~12.04.1981~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi pamiętniku!

Wczorajszy dzień był jednym z najbardziej magicznych, jakie mogłam sobie wyobrazić w ciągu całego swojego życia.

Nasz związek z John'em od 79' bardzo się rozwinął.To tego stopnia, iż zdecydowaliśmy się na wspólne życie w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe.Minęło tyle czasu, a ja w dalszym ciągu nie mogłam tego pojąć.Byłam z kimś, kto był czuły i troskliwy, a zarazem odważny i odpowiedzialny.Taki był właśnie Deaky, mój narzeczony.

–Gotowa na swój wielki dzień?–zapytała bratnia dusza, kucając przy moim łóżku.

Otworzyłam szybko oczy, po czym posłałam dziewczynie delikatny uśmiech.Powoli wstałam, gdyż byłam jeszcze trochę zaspana //kto wymyślił wieczór panieński dzień przed?Nie piłam, żeby nie było//.

Nagle zakręciło mi się w głowie.Maggie zauważyła to i od razu rzuciła się, aby mnie złapać na wszelki wypadek.

–Lily, co się dzieje?–zaczęła lekko zaniepokojona rudowłosa.

–Zakręciło mi się w głowie, spokojnie–odparłam, aby uspokoić dziewczynę–wiesz co, muszę Ci o czymś powiedzieć.

–Mów co się dzieje?–rzekła dziewczyna, patrząc na mnie.

–Bo od pewnego czasu, gdzieś z trzy miesiące będzie, tak dziwnie się czułam i postanowiłam wybrać się do lekarza z miesiąc temu i...

Moja bratnia dusza patrzyła na mnie chwilę z pytającą miną, po czym zasłoniła usta dłońmi.Zorientowała się o co chodzi.

–Czy ja dobrze myślę, że chodzi ci o...–zapytała niepewnie.

Pokiwałam tylko twierdząco głową.Dziewczyna dosłownie jakby dostała zastrzyk z adrenaliną, obięła mnie mocno.Ja zrobiłam dokładnie to samo.

–BOŻE KOCHANA, GRATULUJĘ!!!–wykrzyczała z radością w głosie–mówiłaś mu?

–Jeszcze nie–odpowiedziałam, poprawiając włosy.

–No to musisz mu powiedzieć, najlepiej dzisiaj–rzekła podekscytowana–ale mogę zostać chrzestną?

–Oczywiście, że tak–powiedziałam, uśmiechając się.

–Super, a teraz zajmijmy się tobą–zmieniła temat–dzisiaj musisz wyglądać jak milion dolarów.

Stanęłam na równe nogi, wzięłam dwa głębokie oddechy i ruszyłam do łazienki się umyć.Gdy to zrobiłam, owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialni.Maggie wyjęła z torby wszystkie kosmetyki jakie miała i zaczęła mnie malować.Po niespełna trzech godzinach byłam już ubrana, pomalowana i uczesana.Dziewczyna chwyciła za aparat i szybko zrobiła kilka zdjęć na pamiątkę.

–Wyglądasz cudownie kochana–rzekła, patrząc na mnie.

–Dziękuję–odparłam lekko się rumieniąc–ty też wyglądasz oszałamiająco.Brian będzie zadowolony.

–Tak jak i Deaky–uśmiechnęła się w moją stronę, po czym poprawiła włosy–a jak już przy twoim bracie jesteśmy, to musimy się spieszyć, bo za niedługo przyjeżdża.

                              . . .

Moja bratnia dusza poszła szybko do łazienki, aby się przebrać w swoją sukienkę.Gdy wróciła, zeszłyśmy na dół i wyszłyśmy na dwór.Brian był już pod domem.

–Czy to dzisiaj moja siostrzyczka wychodzi za mąż?–zapytał żartobliwie, wychylając się z dachu.

–Nie szalej kochanie–zaśmiała się Maggie, trzymając sukienkę z tyłu.

Rudowłosa pomogła mi z wejściem do samochodu.Mój brat ostatni raz spojrzał na mnie przez lusterko, uśmiechnął się, po czym ruszyliśmy w stronę kościoła.

                             . . .

–Roger i Fred powinni już być, poszukam ich w środku–powiedziała Maggie, ruszając w kierunku wejścia–poszukam też waszego taty.Pilnuj ją Brian.

–Oczywiście, rozkaz to rozkaz–zaśmiał się lokowaty–jak tam nastawienie?

–Bardzo dobre, choć troche się stresuję–przyznałam, spuszczając nieco głowę.

–Spokojnie, to normalne–powiedział, przybliżajac się do mnie i mocno obejmując–też tak miałem, a jestem facetem.

–Chciałabym, żeby wszystko poszło po naszej myśli.Wiesz, bez żadnych scen.

–Wiem siostrzyczko, ale czasami nie da się takich sytuacji uniknąć–przyznał chłopak–ale nie masz się tym zamartwiać.To wasz ślub i powinniście się nim cieszyć.

–Masz rację Brian–przytaknęłam, spoglądając na niego–dziękuję.

–Nie ma za co, od tego przecież jestem.

Po chwili dołączyła się do nas Maggie i nasz tata.

–Freddie i Roger na miejscach, wszystko gotowe–uśmiechnęła się moja bratnia dusza–zaraz wchodzi Deaky, a potem ty z tatą.

–Okej–odrzekłam odwzajemniając uśmiech–mogłabym jeszcze przez momencik z tobą pogadać we dwie.

–Jasne.

Brian i nasz tata rozmawiali o czymś przed wejście, czekając przy tym na pana młodego, a my odeszłyśmy trochę dalej.

–Co się dzieje?–zapytała rudowłosa z ciekawością w głosie.

–Chciałabym Ci bardzo, ale to bardzo podziękować za to wszystko co dla nas, dla mnie zrobiłaś.Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

–Przestań, to nic wielkiego–odpowiedziała przyjaciółka–przecież ciągle ci powtarzam, że ZAWSZE Ci pomogę.

–Ale ty zajęłaś się organizacją wesela i całą resztą, a nie musiałaś.

–Ale chciałam, bo to dla mnie czysta przyjemność i wiem, jak wiele to dla ciebie samej znaczy–odparła dziewczyna obejmując mnie.

–Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale właśnie Deaky będzie zaraz wchodzić–rzekł lokowaty, podchodząc do nas.

–Już idziemy, powodzenia kochana–rzekła Maggie, całując mnie w policzek.

–Dzięki–odpowiedziałam uśmiechem, po czym wróciłam do taty.

                              . . .

To był ten moment, ta chwila.Teraz albo nigdy.Stałam przed wejściem i czekałam.Czułam, jak ręce mi się trzęsą, lecz po chwili stres minął, gdy tata obiął mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy.Delikatnie się uśmiechnął, po czym kiwnął głową.To był znak.Powoli ruszyliśmy w stronę wejścia do kościoła.Dopiero gdy znaleźliśmy się w środku, między ławkami, gdzie siedzieli goście, wtedy poczułam, jak serce mi waliło.Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi.Spojrzałam przed siebie i spostrzegłam mojego towarzysza, najlepszego przyjaciela, narzeczonego, a za moment męża.Stanęłam obok niego i spojrzałam mu w oczy.On też się denerwował, ale trudno się dziwić, w końcu to Deaky.

                            . . .

John zawsze wydawał mi się taki tajemniczy.Podczas pierwszego spotkania w 1974, gdzie byliśmy tacy młodzi, aż do tego pamiętnego koncertu w dniu moich 24 urodzin, kiedy to wyznał mi miłość.To magiczne.Na pierwszy rzut oka wydawał się taki cichy, wycofany i spokojny, ale z czasem, gdy go lepiej poznawałam, okazał się być wyluzowany, gadatliwy i wrażliwy.Miał też ciekawe momenty, gdy był kimś, kogo cała nasza piątka nie poznawała.Na przykład podczas imprezy, gdzie poznałam Maggie lub gdy prawie doszło do rozpadu zespołu.Wybuchał rzadko i to z powodu niezrozumienia oraz pomijania go w grupie.Te wszystkie momenty sprawiły, że z początku zauroczyłam się, a później zakochałam i to z wzajemnością.

–Czy ty, John Richard Deacon, bierzesz tą oto Lily May za żonę i ślubujesz jej miłość w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe?

–Tak–odrzekł szatyn z uśmiechem na twarzy.

–Czy ty, Lily May, bierzesz tego oto John'a Richard'a Deacon'a za męża i ślubujesz mu miłość w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe?

–Tak–również lekko się uśmiechnęłam, wypowiadając to krótkie, ale jak ważne słowo.

                            . . .

Po całej ceremoni udaliśmy się do specjalnego lokalu.Wznieśliśmy toast, zjedliśmy i zaczęliśmy się bawić.Czas leciał tak szybko, że zanim się obejrzeliśmy, była już pierwsza w nocy.

–Deaky, muszę Ci o czymś powiedzieć–zaczęłam, wychodząc na dwór.

–Słucham cię kochana–odparł, narzucając mi swoją marynarkę na ramioma, patrząc mi przy tym w oczy.

–Nie wiem jak to powiedzieć–próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, ale nie mogłam tego dokonać.

–Na spokojnie i powoli‐rzekł, łapiąc mnie za dłonie.

–Chodzi o to, że ja...ja jestem w ciąży–wyksztusiłam z siebie wreszcie.

Chłopak stał chwilę z zaskoczoną miną.Chyba ta wiadomość nie do końca dochodziła do niego.

–Ale...naprawdę?–dopytywał z umiechem na twarzy.

Ja tylko pokiwałam twierdząco głową, a ten po chwili obiął mnie mocno i podniósł do góry.

–Jezu, jak się cieszę!–wrzeszczał ze szczęścia basista–to najlepszy dzień w moim życiu, przysięgam.Mam wspaniałą żonę i będziemy mieli córkę lub syna.Czego można chcieć więcej.Kocham Cię Lily.

Po jakimś czasie wróciliśmy do reszty i bawiliśmy się do rana.Słowa chłopaka utkwiły mi mocno w głowie.Jednak wesela to jedna z najlepszych chwil w życiu, oczywiście kiedy spędzasz je w towarzystwie najlepszych przyjaciół i ukochanego...
                                                 ~Do jutra☆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro