~11.10.1974~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj był jeden z lepszych dni w moim życiu, pojechałam z chłopakami na ich "koncert".Poznałam kogoś nowego i chciałabym jej pomóc.
Zacznijmy jednak od początku!

Brian dopakowywał jeszcze najważniejsze rzeczy do torby, ja natomiast siedziałam na jego łóżku, co chwilę ziewając.

-Ktoś tu się chyba nie wyspał-zaśmiał się cicho lokowaty.

-Nawet nic nie mów, jestem tak podekscytowana tym występem, że od czwartej już nie śpię-przyznałam się.

-Zapewne wyśpisz się w aucie-uśmiechnął się Brian, wkładając kosmetyczkę do wielkiej torby-Dobra, to chyba wszystko.Gdzie on jest, miał tu być dziesięć minut temu.

-Musiałoby się coś chyba stać, żeby Roger był punktualny-stwierdziłam, wstając z łóżka.

-To prawda, pierwszy by tu był jakby coś się z jego autem stało-zaśmialiśmy się w niebogłosy.

Śmialibyśmy się tak dłużej gdyby nie dzwonek do drzwi.Mój brat chwycił za nasze torby a ja poszłam otworzyć.Nie myliliśmy się.To był blondyn we własnej osobie.

-Hejka-powiedział krótko, obejmując mnie-gotowa?

-Jasne, nigdy jeszcze nie byłam tak podekscytowana, jak dzisiaj-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

-Chodźcie, Deaky czeka w aucie.Trzeba też jechać po Freda, bo jak zawsze się spóźnia-odrzekł blondyn, przepuszczając mnie w drzwiach.

-A kiedy Freddie był gdzieś punktualnie?-zapytał lokowaty, wkładając torby do bagażnika.

-Fakt, nigdy-zaśmiał się Roger.

Weszliśmy do samochodu.Roger na miejscu kierowcy.Deaky siedział już z tyłu po lewej stronie, ja usiadłam na środku a Brian po prawej.
Przywitałam się z szatynem, po czym ruszyliśmy.

                              . . .

Nagle się ocknęłam [Brian miał rację, zasnęłam w aucie].Moja głowa oparta była o ramię John'a.Czułam, jakby moje policzki były w tej chwili dwoma burakami.

-Wybacz-rzuciłam w stronę chłopaka, odrywając głowę od jego ramienia.

-Spokojnie, nic się nie stało.Nie przeszkadza mi to-powiedział szatyn, uśmiechając się w moją stronę-możesz śmiało użyć mojego ramienia jako poduszki.

-Napewno?-zapytałam, aby się upewnić.

-Jasne-zaśmiał się basista.

Słysząc te słowa oparłam się i znów zasnęłam.Czułam na sobie chwilowy wzrok szatyna, jednak był on przyjemny.

                              . . .

Po jakimś czasie zostałam chamsko obudzona klaksonem [Roger, zemsta będzie słodka].Wyszliśmy z pojazdu, chłopacy wzięli instrumenty i weszliśmy do środka.Znajdowaliśmy się w dużym studiu, gdzie miały odbywać się nagrywki chłopaków do programu "Top Of The Pops".

Mieli wykonywać utwór "Killer Queen" napisany na nową płytę, która miała już za niedługo mieć swoją premierę."Sheer Heart Attack" [mnie się ta nazwa bardzo podoba].Jednak na miejscu okazało się, że chłopacy nie mają grać i śpiewać na żywo, tylko ruszać ustami do podkładu.Na miejscu muzyków byłabym identycznie zdenerwowana.

-Przecież umiemy grać na żywo-rzucił brązowooki do dyrektora.

-Ja mam ruszać ustami?!-odpowiedział zbulwersowany Freddie.

-Taka jest polityka programu, ludzie nie zauważą-rzekł facet.

-Ale my zauważymy-powiedział blondyn.

-To jest BBC i takie są tu zasady-odparł dyrektor, odchodząc.

-To jest jakiś żart, prawda?!-rzekłam do chłopaków.

-"To jest BBC i takie są tu zasady"-odpowiedział mój brat, parodiując mężczyznę.

-Będzie dobrze.Czysty występ, zero pomyłek-powiedział szatyn.

Chłopacy niechętnie się zgodzili, w końcu dzięki temu mogli stać się bardziej popularni.

                             . . .

Wracajac ze studia postanowiliśmy pójść na imprezę do okolicznego klubu, aby świętować.Klub znajdował się na najwyższym piętrze jakiegoś wieżowca.Jestem z kategorii ludzi rzadkopijących, więc dzisiaj postanowiłam być trzeźwa.Chłopacy postanowili postąpić odwrotnie.Brian jeszcze przed imprezą zapytał, czy mógłby dzisiaj wypić trochę więcej.Oczywiście zgodziłam się, taki sukces należy świętować, a poza tym w domu nie może pić.

Po jakimś czasie zaczął mi przeszkadzać tłum ludzi, więc wyszłam na taras, popatrzeć na widoki.Usiadłam na schodach przed wejściem do środka i patrzyłam na gwiazdy.Nagle poczułam jakiś miękki materiał na swoich ramionach.

-Trzymaj, bo zamarzniesz zaraz-zaśmiał się szatyn, narzucając na mnie swój płaszcz.

-Dzięki-uśmiechnęłam się w jego stronę-nie pijesz z chłopakami?

-Wypiłem dwie kolejki, ale chciałem chociaż jako jedyny z naszej czwórki być na nogach.Poza tym chciałem dotrzymać ci towarzystwa, wiem że ci się nudzi-stwierdził Deaky.

-Dzięki-uśmiechnęłam się w jego kierunku.

Siedzielibyśmy tak jeszcze dłużej, ale nagle ze środka dało się usłyszeć jakieś krzyki.Ja, wrażliwa na takie rzeczy, zerwałam się z miejsca.John poszedł w moje ślady.

Gdy weszliśmy, pierwsze co zauważyłam, a w sumie kogo, to młodą dziewczynę, średniego wzrostu o ciemno-rudym kolorze włosów.Miała na sobie białą luźną koszulę w czarne wzory oraz klasyczne dzwony.Była przerażona, gdyż chłopak niewiele wyższy od niej, krzyczał na nią.Po wypowiedziach można było wywnioskować, że byli parą.Mężczyzna szarpał kobietę za rękę i rzucał w jej kierunku różnymi obelgami.

Poruszona całą tą sytuacją, nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć jak cierpi.Wymieniłam z Deaky'm szybkie spojrzenia, po czym podeszłam do dziewczyny i odsunęłam ją od chłopaka.John w tym czasie wyprowadził mężczyznę, krzycząc na niego.Nie mogłam w to uwierzyć.Deaky, ten sam, którego poznałam kilka miesięcy temu, który wydawał się być nieśmiałym chłopakiem, był zdolny do tak odważnych czynów.Zaimponował mi tym jeszcze bardziej.

                               . . .

Wyprowadziłam dziewczynę na taras, aby odetchnęła.Gdy już się uspokoiła, mogłyśmy na spokojnie porozmawiać.

-Jak się nazywasz?-zapytałam, patrząc na nią.

-Maggie Wilson-odpowiedziała-a ty?

-Lily May-rzekłam-co się właściwie stało między wami?

-Zdradził mnie-odparła szybko, a jej piękne szaro-niebieskie oczy były szklane-przyłapałam go na tym, a on zaczął krzyczeć i szarpać mnie.Teraz nawet nie mam po co wracać do domu-dziewczyna rozpłakała się, po czym wtuliła się we mnie.

-Już, spokojnie-objęłam ją delikatnie.

-Przepraszam, potrzebowałam tego-oderwała się, patrząc mi w oczy.

-Nic się nie stało kochana-uśmiechnęłam się do niej delikatnie-poczekasz na mnie chwilkę, muszę coś załatwić.

-Oczywiście-odrzekła kobieta.

Wstałam z miejsca i weszłam do budynku.Szybko znalazłam wszystkich chłopaków.Na szczęście nie byli bardzo pijani.Wzięłam ich na stronę, nie wiem co mnie naszło.Musiałam pomóc tej dziewczynie, przecież nie zasługiwała na takie traktowanie.

-Słuchajcie, jest taka sprawa-zaczęłam.

-Słuchamy cię skarbie, co się stało?‐rzucił Freddie, opierając się o moje ramię.

-Czy moglibyście dla mnie coś zrobić?To dla mnie bardzo ważne-podkreśliłam.

-Dla ciebie wszystko siostrzyczko-powiedział mój brat.

-Spotkałam dziewczynę, pokłóciła się z chłopakiem i nie ma gdzie się zatrzymać.Czy moglibyście ją przygarnąć do siebie?-zapytałam, patrząc na wszystkich po kolei.

-To ta dziewczyna...-zaczął Fred, ale gdy spojrzał na mnie, zrozumiał wszystko-jasne, może nocować u mnie.

-Dziękuję ci-odrzekłam, rzucając mu się w ramiona.

Poszłam szybko po Maggie i zapoznałam ją ze wszystkimi.Rozpoznała chłopaków, ponieważ sama nie wierzyła własnym oczom.Zgodziła się na propozycję czarnowłosego.Ja zadeklarowałam się, że przyjdę do niej następnego dnia.Ta dziewczyna ma coś w sobie pozytywnego, zapewne dowiem się o tym za jakiś czas.
                                                 ~Do jutra☆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro