6. Demoniczne sztuczki.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nakładając na gojącą się ranę na ramieniu czystą gazę, jedyne co Finlay Nightshade pamiętał, to szkło iskrzące się na marmurowej podłodze, paskudne, oszalałe demony wyskakujące na niego z ciemności i piękną dziewczynę o srebrnych włosach. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że już wcześniej ją widział. Na ułamek sekundy. Jedno mrugnięcie oka, w którym okradła nic nie świadomego wilkołaka, na ulicy po brzegi wypełnionej zakazanymi sklepami. Do teraz pamiętał sposób w jaki jej włosy mieniły się w popołudniowym słońcu. Jej taneczny krok. Jej sylwetkę znikającą za rogiem, nim wybuchło ogromne zamieszanie, będące jej powodem. Może było to nawet tego samego dnia. Jej ostre, piękne rysy twarzy niemalże wypaliły się w jego pamięci. Najbardziej prześladowały go jednak jej oczy. Te niezwykle niebieskie oczy. Nie. One nie były niebieskie. One były chabrowe. Niepokojące i błyszczące. Zbyt błyszczące by były przyjacielskie.

Pamiętał jak na niego spojrzała. Z najczystszą ciekawością, z iskrą czającą się w oku. Czekała na coś. Nie wiedział wtedy na co. A potem czuł jedynie obezwładniający ból. Zaparł mu on kompletnie dech w piersi. Pozbawił możliwości ruchu. Po raz pierwszy w całym swoim życiu, jego ciało go zawiodło i pozostawiło go bezbronnego w trakcie walki. Nie chciał nawet myśleć, o tym do jakiej tragedii mógł dopuścić. Pamiętał ból uderzenia, gdy opadł niczym szmaciana lalka na kamienną podłogę. Czuł mocną dłoń przyjaciela na ramieniu, gdy ten spanikowany spojrzał na niego, nie mając pojęcia jak mu pomóc. A potem otoczyły ich demony. Dziesiątki prastarych demonów, o których czytał w starych księgach, na jednej z lekcji historii, których nienawidził. 

Nadal odczuwał paraliżujący go wtedy strach. Szał walki, w której nagle nie mógł wziąć udziału. Jego zamglony wzrok wyszukał mimowolnie dziewczynę, na którą spoglądał jeszcze sekundę wcześniej. Jej czarne ubranie wyglądało tak podobnie do jego własnego. Czarne spodnie opinające jej długie, szczupłe nogi. Skórzana kurtka broniąca ją przed zadrapaniami i cięciami nożem. Pas z bronią boleśnie wpijający się w jej uda. Srebrne włosy rozsypały się wokół niej po posadzce, końcówkami muskając kałuże krwi, gdy upadła na posadzkę niemalże równocześnie z nim. Jej dłoń zaciskała się desperacko na srebrnym, misternie zdobionym sztylecie, podczas gdy drugie ramię podtrzymywało jej klatkę piersiową. Jakby zmuszała się do tego, by pomimo agonii podnieść się do pionu po raz kolejny. Z nieludzkim wysiłkiem uniosła się do klęczek, a jej nogi drżały pod jej ciężarem. Widział po jej zgarbionych plecach, że w każdym momencie może ponownie runąć na kamienną posadzkę i już się podnieść. Jej ramię krwawiło obficie, a jej krew spływała po broni, którą dzierżyła. Zamachnęła się nią, gdy jeden z demonów podpełznął do niej, licząc na łatwą ofiarę. Ostrze jej sztyletu cięło potwora w bok, co nie zatrzymało go przed kolejnym atakiem. Syknął na nią spływającymi jadem kłami, którymi kłapnął tuż przy jej ramieniu, które błyskawicznie uniosło się, by uniknąć ciosu. Jęknęła cicho, gdy odskakując do tyłu, zachwiała się i uderzyła głucho w szklaną gablotę. Kostka jej lewej nogi gdy się prostowała wygięła się pod nienaturalnym kątem, kompletnie obezwładniając ją na kilka sekund. Wyglądała jak oszalałe zwierzę, próbujące za wszelką cenę wyjść z potyczki żywo. Ledwie stała. Jej próby obrony wydawały się wręcz żałosne, ale nie dla Fina. Była silniejsza od niego, bo stać było ją na to by się nie poddać i dalej walczyć, choć bardzo nieporadnie. Jej uwalone krwią włosy pozostawiały na szybie za jej placami tragiczne, rozmazane wzory.

Tyle wystarczyło. Fin z krzykiem rosnącym w jego gardle podniósł się na łokciach i wyszarpnął ze swojego pasa mały nóż. Klatka piersiowa, za którą się trzymał eksplodowała bólem, gdy zmusił się do siadu i ostatkiem sił cisnął nożem w stronę demona, który uparcie nacierał na dziewczynę. Wrzasnął z bólu gdy ostrze noża naznaczonego runami wbiło się w jego plecy, płonąć i posyłając go z powrotem do otchłani piekielnej z której tutaj wypełzł. Zanim zamienił się w proch, kłapnął szczękami po raz ostatni, a jego jad spłynął na jej biodro gdy wystrzelił go w stronę jej brzucha. Jej okrzyk  bólu rozdarł ciszę. Fin skrzywił się słysząc jej głos. Mógł przysiąc, że jej ból stawał się i jego. Czuł płonący ból na skórze własnego biodra. Nic już nie miało znaczenia. Chciał jej pomóc. Tak bardzo pragnął móc do niej podejść. Zaatakował go kolejny demon, z którym zmagał się wymachując serafickim mieczem. Jego blask oświetlał jego chorobliwie bladą twarz. Thomas osłaniał go swoim ciałem, nie dopuszczając więcej śmiertelnie niebezpiecznych demonów w jego stronę.

Obok dziewczyny wyrósł demon większy od pozostałych co zmusiło Thomasa do natychmiastowego działania. Zabił demona pędzącego ku niej, z gracją i szybkością którą Fin zawsze u niego podziwiał. Dwa czyste cięcia - w gardło i brzuch - by demon zamienił się w warczący i kąsający pył. Zdyszany rudzielec, obrócił się w stronę dziewczyny, wiedząc, że ostatni zamach który wziął na demona, mógł stać się dla niej śmiertelnym ciosem. Mógł przysiąc, że w pewnym momencie jego broń opadła na nią, a jego ciała zalała fala zgrozy. Nie odsunęła się. A co jeśli w szale walki ją zranił? Nigdy wcześniej mu się to nie przydarzyło. Musiała się odsunąć. Musiała wiedzieć co chciał uczynić. Jego broń nie mogła zostać zbrukana krwią niewinnej istoty. Nie mógł zranić innego Łowcy. Miejsce w którym stała było puste. Dziewczyna po prostu rozmyła się w powietrzu przed ich oczami. Obaj Nocni Łowcy wiedzieli, że mieli do czynienia z magią. Tylko tak mogli wytłumaczyć to co widzieli. Nie znali żadnego łowcy, który by to potrafił. Mogliby założyć, że jest podziemną, która bawi się w bohatera, ale nie po tym gdy ujrzeli runy pnące się po jej ramionach i szyi. Miała anielską krew, co oznaczało tylko jedno. Była jedną z nich, a oni nie mieli pojęcia kim jest. Było także w jej zachowaniu coś, co go kompletnie wytrąciło z równowagi. Ona się ich bała. Nie miał tylko pojęcia dlaczego.

Gdy rozprawili się z demonami (głównie Thomas, podczas gdy Fin wracał do sił, powoli podnosząc się z ziemi) dotarło do nich, że bałagan, którego narobiła nieznajoma, był czymś czego nie byli w stanie posprzątać jedynie we dwójkę. Clave zostało wezwane i potok słów i oznak niezadowolenia, otoczyły ich niczym drapiący koc. Im mocniej chcieli się go pozbyć, tym mocniej ich drażnił. Sala została wysprzątana w zaledwie kilka minut. Ich sprawozdanie znalazło się na kartach urzędnika Clave, kilka minut po tym jak zajęto się biednymi przyziemnymi, którzy brew swojej woli stali się świadkami ataku. 

Nie mogli powiedzieć wiele o tym co się stało. Dano im cynk (informatora musieli pozostawić w cieniu niewiedzy) i pojawili się na miejscu zamieszania w połowie walki, w której uczestniczyła nieznana Łowczyni. Nie znali połowy odpowiedzi na zadane pytania. Nie wiedzieli czego byli świadkami. Ktoś wodził ich za nos, robiąc z nich kompletnych idiotów. 

- Zniknęła? - jeden z przedstawicieli Clave powtórzył za Finem, przysłuchując się jego wypowiedzi w ciszy, uważnie obserwując pomieszczenie.

- Rozmyła się w powietrzu – powiedział Fin podirytowany. Iratze wyrysowane na jego ramieniu płonęło, lecząc jego świeże rany. - Niczym dym. Nie umiem lepiej tego opisać.

- I nigdy wcześniej jej nie widziałeś? - Fin zmierzył go uważnie wzrokiem. Jego spojrzenie spoczęło na odznace na jego prawej piersi. Centurion. Nienawidził Centurionów. To ich polityka i czyny doprowadziły do ostatnich tragicznych wydarzeń.

- Nie. Już wam to powiedziałem. Wiem jedynie, że jest Nocnym Łowcą. Miała znaki. 

- Nigdy wcześniej nie widziany Łowca. To ciekawe – powiedział Centurion, splatając dłonie na piersi. Jego arogancja uderzała w stronę Fina falami, prawie zwalając go z nóg.

- Nie miała pierścieni rodowych. Żadnych cech, które pomogły by nam przypisać ją do rodziny Łowców, które są nam znane. Tylko tyle jestem w stanie teraz powiedzieć. Walcząc z demonami nie miałem luksusu przyjrzenia się jej lepiej - Kłamstwo paliło gardło Fina niczym kwas. Nie mówiąc już o zranionej dumie. Nie walczył. Odpędzał demony, aż Thomas nie przyszedł mu na pomoc. Rudzielec zmaterializował się u boku Fina, kiwając głową na powitanie przedstawicielom Clave. - Nie miała przy sobie serafickich mieczy. Była doskonale wyszkolona. Nie wiemy dlaczego znalazła się w tym miejscu ale podejrzewamy, że zamieszana była w kradzież posążku Neb-Senu.

- Wzięła go – Fin powiedział cicho. - Jestem tego pewien. Jeśli to może jakkolwiek pomóc, ma długie srebrne włosy i chabrowe oczy.

- Nie niebieskie? - Centurion mruknął pod nosem, patrząc na Fina z wrednym uśmieszkiem. - Chabrowe to takie poetyckie określenie.

- Poetyckim określeniem będzie także... - Fin zaczął, ale Thomas natychmiast wszedł mu w słowo.

- Takie też były. Mark. Precyzja w tej sytuacji jest jedynie zaletą – Centurion jedynie na nich patrzył. A więc mieli do czynienia z Markiem Merrywell. Niesławnym Merrywellem. Jedynym z największych fanów ostatnich zmian prawa. Zanim wywiązało się coś więcej pomiędzy Łowcami niż tylko potyczka słowna, podszedł do nich lider grupy pomocniczej Clave, która została do nich wysłana. Lucjusz Branwell. Daleki krewny Thomasa. Widząc go rudzielec przywitał się z nim uprzejmie, pytając o zdrowie rodziny, która była i jego własną.

- Dziękuję. Lilian ma się wyśmienicie. Nie może się doczekać aż ponownie nas odwiedzisz – starszy mężczyzna, równie rudy co sam Tom, spojrzał ostro na Centuriona. - Myślę, że wystarczy tych przesłuchań. Nightshade i Goldheart zrobili kawał dobrej roboty. Niech wracają do Instytutu i opatrzą swoje rany. Od stuleciu nie słyszałem by te demony objawiły się jakimkolwiek Łowcom. To cud, że jeszcze przed nami stoją.

- Ale... - Mark obruszył się niczym zbesztane dziecko.

- Bez dyskusji – odparł Lucjusz zirytowany i gestem dłoni nakazał młodziakom iść. I tak też uczynili, pieniąc się na arogancję Centuriona, który nie okazał im niczego ponad pogardę.

***

Na samą myśl o tamtym wieczorze serce Fina biło o wiele zbyt mocno. Minęło od walki zaledwie kilka godzin, a on nie mógł otrząsnąć się z wrażenia jakie zrobił na nim Centurion. Patrząc na niego odczuwał jedynie nienawiść i niechęć. To przez takich jak on jego rodzina straciła niemalże wszystko, a jego rodzina została brutalnie rozdzielona. Najmłodsza siostra kończąc w Akademii w Alicante, a reszta rozesłana po najdalszych Instytutach na świecie. Nazwali ich zdrajcami rodu. Wystarczało, że sprzyjali z istotami, które uznawano za gorsze od Łowców. Wściekłość zalewała go, odbierając mu dech. Ferie od zawsze byli ich przyjaciółmi i żadna wojna nie mogła im tego odebrać. Stulecia. Byli swoim wsparciem od stuleci. I nie mieli zamiaru się tego wyprzeć.

- Wszystko w porządku? - ciepły głos zaskoczył go, sprawiając, że wystraszony podskoczył na swoim miejscu. - Zniknąłeś na dłuższą chwilę. Nie znoszę gdy zostawiasz mnie samego z Jamesem na tak długo. Przypominam mu kogoś i najwidoczniej ich relacje były dość intymne – chłopak wzdrygnął się z obrzydzeniem, a jego brązowe oczy zalśniły z rozbawienia. Fin jedynie uśmiechnął się delikatnie, a jego prawy kącik ust poszybował w górę. 

- Jeśli dotknął cię w nieprzyzwoity sposób, będę musiał z nim na poważnie porozmawiać. Szaleństwo to jedno ale perwersja to zbyt wiele nawet jak dla mnie.

- Wątpię. Jesteś jednym z najniesmaczniejszych ludzi jakich znam. Nadal pamiętam tą wampirzycę, z którą...

- Mieliśmy do tego nie wracać.

- I niech tak będzie – Thomas usiadł przed nim, śmiejąc się serdecznie. Fin wiedział, że gdyby nie było mu dane go poznać, byłby teraz w o wiele mroczniejszym miejscu niż teraz. Oboje byli niczym sieroty. Pozbawieni rodzin, które odebrano im w imieniu wyższego celu, którego oboje nie rozumieli. Wiedział, że będą przyjaciółmi już pierwszego dnia, w którym się poznali. Thomas przyłożył mu w twarz po pierwszej rozmowie, co zdecydowanie przypieczętowało ich przyjaźń. Od tamtego czasu byli nierozłączni. Słowo parabatai wisiało nad nimi niczym widmo. Fin wiedział, że Thomas tego pragnął. Dla Fina takie przywiązanie było brzemieniem, którego nie był w stanie udźwignąć. Nie chciał wiązać się z nim w ten sposób tylko i wyłącznie ze strachu przed samotnością, a tak właśnie teraz się czuł. Nie mógł podejmować ważnych decyzji, w momencie w którym stracił wszystko. Może wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby odzyskał swoją rodzinę. Może wtedy...

- Znowu odpłynąłeś – Thomas zawiązywał bandaż na jego ramieniu w supeł. Nawet nie zauważył kiedy przyjaciel wyjął opatrunek z jego dłoni. - Co się z tobą dzieje?

- Nie mogę przestać myśleć o tym dlaczego straciłem nad sobą panowanie. Zostawiłem ciebie samego. Te demony...nigdy czegoś takiego nie widziałem.

- To były sile i ghule. Nie spotkano ich od stuleci. Coś musiało je obudzić.

- Neb-Senu. Jestem tego pewien – rękaw białej koszuli opadł na zranione ramię Łowcy.

- Też tak myślę. Tyle, że nie możemy tego udowodnić, bo zaginął.

- Ona go wzięła – Fin powiedział, nawiązując do pięknej nieznajomej. - Widziałem to.

- Pytanie brzmi: Dlaczego?

- Musimy ją o to spytać osobiście. Jakbyśmy mogli od tak to uczynić...

- Wiem co może nam w tym pomóc – Thomas uśmiechnął się z pełnym z siebie zadowoleniem. Uniósł przed oczami Fina zakrwawiony skrawek materiału. - Zwinąłem go z torby z dowodami.

- To bardzo nieładnie z twojej strony – powiedział Fin z uśmiechem podobnym do swojego przyjaciela. Już biegł w stronę zbrojowni, aż rwąc się do walki. Zignorował ból rozrywający jego klatkę piersiową.

- Bardzo, bardzo nieładnie – dodał Tom, biegnąc za brunetem, po drodze zgarniając skórzaną kurtkę, z którą nigdy się nie rozstawał.

***

- Gotowy? - spytał Fin, chodząc w tą i z powrotem od wejścia do instytutu do jego bramy. Otaczał ich cień ogromnych, starych drzew, kryjących budynek Instytutu swoimi ciężkimi pniami. Ich gałęzie raz po raz muskały wysokie, antyczne okna o kolorowym szkle przedstawiającym sceny z historii Łowców na trzecim piętrze. Kamienna drużka do Instytutu popękana była w kilku miejscach, a trawa wokół niej wypalona była przez rzucane nieopodal zaklęcia. Brama za plecami Łowców skrzypiała złowieszczo na wietrze, pokryta rudą rdzą. Wyglądała na zbyt starą by odeprzeć atak. Było to tylko złudzeniem. Tylko ci, którzy mieli dobre intencje mogli wejść do środka. Magia była potężniejsza niż czas. W oddali słychać było dźwięki wiecznie zdyszanego i pędzącego miasta. Nikt ich nie widział. Mieli wrażenie, że nikt od stuleci nie widział tego budynku postawionego w samym sercu zabieganego Harlem.

Thomas stał spokojnie w cieniu drzewa opodal, rysując stellą we wnętrzu swojej dłoni znak namierzający. Skinął głową potakująco. Czerń znaku wyglądała brutalnie na tle jego mlecznej skóry. Po chwili stella wróciła dopasa z bronią przypiętego do jego bioder. Zakrwawiony skrawek materiału zamknął się w jego pięści. Oparł się o pień drzewa i zamknął oczy. Jego skupiona twarz i zmarszczone czoło nie wróżyły niczego dobrego. Sekundy upływały, a Fin stawiał kroki coraz szybciej. Obserwował przyjaciela z uwagą, widząc, że rudzielec z każdą sekundą zmaga się z barierą, której nie mógł złamać. Pot rosił jego czoło, przyklejając miedziane włosy do jego skroni. Gdy syknął z bólu, Fin skoczył w jego stronę. Jego dłonie znalazły się na jego ramionach, potrząsając nimi zdecydowanie, chcąc wybudzić przyjaciela z transu. W momencie, w którym to uczynił Thomas otworzył nagle oczy. Jakby sama bliskość przyjaciela magicznie pomogła mu w znalezieniu tego czego szukał. A może była to nieznana więź, którą odczuwał Fin względem dziewczyny? Bał się poznać odpowiedź na to pytanie.

- Ma na sobie zaklęcia ochronne – wysapał Thomas, odrzucając głowę do tyłu, modląc się by chłodny wiatr go trochę otrzeźwił. - Widziałem ją jak przez mgłę, gdy zacząłeś mnie wybudzać.

- Wiesz gdzie jest?

- Domyślam się – odparł wzdychając. - Widziałem znajomą twarz. Jest tylko jedno miejsce gdzie można go spotkać.

- Kogo?

- Baltazara.

- Tylko nie Baltazara. Tylko nie Nocny Targ.

- To samo pomyślałem. Nikt nas tam nie lubi.

- Nie lubi to wielkie niedopowiedzenie. Oni nas tam zabiją –powiedział Fin z pełnym zadowoleniem. Thomas nie był jednak tak podekscytowany jak jego przyjaciel.


*********

Piosenka: The Lumineers - Scotland

Jeśli podoba się wam opowiadanie proszę o gwiazdeczki i komentarze. Czy ktoś tutaj ze mną jest? No dalej Shadowhuters. Wiem, że jest was tutaj sporo :)

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro