~20.21.12.1974~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogi pamiętniku!

Wybacz, że wczoraj nie pisałam nic, było to spowodowane moim zmęczeniem po podróży.

Na lotnisku byliśmy o godzinie piątej trzydzieści pięć (oczywiście dwudziestego).Zostawiliśmy walizki w odpowiednim miejscu, po czym wreszcie weszliśmy do środka.Mieliśmy do dyspozycji prywatny samolot chłopaków, więc nie było problemów z miejscami.Usiadłam na miejscu przy oknie, aby widzieć to, co dzieje się na zewnątrz.Uwielbiam takie widoki.Wkrótce później wylecieliśmy.

                              . . .

Lecieliśmy już jakiś czas.Wszyscy spali, tylko ja i siedzący naprzeciw mnie Freddie nie.

-Lubisz podziwiać widoki?-zapytał szeptem.

-Bardzo-odparłam szybko-z tej perspektywy wszystko wygląda inaczej.Chmury przypominają małe, puchate kulki, za to słońce, ahh słońce jest przepiękne.

-Czemu?-rzekł zaciekawiony, przybliżając się do mnie.

-Słońce przypomina mi promieniującą, cudowną kobietę, ktora codziennie jest jeszcze piękniejsza-przyznałam-ale jednak gwiazdy są dla mnie na pierwszym miejscu.

-Opowiadaj, to bardzo mnie interesuje.Dobrze się ciebie słucha-stwierdził czarnowłosy.

-Gwiazdy to już inna kategoria-zaczęłam-dla mnie są niezwykle fascynujące.Małe, migające punkty na niebie.Uwielbiam je oglądać.Często otw...otwierałam okno i przesiadywałam na nim godzinami, aby je zobaczyć.Jednak oglądanie ich pod gołym niebem jest bardziej fascynujące.Niezwykłe przeżycie.Niezwykle romantyczne.Wybacz, zaczęłam myśleć na głos.

-Nie masz mnie za co przepraszać skarbie, dobrze jest czasem posłuchać kogoś mądrego-powiedział chłopak, uśmiechając się w moja stronę-powinnaś trochę się przespać.

-Dobry pomysł-odrzekłam, układając się na fotelu i powoli zasypiając.

                              . . .

Znajdowaliśmy się aktualnie w hotelu.Oczywiście miałam pokój z Maggie, bardzo byłam zadowolona z tego powodu.Od kiedy zaczęła żyć z nami, bardzo się zmieniła.Zaczęła być radosna, przestała się przejmować swoim byłym i innymi problemami, a co najważniejsze, znalazła miłość.Nic głupiego teraz nie mówię.Od pewnego czasu nabijamy się z chłopakami (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) z Maggie i Brian'a, gdyż spędzają ze sobą coraz to więcej czasu.Byłam z niej bardzo dumna, z brata oczywiście też.Wiem, że gitarzysta nie pozwoli skrzywdzić mojej przyjaciółki.

                              . . .

Roger miał pokój z Brian'em a Freddie z Deaky'm.Nie mieli większego problemu z doborem współlokatora.Po obiedzie, który zjedliśmy w restauracji położonej nieopodal naszego miejsca pobytuPostanowiliśmy wejść na wieżę Eiffla.Ogólnie Fred wybrał bardzo luksusowy jak na nas hotel.Znajdowaliśmy się jakieś dwieście metrów od Wieży Eiffla.Pół godziny po zjedzeniu byli już na górze.

Brian i Maggie odeszli na chwilę od grupy, podobnie jak Roger z Freddie'm.Razem z John'em podziwialiśmy panoramę Paryża, która wywierała nie małe wrażenie na naszej dwójce.

-Dlaczego Paryż jest wyżej od innych miejsc na ziemi i jest taki przepiękny?-rzuciłam nagle pytaniem.

-Ma w sobie coś tak niezwykłego, co przyciąga ludzi-odrzekł szatyn-urzeka swoją delikatnością i wdziękiem.

-Tak jak ty-odparłam pogrążona w myślach-NIE!!!ZNACZY...wybacz.

Czułam, że wyglądam jak jeden wielki burak.Chłopak tylko popatrzył na mnie, po czym wybuchł swoim cudownym śmiechem.

-Nic się nie stało-powiedział basista-miło słyszeć komplementy od tak wspaniałej dziewczyny, jak ty.

Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, jak nigdy wcześniej, przy okazji powoli zbliżając się do siebie.Już chłopak miał mnie delikatnie pocałować, lecz w tym samym momencie dołączyła do nas cała reszta.

-Będziemy chyba już wracać do hotelu, dobrze byłoby się przespać po praktycznie całym dniu w podróży-zaczął Roger.

-Tak, jestem bardzo zmęczony-stwierdził lokowaty, poprawiając kołnierz od płaszcza.

                    ~21.12.1974~

Spałam dziś dość długo i spałabym jeszcze dłużej gdyby nie Maggie.Sprytna podeszła po cichu do mojego łóżka i skoczyła na mnie, łaskocząc przy tym moją osobę (musisz wiedzieć, że jestem bardzo wrażliwa na łaskotki.W dzieciństwie była to tajna broń Brian'a na mnie, nienawidziłam tego).

-Dzień doberek kochana, nie można marnować tak cudownego dnia na spanie-rzekła uśmiechnięta.

-NIEEE, TYLKO NIE ŁASKOTANIE, PROSZĘ-błagałam, śmiejąc się-JUŻ WSTAJE TY BEZLITOSNA ISTOTKO.

-Musiałam to zrobić, bo słyszałam, że to pomaga w pobudzeniu cię-zaśmiała się dziewczyna, schodząc z łóżka-ja ciebie też.

-Brian już nie żyje-zażartowałam, przeciągając się.

Po chwili plan Maggie się powiódł, stałam na równych nogach.Gitarzystka objęła mnie mocno, czym poprawiła mój humor na cały dzień.Weszłam do łazienki gdzie ubrałam się.Miałam na sobie białą bluzkę z falbanami, krótkie jeansowe spodenki oraz bordowe trampki.Maggie dzisiaj postawiła na szarą koszulkę, czarną spódniczkę i również trampki.Ostatni raz przejrzałyśmy się w lustrze, po czym wyszłyśmy z pokoju.

                               . . .

-Pójdź obudzić swojego brata i Roger'a, żeby przyszli do pokoju John'a i Freddie'go.-powiedziała dziewczyna.

-Już się robi szefie-odparłam, wchodząc do pokoju wcześniej wymienionych.

Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, nieco się wystraszyłam.Cały apartament wyglądał jak jedna, wielka ruina.Nie było miejsca, w którym nie znajdowała się jakaś część garderoby któregoś z muzyków.

-Co to za syf?!Nie umiecie utrzymać porządku?-zapytałam z delikatną złością w głosie (mój brat zazwyczaj nie jest typem bałaganiarza, ale w towarzystwie swojego przyjaciela zachowuje się jak zwierzę)-za dziesięć minut macie być w pokoju chłopaków.

                              . . .

Po piętnastu minutach wszyscy byliśmy w jednym pomieszczeniu.

-Jakie mamy plany na dzisiaj?-zapytałam, siadając po turecku obok czarnowłosego.

-Możemy zostać dzisiaj w hotelu?-dopytywał blondyn, okrywając się kołdrą-za oknem jest śnieżyca, lepiej zostać tutaj, w cieplutkim.

-Roger, przesadzasz trochę z tą śnieżycą za oknem, ale również jestem za tym, żeby posiedzieć dzisiaj tutaj-poprawił przyjaciela Deaky.

-Możemy pograć w scrabble jeśli chcecie-zaproponował gitarzysta.

-Skarbie, ja nigdy grania w scrabble nie odmówię-rzekł Freddie, bawiąc się kosmykiem włosów.

Scrabble to gra, która wciąga ludzi na długie godziny.Tak też było w naszym przypadku.Zaczęliśmy dzień o godzinie pierwszej po południu, a już mieliśmy ósmą (żeby źle to nie zabrzmiało, my robiliśmy sobie przerwy między rundami).Mieliśmy zapas napojów i tostów z serem.
Wszyscy siedzieli na podłodzę, Brian'owi na kolanach siedziała moja przyjaciółka, Fred siedział bardzo skupiony nad planszą za to Roger grał już na leżąco.W pewnym momencie Deaky delikatnie szarpnął mnie za rękaw, co miało oznaczać to, że chciał ze mną porozmawiać na osobności.Wstaliśmy powoli ze swoich miejsc i udaliśmy się za drzwi pokoju.

-Co się stało?-zapytałam dosyć zaniepokojonym głosem.

-Słuchaj, ta wczorajsza sytuacja na wieży...przepraszam, trochę mnie poniosło-zaczął szatyn-nie wiem co mi wtedy chodziło po głowie, ale wybacz mi proszę.

-Przecież nic się nie stało Deaky-odparłam, uśmiechając się delikatnie w jego stronę-nie musisz mnie za nic przepraszać.

-Wiem, ale czułem wewnętrzną potrzebę powiedzenia tego.Po prostu jesteś dla mnie bardzo ważna, ponieważ jesteś moją przyjaciółką.Cieszę się, że możemy być ważni dla siebie.

-Ja też jestem wdzięczna za to, iż mogłam was poznać, nawiązać z wami pewną relację-odpowiedziałam, przytulając chłopaka.

Ten odpowiedział mi tym samym.Wymieniliśmy się uśmiechami, po czym wróciliśmy do reszty.Cieszę się, że mogłam z nim porozmawiać, ta wymiana zdań podniosła mnie trchę na duchu.Co do dalszego wieczoru, posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas razem a około godziny jedenastej wróciliśmy do siebie.
                                                 ~Do jutra☆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro