Rozdział 30 Odkryte karty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Charles

Przyglądałem się kobiecie kompletnie zdezorientowany. Czułem się tak, jakby wszystkie obawy spersonifikowały się, chwyciły mnie ściśle za mankiet koszuli i strąciły w czeluść wiecznej ciemności. To, co usłyszałem, było zupełnie odrealnione. Przypominając sobie sytuację Johna, jego odejście wydawało mi się prawdopodobne. Niemniej jednak hasła rzucane przez recepcjonistkę nie tworzyły żadnej całości. Nie potrafiłem pojąć, dlaczego Sarah nic o tym nie wiedziała, skoro przychodziła tu w ciągu ostatnich trzech miesięcy, a później prosiła mnie w liście o monitorowanie stanu zdrowia brata.

– Zapytam ponownie. Dlaczego rodzina nic o tym nie wie? Jak zamierza pani to wytłumaczyć? – Postawiłem rudowłosą dziewczynę w ogniu pytań.

– Ja... Naprawdę nie wiem, o co chodzi i jak mogło do tego dojść. Tak jak mówiłam, jestem tu dopiero pierwszy dzień na zastępstwie – rzekła wystraszona.

– Muszę natychmiast zgłosić tę sprawę na policję. To wszystko jest jakieś podejrzane!

Mój umysł nie tylko zaczął studzić emocje niczym wentylator, ale też próbował wrócić na racjonalny, trzeźwy tor. Wrodzony przymus przejęcia kontroli nad sytuacją sprawiał, że będąc w centrum niewygodnych wydarzeń, potrafiłem się skupić i przeanalizować fakty. W pewnym momencie usłyszałem odgłos uchylanych drzwi wejściowych, który dobiegał zza moich pleców. Do pomieszczenia weszła niska, grubsza kobieta o krótkich, ciemnych, kręconych włosach. Jej aparycja ewidentnie zgadzała się z rysopisem, który niegdyś zobrazowała mi Sarah. Wyglądało na to, że właśnie z tą kobietą zawsze miała do czynienia, gdy przychodziła odwiedzać Johna. Nieznajoma miała na sobie ciemnozieloną, odświętną garsonkę, a jej głowę majestatycznie ozdabiał nietypowy kapelusz ze staromodnym, sztucznym kwiatem. Wywnioskowałem, że akurat wróciła z jakiejś ważnej uroczystości. Kiedy mnie zobaczyła, zwolniła kroku i żonglowała spojrzeniem pomiędzy mną a recepcjonistką.

– Co tu się dzieje? Jaka policja? – spytała bez powitania.

– To ja chciałbym się dowiedzieć, co tu się dzieje i sądzę, że pani będzie mogła mi odpowiedzieć na to pytanie. Chodzi o Johna Cervánteza.

Kobiecina poluzowała apaszkę, jakby oblała ją fala niespodziewanego gorąca. Przyglądała mi się z wyraźnym podenerwowaniem, jakby szukała odpowiedzi w wyrazie mojej twarzy.

– Proszę nigdzie nie dzwonić. Niech pan pójdzie ze mną do gabinetu. – Zmieniła ton na bardziej uległy.

Kobieta wyszukała za ladą klucz i zaprowadziła mnie do pustego pomieszczenia, który przypominał gabinet lekarski. Powoli okrążyła bielone, laminowane biurko i przysiadła na fotelu, który winien zajmować lekarz. Ja natomiast usiadałem po stronie pacjenta. Rozstawiłem łokcie na blacie i splotłem ściśle swoje dłonie.

– Boże, nie wierzę, że to się stało akurat dzisiaj, kiedy musiałam wyjść... – Zrezygnowana pokręciła głową.

– Proszę natychmiast mi wytłumaczyć, dlaczego Sarah nie wiedziała o śmierci Johna. Co tutaj się wyprawia? Co to za cyrk? – uniosłem się.

Rozmówczyni niespodziewanie zaczęła płakać.

– Ja tego nie chciałam... Zostałam zmuszona.

– Zmuszona? Dlaczego? Przez kogo? – Rozpędzona karuzela pytań w mojej głowie nie miała zamiaru się zatrzymać.

– Przez szefa... Nie mogłam nic zrobić, bo straciłabym pracę, a co gorsza on groził, że nie znajdę już innej. Też mam chorego syna, którego sama wychowuję. Jak według pana miałam postąpić?!

– Chwila, jaki szef? – Zmarszczyłem brwi.

– Nie mogę niczego zdradzić, wyrzucą mnie, przepraszam. – Zamknęła oczy, z których wciąż wypływały łzy.

– Niech mnie pani posłucha. Tutaj toczy się sprawa o zatuszowanie śmierci. Może nawet usiłowanie zabójstwa? Pomoc w eutanazji? Chce pani mieć takie wyroki na swoim koncie? Jestem prawnikiem i nie będę miał żadnych skrupułów, żeby obarczyć panią odpowiedzialnością i wskazać dowody na współudział. – Zorientowałem się już, że ona jest tylko pionkiem w tej grze, ale musiałem skutecznie ją przycisnąć i nieco przestraszyć.

– Nie, proszę nie... – Ukryła twarz w dłoniach, jakby wstyd kazał jej zapaść się pod ziemię.

– Jeśli mam panią z tego wyciągnąć i pomóc, to muszę wiedzieć wszystko. Rozumie pani?

– Ale na pewno mi pan pomoże? Nie chcę i nie mogę iść do więzienia. – Otarła wierzchem dłoni swoje łzy.

– Tak, obiecuję, ale musi pani teraz współpracować – zapewniłem.

– Mój szef Henry Collins kazał mi tuszować śmierć Johna. – Skrzywiła się.

– Co? Od kiedy Henry jest tutaj szefem?! – spytałem wstrząśnięty, raptownie odsuwając się od biurka.

– Jakiś czas temu, kiedy u Johna wdała się infekcja i istniało poważne ryzyko, że przerodzi się to w sepsę, Collins zaczął panikować. Postanowił, że wykupi cały ośrodek i teraz on będzie zarządzał wypływającymi stąd informacjami, ale też będzie sterował nami – personelem. Mieliśmy bezpośrednio go o wszystkim informować i strzec, aby nic nie wychodziło poza teren kliniki. Kiedy sepsa doprowadziła do śmierci Johna, Collins zwariował. Zachowywał się nieracjonalnie, szantażował nas i zastraszał. Mówił, że to nasza wina. Powtarzał, że udowodni, iż to my go zabiliśmy, co oczywiście nie było prawdą. John od dłuższego czasu przebywał w ciężkim stanie, a jego śmierć była jedynie wynikiem kolejnego rzutu choroby. Collins jednak wygrażał się, że jego przyjaciel to prokurator generalny i jeśli piśniemy choć słówko, znajdzie coś na nas, pozbawi uprawnień zawodowych i wsadzi do więzienia. Musieliśmy siedzieć cicho i jak najdłużej oszukiwać panią Sarę, że John nadal jest z nami. To było do przewidzenia, że tajemnica w końcu się wyda, ale on chyba grał na czas. W dniu zgonu Johna, zanim odwieziono zwłoki do prosektorium i zanim ciało ukazało pośmiertne zmiany, kazał nam zrobić zdjęcia. Pokazywałam je Sarze na dowód tego, że John żyje. Przekonywałam ją, że nie można go odwiedzać jedynie z powodu sepsy.

– Sukinsyn... – Mocno zacisnąłem powieki i pomasowałem skronie. – Jak to w ogóle możliwe, że ja, jego prawnik do spraw finansów nie zauważyłem wypływu tak ogromnej kwoty?

– Prawdopodobnie chciał zminimalizować wiedzę osób z najbliższego otoczenia, w tym również i pana. Z papierów transakcyjnych wynika, że współpracował z jakąś kancelarią, która pośredniczyła w przepływie pieniędzy z jakiegoś szwajcarskiego konta. Tyle udało mi się wyczytać, kiedy te kwity trafiły w moje ręce.

– Czyli nawet mi do końca nie ufał... Jak to możliwe, że miała pani wgląd w dokumenty?

– Tak się składa, że nie tylko jestem tutaj oddziałową, ale też osobą decyzyjną w sprawach dokumentacji medycznych. Wcześniej pracowałam tu jako pełnoetatowa pielęgniarka, jednak kiedy zapanowały tu rządy Collinsa, zakres moich obowiązków się zmienił. Z racji długoletniego stażu i doświadczenia, Henry wyznaczył mi dodatkowe zajęcia. Moim zadaniem było panowanie nad recepcją, a także przejęcie odpowiedzialności za papierkową robotę. Powracając do pana pytania, cała procedura kupna-sprzedaży odbyła się rzecz jasna poza ośrodkiem. Po wszystkim Collins przyszedł tutaj obwieścić nowy porządek i wtedy poprosił mnie o skserowanie egzemplarza transakcyjnego. Coś mnie tknęło i wtedy zrobiłam dodatkowy, który schowałam w archiwum.

– To było bardzo mądre posunięcie – przyznałem. – Może pani pokazać tę umowę?

– Myślę, że tak.

Kobieta poszła szperać w dokumentach, a ja nie potrafiłem dojść do siebie. Ilość szokujących informacji była dla mnie przygniatająca, jednak czułem, że to dopiero wierzchołek góry lodowej. Moja rozmówczyni podsunęła mi pod nos plik makulatury, który przypominał istną puszkę Pandory. Nie czekając długo, zacząłem studiować umowy, próbując wyczytać z nich jakieś wskazówki. Przyjrzałem się dokładnie stronom biorącym udział w transakcji. Analizując rubryki dotyczące sprzedającego, wszystko się zgadzało, jednak gdy przerzuciłem stronę i wczytałem się w dane kupującego, zamarłem.

– Henry Collins, reprezentowany przez Kancelarię Everett Law Firm, P.C, pełnomocnik Nicole Benett... Nie, to nie może być prawda. – Zacząłem nerwowo trząść głową.

Ja pierdolę, niech mnie ktoś obudzi z tego ponurego snu. A więc Nicole wiedziała o Sarze, ponieważ cały czas miała kontakt z Henrym? Jakby tego było mało, w tajemnicy przede mną pomagała mu wykupić ośrodek? Z jakiej racji się z nim skumała? Dlaczego to właśnie ją poprosił o wsparcie? Sądziłem, że Nicole jest uczciwa... Nigdy nie podejrzewałbym jej o coś takiego.

– Zabiorę te wszystkie dokumenty ze sobą. Załatwię tę sprawę, lecz w tym czasie powinna pani zachować milczenie. Jeśli mam pani pomóc, musi pani być po mojej stronie, jasne? Teraz ja wkroczę do tej gry, którą będę zmuszony poprowadzić.

– Nie mam innego wyjścia, muszę panu zaufać.

*

Gdy Sarah w końcu się obudzi, to właśnie ja będę osobą, która poinformuje ją o zaistniałej tragedii. Jak w ogóle miałem tego dokonać? Doskonale wiedziałem, jak obsesyjnie kochała brata. W swoim liście podkreśliła jak bardzo boi się doświadczyć jego śmierci. Nie chciałem znaleźć się w tak beznadziejnym położeniu, a tym bardziej zostać posłańcem fatalnej nowiny. Kolejny ciężar krzyża spoczął na moich już wystarczająco poranionych barkach. Jak zwykle w mojej głowie nawarstwiały się maniakalne, natrętne myśli, które wybiegały daleko w przyszłość.


Jednakże w pierwszej kolejności musiałem uporać się z innym, arcytrudnym wyzwaniem. Sytuacja skłaniała mnie do tego, aby skonfrontować się z Henrym, jednak aby stanąć z nim twarzą w twarz, powinienem wykrzesać z siebie, choć odrobinę ikry. Czułem się zbyt wyczerpany, żeby pojechać tam od razu, więc najpierw zapragnąłem odwiedzić Sarę. To ona dawała mi siłę do pokonywania wszelkich trudności. To na była źródłem, z którego czerpałem energię do nierównych walk, które toczyłem każdego dnia. To dzięki niej zyskiwałem motywację do tego, aby codziennie wstawać. To ona dawała mi nadzieję, mimo że nie reagowała na to, co dla niej robiłem. Tylko dzięki Sarze mogłem zdobyć zacięcie i niezłomność, które pomogłyby mi w niełatwym starciu z Henrym. Ta miłość wciąż była jak lampa naftowa rozpalona u schyłku dnia, wśród dennej szarości półmroku.


Dzisiejszego dnia miałem w planie odtwarzać ulubione piosenki Sary. Zależało mi, aby repertuar zawierał przede wszystkim te utwory, które kojarzyły się z naszymi wyjątkowymi chwilami. Oboje z Sarą kochaliśmy muzykę, a w szczególności tą płynącą z winylowych spodków, jednak przetransportowanie do kliniki mojego gramofonu wydawało się dość ryzykowne. Ze względu na jego delikatną strukturę zdecydowałem się na koło ratunkowe w postaci sprzętu zastępczego. Pojawiłem się więc w ośrodku z torbą wypchaną po brzegi płytami CD, a na barku trzymałem dość ciężki radioodtwarzacz. Tym razem melodia wypełni przestrzeń w trochę innej formie, jednak najważniejszy był cel tego przedsięwzięcia – przywołać wspomnienia Sary w sposób sensoryczny, tak aby mogła dotknąć ich swoimi zmysłami. Kiedy znalazłem się tuż przy wejściu na oddział, popchnąłem drzwi nogą, aby móc dostać się do środka.


– A pan to będzie jakąś imprezę dzisiaj rozkręcał? – spytała jedna z zaprzyjaźnionych pielęgniarek.

– Spokojnie, imprezy nie będzie. Zamierzam tylko puszczać ukochanej ulubione piosenki w nadziei, że to też pobudzi jej umysł. Obiecuję, nie będę hałasował zbyt bardzo.

– Ach... Przywraca mi pan nadzieję w dzisiejszych mężczyzn. – Zachichotała.

W odpowiedzi posłałem jej serdeczny uśmiech. W końcu rozgościłem się w sali, w której leżała ukochana. Pomyślałem, że jeszcze nie tak dawno, to Sarah odwiedzała w ośrodku Johna, a teraz to ona jest przykuta do łóżka i to do niej przychodzi się z wizytą. Czyż to nie jest ponury paradoks? Przywitałem się z nią czule jak zawsze i zacząłem montować sprzęt. Ustawiłem rozsądną głośność, aby przy kolejnej wizycie nie zastać na drzwiach mojego zdjęcia z napisem „zakaz wstępu".

– Dzisiaj posłuchamy naszych ulubionych utworów skarbie – zapowiedziałem.

Z namaszczeniem umieściłem płytę w odpowiednim miejscu radioodtwarzacza. Po chwili pomieszczenie zalała ciepła, a zarazem unikatowa barwa głosu Elvisa. Drżący baryton sprawił, że moje ciało momentalnie przeszedł dreszcz, a wszystkie kadry wspomnień przefrunęły mi przed oczami. Życzyłem sobie w duchu, żeby i ona miała szansę poczuć to, co ja.

– „Suspicious Minds". – Uśmiechnąłem się na samą myśl. – Pamiętasz, kiedy tego słuchaliśmy? W zeszłym roku, w parku, jesienną porą. Liście osuwały się z drzew wprost na nasze ramiona. Na uszach dumnie spoczywały słuchawki, a w discmanie w kółko krążyła ta jedna piosenka. I wtedy przyjrzałem się z bliska twojej pochłoniętej w muzyce, rozmarzonej twarzy. Nie potrafiłem oderwać od ciebie wzroku. To, co przeżywałaś podczas słuchania, zauroczyło mnie. Zdawało mi się, że unosisz się lekko, gdzieś tam, pośród obłoków. Twoja delikatność, twoja zmysłowość... Nie czekałem długo i odważyłem się, żeby cię pocałować. Te obrazy w mojej głowie są tak żywe. Wciąż przechodzą mnie ciarki, gdy przywołuję te myśli. Nie da się nawet opisać słodkości twoich miękkich ust. Mam wrażenie, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Ile bym dał, żeby znów móc się temu poddać, żeby znów poczuć twój smak...

Zmarszczyłem brwi i ująłem jej dłoń, odwracając ją wnętrzem do góry. Przyjrzałem się splotowi mistycznie biegnących linii papilarnych, które przenikały się w niezrozumiały dla mnie sposób. Gdzieś pośród nich wiła się linia życia. Czy nasze ścieżki kiedykolwiek się jeszcze złączą?

– Gdybyś wiedziała co się tu dzieje, gdy ciebie nie ma – westchnąłem. – Jestem z tym wszystkim całkiem sam, ale wiesz co? Dam radę. Poradzę sobie, bo przecież mam dla kogo walczyć. Zrobię wszystko, żebyś się obudziła i żebyśmy później mogli być razem. Cholernie mi ciężko, bo czasem wątpię, ale wtedy przychodzę tutaj i znów czuję, że wszystko będzie dobrze. – Nieustannie wpatrywałem się w wiotką dłoń.

Wypuściłem z płuc ciążące powietrze, które znów powodowało napływ łez w zmęczonych spojówkach. Nieustannie szukałem punktu zaczepienia, który mógłby mnie podbudować.

– Nie ma co znów się smucić, prawda? Słuchajmy dalej naszego wyjątkowego artysty – zarządziłem.

Wtem rozbrzmiały akordy jednej z moich ulubionych piosenek „Unchained melody". Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w nastrojowy tekst.

https://youtu.be/tiNL3VuEqNk


O moja miłości, moja kochana

Jestem spragniony twojego dotyku

Długi, samotny czas

A czas upływa, tak wolno

I czas potrafi zrobić tak wiele

Czy ty jesteś ciągle moja?

Potrzebuję twojej miłości

Potrzebuję twojej miłości"


Poczułem, jakby sam Elvis wdarł się do mojego umysłu i otulił moje emocje ciepłym szalem zrozumienia. Ten tekst mówił tak wiele o tym, co właśnie przeżywałem. Byłem zmęczony, samotny i cholernie stęskniony za dotykiem i śmiechem Sary. Kolejne dni śpiączki w mojej percepcji trwały miesiące. Każda pojedyncza doba dłużyła się, jakby zamroziła się w czasie. Jak w zepsutym zegarze, którego wskazówki niemrawo poruszają się w miejscu. Czy moje starania do czegoś prowadziły? Gdy nachodziły mnie wątpliwości, czułem się winny, lecz kiedy tylko przychodziłem do Sary, znów ładowałem swoje wyprute z wiary baterie. Nasza miłość była jak płomień, który palił się nawet pod wodą...


Wtem oderwałem wzrok od jej dłoni i zobaczyłem, że skóra rąk pokryta jest dreszczem, a usta rozchyliły się bardziej niż zwykle. Nigdy wcześniej tego nie spostrzegłem, więc lekko odskoczyłem. Nie dowierzałem temu, co właśnie widzę. Zamrugałem nerwowo kilka razy, próbując wyostrzyć wzrok. Moje serce wdało się w niekontrolowane drżenie. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że to żadna Fata Morgana, a jej ciało faktycznie zareagowało.


– Kochanie... – wyszeptałem. – Jestem tutaj. Słyszysz mnie, prawda? – Z moich oczu wypłynął ocean łez.

Nie odrywając się od krzesła, położyłem głowę na brzuchu Sary. Objąłem ją w pasie, wsłuchując się w miarowy rytm oddechu, który zdawał się koić emocje niczym okład z aloesu. Na kardiomonitorze nic się nie zmieniło, a reakcja organizmu po chwili ustała. Mimo że to, co zobaczyłem trwało chwilę, przywróciło mi iskrę nadziei, która ostatnimi czasy we mnie gasła. Przytulałem ją tak długo, że w końcu straciłem kontakt z rzeczywistością i usnąłem. Obudził mnie dotyk pielęgniarki, która najwyraźniej chciała zasugerować, że nieco się zasiedziałem. Z bólem serca oderwałem się od Sary. Czułem, że z powodu niewygodnej pozycji okropnie zdrętwiałem.


– Bardzo proszę, żeby zakończył pan już wizytę, dobrze? – powiedziała jedna z młodszych pielęgniarek.

– Jasne, zaraz będę się zbierał. Chciałem tylko jeszcze o coś spytać – rzekłem zaspany.

– Oczywiście, słucham.

– Dzisiaj zauważyłem, że miała na skórze ciarki, a jej usta się poruszyły. To znak, że się budzi, mam rację? – zapytałem z nadzieją.

– Czasem u pacjentów w śpiączce można zaobserwować grymas twarzy, czy poruszanie rękami, ale nie zawsze jest to objawem wybudzania się. Oczywiście będziemy monitorować ją na bieżąco. Proszę być dobrej myśli, ale z drugiej strony zachować spokój i nie ekscytować się zbyt bardzo.

– Wyraźnie zareagowała na dźwięki, które jej odtwarzałem. Ja po prostu czuję, że ona się budzi. I wiem, że niedługo do mnie wróci... – manifestowałem na głos.

*

Spotkanie z Sarą i doświadczenie pierwszego od trzech tygodni bodźca podbudowały mnie. Wnętrze mojego serca wyścieliły ciepłe fluidy. Lęk, choć na moment odwrócił się do mnie plecami i skrył za winklem ostatniego, feralnego czasu. Ubolewałem tylko, że musiałem opuścić salę, w której leżała. Zostawiłem tam jednak cząstkę swoich uczuć w postaci łez, które spadały prostopadle na jej pościel. Teraz gdy poczułem się silniejszy, naszedł czas, aby stanąć oko w oko z potworem. Rola rycerza, który wbije sztylet prosto w jego serce, należała do mnie. Przygotowałem się mentalnie i merytorycznie do rozmowy, która miała zadecydować o losach nas wszystkich. Nie miałem pojęcia, czy zastanę go w domu, ale jak to na tchórza przystało, istniała duża szansa, że zaszył się w swojej cichej pieczarze. Zmierzając ku posiadłości Henry'ego, poczułem rosnącą pewność siebie. Zdawało mi się, że trzymam go za pysk wszystkimi dowodami i informacjami, które udało mi się zebrać. Sądziłem, że poznałem wszystkie jego grzeszki, przewinienia i słabości, jednak nie podejrzewałem, że i on będzie ukrywał asa w rękawie.


Podjechałem pod rezydencję z nadzieją, że widzę ten budynek po raz ostatni. Uznałem, że w obecnej, napiętej sytuacji niezbyt dobrym pomysłem będzie wpisanie znanego mi kodu do bramy wjazdowej. Zadzwoniłem więc kulturalnie i po chwili zza ogrodzenia wyłonił się rosły ochroniarz.


– Cześć, Roger. Chciałbym się zobaczyć z Henrym.

– Cześć, Charlie. Sorry, ale szef mi zabronił.

– Powiedz panu Henry'emu, że daję mu pięć minut na to, żeby mnie wpuścił. No, chyba że chce iść siedzieć za domniemane zabójstwo Johna. – Naciągnąłem nieco temat.


Roger wybałuszył oczy, po czym przekazał informację przez krótkofalówkę. Wypowiedziane przeze mnie słowa musiały dać Henry'emu do zrozumienia, że ja o wszystkim wiem. Poczekałem cierpliwie na podjeździe i już po chwili przed maską mojego auta rozsunęły się wrota bramy wjazdowej.


Wszedłem do domu, jak do siebie i przystanąłem w ociekającym marmurem holu. Rozejrzałem się wokół, zastanawiając się, do którego pomieszczenia wejść. W całym domu panowała cisza, a ja słyszałem tylko stukot swoich własnych butów. Instynktownie udałem się do salonu. Nie przestąpiłem progu, lecz jedynie oparłem się o framugę łukowatego wejścia. Od razu rzuciły mi się w oczy puste ściany, których nie zdobiły już zdjęcia ślubne, znane mi dotąd z romantycznych, fałszywych uniesień.


– I co? Już nie jest dla ciebie atrakcyjna? Już nie jest ci do niczego potrzebna? – szydziłem, wypuszczając słowa w eter.

– Właź na górę – zarządził głos dobiegający z pokoju na piętrze.


Pokonałem kredowobiałe, kamienne schody wyłożone czerwonym dywanem i wtem wyrosły przede mną otwarte na oścież drzwi do gabinetu Henry'ego. Collins stał jak wryty pośrodku pokoju ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Znaleźliśmy się naprzeciw siebie, skanując siebie nawzajem chłodnym, oceniającym spojrzeniem. Moją uwagę przykuła jego kremowa, rozpięta koszula i gęsta broda, której wcześniej nie miał w zwyczaju zapuszczać. Minąłem go, jakby był nic nieznaczącą figurą w szachach, którą jak najszybciej należy zbić z pola. Wtedy rzuciłem na jego biurko stos papierzysk.


– Możesz mi wyjaśnić, co ty najlepszego odjebałeś? – zacząłem stanowczym tonem.

Henry wyglądał inaczej niż zwykle. Był cichy i wycofany jak nigdy dotąd. Czułem jednak, że obaj stoimy w centrum pola bitwy.

– Czego ty w ogóle chcesz? – odparł spokojnie i włożył ręce w kieszenie.

– Chcę usłyszeć prawdę. Chyba że wolisz trafić za kraty za spowodowanie śmierci Johna bez uprzednich wyjaśnień? A może za pomoc przy eutanazji, która w stanie Nowy Jork jest nielegalna?

– Przecież go nie zabiłem – rzucił obojętnie.

– To idźmy dalej. Może chcesz odpowiedzieć przed sądem za swoje finansowe machloje? Może pokażę ławie przysięgłych mój 256-stronicowy raport? A może chcesz opowiedzieć więcej o swoim szwajcarskim koncie? To zwracamy maszt bardziej w zabójstwo, tuszowanie śmierci Johna, czy w oszustwa finansowe?

– Dobrze wiesz, że nie możesz niczego użyć przeciwko mnie. Byłeś moim prawnikiem, więc musisz zachować poufność. To byłby koniec twojej fascynującej kariery – skwitował.

– Po pierwsze już nie jestem twoim prawnikiem. Po drugie, jeśli chodzi o tak poważne przestępstwa, mogę nagiąć klauzulę, a po trzecie... Szczerze? Nie zależy mi już na mojej karierze. Nie boję się twoich gróźb. Stracę pracę i klientów? Trudno. Zależy mi tylko na tym, żeby Sarah wróciła do zdrowia. Dla niej mogę zaprzepaścić nawet moją miłość do prawa. Jednak wątpię, abyś był w stanie pojąć ten ostatni powód. W końcu woda nie robi wrażenia na sztucznych kwiatach, prawda? – Parsknąłem śmiechem.

– Naprawdę jesteś naiwny. Sądzisz, że te kilka świstków cokolwiek zmieni w moim życiu?

– Tam jest jeszcze wiele innych ciekawostek. Pamiętasz, jak rok temu dotkliwie pobiłeś Sarę, będąc naćpanym, a ta sprawa jakoś dziwnym trafem ucichła? Na szczęście mam dokumenty z obdukcji, a sprawę pobicia i dragów spokojnie mógłbym odkopać. Wiem, że twój kumpel prokurator machnął parafkę, gdzie trzeba. To jak? Za którą sprawę najpierw mam się zabrać? Trochę się tego nazbierało, Henry. – Uniosłem wysoko głowę.

– Ty nie wiesz, jak to jest! – przerwał mi nagle krzykiem. – Każdego dnia próbować zaimponować kobiecie, która jako jedyna na świecie ma cię w dupie i która jest jedyną osobą, którą tak cholernie chcesz, a której nie możesz zdobyć – wysapał.

– Może i nie wiem, jak to jest, ale chyba nie zdobywa się miłości i szacunku pięściami, manipulacją i gwałtem.

– Dzieciaku, myślisz, że wiesz wszystko o życiu? Gówno wiesz... – Oparł się tyłkiem o biurko, nadal nie wyjmując dłoni z kieszeni spodni.

– Ten dzieciak chce się dowiedzieć, dlaczego nie powiedziałeś jej o Johnie? Dlaczego stworzyłeś tę cholerną mistyfikację?

– Spanikowałem, okay? Po prostu. On był jak karta przetargowa, jak najważniejsze ogniwo, jak as w rękawie... Bałem się, że jak ona się dowie, to ucieknie i nic nie będzie już jej przy mnie trzymać... – Pokręcił nerwowo głową.

– Przecież to było do przewidzenia, że prędzej czy później to wyjdzie. – Zmarszczyłem brwi, próbując zrozumieć.

– Wiem, ale grałem na czas. Robiłem wszystko, żeby to przedłużyć.

– Gdyby wiedziała, nie tylko by odeszła, ale przede wszystkim nie zdecydowałaby się na próbę samobójczą...

– Skąd miałem wiedzieć, że coś takiego przyjdzie jej do głowy?

– Skąd miałeś wiedzieć? Sądziłeś, że jest ze stali? Nie pomyślałeś, że w końcu nie wytrzyma tych twoich udręk? Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę. – Cisnąłem zdania przez zęby.

– Możesz nie wierzyć, ale naprawdę ją kochałem. – Wzruszył ramionami. – Na swój sposób.

– Kochałeś? Ty nie wiesz, co to w ogóle znaczy! Ty chciałeś ją zdobyć jak trofeum, nic więcej. Masz manię i chorobliwą żądzę posiadania. Nigdy nie nazywaj tego miłością, a przynajmniej nie w mojej obecności.

– Za kogo ty się uważasz, żeby dawać mi rady i oceniać moje decyzje, chłoptasiu? Chyba się nieco zapędziłeś.

– Możesz nie respektować tego, co mówię, ale wiedz jedno. Nie wywiniesz się z tych zarzutów. Tego jest zbyt wiele! Kumpel prokurator też ci nie pomoże, bo nie będzie plamił sobie rąk tak poważnymi sprawami. Zostałeś sam, Henry. To ślepa uliczka. I radzę ci, przemyśl dokładnie kolejne posunięcie, bo możesz się tylko pogrążyć.

– Ja też jestem tylko człowiekiem i zdarzyło mi się trochę namieszać.

To zdanie brzmiało jak przyznanie się do winy, czego Henry Collins nigdy nie robił. Obłęd w jego oczach sugerował przypływ nagłego ataku.

– Twój kumpel prokurator już chyba zdążył cię uprzedzić, że nie masz co liczyć na jego pomoc, czyż nie?

Mój przeciwnik milczał jak zaklęty. Jedynie mięśnie jego szczęki drgały szalenie, ukazując mi, w jakiej patowej sytuacji się znalazł. Wyglądał jak samotna, odłączona od stada łania. Z jego oczu biło poczucie odrzucenia. Byłem pewien, że został sam jak palec, a to dawało mi przewagę i możliwość sterowania sytuacją. Przynajmniej tak mi się wydawało.

– To wszystko, co znajduje się na biurku, trafi do prokuratury. I sam tego dopilnuję – rzuciłem, po czym udałem się w kierunku drzwi.

– Zaczekaj, nie mogę teraz bawić się w sądy, areszty i inne gówna... – Zwiesił głowę.

– Odpowiesz za to, co robiłeś Sarze, za to, co zrobiłeś Johnowi i za wszystkie swoje przekręty. Karty zostały odkryte. Koniec twojej swawolnej zabawy, Collins.

– Nie zamierzam teraz iść do pierdla, bo zostanę ojcem! Rozumiesz?!

– Co kurwa? – Z wrażenia cofnąłem się i spojrzałem na tę parszywą mordę.

– Nie przesłyszałeś się. Tak, zostanę ojcem i teraz to jest dla mnie główny temat, a nie jakieś pierdoły.

– John nie żyje, Sarah leży w śpiączce, a ty nazywasz to pierdołą? Pojebało cię do reszty?!– wrzasnąłem.

– Chłopie, pomyśl trzeźwo. – Podszedł prędko i ścisnął w garść moją koszulę. – Dla niego to lepiej. Tylko się męczył, a Sarah patrzyła na to z przyjemnością.

– Jak śmiesz mówić o niej w ten sposób?! – Strzepnąłem z siebie jego łapska.

– Taka prawda. To sadystka. Pastwiła się nad nim, zmuszając go do życia przez tyle lat.

– Odszczekasz te słowa przy ławie przysięgłych, nie daruję ci tego! Może jeszcze pochwalisz się, komu machnąłeś dzieciaka?

– Sam zapytaj o to Nicole.

– Chyba robisz sobie jaja. – Wybałuszyłem oczy.

– Nie... To ona nosi moje dziecko.

– Ja pierdolę... Nawet jej nie oszczędziłeś? Po co ją we wszystko wciągnąłeś?!

Kompletnie zapomniałem, że miałem poruszyć temat Nicole, która pomagała mu w kupnie ośrodka. Teraz temat wyszedł samoistnie i to z ust Henry'ego.

– Sama wepchnęła mi się do łóżka.

– Ach sama? A więc dlatego zniknąłeś i siedziałeś cicho? Przez sytuację z Johnem i Nicole? To dlatego pomogła ci w wykupieniu ośrodka? Aż tak ją omotałeś?

– Milczałem, bo musiałem pozbierać myśli, poskładać wszystko do kupy. Zresztą nieważne, nie będę się spowiadał zdrajcy.

– Nawet jeśli to prawda, to sądzisz, że się nad tobą zlituję i dam ci spokój? Wyrządziłeś tyle krzywd, że z przyjemnością usadzę cię w pierdlu.

– Posłuchaj, gówniarzu! – Wygrażał mi palcem. – Zanim mnie wsadzisz, ja zdążę zniszczyć ciebie, twoją karierę i sprawię, że będziesz pucował buty na rogu Times Squer. Twoją matkę pozbawię pracy i dachu nad głową. To samo zrobię z twoją siostrą, szwagrem i siostrzenicą. Wiem o tobie wszystko, Charles. Wiem, na czym ci zależy i odbiorę ci to w kilka sekund. Znam wielu niebezpiecznych ludzi, którzy za moim rozkazem zniszczą to, co kochasz. Dobrze znasz moje kontakty i wpływy. Bez gubernatora i prokuratora jakoś sobie poradzę, ale na szczęście do niszczenia takich kmiotów jak ty mam swoją gwardię. O twojej Saruni też nie zapomnę. Kiedy tylko się obudzi, będę czekał. Dopadnę ją i być może postaram się, aby wróciła na tamten świat. Chyba poznałeś mnie na tyle, że wiesz, iż nie mam skrupułów.


Nadszedł moment, którego się obawiałem. Jeśli ruszę sprawę karną Henry'ego, to rzeczywiście w tym czasie zdąży zniszczyć wszystko, co kocham. Wiedziałem, że nie zawaha się przed niczym skoro i tak roztaczał przed sobą wizję więzienia. Wszelkie ryzyko, które podjąłem ja i które podjęła Sarah, poszłoby na marne. Po jej wybudzeniu znów nie moglibyśmy być razem. Pal licho pracę, ale musiałbym chronić ją i całą moją rodzinę, a i tak nie dałbym rady nad wszystkim zapanować, bo macki Henry'ego zadusiłyby boleśnie nasze gardła. Powinienem posunąć się do najgorszego, aby w końcu zapewnić upragniony spokój Sarze i zacząć z nią normalnie żyć. Istniało tylko jedno rozwiązanie. Miałem tylko nadzieję, że Sarah kiedyś zrozumie powód mojej decyzji i będzie w stanie mi to wybaczyć. Mówi się, że aby pokonać wroga, trzeba znać jego słabe punkty. Zazwyczaj te słabości to sprawy, na których nam zależy lub ludzie, których kochamy i pragniemy ich chronić. Nie mogło być inaczej i w tym przypadku. W obecnej sytuacji Henry miał nade mną małą przewagę.


Krążyłem po gabinecie w kółko, jednak w końcu przystanąłem w miejscu. Nie chciałem mową ciała zdradzać, że postawił mnie pod ścianą.


– Obaj mamy coś do stracenia i obojgu na czymś zależy. Jeśli jeden wykona ruch, drugi nie pozostanie mu dłużny, prawda? Zatem moja propozycja jest następująca. Nie zgłoszę cię do prokuratury i zachowam dla siebie wszelkie dowody na twoje oszustwa. Zapomnę o tym, że zatuszowałeś śmierć Johna, zapomnę o tym, że istniałeś. Każdy pójdzie w swoją stronę. Żaden z nas nie będzie ingerował w życie drugiego pod jednym warunkiem. Zapomnisz, że Sarah była twoją żoną. Kiedy się obudzi, dasz jej rozwód bez orzekania o winie, dasz jej święty spokój i wyprowadzisz się z Nowego Jorku. Założysz nową rodzinę i znikniesz z życia mojego i Sary. Ja podaruję ci wolność, a ty pozwolisz nam być razem, zostawisz w spokoju mnie, moich bliskich i wyparujesz z naszego życia raz na zawsze. Przemyśl to i uprzedzam – nie próbuj sztuczek, robiąc mi krzywdę. Wszystkie dowody, które ci przedstawiłem ma również mój znajomy kolega po fachu. Jeśli cokolwiek by mi się stało, on zgłosi wszystko do prokuratury. Jeśli zachowasz się przyzwoicie, żaden z nas nie ruszy tej sprawy. Podejmij właściwą decyzję, Henry.


Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z posiadłości Collinsa. Serce waliło mi jak młotem, gdy myślałem o tym, jaki obrót przybrały sprawy. Obaj trzymaliśmy siebie na muszce i każdy z nas miał wiele do stracenia. To było jedyne wyjście, abym wraz z moimi bliskimi mógł w końcu normalnie żyć. Istniała też spora szansa, że Henry odczepi się od Sary i zajmie się założeniem nowej rodziny. To wszystko było popaprane. Oczywiście, że pragnąłem tego, aby go pogrążyć i wsadzić na resztę lat do więzienia, ale gdybym tak uczynił, naraziłbym życie swoje, Sary i wszystkich bliskich. Henry w akcie zemsty, w czasie długiego procesu zrobiłby nam krzywdę, a nawet gdybym zdążył go wsadzić, to i z więzienia mógłby zlecić wyrok pozbawiający nas życia z rąk wynajętych ludzi. Miałem ogromną nadzieję, że wizja nowego związku i potomka naprowadzi go na odpowiednie tory. Stanąłem na wietrznym bezdrożu, które zmusiło mnie do podjęcia szybkiej, męskiej decyzji.


Pozostało mi tylko dowiedzieć się kim w tej historii była Nicole i dlaczego doszło do serii niefortunnych zdarzeń.



_________________________________________

Kochani! Niezmiernie mi miło, że nadal jesteście ze mną! Wspólnie odkryliśmy karty Henry'ego. Jak wrażenia po przeczytaniu? Czy spodziewaliście się, tego, co wyszło na jaw?

Przed nami kontrontacja z Nicole i odpowiedzi na kolejne nurtujące pytania. Dowiemy się następnych, ciekawych rzeczy. Będziecie tam razem ze mną?❤

Dziękuję serdecznie za Waszą obecność. Kocham Was! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro