Rozdział 7 Pomocny anioł

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah

W trakcie prowadzenia zajęć muzycznych z młodszą grupą dzieci, do sali weszła pani dyrektor. Z wyrazu jej twarzy buchały języki smutku, a oczy podpowiadały, że zmaga się z pewnego rodzaju rozterką. Pokręciła się po salce właściwie bez celu. Poprawiła krzywo stojące krzesła i rozejrzała się leniwie po wnętrzu, tak jakby malowała ściany farbą w kolorze sentymentu. Poświęciła też chwilę, aby popatrzeć przez okno, tępo wgapiając się w chwilowo puste podwórze. Bezsensowny rekonesans zakończyła trzaśnięciem drzwiami. Ten finałowy huk doprowadził do zamknięcia przesuwnego okna, które przed chwilą zdążyłam uchylić. Widok nietypowego zachowania zagubionej kobieciny zaniepokoił mnie do tego stopnia, iż po skończonych zajęciach zdecydowałam się do niej zajrzeć.


– Witam Panno Welch, czy mogę pani przeszkodzić? – zapytałam, wtykając twarz w szparę na wpół otwartych drzwi.

– Tak, tak – odparła bezpłciowo, zwieszając głowę nad filiżanką herbaty.

– Zauważyłam, że jest pani jakaś nieswoja. Czy coś się stało? Mogę jakoś pomóc?

Welch oderwała w końcu wzrok od porcelany i spojrzała na mnie.

– Nie, moje dziecko. Nam to już raczej nic nie pomoże. – Złapała się za głowę, jakby nagle dostała ataku migreny.

– Nalegam, może wspólnie coś zaradzimy. – Uśmiechnęłam się, aby zachęcić ją do spowiedzi. Przysiadłam na fotelu, zmieniając się w słuchacza.

– No cóż, jakiś czas temu złożyłam wniosek o grant. Miało to być dofinansowanie od państwa, taki zastrzyk gotówki, aby zaspokoić najpilniejsze potrzeby naszej placówki. Wszystko skrupulatnie opisałam, siedziałam nad tym opracowaniem dniami i nocami... Potrzebujemy tej dotacji na remont łazienki, przecież sufit tam się sypie! Musimy kupić dzieciom komputery po to, aby mogły łatwiej się uczyć i odrabiać lekcje. Miałam w planie wybudować, chociaż skromny plac zabaw. Nawet zrobiłam projekt zagospodarowania terenu! Już nie wspomnę o odnowieniu dziecięcych pokoi. Jestem wściekła, bo wniosek został odrzucony. Moje wysiłki trafiły do kosza. Kiedy ze łzami w oczach zapytałam urzędniczki, co jest tego powodem, powiedziała mi tylko, że to nie jest takie proste. Poradziła, żebym skorzystała z pomocy prawnika, bo tylko on będzie wiedział, jak napisać te postulaty zgodnie z państwowym schematem, czy systemem. Jak zwał, tak zwał. Cholera, wychodzi na to, że musiałabym sporządzić taki perfekcyjny biznesplan całości, ale w taki sposób, żeby uwzględnić wszystkie wytyczne, których przecież nie znam. Nie mam pojęcia, co robić. O, proszę zobaczyć, dali mi tylko takie świstki. 


Betty wręczyła mi plik papierów. Na pierwszej stronie widniał napis „odmowa dotacji" wraz z pieczątką.

– Spokojnie Panno Welch, na pewno coś wymyślimy. Odwołamy się od tego.

– Nie odwołamy. Musiałabym wydobyć spod ziemi najlepszego prawnika, który wiedziałby, jak to obejść. Po pierwsze takiego nie znajdę, po drugie nie byłoby nas stać na opłacenie jego wynagrodzenia. Bez tych pieniędzy to miejsce wpieprzą kiedyś szczury... – Rozpłakała się.

Podniosłam się z miejsca, przykucnęłam obok fotela, który zajmowała i chwyciłam ją za kościste ramię.

– Proszę się nie załamywać. Postaram się rozeznać, co da się zrobić. Możemy się tak umówić?

Starsza pani otarła łzy i w milczeniu skinęła głową.


Podczas drogi powrotnej do domu, przez głowę przemknęła mi jedna myśl. Charles. Tylko on mógłby pomóc rozwikłać tę sprawę. Miałam trzymać się od niego z daleka, ale przecież tym razem temat zahaczał o młodych bezbronnych ludzi. Rozmyślając o prawniku, kierowałam się wyłącznie dobrem dzieci, które zasługiwały na grant jak nikt inny. Nie zamierzałam prosić o pomoc Henry'ego z dwóch oczywistych powodów. Po pierwsze dlatego, że i tak nigdy nie brał udziału w akcjach charytatywnych. W tego typu sytuacjach mawiał, że każdy jest kowalem swojego losu. Tylko jakimi kowalami mogły być opuszczone, pozbawione rodzin, miłości i funduszy malce? Po drugie dlatego, że ta przysługa prędko zamieniłaby się w kolejną rzecz, której używałby do szantażu i manipulacji. Dlatego właśnie poczułam motywację, aby wydobyć te pieniądze nawet spod ziemi. Jedyny warunek brzmiał następująco- nie powinny one pochodzić z kieszeni mojego męża. Pokładałam nadzieję w tym, że poradzę sobie sama wraz z pomocą Charlesa. Jeśli podjąłby się tego zadania, opłaciłabym jego pracę samodzielnie. Zdawałam sobie sprawę z jego statusu i wielkich osiągnięć. Wiedziałam, że należał do kadry najlepszych prawników ds. finansów na Manhattanie. Nie miałam tylko pewności czy w ogóle znajdzie na to pomysł i czas... Z tego, co zdążyłam zauważyć, zaliczał się do bardzo zapracowanych i rozchwytywanych jednostek.


Gdy tylko przekroczyłam próg rezydencji, jak ogień wpadłam do gabinetu Henry'ego. Całe szczęście nie zdążył jeszcze wrócić, więc zabrałam się za szperanie w jego rzeczach. Wyjęłam całą szufladę z zawiasów i rozsypałam jej zawartość na podłodze. Oszacowałam, że w tych szpargałach mogło znajdować się co najmniej trzysta różnych wizytówek. Uporczywie przeglądałam każdą po kolei. Wertując poczciwie małe, kolorowe karteczki w końcu znalazłam numer do Charlesa. Wzięłam głęboki oddech, złapałam za słuchawkę stacjonarnego telefonu, który stał na biurku i wybrałam numer. Zdaje się, że to jego prywatny, ale nie znalazłam tego do kancelarii.

– Słucham – odebrał stanowczym tonem.

– Charlie? – szepnęłam nieśmiało.

W słuchawce natomiast usłyszałam głuchą ciszę.

– Sarah? – zapytał po chwili Charles, a jego głos momentalnie się ocieplił.

– Skąd wiesz, że to ja? – Zaśmiałam się nerwowo.

– Poznałem twój głos – powiedział uradowany. – W jakiej sprawie dzwonisz? Coś się stało?

– Właściwie to wygląda na to, że potrzebuję twojej pomocy.

– Tak? Co się dzieje?

Obiecałam sobie, że załatwię tę sprawę przez telefon, ale nie byłam pewna, czy to będzie wystarczające. Powinnam przecież pokazać mu dokumenty odmowy, aby mógł się w nie wczytać.

– Wydaje mi się, że to nie jest sprawa na telefon. Czy mogliśmy się spotkać? Wiem, że jesteś zapracowany, ale...

– Tak! – przerwał mi. – Tak, jak najbardziej Saro. Kiedykolwiek i gdziekolwiek – rzekł entuzjastycznie.

– Okay, to wspaniale – odetchnęłam. – No nie wiem, może jutro rano, około 10:00? W tej śniadaniowni niedaleko twojej kancelarii?

– Dobrze.

– Nie potrzebujesz sprawdzić swojego kalendarza, czy na pewno możesz? – Zawahałam się.

– Nie – odparł stanowczo. – Będę tam.

– A, jeszcze jedno. Czy mógłbyś nie wspominać Henry'emu o tym spotkaniu? No wiesz, mógłby to zrozumieć na opak...

– Jasne. Żaden problem.

*

Wybrałam stary, poczciwy diner, w którym niegdyś pracowałam. Wiedziałam, że będzie to bezpieczne miejsce, gdzie nie natkniemy się na Henry'ego. Nie przychodził tutaj, odkąd mnie wydarł mnie stąd niczym kartkę ze spirali notesu. Usiadłam najdalej od okien, jak tylko się dało, aby zwiększyć szanse na swoją anonimowość. Dochodziła 9:50 i nie wiedzieć czemu ciśnienie uderzało mi w skronie, a usta stały się spierzchnięte z poczucia niewyjaśnionego stresu. Zaschło mi wręcz w gardle, więc musiałam poświęcić chwilę, aby się wykaszleć. Zastanawiałam się, dlaczego mój organizm reaguje tak, jakbym zaraz miała pojawić się na pierwszej randce w liceum. Przecież celem tego spotkania była tylko rozmowa z Charlesem w ścisłej sprawie!


Po zaledwie pięciu minutach do lokalu wszedł Charlie. Lekko zdyszany, z potarganymi przez wiatr włosami rozejrzał się po lokalu. Kiedy mnie spostrzegł, uśmiechnął się szeroko i z pewnością siebie ruszył w moim kierunku. Moje spojrzenie przebiegło po antracytowym, wybornie skrojonym garniturze i luźno zawiązanym, czarnym krawacie. Nonszalancko rozpięta marynarka zdradzała, że prawdopodobnie ubierał się w niemałym roztargnieniu. Po drodze przeczesał dłonią blond czuprynę, doprowadzając ją do porządku. Na jego widok fala gorąca buchnęła mi w twarz, wypełniając wnętrze policzków wrzątkiem. Czułam, jak palę się od środka, dlatego modliłam się w duchu, żeby nie potrafił odczytywać mowy ciała. Zajął miejsce naprzeciw mnie, wkomponowując się w miękką łunę światła, która wpadała do lokalu. 

– Witaj Saro – powiedział z przyklejonym do twarzy łobuzerskim uśmieszkiem.

– Cześć, dziękuję, że znalazłeś czas.

– Dla ciebie zawsze – rzekł, przewiercając mnie wzrokiem na wskroś.

Miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnie ze mnie wulkan magmy.

– Przepraszam, ale muszę się napić wody – powiedziałam, łapiąc się za gardło, wyściełane Saharą. – A ty czego sobie życzysz?

– Może być Dr Pepper*.

– Da się zrobić. Lance! Poproszę jednego Peppera i jedną wodę mineralną – krzyknęłam.

– Chyba często tu bywasz, skoro znasz załogę po imieniu. – Zdziwił się Charles.

– Nie, po prostu kilka lat temu tu pracowałam. – Wzruszyłam ramionami.

– Poważnie? – Uniósł brwi. – Ciągle dowiaduję się o tobie czegoś ciekawego. Nie powiem, podoba mi się to – zażartował.

– Spokojnie to dopiero początek. – Puściłam prześmiewczo oczko.

Lance przyniósł nam napoje, a ja, żeby nie tracić cennego prawniczego czasu, przeszłam do meritum.

– A więc... – Podsunęłam mu pod nos dokumenty. – Chodzi o te papierzyska. Od niedawna jestem wolontariuszką w Domu Dziecka. Prowadzę tam zajęcia muzyczne, spędzam czas z podopiecznymi, pomagam przy lekcjach... Tak tylko chciałam nakreślić, ale to nie opowieść o mnie. Dyrektorka tej placówki uporczywie starała się o grant, który finalnie został odrzucony. Jest kompletnie załamana, bo bez tego dofinansowania nie będzie w stanie zapewnić dzieciom podstawowych potrzeb. Rząd najwyraźniej zapomniał o tym przybytku, więc Panna Welch próbuje zdobyć dodatkowe fundusze. Potrzebny jest generalny remont, komputery do nauki, plac zabaw dla najmłodszych dzieci. Najmniejsze maluchy mają zaledwie cztery lata... Potrzebują tych pieniędzy na gwałt. W urzędzie powiedzieli jej, że tylko najlepszy prawnik może to ogarnąć w taki sposób, aby wniosek został rozpatrzony pozytywnie. Być może nawet trzeba będzie coś obejść albo po prostu znać kruczki prawne i ułożyć cały plan działa tak, żeby się udało. I właśnie dlatego pomyślałam o tobie. Nie znam drugiego tak dobrego i rzetelnego prawnika jak ty. Zależy mi na tych dzieciach, Charles. Bardzo chciałabym im pomóc, one naprawdę zasługują na wszystko, co najlepsze. I teraz pytanie, czy miałbyś na to pomysł i czy w ogóle znajdziesz czas. Jeśli nie to nie będę się gniewać, ale może chociaż podpowiesz, w którą stronę pójść. Być może polecisz mi kogoś, kto będzie w stanie się w to zagłębić. Będę wdzięczna za każdą wskazówkę – opowiedziałam ze łzami w oczach. 


Charlie cierpliwie wysłuchał mojego monologu, nie przerywając mi ani razu. Podążał za mymi słowami uważnie, nie odrywając przy tym wzroku od moich oczu. Przejęty wyraz jego twarzy zawiadomił mnie o tym, że nasze emocje znalazły wspólną drogę i w jakiś niewyjaśniony sposób stworzyły jeden nurt. Prawnik podniósł stertę dokumentów i rzekł:

– Zanim na nie spojrzę, chciałem tylko powiedzieć, że... znowu mnie zaskoczyłaś. Naprawdę jesteś cudownym człowiekiem. Wspaniałe jest to, co dla nich robisz. – Uśmiechnął się delikatnie, lecz oczy wyrażały poruszenie.


W odpowiedzi jedynie machnęłam ręką w geście pod tytułem „to nic wielkiego". Charles zmarszczył brwi i wczytał się w materiały. Widok jego skupienia przykuł moją uwagę. Skierowane w dół oczy przeskakiwały z wersu na wers, a długie rzęsy plątały się zabawnie w zewnętrznych kącikach. Leniwie przesuwałam wzrok po konturze jego twarzy, jak wędrowiec, który przed chwilą odkrył nową krainę. Drobne ślady czasu na czole były jak roztarte rysunki na starożytnej mapie. Zagubiony, skręcony kosmyk złotawych włosów zasłonił mu brew. Idealny zarys szczęki sprawił, że miałam ochotę błądzić po nim palcami. Pieprzyki na policzkach przypominały mi gwiazdy rozsypane po nieboskłonie, ułożone na kształt konstelacji Kasjopei*. I te usta... Cholerne, ponętne usta, będące zaproszeniem do nieodkrytego raju.

Z fatalnego zamroczenia wybił mnie dźwięk uderzenia papierów o blat stołu.

– Dobrze, pomogę wam. Myślę, że mam na to pomysł – odparł, wynurzając nos zza kartek.

– Ale jesteś pewien? Znajdziesz na to czas? Wiem doskonale, że jesteś bardzo zapracowanym człowiekiem.

– Tak, to prawda. Właściwie nie starcza mi czasu na nic innego niż praca. Dlatego tym bardziej chętnie zrobię coś dla innych – odparł pełen przekonania.

– Oczywiście chcę, żebyśmy rozliczyli się jak obcy. Żadnych zniżek ze względu na znajomość, okay? Ja zapłacę, bo i tak ośrodka na to nie stać. – Ułożyłam dłonie jak do modlitwy.

– Chyba żartujesz – parsknął. – Biorę to pro bono*.

– Charlie, nie zgadzam się! Rozliczmy się normalnie, przecież to wymaga nakładu ciężkiej orki i ogromu poświęconego czasu.

– Saro, chcę to zrobić dla tych dzieciaków. Jeżeli są ważne dla ciebie, to są i dla mnie. Skoro państwo rzuca wam kłody pod nogi, to ja z chęcią je usunę. Będzie mi bardzo miło zrobić dobry uczynek. Naprawdę. – Delikatnie pogłaskał moje ramię, a ja poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz.

– No tak, uparty, jak każdy prawnik. Dobrze, wrócimy do tego tematu. Ja tego tak nie zostawię. Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować, Charlie – pisnęłam uradowana.

– Cieszę, się, że mogę wam pomóc. Mam nadzieję, że uda mi się przepchnąć ten grant. – Zagryzł wargę.

– Ja w ciebie wierzę. Zatem uciekaj do pracy, a ja opłacę rachunek.

– Nie ma mowy, ja płacę! – Obruszył się.

– Ja cię tu ściągnęłam, więc to leży po mojej stronie! – Postawiłam na swoim.

Zawołałam donośnie Lanca. Kiedy szukałam pieniędzy w torebce, w ten czas Charlie zapłacił za nas dwoje.

– Charlie... – Zamknęłam oczy w zrezygnowaniu.

– Saro, jesteś najskromniejszą kobietą, jaką w życiu poznałem. – Nachylił się nade mną, wstając.

Bezwiednie wzruszyłam ramionami. Udaliśmy się do wyjścia i stanęliśmy na środku chodnika.

– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Dosłownie spadłeś mi z nieba. Obiecuję, że odwdzięczę się za dobre chęci.

– Nie ma za co, naprawdę. Przyrzekam, że uczynię wszystko, co w mojej mocy. – Ułożył rękę na sercu – Do zobaczenia!


Nastąpiła niezręczna chwila, gdyż oboje nie mieliśmy pojęcia jak się ze sobą pożegnać. Jednak kiedy zbliżyliśmy się do siebie, instynktownie wpadliśmy w swoje ramiona. Wtuliłam się w ramiona Charlesa jak mała koala w objęcia drzewa. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, a on przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Poczułam zapach męskich perfum i natychmiast moje ciało pokryło się dreszczem. Powiew jego ciepłego oddechu przeczesał mi włosy. Pod dłońmi wyczułam napięte mięśnie mężczyzny. Przez chwilę pragnęłam, aby ten uścisk trwał jak najdłużej. Kiedy się od niego oderwałam, zadarłam głowę i złapałam jego spojrzenie. Charlie spoglądał mi głęboko w oczy, przywdziewając swój słynny szelmowski uśmieszek. Przez ten moment poczułam, jak krótki dystans robi mi z mózgu przecier. Wyczuwając kłopoty, odkleiłam się od niego na dobre, pożegnałam się prędko i odeszłam w przeciwną stronę. Nie odwróciłam się, choć czułam jego palący wzrok na swoich plecach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro