Dzień pierwszy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Angela! Angela! Angela! Obudź się!
Niski męski głos i ręka szarpiąca za ubranie brutalnie wyrwały Angele Kröger z objęć snu i płynęły w rzeczywistość zbyt wczesnego poranka.
- Która godzina?- wymamrotała.
- Druga pięćdziesiąt- odparł Wiliam.- Inspektor Albercht dzwonił, kolejna sprawa...
- Jeśli chodzi o samobójstwo panny Maurer, mąż ją zabił.- przerwała mu.- Zdradziła go, on się o tym dowiedział... Nuda.- przewróciła oczami i chwyciła za poduszkę.
- Nowa sprawa!- krzyknął z entuzjazmem.
- Ciszej, daj mi jeszcze pięć minut...- ziewnęła.
- Albercht mówił, że ma to związek z profesorem Kirchhowem- podał jej kawę- oczywiscie zakładając, że żyje.- westchnął i przewrócił oczami. Usiadł obok kobiety na taborecie czekając aż wypije kawę.
Dziewczyna od razu zerwała się na równe nogi. Chwyciła za kubek i pobiegła po telefon. Wybrała numer do inspektora, telefon o takiej porze mógł oznaczać kolejne nudne śledztwo, które rozwiązałby zwyczajny Kowalski, albo sprawę, którą zwykła policja nie rozwiąże. Angela założyła pierwszą opcję i się pomyliła. Ktoś próbował podpalić dom pewnej kobiety, odwracając jej uwagę zabrał pewne dokumenty należące do bardzo ważnej osoby. Jednak Albercht nie chciał zdradzić jak ważne one są i do kogo należały.
- Zaraz będę- powiedziała podekscytowana i zakończyła rozmowę.- Wiliam...
- Jedziemy? Chwila- zawiesił się na moment- Angela?
- Tak?
- No wiesz...
- Tak, dzisiaj ty prowadzisz.- mruknęła zamykając drzwi za sobą.

Ulice były wyludnione, a domy pogrążone w ciemności. Latarnie rzucały pomarańczową poświatę na ich fasady i asfalt, który był jeszcze zupełnie suchy.
Tuż przed świtem- pomyślała Kröger kiedy Wiliam skręcił w kolejną uliczkę. O tej porze nawet dostawcy prasy jeszcze spali, a każda osoba idąca chodnikiem z definicji stawała się podejrzana. Siedemdziesiąt siedem procent wszystkich przestępstw jest popełnianych w nocy. Ludzie nie bez powodu boją się nocy.
Wiliamowi nie zamykała się buzia, lecz ona słuchała jego tylko jedynym uchem, od czasu do czasu pomrukując, że się z nim zgadza. Chłopak czuł potrzebę bezustannej rozmowy, a do tego wykazywał szczególny talent do dzielenia się natychmiast wszystkim co przyszło mu do głowy.
- Angela spytałem czy mogę pójść nagi do ołtarza, a ty pokiwałaś głową, słuchasz mnie?- zapytał spoglądając w lusterko.
Kobiecie zrobiło się trochę głupio, pochyliła nieznacznie głowę niby chowając ją między swoje ręce.
- Ciekawa propozycja...- szepnęła sama do siebie.
- Nie mogę się doczekać! Od miesiąca nie było sprawy!
- Uważaj na drogę, bo nas pozabijasz.- wtrąciła.
Wiliam jednak miał rację, od miesiąca, może i nawet miesięcy nie było sprawy. Przynajmniej każde morderstwo było zbyt łatwe i nudne na niej. Ona chciała wyzwania, a on ucieczki od nudnej rzeczywistości.
Światła na skrzyżowaniu migały pomarańczowo w nocnym trybie. Poranny szczyt komunikacyjny rozpocznie się dopiero za dwie godziny. Oby te dokumenty były wystarczająco ważne, aby mnie budzić o trzeciej nad ranem- pomyślała.

Dom mieszkalny obok pogrążony był w ciemności i nie wyglądał zachęcająco, tym bardziej że wszystkie meble z ogródka pewnego zostały już schowane na ziemię. Nawet Optymiści nie spodziewali się pogody sprzyjającej piciu piwa na dworze-  nie tutaj, wysoko w Dusseldorfie. Angela otworzyła bagażnik i wyjęła kalosze nie chcąc niszczyć butów, brodząc w mazi błota i wody z wozów strażackich. Potem postawiła kołnierz kurtki i się rozejrzała. Dom znajdował się na odludziu w lesie. W zielonym jeepie, na przedniej szybie od środka wisiała tabliczka na przyssawce informujące, że to auto należy do nadleśnictwa Hesjii. Wszystkie szyby były zaparowane, bo w środku siedział pies.
           Dalej Angela dostrzegła kilka wozów strażackich, światła ich mocnych reflektorów mieszały się z czerwienią promieni tworząc poświatę w łososiowym kolorze. Angela z rosnącą obawą przyglądała się gorączkowej bieganinie, wciąż jeszcze nie udało się opanować pożaru, istniało więc ryzyko że ogień przeniesie się na schnięty las i rozprzestrzeni. Od gęstego dymu piekło gardło i łzawiły oczy. Płonęły tworzywa sztuczne i benzyna. Taki sam zapach miały płonące stacje benzynowe.
           Przy wjeździe na teren stało kilku gapiów. Jeden ze Strażników rozmawiał z mężczyzną w zielonym flauszowym  płaszczu.
                Po chwili zauważył ją jeden z policjantów i podszedł. Jego Angela również dobrze znała. Często spotykali się w miejscach takich jak to, w okolicznościach równie nieprzyjemnych jak teraz.
- Dzień dobry- przywitała się Angela.
- Dzień dobry, pani Kröger- odparł Ablercht.
- Co tu mamy?
- Płonie jeden z domów, zapalił się od niego samochód. - wyjaśnił Albercht. - Ogień objął też kilka drzew.
- Znowu podpalacz? - wtrącił William.
- Wszystkie dotychczasowe podpalenia miały miejsce w Kelkheim i Liederbach. - Albercht wyjaśnił- Nie mamy jeszcze stuprocentowej  pewności, ale moim zdaniem jakiś środek łatwopalny. Potem dodatkowo eksplodowało kilka butli z gazem, co by tłumaczyło gwałtowność pożaru.
- Jakieś ofiary? - kontynuował mężczyzna.
- Na szczęście nie, udało się wyprowadzić jedną osobę, która znajdowała się w pomieszczeniu. Jest cała i zdrowa.
- To po co mi tutaj wzywaliście?- zapytała Angela- Równie dobrze mogłam spać i odpoczywać i leżeć, a tak to musiałam wstawać o 3:00 nad ranem i jechać na jakieś pustkowie!- krzyknęła wkurzona.
- Mówiłem Williamowi także, że zginęły ważne dokumenty...
- Może się spaliły... - przerwała komisarzowi.
- Gdybyś mi nie przerwa, dowiedziałabyś się że to niemożliwe, żeby się spaliły. Jesteśmy niemalże pewne że ktoś się ukradł!
     Angela ziewnęła.
- Można porozmawiać z tą jakże ważną panną?
- oczywiście, stoi przy jednym z wozów strażackich. Powiedzcie, że jesteście ode mnie, to z wami porozmowa.- w tej chwili zatrzeszczała krótkofalówka komisarza. - Muszę uciekać- przeprosił Albercht- Do zobaczenia.
      

      Przez grube szkła okularów jej zaczerwienione oczy  wydawały się nienaturalnie duże. Kiedy otworzyła usta i przedstawiła się jako           Astrid Müller, Angelę zamurowało. Nie pamiętała kiedy ostatnio ogarnęła ją woń alkoholu o takiej mocy.
- Czy pani coś piła? - zapytała.
- Żeby pani wiedziała- potwierdziła kobieta, zasłaniając usta dłonią i chichocząc histerycznie.- Ja na tym pustkowiu normalnie umieram ze strachu. Bez butelki wina oka bym nie zmrużyła.
- Co pani widziała? - Angela miała duże wątpliwości, czy Astrid mogła w takim stanie poczynić jakiekolwiek przydatne policji obserwacje, jednak nie traciła nadzei.
- No więc słyszałam jakiś samochód- odparła kobieta z wahaniem- I jeszcze widziałam kogoś przy ogniu. Ale głowy nie dam.
- Widziała pani może coś jeszcze? Coś szczególnego? Zapamiętała pani jeszcze coś? - dopytywał anglik.
- Możliwe...
- Ona jest pijana William! Nic nam nie pomoże! To kompletna strata czasu! -  w głosie Angeli pojawiła się nutka bezszczelności.
- Przepraszam za przyjaciółkę.- odparł
chłopak. - Jest niewyspana...
- I równie pijana co ja. - dodała kobieta z uśmiechem.
- Wypraszam sobie!- krzyknęła na cały głos Niemka. - Ma pani czelność obrażać mnie? Mnie? - prychnęła Kröger urażona.
- Dziękujemy pani za pomoc! - krzyknął za nią William. - Później się zgłoszę do pani, bo mam kilka pytań!
- Wie pan, gdzie mnie znaleźć. - syknęła kobieta.
          Przyjaciele razem ruszyli w stronę posiadłości, młodszy William próbował uspokoić starszą przyjaciółkę. Wiedział, że coś tu nie gra, tylko co? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro