~14.07.1974~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi pamiętniku!

Dzisiaj poznałam nowych ludzi!Bardzo się cieszę, bo chyba mnie polubili, tak jak ja ich.To wszystko dzięki Brian'owi.

\\Jeżeli ktoś niestety dostałby się do tego pamiętnika, warto się mu przedstawić i trochę opisać.Hejka, jestem Lily May i mam 19 lat.Jestem brunetką.Uwielbiam słuchać Beatlesów i rysować.Mam starszego brata, Brian'a.Jest wspaniały.Okej, chyba tyle starczy.//

                              . . .

Jak zawsze rano leżałam sobie w swoim pokoju na łóżku.Próbowałam właśnie znaleźć nowy temat na rysunek, ale nic nie przychodziło mi w tej chwili do głowy.Nagle do środka wparował mój brat, opierając się o drzwi:

–Lily, chciałabyś może pójść ze mną do studia?Poznałabyś moich przyjaciół z zespołu–uśmiechnął się chłopak.

–W sumie czemu nie.Wyjdę wreszcie z domu–odrzekłam, zerwawszy się z łóżka-może zaprzyjaźnie się z kimś.

–I spędzisz trochę czasu ze swoim bratem–zaśmiał się pod nosem.

–Brakowało mi tego–podeszłam do brata i objęłam go.

Ten również mnie objął i pogłaskał po głowie [nadmienię tylko, że jest dużo wyższy ode mnie].Po niespełna kilku minutach, odsunęłam się od brata i podeszłam do szafy.Brian w tym czasie wyszedł z mojego pokoju.

–Czekam w salonie–uśmiechnął się lokowaty.

–Jasne–odparłam szybko.

Ubrałam czarną koszulkę a na to koszulę w kratę.Gdy wyszłam z pokoju Brian czekał już na mnie przy wyjściu z gitarą w ręku.Ogarnęłam się do końca i wreszcie mogliśmy wyjść.Po drodzę zaszliśmy do kawiarnii.Brian kupił nam po lemoniadzie plus jeszcze zamówił trzy herbaty.Szliśmy ulicami Londynu rozmawiając o wszystkim.Trochę bałam się tego spotkania [Czytelniku musisz wiedzieć, że jestem dość nieśmiała].Chłopak uśmiechnął się do mnie ostatni raz, po czym weszliśmy do środka.

                               . . .

Pierwsze co dostrzegłam, a w sumie kogo, to pewnego czarnowłosego mężczyznę.Najbardziej zaciekawiły mnie w nim jego dziwne ruchy rękoma oraz ciekawe i egzotyczne dość ciuchy, które miał na sobie.Później zauważyłam jakiegoś blondyna, siedzącego za perkusją.Jako ostatniego spostrzegłam drobnego szatyna, trzymającego bas.Wyglądał cudownie.Patrzyłam na niego, póki chłopacy nie zorientowali się, że weszliśmy.To dziwne, ale gdybym mogła, patrzyłabym na niego wieki.

–Oo, dotrzymałeś obietnicy–wyrwał blondyn.

–Tak jak mówiłem–uśmiechnął się chłopak, podając reszcie napoje.

–A ta piękna dama to kto?–zapytał czarnowłosy, podchodząc bliżej.

–Jestem Lily, siostra Brian'a.Ta mniej inteligentna z rodzeństwa–zaśmiałam się pod nosem.

–Oj Lily– nie mów tak-rzekł Brian, narzucając swoją rękę na moje ramie–jesteś bardzo mądra siostrzyczko.

–Brian napewno ma rację–powiedział czarnowłosy–witaj kochana, jestem Freddie Mercury.

–Lily, miło mi–uśmiechnęłam się, podając rękę chłopakowi.

–Roger Taylor–odezwał się blondyn, podchodząc ostrożnie i delikatnie całując moją dłoń.

–Skarbie uważaj na niego, potrafi zaczarować kobietę–szepnął mi Freddie–albo opętać, w sumie na jedno wychodzi.

–Dzięki Fred–odparł Roger, przewracając oczami–twoje rady jak zawsze są cenne.

–Też cię kocham–powiedział czarnowłosy, puszczając oczko w stronę perkusisty.

Cały czas fascynował mnie ten szatyn.Siedział cicho z basem na kolanach, czyszcząc go.Wyglądał na dość nieśmiałego, więc postanowiłam do niego podejść, co nie leżało w mojej naturze.Wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a ten szybko zerwał się z miejsca, przez co prawie jego bas wylądował na podłodze.Na szczęście w ostatniej chwili złapałam go i oddałam chłopakowi.

–Dzięki–odpowiedział cicho–jestem John, John Richard Deacon.

–Miło mi, Lily May–uśmiechnęłam się.

–To co, bierzemy się do roboty kochani–zaczął Freddie.

–Lily, możesz usiąść w kabinie, jeśli chcesz–powiedział Brian, prowadząc mnie tam–masz tu jakieś kartki i ołówki, jakbyś chciała rysować.Częstuj się.

–Dzięki bracie–szybko go przytuliłam, po czym chwyciłam za ołówek oraz kartkę i usiadłam na małej sofie, naprzeciw okna, które idealnie ukazywało tą wspaniałą czwórkę.

Początkowo szukałam inspiracji, lecz po chwili namysłu wpadłam na pomysł, aby narysować chłopaków.Przycisnęłam ołówek do kartki i zaczęłam rysować.Po niespełna czterdziestu pięciu minutach miałam już ¾ rysunku.Został mi tylko John, ahh ten John.Cóż za interesująca postać.

            *Dwie godziny później*

–Lily, halo?–zerwałam się usłyszawszy głos Brian'a.

–Tak?Ja nie śpię!–wybełkotałam pod nosem.

–Skończyliśmy na dzisiaj, idziemy odprowadzić chłopaków–powiedział, targając moje włosy.

–Już idę–wstałam z krzesła, po czym narzuciłam na ramię swoją torbę.

–A to co?–odezwał się blondyn, zerkając na mój rysunek–ty to narysowałaś?

–T-tak–odpowiedziałam czując, jak moje policzki robią się czerwone ze wstydu.

–Pokaż to Roger, znam się na tym lepiej od ciebie–odezwał się Freddie, biorąc rysunek do ręki–no no kochana, to jest cudowne.Ta kreska, lubisz rysować realistyczne portrety?

–Czasem–uśmiechnęłam się do chłopaka, dalej się rumieniąc.

–Dobra, chodźmy.Ciepło mi już–Brian widząc jak wyglądam, postanowił mi pomóc, jak na starszego brata przystało.

–Mogę go sobie zatrzymać, jest wspaniały?–zapytał Freddie, patrząc błagalnym wzrokiem.

–Jeśli się podoba, to jasne–odparłam, spoglądając na chłopaka.

Gdy Roger, Freddie i John zabrali wszystkie rzeczy, mogliśmy wreszcie wyjść ze studia.Szliśmy ulicami Londynu.Koledzy gadali o czymś, tylko ja i John byliśmy dosyć cicho.

–Lily, czym się w ogóle interesujesz?–wyrwał nagle wokalista.

–Ogólnie uwielbiam rysować, ale lubię też posłuchać muzyki–odpowiedziałam po chwili namysłu–kończę Ealing College of Art.

–Nie gadaj!–oczy Freddie'go rozpromieniły się, gdy powiedziałam o tym College'u–ja też chodziłem do Ealing College of Art.

Zaśmiałam się tylko radośnie pod nosem, po czym dalej szliśmy, aż do domu Freddie'go, potem Roger'a John'a.Ten ostatni wchodząc do budynku, kątem oka spojrzał na mnie, nie chcąc, abym to dostrzegła.Na koniec wróciliśmy wreszcie do domu.

                              . . .

Od razu rzuciłam się na łóżko.Jednak nie było mi dane jeszcze położenie się spać, gdyż Brian usiadł na rogu łóżka i patrzył tak na mnie przez chwilę w ciszy.

–I jak ci się podobało spotkanie?–zapytał, kładąc się na łóżku.

–Powiem szczerze, że było wspaniale.Twoi przyjaciele wydają się być naprawdę fajni–odrzekłam, poprawiając włosy.

–Widziałem, że ci się spodobali-popatrzył na mnie pytającym wzrokiem–Deaky jest naprawdę spoko chłopakiem.

[Cholera, po czym poznał?No tak, przecież rumieniłam się za każdym razem, gdy na niego spoglądałam.Aż tak bardzo było to widać?!]

–Wydaje się być idealną osobą na najlepszego przyjaciela–powiedziałam półprawdę, chociaż Brian to mój brat i wiedziałam, że wyczuje kłamstwo.

–Spokojnie–powiedział, opierając sie o drzwi–nie mam nic przeciwko.

Chłopak wyszedł z pokoju a ja szybko chwyciłam za pamiętnik, w którym teraz, aktualnie piszę.Powiem szczerze, że mam mieszane uczucia.Z jednej strony czuje lekkie motylki w brzuchu na myśl o szatynie, z drugiej znamy się przecież kilka godzin, może pomyśleć, że jestem wariatką.Narazie się tym nie przejmuje, postaram się z nimi zaprzyjaźnić, jeśli chcą tego samego.
                                                 ~Do jutra☆

_______________________________________

No hejka.Tak, nudzi mi się i dlatego zaczęłam nową książkę.😅💗

Będzie ona opowiadać o losach nowej postaci, Lily May.Nie zdradzę wam tutaj za dużo, ale będzie moc.Zachęcam do czytania, komentowania, to bardzo motywuje💞

Ps.No i porzuciłam motyw podróży w czasie, brawo dla mnie😅

Miłego dnia, nocy, popołudnia, wasza Rose☆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro