić przeponę, by móc zaśpiewać, lecz wszechobecny niepokój skutecznie to uniemożliwiał. Reflektor świecił prosto w moje oczy, ale nie przeszkadzało mi to w dostrzeżeniu sylwetek osób siedzących w pierwszej linii krzeseł. Posłałam krótkie spojrzenie Charlesowi, który zajmował swoje miejsce razem z Nicole w drugim rzędzie, tuż za Henrym i jego ważniacką świtą. Z zatroskanej twarzy Charliego wyczytałam jak z książki, że miotają nim skrajne emocje. Zdawało mi się, że w jego głowie trwa batalia, w której wszystkie nadzieje giną, rozszarpywane przez ostrze niedawno rzuconych przeze mnie słów. Doskonale znałam przyczynę zwieszonej głowy, wbitego w podłogę wzroku i zaciśniętej szczęki. Nicole przywarła do jego ramienia niczym Penelopa do wyczekiwanego przez lata męża. Lawirowała wzrokiem pomiędzy sceną a Charlesem, tak jakby próbowała rozszyfrować powód zagadkowego oblicza partnera.


Ja natomiast usiłowałam zdefiniować, co dzieje się z moim umysłem. Szybko zdałam sobie sprawę, że z obydwu stron padły niepotrzebne, rozdzierające serce słowa, jednakże to ode mnie wyszedł nokautujący cios. Płatająca figle wyobraźnia wciąż przytaczała wypowiedź zrezygnowanego Charlesa, który dobitnie podsumował, że to wszystko nie ma już sensu. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić rozedrgany żołądek. Wysiliłam się, aby ujarzmić organizm, który powinien zacząć ze mną współpracować. Przełknęłam głośno i skinęłam głową, dając tym właściwy znak Josephowi, by rozpoczął akompaniament. Wcisnęłam do lewego ucha odsłuch, który był mi potrzebny do zgrania się z muzykiem, szczególnie na tak imponującej scenie. Skierowałam się w stronę widowni, informując, że dedykuję tę piosenkę wszystkim tym, którzy odnaleźli jedyną miłość.


Kiedy pierwsze dźwięki intra wydobyły się spod wprawionych palców Josepha, Charlie nadal nie był skłonny na mnie spojrzeć. Mimo widocznej ignorancji musiałam zrobić to, co do mnie należało. Skoro zdecydowałam się jednak wystąpić, chciałam to zrobić jak najlepiej. Postanowiłam, że wykonam piosenkę, bo nie chciałam zwracać na siebie uwagi nagłą ucieczką. Rozpoczęłabym tylko serię niepotrzebnych pytań, na które nie miałabym odpowiedzi.

Krótkie anteludium* Kalichsteina powoli zbliżało się do finiszu, więc skoncentrowałam się na swoim oddechu. Wypełniłam nim płuca i przeponę po brzegi, aby rozpocząć jakże bolesny performance. Mój głos rozproszył się po bezmiernej sali, wypełniając każdy, najmniejszy zakamarek. Po odśpiewaniu pierwszego wersu w końcu doczekałam się reakcji Charlesa. Niespiesznie podniósł głowę i uraczył mnie przejętym spojrzeniem.


„Przeklęci"

Było ze mną w porządku

Dopóki nie stanąłeś w mych drzwiach

Uleciały resztki rozsądku

A z barków zsunął się wielki strach


Odnalazłam w Twych ramionach

Źródło jedynej miłości

Przejrzałeś się w mych znamionach

Nie brakło Ci przy tym śmiałości


Stałeś się kimś więcej

Niż mogłam się spodziewać

Rzuciłeś wyzwanie udręce

Kazałeś memu sercu śpiewać


Ref.

Nie rozumiałam istoty miłości

Dopóki nie pokochałeś całej mnie

Tej skrzywdzonej do szpiku kości

Tej błądzącej w pełnym grozy śnie

Sądziłam, że na szczęście nie zasługuję

Lecz w tamtej chwili pojawiłeś się Ty

Uświadamiając mi to, co naprawdę czuję

Udowadniając, że to nie tylko barwne sny


Było ze mną w porządku

Dopóki nie dotknąłeś mego ciała

Żar rozpalił się w mym żołądku

Bliskość już dłużej nie milczała


Przeszliśmy najgorsze trudy

Lecz to miało swój cel

Razem wbiegliśmy w środek burzy

Przypominając złamaną biel


Dziś chcemy pozbawić się pamięci

Bo razem jesteśmy chaosem

Jesteśmy przegrani, przeklęci

Wspólnie milczymy donośnym głosem


Mogłabym skonać w głębinie Twych oczu

Nie mogłabym skonać w Twym wspomnieniu

Mogłabym nasze losy spleść jak w warkoczu

Nie mogłabym dłużej trwać z Tobą w cierpieniu *


Nagle do moich uszu dotarł dźwięk przytłumionych oklasków, który bez zmiłowania wyrwał mnie z sideł amoku. Tak bardzo pochłonął mnie wykon utworu, że nie zorientowałam się, kiedy upłynął czas. Niespiesznie rozchyliłam mokre od łez powieki, które od razu przyjęły ostrą wiązankę jasności płynącą z oświetlenia nad sceną. Zamrugałam szybko, aby złapać ostrość, po czym objęłam spojrzeniem Charliego. Wzruszony wyraz twarzy wraz ze ściągniętymi brwiami powiedział mi wiele. Spoglądał na mnie z tak ogromnym bólem, iż moje ciało przebiegł intensywny prąd. Wyglądał zupełnie tak, jakby stracił w życiu wszystko to, co było dla niego najcenniejsze. Przywiódł mi na myśl obraz uschniętego kwiatu, dla którego nie starczyło ani krzty wody...


*****************************************


Charles

Nabuzowany skrajnymi emocjami, zacisnąłem dłonie na podłokietnikach. Stanowczo nie chciałem już dłużej uczestniczyć w tej przeklętej karuzeli cierpienia. Kraina cieni, którą kroczyłem, zdawała się nie mieć końca. Kłótnia z Sarą i wiadomość o planowaniu ciąży zwyczajnie mnie dobiły. Dowiedziałem się też, że żałuje, iż mnie poznała, a ta nowina została mi wykrzyczana prosto w twarz. Wszystkie przywołane sytuacje wepchnęły mnie w grzęzawisko rozżalenia. Kiedy pojawiła się na scenie, nie potrafiłem nawet na nią spojrzeć. Nie chciałem. Jak mógłbym patrzeć na skarb, który prawdopodobnie utraciłem na zawsze? Jedyne czego pragnąłem, to przeciąć ten pieprzony, magiczny kabelek, który pomógłby mi o niej natychmiast zapomnieć. Wtedy w końcu każde z nas byłoby szczęśliwe, prawda?


Brzmienie pierwszych akordów sprawiło, że moje ciało wpadło w niewolę dokuczliwych dreszczy. Po chwili hiszpański tembr zapełnił całą aulę, wlewając w moje serce strumień gorących uczuć. Z ogromnym rozrzewnieniem słuchałem piosenki Sary. Okrutnie ścisnęło mi gardło, kiedy zrozumiałem znaczenie słów utworu. Gdy w końcu odważyłem się na nią spojrzeć, zatkało mi dech w piersiach. Przypominała nieuchwytną postać wyjętą ze świata baśni. Skierowany na nią reflektor oplatał jej smukłe ciało łuną ciepłego światła. Wyglądała jak anioł, który przed chwilą zstąpił z nieba, lecz zraniony głos dawał do zrozumienia, iż nie może wzlecieć z winy wyrwanych skrzydeł. W głosie kobiety instynktownie wyczułem głęboką ranę, którą próbowała skryć za fasadą pięknego stroju i kuszącego makijażu. Kiedy wszystkie silne bodźce dotarły do mojego umysłu, zapragnąłem krzyczeć. Zamiast tego usilnie powstrzymywałem łzy, które skutecznie zaburzały mi ostrość widzenia. Doskonale rozumiałem przekaz poruszającej piosenki. Nasza historia stała się jej treścią. W przypływie żalu moje brwi zmarszczyły się wyraźnie. Bolesny ton głosu wydobywał się wprost ze złamanego, wymęczonego stratami serca.

Wstąpiła we mnie złość doprawiona wściekłością. Do tej rdzawej mieszanki dołączyła jeszcze miłość. Natarczywe, kontrastowe odczucia sprawiały, że już sam gubiłem się we własnych myślach. Henry w rzędzie przede mną bez skrępowania fascynował się Sarą. Rozpowiadał kolegom, że to dla niego tworzy tak wspaniałe piosenki. Nie byłem w stanie słuchać tych durnych przechwałek. Nerwowo przemasowałem skronie, próbując wyzwolić się spod władzy pulsacyjnego bólu głowy. Przebodźcowany mózg wręcz błagał mnie o przerwę. Jedyną szansą dla moich dalszych kolei losu okazało się zapomnienie. Pomyślałem, że obok mnie siedzi kobieta, która mogłaby mi pomóc zatrzeć ślady Sary w pamięci i w poranionej duszy. Niewykluczone, że to ona stanie się moim noworocznym panaceum, które pozlepia rozszarpane kawałki serca w jedną całość. Przecież i tak wszystko już stracone, więc co mi pozostało? Rozbity i upojony procentami wpatrywałem się w scenę, próbując nie uronić skumulowanych na brzegach powiek łez.


– Wszystko w porządku? – zafrasowała się Nicole.

– Tak – zapewniłem z wymuszonym opanowaniem.


Przyglądała mi się z wypisanym na twarzy zmieszaniem. Zapewne zastanawiała się, dlaczego tak specyficznie reaguję. Mój obecny stan wywiesił baner rozgłaszający wieść, że nie potrafię w tym momencie ukrywać prawdziwych emocji. Kiedy Sarah zakończyła wykon hymnu zranionej historii, wszyscy poderwali się z krzeseł i zaserwowali jej owacje na stojąco. Ja również dołączyłem się do skandującej widowni, tuszując tym ślady załamania. Powoli studziłem swoje myśli, kiedy wodzireje skierowali nas z powrotem na część taneczną parkietu. To właśnie tutaj mieliśmy rozpocząć wspólne odliczanie do północy.


3... 2... 1... 


Orkiestra zagrała fanfary, a wtórował jej charakterystyczny odgłos wystrzeliwanych szampanów. Mamy 2006! – zdzierali gardła ludzie. Wraz z powitaniem nowego roku wszyscy przylgnęli do swoich drugich połówek. Przyciągnąłem więc Nicole bliżej siebie i przytuliłem, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.


Trwając w uścisku, wyjrzałem zza jej pleców i wtem zmroził mnie widok, z którym nie byłem gotów się mierzyć. Stojący za Sarą Henry, niespodziewanie obrócił ją, gwałtownie przechylił i na oczach wszystkich wpił się w jej usta, pogłębiając pocałunek. Gdy podniósł ją do pionu, uśmiechnęła się do niego teatralnie, po czym przeniosła na mnie przepraszający wzrok. Natychmiast zrobiło mi się niedobrze. Czułem się tak, jakbym właśnie dostał w gębę. Owszem, wielokrotnie widziałem ich umizgi, ale dzisiaj? Tego było zdecydowanie za wiele. Wzbierała we mnie przytłaczająca fala gniewu. Naszła mnie wielka ochota, żeby podejść, oderwać go od niej, dać mu po mordzie i wybiec z nią z tego koszmarnego miejsca. Widok sylwestrowego pocałunku dotknął mnie szczególnie mocno. Nie chciałem tu zostać ani minuty dłużej, bo miałem wszystkiego powyżej uszu! Nie mogłem być już bardziej zawiedziony i zrozpaczony. Wyjście z ratującą mnie inicjatywą wydawało się właściwe. Przede mną jawiła się ostatnia szansa, by coś zmienić.


– Tak sobie myślę... Może chcesz się już zmyć z tej imprezy? – Przeniosłem pijany wzrok na Nicole.

– Chętnie – odparła, a jej oczy zabłyszczały. – Może pojedziemy do ciebie? – Zagryzła wargę.

Machina kalkulacji ruszyła w mojej głowie. Nic do niej nie czułem. Kochałem Sarę nad życie, jednak nie widziałem innego rozwiązania. Jedyne co mi pozostało, to agresywne próby zapomnienia. Nicole była piękną kobietą, która z pewnością mogłaby rozkochać w sobie niejednego faceta. W tym momencie sobie tego nie wyobrażałem, lecz przynajmniej powinienem dać sobie szansę.

– W sumie, czemu nie? – Uśmiechnąłem się, podając jej ramię.


*


Przez całą podróż taksówką Nicole wtulała się w moją klatkę piersiową, a ja smętnie spoglądałem przez okno, gdzie czarna noc spowiła oblicze Manhattanu. Próbowałem robić wszystko, żeby przestać słyszeć bolesną piosenkę i zapomnieć, choć na chwilę twarz kobiety, którą kocham. Usiłowałem wymazać obraz obślizgłego języka Henry'ego, który penetrował usta MOJEJ Sary... Ona nigdy nie będzie twoja, zrozum to w końcu – dobijały mnie depresyjne głosy. Rzuciłem okiem na Nicole, która natychmiast podniosła podbródek i zareagowała na moje spojrzenie. Filuternie zerknęła na moje usta, po czym nie zawahała się ich musnąć. Kiedy to uczyniła, przeszedł mnie dreszcz, ale nie ten, który przeżywałem przy Sarze. Ten był inny, dziwny... Próbowałem sam siebie przekonać, że wszystko będzie w porządku. Jeśli tylko się przełamię, jakoś pójdzie.


Trasa do mojego apartamentu zdawała się trwać wieki, a armagedon myśli, który mi wtedy towarzyszył, stał się nie do zniesienia. Gdy wreszcie ujrzałem drzwi wejściowe mieszkania, szarmancko otworzyłem wrota i przepuściłem Nicole przodem. Omiotłem wzrokiem smukłe plecy i pośladki, próbując znaleźć punkt zaczepienia, który mógłby mnie jakoś rozpalić. Stukot szpilek kobiety rozniósł się echem po mieszkaniu. Nieunikniony efekt posiadania kafelków z wysokim połyskiem. Nicole przystanęła na środku salonu, oparła ręce na biodrach i rozejrzała się wokół.


– Ładna choinka. – Wskazała na drzewko.


Cholera, choinka także przypominała mi o Sarze. Nawet pieprzona świąteczna roślina nosiła jej namiastkę. Nicole oderwała wzrok od fantazyjnych lampek i przeniosła go na mnie. Zadziornie zeskanowała moją sylwetkę z góry do dołu, po czym od razu zabrała się do szybkiego działania. Sprawnie zsunęła ze stóp pantofle, podeszła do mnie i z impetem pchnęła na sofę. Usiadła na mnie okrakiem i z rozpaleniem przywarła do moich ust. Zacisnąłem powieki, trudząc się, by poczuć cokolwiek miłego. Te usta nie były tymi, które tak uwielbiałem całować. Były inne... obce. Nie czułem słodkości warg, nie czułem, jak mocno drżą, nie miałem ochoty ich skubnąć zębami. Nicole oderwała się od zalotnych czynności, niegrzecznie westchnęła i pocałowała mnie ponownie. Tym razem zmrużyłem oczy, próbując wyobrazić sobie, że to Sarah, jednak szybko okazało się, że to niemożliwe. Nie należałem do grona szczęśliwców obdarzonych aż tak bujną wyobraźnią. Uchyliłem powieki, lecz w dalszym ciągu widziałem przed sobą twarz Nicole. Była naprawdę śliczna, ale nie zmieniało to faktu, że nie darzyłem jej żadnym uczuciem. Właśnie wtedy zrozumiałem, że stałem się emocjonalnym kaleką. Nie potrafiłem już związać się z nikim innym niż Sarah. Byłem niezdolny do czerpania przyjemności z uroku innej kobiety. Nicole błądziła dłońmi w moich włosach, poczęła całować moją szyję, a ja bezsilnie przywarłem nosem do jej obojczyka. Poczułem zapach waniliowych perfum. Ta woń nie przypominała jednak tej, dla której traciłem zmysły. Dziewczyna delikatnie zaczęła się na mnie poruszać, a mój uparty penis ani drgnął. Poczułem się trochę jak eunuch, ale naprawdę nie umiałem podniecić się bliskością Niki. Kiedy odsunąłem się od niej, spojrzałem na smukłe ciało, wlepiłem wzrok w naprawdę wydatne piersi i nadal nie drgnąłem, mimo że wkładałem w to wiele wysiłku. W końcu Nicole sapnęła zrezygnowana i opuściła moje kolana.


– Nic z tego nie będzie, prawda? – zapytała, a ja czułem już rosnące zażenowanie.

– Przepraszam cię Nicole, nie bierz tego do siebie – powiedziałem zawstydzony.

– Jasne – odparła z wyczuwalnym w głosie wyrzutem. – A więc to Sarah jest tą kobietą, przed którą miałam udawać twoją dziewczynę, tak? – rzuciła, wkładając buty.

Nie wspominałem jej, o kogo chodzi. Wytłumaczyłem sytuację tylko na okrętkę, kiedy prosiłem ją o udawanie mojej dziewczyny.

– Skąd wiesz? – spytałem zmieszany.

– Piosenka. Miałeś łzy w oczach, kiedy śpiewała i wtedy się domyśliłam, a potem przypomniało mi się jeszcze, że oboje zniknęliście.

– Ja...

– Spokojnie, nie wkopię cię, jeśli o to ci chodzi.

– Naprawdę mi wstyd, nie powinienem posłużyć się tobą, żeby się wyleczyć z moich uczuć. To było okropne, przepraszam, nie zasłużyłaś na to. – Zasłoniłem twarz dłońmi.

– Wyszło, jak wyszło – skwitowała oschle, zarzucając na plecy swój zimowy płaszcz.

– Nicole, jesteś naprawdę piękną kobietą i nie chcę, żebyś w to zwątpiła przez moje durne zachowanie. Na pewno nie jeden mężczyzna się za tobą ugania, wiem to...

– Ale ja chciałam, żeby to był ty. – Spojrzała mi prosto w oczy, a ja podniosłem się na równe nogi.

– Jak to? Nie rozumiem. – Zmarszczyłem brwi.

– No tak to, Charlie. Naprawdę nigdy nie zauważyłeś? Kochałam się w tobie od czasów college'u.

– Co? Chyba nie mówisz poważnie? O niczym nie wiedziałem, przysięgam!

– Cóż, mogłeś tego nie wyłapać, ponieważ byłeś ze Skylar. Nie chciałam się wtrącać, a po studiach wiadomo, każdy poszedł w swoją stronę.

– Gdybym wiedział, w życiu nie poprosiłbym cię o tę przysługę. Zranienie twoich uczuć, nie było moją intencją, wierz mi...

– Nie przejmuj się, nie ty pierwszy nie ostatni – podsumowała stanowczym tonem, jednak byłem świadom, że to zabolało ją dotkliwie.

– Może to zabrzmi jak banał, ale zasługujesz na kogoś lepszego. Naprawdę mi przykro. Niczego ci nie brakuje, jesteś śliczna i zgrabna, to po prostu moja wina. – Boleśnie zagryzłem wargę.

– Ciągle to słyszę i szczerze mówiąc, już nie chcę więcej, także wychodzę. – Wyszarpnęła torebkę z niewielkiej przestrzeni korytarza.

– Niki, tak cholernie mi wstyd...

– Swoją drogą bardzo jej zazdroszczę. Chciałabym, żeby kiedyś ktoś pokochał mnie tak bardzo, jak ty kochasz ją. Podziwiam, że jesteś tak oddany, że nawet nie potrafiłeś zwrócić mi ciepłego pocałunku, nie wspominając o seksie...

Trzasnęła drzwiami i wyszła, pozostawiając po sobie gorzkie słowa, które wbiły się w moje sumienie niczym lotki w tarczę darta.


Jestem totalnym idiotą toczącym żałosny żywot. Co ja sobie myślałem?! Że prześpię się z inną kobietą, wstanę jutro rano i będzie zajebiście? W dodatku zraniłem bogu ducha winne dziewczę, które jak się okazało było we mnie zakochane. Brawo frajerze, brawo! Błagam, niech ten dzień dobiegnie końca.


*****************************************

Sarah

Kiedy spostrzegłam nerwową reakcję Charlesa na mój małżeński, niechciany pocałunek, domyśliłam się, co wtedy poczuł. Najwyraźniej stracił też resztki chęci na przebywanie w tym miejscu, bo gwałtownie pociągnął za sobą Nicole w kierunku szatni. Właśnie wtedy widziałam ich po raz ostatni. Zastanawiałam się, czy zabrał ją do siebie i co może się teraz między nimi wydarzyć. Czy właśnie wepchnęłam Charlesa w ramiona spragnionej Nicole? Już dawno nie widziałam go aż tak zrozpaczonego i skołowanego. Rozsądek podpowiadał mi, że to idealny moment, aby rozpoczął nowy rozdział z dala od związanego ze mną bagna, jednak z drugiej strony nadal byłam o niego cholernie zazdrosna. Obstawiałam, że właśnie teraz Charles oddaje się przyjemnościom i wdraża w swoje życie noworoczne zmiany, które mają mu pomóc o mnie zapomnieć. Kochałam go całą sobą i trwałam w przekonaniu, że nigdy nie przestanę. Nie sposób zapomnieć o tak żarliwym zakochaniu, które związało nasze losy w niewidzialny supeł. Ten, kto prawdziwie nie kochał, nie zrozumie moich zamiarów. Nasze uczucie było tak silne, że byłam w stanie dać mu odejść. Dla jego dobra i szczęścia chciałam dźwignąć ciężar straty i tęsknoty, które generowałyby pragnienie niezdolne do zaspokojenia. A to wszystko po to, abym nie musiała już dłużej znosić widoku jego podkrążonych oczu, wisielczej miny i boleśnie brzmiącego tonu głosu. To, że los usłał moją drogę cierniami, nie oznaczało, że Charlie również ma nią kroczyć. Znacząco różniła nas jedna kwestia – Charlie miał wybór, a ja wręcz przeciwnie.


Zbyt wiele wydarzyło się tego wieczoru. Sama nie mogłam już ustać na nogach, więc prędko wymknęłam się z gmachu opery, przywołałam taksówkę i bez niczyjej wiedzy pojechałam do domu. Doskonale znałam konsekwencje tej decyzji. Z pewnością zostanę ukarana za wszystko, czego dopuściłam się na imprezie. Pyskówka przy stole i nieoczekiwane zniknięcie zapewne nie umkną uwadze Henry'ego. Spodziewałam się tego, że jutro moje ciało spowije niezmierzony ból. Jednak nawet tak przeraźliwa wizja wydawała mi się obojętna. Okropnie ponure myśli wymierzyły mi policzek. Czułam się tak, jakbym nie potrafiła już dłużej walczyć. Duch wytrwałości, który dotąd mnie motywował, zaczął opuszczać kontury ciała. Bojowość i upór, które dotychczas pielęgnowałam, nagle zniknęły. Natomiast nie dawała mi spokoju jedna natrętna myśl. Kiedy Henry będzie mnie bił, chciałabym, żeby robił to tak długo, aż umrę... Przecież dopiero wtedy osiągnę stan, w którym nie będę już niczego czuć.


Nadszedł poranek 1 stycznia. Wraz z nadejściem świtu do domu zwlókł się Henry. Stan upojenia alkoholowego był tak silny, że nie dał rady wdrapać się po schodach do sypialni, więc wyłożył się jak truchło na kanapie w salonie. Kiedy się zbudził, nawet do mnie nie zajrzał. Słyszałam tylko, jak krzątał się po parterze, aż w końcu wyszedł i zniknął na dobrych kilka godzin. Od razu odczytałam to jako znak nadchodzącej intrygi. Zapewne planował zemstę za moje ostatnie zachowanie. Ewidentnie szukał oryginalnego pomysłu, skoro zajęło mu to aż tyle czasu. Po niespokojnej, nieprzespanej nocy nawet nie zeszłam na śniadanie. Siedziałam tylko na łóżku, oplatając rękami zgięte w kolanach nogi i tępo gapiłam się w szybę na leniwie spływające krople deszczu. Cały czas rozmyślałam nad tym, czy Charles obudził się w ramionach pięknej Nicole. Czy uprawiali seks? Czy było mu lepiej z nią niż ze mną? Czy zakocha się w niej tak samo, jak we mnie? Umysł po raz kolejny podsuwał mi wachlarz dręczących pytań, na które tylko niebiosa znały odpowiedź. W końcu z letargu wyrwał mnie stukot butów, wspinających się po schodach. Instynktownie ścisnęło mi gardło. A więc nadszedł czas na karę.


Henry powoli otworzył drzwi sypialni, po czym niespiesznie wszedł do środka. Siedziałam nieruchomo tak jak wcześniej i nie drgnęłam nawet wtedy, kiedy przystanął przy łóżku. Jego twarz emanowała spokojem i zadowoleniem, co stanowiło dla mnie niemałe zdziwienie. Chcąc skupić na sobie mój wzrok, wyrósł wprost przede mną. Podparł się pod boki i przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy, jednocześnie przechylając głowę w bok. W końcu rozpiął marynarkę i z namaszczeniem wyjął z kieszeni skrawek papieru, który podał mi z wyraźną dumą. Nieśmiało wyciągnęłam rękę, nie mając pojęcia, co to może być. Spojrzałam na niego pytająco.

– No otwórz – ponaglił, a kąciki jego ust nadal podejrzanie się unosiły.

Odgięłam złożoną w kwadracik kartkę i nerwowo przeskanowałam jej treść. Kiedy wczytałam się w pismo, w skupieniu zmrużyłam powieki. Docierając prędko do ostatnich linii tekstu, oblał mnie potężny, zimny pot, a brwi natychmiast rozprostowały się wraz ze skórą na moim czole. Serce zaczęło łomotać tak głośno, że nie słyszałam już nic poza nim. Przekrwione od niewyspania oczy mimowolnie poczęły napełniać się łzami. Był to dokument. Dokument ze złomowiska. Na dole kartki widniała pieczątka firmy wraz z datą złomowania oraz przedmiotem, który został zniszczony. Powoli uniosłam podbródek i spojrzałam w szaleńcze oczy Henry'ego.

– Dodge... Mój Dodge – wyszeptałam przez zaciśnięte gardło.

Henry dumnie stanął w rozkroku i ostentacyjnie zaczerpnął haust powietrza. Odetchnął tak, jakby właśnie napawał się moim cierpieniem. Ja natomiast nie potrafiłam się uspokoić.

– Ty karmisz się moim bólem, to jest chore – rzekłam, ledwo będąc w stanie mówić.

Małżonek nadal z zadowoleniem i dumą przyglądał się moim reakcjom. Sprawiał wrażenie kogoś, kto przed chwilą wygrał na loterii. Właśnie tak musiał wyglądać Neron podczas podpalania Rzymu. Mąż zamknął oczy, jakby delektował się tą chwilą.


Nie mogłam uwierzyć, że w garażu pozostało tylko puste miejsce i okruchy wspomnień z przeszłości. Mój ukochany, pierwszy samochód wybierałam z tatą. Dodge był jedyną, materialną rzeczą, która została mi po rodzicach. To była ważna namiastka tamtego życia. Za każdym razem, gdy wsiadałam do błękitnego auta, wracały wspólne chwile z ojcem. Po wszystkim został tylko pył i pieprzony kwit ze złomowiska. Nie mogłam pogodzić się z tą stratą. Po moim ciele przebiegła armia nieokiełznanych drgawek.

– Jesteś chory psychicznie, potrzebujesz pomocy, Henry – cisnęłam przez zęby, tłumiąc nadchodzący ocean łez.

Ni stąd, ni zowąd podszedł szybkim krokiem, ucinając dzielący nas dystans. Wbił silne palce w moje poliki, formując z ust wykrzywiony dzióbek. Tym ruchem boleśnie ciągnął mnie do góry, wymuszając, abym wstała z łóżka. Zbliżył twarz blisko do moich warg i rzekł:

– Czy teraz już rozumiesz, co zrobiłaś źle? – zapytał, a jego oczy przybrały szaleńczą formę.

Zgniatał moją twarz z taką siłą, że nie potrafiłam nawet wykrztusić słowa. Pokiwałam tylko twierdząco głową. Wtedy zwolnił uścisk i przeniósł łapska na moje ramiona.

– No to mów głośno, co zrobiłaś źle! – rozkazał stanowczo.

– Odpyskowałam przy stole i wróciłam sama do domu – powiedziałam, dławiąc się łzami. Przerażał mnie jego świdrujący wzrok.

– Zniszczyłem twój ukochany samochodzik, mogę ugodzić w resztę spraw, na których ci zależy. A więc czy będziesz już grzeczna? – syknął.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, czułam się jak wystraszony, mały kurczak. Skuliłam się tylko i straciłam zmysły.

– Pytam, czy będziesz się już mnie słuchać?! – Potrząsnął mną jak kukłą.

– Tak, obiecuję – powiedziałam zrezygnowana.


Henry puścił moje barki, zamachnął się z całej siły i uderzył mnie prosto w twarz. Palący ból spowił moją delikatną skórę. Napór był tak brutalny, że z impetem upadłam na łóżko, od którego odbiłam się jak piłka. Po chwili mąż chwycił mnie za ubranie, podniósł znów do pionu i gwałtownie pchnął na ścianę. Uderzyłam w nią skronią i kością policzkową, a wtedy nagle zapadła ciemność...


___________________________________________________________


Cierpki sylwester nareszcie dobiegł końca...

Jak podobał się wam kolejny utwór mojego autorstwa?

Co myślicie o zachowaniu Charlesa? Mam nadzieję, że nie ocenicie go zbyt surowo i będziecie mieli wzgląd na jego złamane serce. Każdy, kto je miał, wie, że to ono powoduje czasem podejmowanie złych decyzji.

Henry zauważył, że kluczem do złamania Sary są emocje. To przez nie cierpi bardziej niż przez pięści. Ostatnimi czasy zdecydowanie mniej bała się jego agresji, więc musiał wynaleźć słabe punkty, aby móc nią manipulować, a dzięki temu uzyskać emocjonalną pożywkę do zaspokajania potrzeb swojej toksycznej osobowości. Henry czerpie niesamowitą przyjemność z krzywdzenia wrażliwców.

Nie smućcie się jednak, bo kolejny rozdział będzie nieco...przyjemniejszy.. 🔥❤

Ps. Dziękuję, że jesteście ze mną, to dla mnie wiele znaczy!!!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro