ROZDZIAŁ 4
-Powodzenia z Victorem!- krzyczy tata, gdy zakładam buty.
-Dzięki, przyda się!- odpowiadam i wychodzę z domu.
Wychodzę z domu i kieruję się do pobliskiej siłowni, a zarazem miejsca mojej pracy.
Zaczęłam tam pracować rok temu, zaraz po ukończeniu kursu na trenera personalnego. W większym mieście musiałabym pewnie mieć wyższe wykształcenie sportowe, ale w tym miasteczku są dwie siłownie i o wiele za mało chętnych do pracy.
Moim marzeniem była praca związana ze sportem i spełniłam je.
Niestety wiem, że gdy będę w wieku mojej mamy mało kto przyjmie mnie do tej pracy. I bardzo mnie to martwi, bo sport jest dla mnie wszystkim i z całych sił będę się starać o dalszą karierę trenera.
Mimo wszystko wolę mieć jednak zabezpieczenie przed bezrobociem, dlatego kończę studia na wydziale artystycznym.
Dokładnie reżyserię.
Niby wiem, że w przyszłości zostanę bossem tak jak bracia i kasy będę miała jak lodu, ale muszę gdzieś pracować, żeby nie zgłupieć.
Uwielbiam poznawać nowych ludzi i mieć świadomość, że muszę zrobić coś ważnego. Napędza mnie to do działania i motywuję do życia.
Z moich poplątanych myśli wyrywa mnie dźwięk klaksonu. Rozglądam się dookoła i zauważam, że jakiś facet wybiegł na drogę.
Całe szczęście, że tym razem to nie ja.
A więc luz, można wracać do codziennych przemyśleń i obserwacji otoczenia.
Jak zwykle z rana w Rio jest sporo ludzi na ulicach, ale mieszkam tu całe życie i zdążyłam się przyzwyczaić. Mijam ich bez większego zainteresowania i w końcu docieram do przeszklonego budynku.
-Wow Rosie!- wita się ze mną Tristian- Tylko pięć minut spóźnienia! Podmienili cię czy co?
Tristian to taki kolega, z którym można się pośmiać i popłakać.
Zaczęliśmy pracę w tym samym czasie i byliśmy dla siebie ogromnym wsparciem. Mamy bardzo dobrą relację, jednak nie uważamy się za swoich przyjaciół.
Oczywiście możemy na sobie polegać, ale jako koleżeństwo.
-Spadaj, Trist- wystawiam mu język, na co parska śmiechem- Smith już jest?
-Kochanie, widzę, że ty nie w temacie jesteś- kręci głową.
Zwracamy się do siebie uroczo, ale między nami nigdy nie było ani nie będzie romantycznej relacji.
Tristian jest gejem.
-Co?- pytam zdezorientowana- Zawsze w poniedziałki z rana mam Smit'a.
-No to już nie.
-Nie przeciągaj i mów o co chodzi- syczę zirytowana- Wiesz, że nienawidzę czekać, a cierpliwość i ja nie idziemy ze sobą w parze.
-Kojarzysz tych wpływowych?- pyta chłopak, a ja wzdycham.
Tylko mi nie mówcie, że mam trenować tego idiotę.
Błagam nie.
-Niech zgadnę, w poniedziałki Victor Evans ma treningi ze mną.
-Nie tylko w poniedziałki- odzywa się brunet, a ja spoglądam na niego- Przypisali ci go na czas nieokreślony.
-Co to kurwa znaczy?
-Znaczy to, że trenujesz go od poniedziałku do piątku po cztery godziny- wzrusza ramionami.
Nie, nie, nie!
I jeszcze raz, nie!
Oszaleję przez niego i zamkną mnie u czubków.
-Przecież to pół mojej zmiany, ja pierdolę.
-Cała- poprawia mnie.
-Pracuję po osiem godzin- upieram się.
Może i byłam słaba z matmy, ale nie aż tak.
Nie dam się robić w wała.
-Chodziło mi, że całe zmiany z nim spędzasz- patrzy na mnie niewinnie- Cztery godziny macie trening, a drugie tyle rozpisujecie dietę i oglądacie powtórki walk.
Chyba ktoś kto nade mną czuwa lubi sobie ze mnie stroić żarty.
Takie nieśmieszne.
-Nie mogli dać mi kogoś innego?- pytam zdenerwowana.
-Bardzo chciałem sprawdzić twoje umiejętności, kotku- odzywa się znajomy głos.
Victor Evans stoi za mną i daję sobie rękę uciąć, że szczerzy się jak obłąkaniec.
Zedrę ci ten uśmiech z twarzy, dupku.
-Jestem bardzo kompetentna i konsekwentna- odzywam się słodkim głosem i odwracam do niego- Lecisz z pompkami.
Jeśli myślisz, że ze mną będzie łatwo to się grubo mylisz.
-Ile?- pyta.
-Pięćdziesiąt.
Uważam, że na początek to idealnie.
-Tyle to ja robię na rozgrzewce- prycha prześmiewczo.
-To dawaj sto pięćdziesiąt- patrzę na niego i widzę, że mina mu rzędnie- Ja w tym czasie wypiję kawkę. Powodzenia!
***
-Co to w ogóle za ćwiczenia?- pyta zziajany Evans- Jestem pięściarzem, a nie kurwa atletą.
Victor już zaczyna odczuwać efekty mojej zemsty. Kazałam robić mu najbardziej wyczerpujące ćwiczenia, jakie tylko znam i już po godzinie chłopak jest ledwo żywy.
Jestem zdania, że gorszy sort do odstrzału.
A więc tak, pif paf Evans!
Miłego życia w piekle.
-Sprawdzam twoją wytrzymałość- odpowiadam i wzruszam ramionami- Muszę wiedzieć ile możesz znieść.
-Uwierz, że dużo.
-Nie byłabym taka pewna.
-Jestem najlepszy- patrzy na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
Oh, jakiś ty skromny!
-Duże ego nie zastąpi ci małego- uśmiech znika z jego twarzy, ale za to maluje się na mojej.
-Kto ci powiedział, że mój kutas jest mały?
-Ploty od dziwek w toalecie- mówię.
-Od kiedy słuchasz plotek o mnie?- pyta i na jego twarzy widnieje rozbawienie.
-Od kiedy stają się ciekawe- wzruszam ramionami.
-Ciekawi cię wielkość mojego przyrodzenia?Jeśli chcesz to możemy iść do toalety i to sprawdzić.
No to teraz cię mam!
Patrz jak spadniesz na samo dno, plus metr mułu oczywiście.
-Z wielką przyjemnością- odpowiadam.
-Ja żartowałem, nie bierz tego na poważnie!- tłumaczy pospiesznie.
Boi się, że mogłabym się rozczarować i nabawić traumy?
Urocze.
Tak bardzo, że mam ochotę pójść do kibla i wyrzygać całe swoje śnaidanie.
-Luz, ja też- zaczynam- Brzydzę się tobą.
-Wzajemnie.
-Powtarzasz się.
-Wcale, że nie- denerwuje się.
Zaczynamy dyskusję na poziomie dzieci w przedszkolu.
Do czego to doszło?
-Wcale, że tak- powtarzam po nim.
-Wcale, że nie- mówi, a ja milczę. Trwa to dość długo, aż ciszę przerywa chłopak- Zabrakło argumentów?
-Nie, po prostu gówna się nie tyka, bo śmierdzi- odgryzam się.
-Mocne, jak na taką paniusię.
Niby jaką?
Dobrze wychowaną, miłą, uroczą, delikatną, wyszczekaną, słodką?
Jeśli tak, to uważam to za komplement.
A jeśli nie to niech spada na drzewo.
-Myślałam, że wiesz o tym, że mam jaja- mówię, a po chwili dodaję- W przeciwieństwie do ciebie.
-Masz coś do mojego przyjaciela?- pyta ewidentnie oburzony.
Nie poznałam i nigdy nie poznam osobiście, więc nie.
-Do niego nie, ale do jego właściciela już tak- odpowiadam- A teraz ubieraj się i idź już do domu.
-To koniec treningu?
Dokładnie tak!
Jedna użyłeś mózgu i zakodowałeś tak prostą informację.
-Wystarczy ci na dziś- stwierdzam- Jeśli jutro podniesiesz się z łóżka, to można ogłaszać sukces.
-Zakład, że nie będę miał zakwasów?- patrzy na mnie wyzywająco.
Zobaczymy jutro.
-Mam gdzieś czy będziesz je miał, czy nie. Jutro masz być punktualnie na treningu i masz ćwiczyć normalnie.
-Zawsze ćwiczę normalnie- drąży.
-Evans, do jasnej cholery, ja chcę iść do domu. Daj mi spokój i zajmij się sobą- mówię i wychodzę z pomieszczenia.
Muszę wyjść, bo jeszcze minuta spędzona z nim doprowadzi mnie do szaleństwa.
Dostanę nerwicy i kurwicy, a w najlepszym przypadku tylko jednej z tych przypadłości.
-Do zobaczenia jutro!- słyszę jego krzyk, ale nie reaguję.
Mam dość.
I chyba jednak nie będzie najlepszego przypadku.
Mówicie i macie. Bonusikowy rozdział już jest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro