🥀1🥀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Tak! W końcu nastał ten dzień! Wielki Dzień Legend! W końcu po tylu latach zobaczę Księstwo Polskie, Koronę Królestwa Polskiego, Księstwo Litewskie no i oczywiście jego... Mojego bohatera i ojca: Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
     Wstałem z łóżka i podeszłem do komody, na której stało jego zdjęcie. Wyglądał tak dostojnie... Z jednej strony nieustraszony, silny i waleczny husarz, walczący do końca, z drugiej zaś kochany i opiekuńczy ojciec, który dla swojej rodziny jest w stanie poświęcić nawet życie. Uśmiechnąłem się i poczułem jak łza spływa mi po policzku. Tak bardzo za nim tęsknię. Już niedługo cię zobaczę tato!

- Lengyelország? - lekko drgnąłem i spojrzałem za siebie.
- Oh! Węgry! Nie zauważyłem cię.
- Widzę... - brat lekko się uśmiechnął - Cieszysz się, że zobaczysz swojego ojca, prawda?
- Naszego! Nie tylko mojego. Nie pamiętasz, jak bardzo RON chciał abyś nazywał go tatą?
- Tak... Pamiętam. I szczerze? Kocham go bardziej niż swojego prawdziwego ojca.

     Węgry jest moim przyrodnim bratem. Po śmierci mamy, tata ożenił się z Królestwem Węgier stając się tym samym ojczymem dla niego. Prawdziwym ojcem Węgier jest Imperium Austriackie, a bratem Austria, jednak nigdy nie traktowali siebie jak prawdziwa rodzina. Królestwo Węgier ciągle kłóciła się ze swoim ówczesnym mężem a Węgry i Austria traktowali się jak powietrze... Zero miłości. Gdy chłopcy mieli po 7 lat ich rodzice wzięli rozwód. Dwa lata później Królestwo Węgier wzięła ślub z moim ojcem i od tamtej pory tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę. Po śmierci taty słuch o niej zaginął... Nikt do tej pory nie wie co się z nią stało... Wracając. Węgry wtedy trafił pod opiekę Imperium Austriackiego a ja wraz z Królestwem Polski i Litwą Imperium Rosyjskiego. Po dwóch powstaniach i ucieczce do USA, IR oddał mnie Prusom, jednak zamiast jego opiekował się mną Cesarstwo Niemieckie i III Rzesza. Nie byłem jakoś specjalnie objęty troską i miłością ale cóż...
     Rzesza to w ogóle dziwna dla mnie postać... Był dość miłym, zabawnym i trochę zakręconym malarzem, który chciał wspiąć się na najwyższe szczeble sztuki jednak po przejęciu przez niego miana kraju... Eh... Chyba nie muszę nawet dokładnie opisywać jak bardzo się zmienił, bo każdy chyba się domyśla. Powiem tylko tyle... Potwór. Chociaż po powrocie z Pustki stał się trochę bardziej spokojniejszy i milszy, a w szczególności dla mnie. Hah! Nawet błagał mnie raz o wybaczenie ale... Nie wiem czy jestem jeszcze na to gotowy... Nawet nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Jego sama obecność sprawia, że czuję się niekomfortowo...
     Westchnąłem i udałem się z Węgrami na dół gdzie czekała na nas Litwa. Moja mała, prześliczna siostra. Aj... Jaka z nowy mała... Toż to panna! Ubrana w czarną, obcisłą sukienkę, do tego w butach na obcasie, z torebką na ramieniu  i makijażem na sobie. Niczym prawdziwa kobieta, oczywiście nie mówię, że prawdziwa kobieta musi się malować czy coś... Nie jestem seksistą! Chciałem jedynie podkreślić to, jak moja siostra się zmieniła, a ja oczywiście dopiero to zauważyłem.

- Ahh... Jak te dzieci szybko dorastają! - powiedziałem z dumą w głosie. Litwa zakręciła błyszczyk i spojrzała na mnie. Przeskanowała mnie wzrokiem od dołu do góry i od góry do dołu po czym zmarszczyła brwi. Oho! Polska! Przygotuj się na opieprz.
- Serio Polska?! - podniosła głos Litwa - Ja już jestem prawie gotowa, Węgry też, a ty jesteś jeszcze w piżamach?!
- A która to... - spojrzałem na stary przedwojenny zegar - O w mordę! Już 11?!
- Brawo debilu!
- Ejjjj no... Nie wyzywaj go - odezwał się Węgry.
- Nie no spokojnie! Patrzcie teraz uważnie! - no dobrze Polska... Trzy razy małe kółeczka prawą dłonią, pomyśl w co dokładnie chcesz się ubrać, teraz energicznie całą ręką w górę, i w dół! - Tadam!
- Miałeś nie nadużywać magii, Pol - powiedziała trochę spokojniejszym tonem Litwa.
- Potwierdzam! Nie chcę cię znowu wieźć do szpitala i siedzieć tam zmartwiony ponad godzinę. - dodał Węgry.
    
     Ah... Tak... Ostatnio jestem bardzo przemęczony... Pracuję nad przygotowaniami do konkursu na najlepszą grupę etniczną w Europie oraz nad kolejną książką historyczną. W międzyczasie muszę jeszcze robić papierki dla UE i zająć się domem. To wszystko sprawia, że jestem zmęczony a używanie magii także wymaga dużo energii. Raz miałem mega dużo pracy i żeby sobie ułatwić to między innymi teleportowałem się i latałem, a to spowodowało, że zemdlałem i głową uderzyłem o szafkę. Na szczęście niedaleko był Węgry, który zawiózł mnie do szpitala. Po ponad godzinie obudziłem się. Lekarz stwierdził, że uderzenie nie było na tyle mocne, abym miał wstrząs mózgu czy coś podobnego. Założył mi jedynie opatrunek na zranione miejsce i zalecił ograniczenie używania magii. Ale to nie oznacza, że w ogóle mam jej nie używać, prawda?

- Dobra, dobra... - poprawiłem marynarkę i z uśmiechem spojrzałem na rodzeństwo - Idziemy?
- No chyba najwyższy czas na to - powiedziała Litwa po czym ruszyła w stronę drzwi tak samo jak ja i Węgry.

     Po wyjściu z domu natknęliśmy się na Niemcy i Rzeszę. Byli tak samo jak my ubrani elegancko i szczęśliwy.
- Polen! - ajjjjjj... Czy ten nazuch serio musiał mnie zaczepić?
- Witaj Rzeszo. - powiedziałem trochę od niechcenia.
- Widzę, że też się wybieracie na Dzień Legend. - spojrzałem na Węgry dając jasno do zrozumienia, że nie chcę gadać z tym rudzielcem.
- O-oh tak! Ale jest już późno więc musimy naprawdę tam szybko dotrzeć - powoli zaczęliśmy odchodzić od nich.
- No ale my też idziemy więc możemy tam się udać wspólnie! - Rzesza nie dał za wygraną. Spojrzałem na Węgry jednak widać było, że nie chce być nieuprzejmy. Kiwnął głową i poklepał mnie lekko po ramieniu.
     Udaliśmy się chcąc czy niechcąc razem z naszymi sąsiadami na polanę, która leżała niedaleko lasu zaraz obok domu Rosji. Czemu tam? Pustka najprawdopodobniej leży gdzieś we wschodniej części lasu więc nasze "legendy" będą z tam tąd wychodzić prosto na polanę.
     Na miejscu zastaliśmy niemałe grono krajów. Każdy stał przed lasem i cierpliwie wyczekiwał swoich krewnych. Nawet ZSRR przyszedł co mnie zdziwiło. Nie lubi on za bardzo Imperium Rosyjskiego ale kto wie... Może sumienie go ruszyło? W końcu to jego ojciec. Nagle komuch spojrzał w moim kierunku, przeprosił na chwilę swoje dzieci i podszedł do mnie. Tylko po co? Odwróciłem wzrok i udałem, że nie obchodzi mnie jego osoba. On jedynie tylko stanął przy mnie i zamilkł. Po chwili chyba jednak nie wytrzymał.
- Czekasz na ojca, prawda? - rzekł swoim niskim głosem patrząc się dalej na las. Zerknąłem na niego.
- To chyba oczywiste.
- Tsa... Ja też.
- Czekaj... Też czekasz na mojego tatę? - ZSRR w końcu skierował wzrok na mnie.
- Tak... Czy to dziwne? Jest moim starszym kuzynem... To chyba normalne, że za nim tęsknię.
- No chyba jednak nienormalne. Nie wiem jakie były wasze relacje wcześniej ale-
- Były bardzo dobre. - komuch znowu spojrzał na las - To on mnie nauczył większości rzeczy... Był moim bohaterem... Szkoda, że ja nie potrafiłem być taki jak on... Myślałem, że robię dobrze... Chciałem dbać o ciebie, bo tylko ty mi po nim zostałeś.
- Więc zaatakowałeś mnie razem z Rzeszą. Nie no... Fajna opieka wuju.
- To nie tak! - ZSRR stanął prosto przede mną i złapał na ramiona. - Chciałem zniszczyć pamięć o nim... Zniszczyć ciebie ale nie potrafiłem... Później po wojnie chciałem o ciebie zadbać tym samym tego nie pokazując... Nie wyszło mi... Tak mi wstyd... - ZSRR zasłonił swoją wielką dłonią twarz. Czy on płacze?
- Długo ci zajęło powiedzenie tego.
- Przepraszam...
- Dobra, dobra, ale już nie wyj. Znaczy. Nie płacz. Wszyscy będą się gapić. Słyszysz! T-to rozkaz!
- W dupie mam rozkazy - komuch otarł łzy i posłał mi mały uśmiech.
     Ah tsa... Po wojnie gdy mieszkałem razem z nim dość często mówiłem, że mam w dupie jego rozkazy a potem uciekałem albo się zamykałem w pokoju. Widać, że ZSRR chciał mi to przypomnieć.
- Pfffff... Dobra cicho! Zaczyna się coś!
     W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk trąb, które grały przepiękną i donośną melodię. Wszyscy stanęli w rządkach i patrzyli się z uwagą na las. I się zaczęło! Powoli zaczęli wyłaniać się zza drzew dobrze znane nam postacie. Na samym przodzie całej tej gromady jechał na koniu Prusy a zaraz obok niego Cesarstwo Niemieckie i Zakon Krzyżacki. Z naszego tłumu wybiegł III Rzesza i Niemcy, i rzucili się wręcz na nich. Piękny widok pomijając, że to niemiecka rodzinka. Zaraz to samo zrobiła Francja gdy ujrzała swojego ojca, I Cesarstwo Francuskie. W sumie, też trochę zanim tęskniłem. Wiele mnie nauczył podczas zaborów! Ale nie chcę im przeszkadzać... Przywitam się z nim kiedy indziej. Następnie pojawili się krewni Brytanii, Rosji, Ukrainy, Norwegii, Japonii i tak dalej... Zrobiło się w końcu wielkie zamieszanie. Postanowiłem, że przebiję się przez ten cały tłum aż pod sam las. Stałem i stałem ale nic... Otworzyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. Latałem nad całym tłumem krajów ale nic... Nie było nikogo z mojej rodziny. Nagle usłyszałem głos Węgier na dole więc postanowiłem zlecieć.
- Oszalałeś?! - krzyknął.
- Daj spokój Węgry, przecież od paru kółeczek na niebie nic mi nie będzie. Po za tym zrobiłem to w dobrej intencji!
- Niby jakiej? Przecież prędzej czy później tata przyjdzie i go zobaczysz.
- No ale...
- Nie ma żadnych ale Pol! Stoisz i czekasz.
     No to czekałem... 20 minut... 30 miniu... Godzinę... Półtora godziny... Aż wybiła 16... I nic... Nikt już nie wychodził z lasu a tłum po woli się rozszedł aż w końcu zostałem tylko ja, Węgry, Litwa, ZSRR i niemiecka rodzinka. Siedziałem na trawie i cierpliwie wyczekiwałem ojca oraz reszty rodziny. 
- Pol... Może chodźmy już do domu. - uklęknął przy mnie Niemcy i lekko pogłaskał po ramieniu.
- To idź! Masz już swoją rodzinkę! Czemu tu jeszcze jesteś?!
- Polen... Nie płacz tylko... - po moich policzkach spłynęło kilka łez...
- Dobra rebiata... Idźcie do domu - powiedział ZSRR do całej reszty.
- Mam go tutaj tak zostawić? - odpowiedział lekko obużony Węgry.
- Ja z nim będę a ty idź z Litwą do domu.
- Ja i Niemcy też zostaniemy - powiedział Rzesza i wręczył Prusom klucze do ich domu.
- Nie jestem małym dzieckiem... - odparłem ale wątpię czy ktokolwiek mnie usłyszał. Wszyscy poszli oprócz ZSRR, III Rzeszy i Niemiec.
     Znowu czekaliśmy... Nazista chciał jakoś umilić czas tym samym się mi trochę podlizać jednak nie zabardzo miałem ochotę na jego wygłupy. Chciałem tylko zobaczyć dziadków, siostrę i ojca... Minęło kolejne kilka godzin aż wybiła 20.
- Dobra koniec tego. - ZSRR stanął przede mną - to nie ma sensu skarbek.
- Ma! Mój tata przyjdzie! Nie było go tak długo przy mnie... Więc teraz musi przyjść i nadrobić ze mną ten stracony czas!
- Gorzej jak trafił na Górę Śmierci. - powiedział nazista.
- Rzesza!
- No co? Mamy tutaj siedzieć wieczność i nigdy nie doczekać się RONa?!
- O-o czym wy mówicie...? - popatrzyłem na nich lekko przestraszony.
- Też jestem ciekaw - dodał Niemcy.
- Góra Śmierci to miejsce gorsze od Pustki... - zaczął nazista - Kraje tam trafiają i już nigdy nie wracają...
- Bzdury! - krzyknąłem i wstałem na równe nogi.
- Wybacz Polska ale to może być bardzo prawdopodobne... - rzekł spokojnie ZSRR.
- Bardzo prawdopodobne jest to, że się mylicie! I ja wam to udowodnię! - odepchnąłem lekko komucha i pobiegłem w stronę lasu. Za mną pobiegł Niemcy więc próbowałem go jakoś zgubić... I udało się...
     Znalazłem się nad jakąś rzeką, przez który przechodził zarośnięty stary most. Wolałem na niego nie wchodzić dla własnego bezpieczeństwa. Usiadłem przy brzegu i spuściłem nogi do dołu. Rzeka znajdowała się niżej niż brzegi przez co wyglądała jakby płynęła w takim "małym wąwozie". Nie byłem tutaj wcześniej ale czułem, że to będzie moje ulubione miejsce... Było tu tak pięknie i spokojnie... Ah... Problem był tylko taki, że chyba się zgubiłem... Mógłbym się wzbić w powietrze ale byłem już za bardzo zmęczony i mógłbym znowu stracić przytomność, a to z kolei mogłoby się dla mnie skończyć teraz źle... Telefon też zostawiłem w domu... Ku#wa... Zostało mi tylko siedzieć tutaj i czekać na cud. Może tata mnie tutaj znajdzie?
- Hah! Tu jesteś!
- Tata?! Oh... Tsa... Witaj ponownie Niemcy...
- Słuchaj Pol... - Niemcy usiadł obok mnie.
- Nie! To ty posłuchaj! Nie wiesz jak to jest stracić ojca w wieku 9 lat i dorastać pod "opieką" jego zabójców! Musiałem tak szybko dorosnąć... Dla taty... I teraz gdy okazało się, że mogę go ponownie zobaczyć... Powiedzieć, że walczyłem dla niego, bo jestem jego synem i potrafię chociaż trochę jemu dorównać... Jego nie ma... I nie będzie...
- Oczywiście, że będzie!
- Przestań... Nie rób mi kolejnej nadziei... To boli...
- Rozumiem ale jak nie spróbujesz to będziesz miał wyrzuty sumienia.
- Co masz dokładnie na myśli...?
- Że istnieje szansa, aby zabrać twojego ojca i całą polską rodzinę z Góry Śmierci.
- Niby jak?
- Tego nie wiem... Ale Rzesza powiedział, że możemy jutro rano iść do Pustki upewnić się czy na pewno ich tam nie ma, a później iść na Górę Śmierci.
- Myślisz, że się uda...?
- Polen... - westchnął Niemcy - Sam powiedziałeś abym nie robił ci nadziei, ale warto spróbować! A teraz chodź do domu.
- Znasz drogę?
- Oczywiście. Nie byłem nigdy wcześniej tutaj ale szedłem ostrożnie i mniej więcej wiem jaka jest droga. A gdyby nawet to - Niemcy pomachał lekko swoimi czarnymi skrzydłami.
- Ta... Fajnie... Tylko, że ja za bardzo nie mogę...
- Zmęczony?
- Ja widać... - po tych słowach Niemcy wziął mnie na ręce. - Co ty robisz debilu?!
- Niosę księżniczkę do domu - po czym zaczął się śmiać.



    ???:  Jak to powiedział kiedyś Paulo Coelho "tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką" więc nie bój się mój aniołku. Jeśli wierzysz, że kiedyś się zobaczymy to tak będzie... Ja natomiast wierzę, że ci się to uda mój mały bohaterze.

~~~~~

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Jeśli w tekście pojawiły się błędy to przepraszam!

Życzę miłego dnia/wieczoru <3

2179 słów




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro