10. Trzecia szansa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hey
It's all me in my head
I'm the one who burned us down
But it's not what I meant
I'm sorry that I hurt you

Afterglow — Taylor Swift

Sheila

Wielokrotnie zastanawiałam się, co zrobiłabym, gdyby Connor Chambers nagle ponownie zjawił się w moim życiu. Podskórnie czułam jednak, że taki scenariusz nie jest możliwy. Nauczyłam się żyć bez niego. Przestałam rozpamiętywać nasze wspólne chwile i analizować każdy dzielony z nim moment. Nie oglądałam żadnych zdjęć czy filmów, a już tym bardziej nie przeglądałam starych albumów. Również nie wzdrygałam się na sam dźwięk jego imienia. Tak, jakby to wszystko nagle przestało mieć dla mnie znaczenie.

A jednak los i tym razem postanowił z nas zakpić, postanawiając połączyć nasze ścieżki.

Przy stole unikałam spojrzenia Connora. Celowo zagadywałam młodsze kuzynki, licząc, że pozwolą dołączyć mi do ich zabawy lalkami. Byłabym w stanie przeżyć nawet głupi turniej gier na konsoli w towarzystwie najbardziej irytujących członków rodziny, jeśli to miałoby uchronić mnie przed napiętą atmosferą, którą starałam się cierpliwie znosić.

Connor również wydawał się spięty. Stres maskował jednak uśmiechem. Znałam go na tyle, by od razu dostrzec, że nie był on szczery, a bardziej przypominał ten nerwowy. Chłopak odpowiadał na pytania swoich ciotek, co jakiś czas przerywając rozmowy z rodzicami, którzy z kolei kipieli radością.

Poczułam przypływ złości na samą myśl, że ani Shirley ani Paul nie wspomnieli o tym, że Connor wraca. Fakt, oboje wydawali się od dwóch tygodnie dziwnie zadowoleni, lecz zignorowałam ten fakt, uważając, że dopadła ich przedświąteczna gorączka. Nic bardziej mylnego. Najwidoczniej od wielu dni oczekiwali powrotu swojego syna, a gdy wspólnie przeglądali coś w telefonie — czytali i odpisywali na jego wiadomości.

Dopiero podczas spożywania ciasta marchewkowego odważyłam się unieść wzrok na Connora. I tak, jak z początku nie dostrzegłam w nim żadnych większych widocznych zmian, teraz zauważyłam więcej szczegółów. Jego barki wydawały się szersze, wyraz twarzy poważniejszy, a na nosie widniały okulary, które ubrał tuż po wejściu do środka. Nie były to jednak te same, które nosił w dzieciństwie. Te miały zdecydowanie delikatniejsze oprawki. I cholera, naprawdę dodawały mu uroku.

– Za pięć minut zaczynamy grać w chowanego! – oznajmiła moja mama.

Zacisnęłam powieki na sam dźwięk radosnych okrzyków najmłodszych członków rodziny.

Zabawa w chowanego była nieodłącznym elementem świąt urządzanych u nas. Jako iż nasz dom był całkiem spory, znajdowało się w nim wiele zakamarków, które mogły służyć jako idealne kryjówki. Zdecydowanie ta gra spotykała się z ogromnym entuzjazmem nie tylko ze strony dzieci. Shirley i mój tata zawsze rywalizowali o tytuł mistrza. Rok temu przebiła ich jedynie moja kuzynka, Jane, która weszła do kosza na pranie i tam spędziła całą rozgrywkę.

Szczerze uwielbiałam nasze rodzinne tradycje. Tego typu gry były świetną integracją, która łączyła pokolenia. Oczywiście, jeśli ktoś nie miał ochoty brać udziału, spędzał ten czas w salonie. Była to dobra opcja dla starszych, którzy chcieli spokojnie porozmawiać bez obecności przepełnionych energią dzieci. I część z nich bez wahania z niej skorzystała, gdy moja mama ogłosiła, że zabawa właśnie się zaczęła.

Każdy miał dwie minuty na znalezienie kryjówki. Później Jane miała zacząć szukać. Sama nie potrzebowałam aż tyle czasu. Moją przewagą był fakt, że znałam swój rodzinny dom. Wiedziałam więc, że chowanie się za zasłonami czy pod łóżkiem na niewiele się zda.

Wybrałam więc ukrycie się we własnym pokoju. Niewiele się w nim zmieniło. Jedynie pozbyłam się starych podręczników, uporządkowałam zawartość szafy i na czas świąt przełożyłam osobiste rzeczy z dala od zbyt ciekawskiego kuzynostwa. Pomieszczenie wciąż miało moją duszę — nieco zagubionej dziewczyny, która w dalszym ciągu zgłębiała tajniki dorosłości, ucząc się skomplikowanych zasad tego świata.

Czas płynął, dlatego, nie myśląc wiele, weszłam do szafy, starając się przełożyć wiszące na wieszakach płaszcze i zimowe kurtki tak, by ich materiał nie dotykał mojej twarzy, a jednocześnie mnie zasłaniał. Oparłam się plecami o jak najdalszą część mebla, by Jane była zmuszona zajrzeć głębiej. A byłam pewna, że widząc wiszące płaszcze, po prostu odpuści.

Dzięki tej taktyce byłam niemal pewna swojej wygranej.

– Szukam! – głos kuzynki rozbrzmiał, a oznaczało to nic innego, jak początek najbardziej ekscytującej części zabawy.

Stłumiłam kichnięcie. Nie przewidziałam, że wnętrze szafy było aż tak zakurzone.

Czas zdawał się mijać wolniej. Zaczęłam bawić się telefonem, uważając, by nie wydać żadnego dźwięku, który zdradziłby moją obecność. Jednocześnie nasłuchiwałam, czy ktoś został już znaleziony. Nic takiego nie miało jednak miejsca, co oznaczało, że cała rodzina przyłożyła się do swoich kryjówek.

Taki stan nie utrzymał się jednak długo. Jane szybko znalazła Arthura, najmłodszego kuzyna, i Ophelię, siostrzenicę Paula. Chwilę później odkryta została kryjówka Shirley, a następnie mojego taty. Tych samych, którzy śmieli się nazywać mistrzami gry w chowanego.

Moje zmieszanie i szybsze bicie serce spowodował nagły odgłos zbliżających się kroków. Na moment wstrzymałam powietrze w obawie, że właśnie miał nastąpić mój koniec. Mimo to siedziałam cicho. Nawet kiedy drzwi szafy powoli się otworzyły, a ktoś bez większego namysłu próbował wślizgnąć się do środka. Przeklęłam pod nosem w momencie, gdy oberwałam po twarzy materiałem płaszcza.

– Przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś tu jest... – usłyszałam głos, na którego dźwięk niemal wstrzymałam powietrze.

– Connor? – spytałam cicho. – To moja kryjówka. Zresztą czas na ukrywanie się minął już dawno – dodałam.

– Wszystko jest dozwolone, kiedy nikt nie patrzy – odparł. – Mogę tu zostać? Jane właśnie przeszukuje łazienkę i boję się, że zobaczyłaby mnie na korytarzu.

Westchnęłam. Doskonale wiedziałam, że zostanie w jednej szafie z Connorem Chambersem na czas nieokreślony było skazane na niezręczność. Mimo to zacisnęłam zęby. Była to tylko głupia gra w chowanego.

– Niech ci będzie.

Siedzieliśmy chwilę w całkowitej ciszy. Oparłam głowę o ścianę szafy, odliczając w głowie kolejne długie sekundy. Chyba wolałam już, by Jane mnie znalazła, wybawiając od towarzystwa Connora.

– Sheila... – zaczął nagle chłopak. – Przepraszam.

– Za to, co zrobiłeś dwa lata temu, czy za to, że wróciłeś? – spytałam cicho.

Kiedy Connor zamknął drzwi szafy, w jej wnętrzu zapanowała całkowita ciemność. Jedyne źródło światła stanowiła niewielka szpara, przez którą co jakiś zaglądałam, upewniając się, że sylwetka mojej kuzynki nie znajduje się na horyzoncie.

I może właśnie dzięki tej ciemności łatwiej było mi rozmawiać z Connorem. Bez widoku jego spojrzenia i obawy, że będzie mógł wyczytać z mojego najlepiej skrywane emocje.

– Pamiętasz, co powiedziałeś mi dwa lata temu? – spytałam. Nawet nie czekałam na jego odpowiedź. – Miałam dowiedzieć się, kim tak naprawdę jestem bez ciebie. I wiesz co? Uświadomiłam sobie, że jestem szczęśliwsza. Tak, jakby z moich ramion spadł jakiś ciężar – ciągnęłam. – Dlatego, jeśli przyjechałeś tu po to, by znowu namieszać, proszę, odpuść.

Pomiędzy nami zapadła cisza. W jednej chwili pożałowałam, że nie zdołałam w porę ugryźć się w język i dałam ponieść się emocjom. Nie zdziwiłabym się, gdyby Connor zwyczajnie wyszedł, uprzednio rzucając w moją stronę jakąś nieuprzejmą uwagą.

Chłopak wziął głęboki oddech.

– To dobrze – odparł. Z tonu jego głosu nie byłam w stanie wyczytać uczuć, jakie wywołały na nim moje słowa. – Cieszę się, że jest u ciebie lepiej. Co prawda, planuję zostać w Malibu, ale nie będę wchodzić ci w drogę, jeśli nie będziesz tego chciała. Chcę jedynie... porozmawiać.

Uniosłam brew.

– O czym?

– Chciałem, żebyś kiedykolwiek mi wybaczyła...

Pokręciłam głową, ledwo powstrzymując się od kpiącego parsknięcia.

– Dwa lata, Connor. Tyle miałeś, aby się do mnie odezwać – odparłam oschle. – Nie chowam urazy za to, że z nas zrezygnowałeś. Jestem zła o to, że nawet nie dałeś nam szansy.

Między nami ponownie zapanowała cisza. Nie mieliśmy nawet pojęcia, kiedy dotychczasowy szept przemienił się w głośniejsze, zyskujące na mocy słowa.

– Rozumiem, że nie byłeś gotowy na związek i potrzebowałeś czasu. Ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego ot tak zrezygnowałeś z naszej relacji. Przez te całe dwa lata zastanawiałam się, dlaczego tamtego dnia postanowiłeś to wszystko zaprzepaścić, kiedy miałam nadzieję, że... – ciągnęłam, coraz bardziej się nakręcając. Wzięłam głęboki oddech. Nerwy nie były najlepszym doradcą. – Zresztą teraz to nieistotne.

– To jest istotne – zaprotestował.

– Miałam nadzieję, że los dał nam drugą szansę – westchnęłam, wyrzucając to z siebie.

– Może właśnie dał nam trzecią? – spytał.

Od razu pokręciłam głową. Trzecia szansa brzmiała jak coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca bytu. Jak coś powyżej górnej granicy limitu. Nieosiągalnego.

– Obawiam się, że trzeciej już nie będzie – odparłam. – Nasz czas już dawno minął. Nie zamierzam kolejny raz pakować się w coś, co nie ma przyszłości. Potrzebuję konkretów, Connor. Kogoś, kto będzie na mnie zdecydowany – wyznałam. – Dwa lata temu bez wahania wybrałabym ciebie.

– I życzę ci tego, abyś kogoś takiego znalazła – powiedział. – Jedyne czego chcę, to wszystko naprawić. Wiem, że w żaden sposób nie zwrócę ci tych dwóch lat, ale pomyślałem, że... chociaż spróbuję zrobić cokolwiek, żebyś mi wybaczyła.

– Nie oczekuję tego od ciebie.

– Wiem, że nie. Ale od dwóch lat staram się poznać siebie. Spędziłem mnóstwo czasu w Denver, ucząc się brać odpowiedzialność za swoje czyny. I to właśnie tutaj, w Malibu, poniosę za nie konsekwencje. Ja... po prostu czuję, że tak trzeba. Chcę się z tobą pogodzić.

– Przecież chciałeś, byśmy nauczyli się żyć osobno. Dlaczego więc...

Nie dokończyłam. W tej samej chwili drzwi szafy zostały gwałtownie otwarte, a światło dzienne zmusiło mnie do zmrużenia oczu. Mimo to zdołałam zauważyć zwycięski wyraz twarzy Jane.

– Znalazłam Connora i Sheilę! – krzyknęła, nie kryjąc wybuchu radości. – Został jeszcze wujek George, Patrick i Esther.

– Poważnie nie znalazłaś mojej mamy? – prychnęłam z niedowierzaniem. – Przecież ma najgorsze kryjówki na świecie...

– Nie chcę cię martwić, Sheila, ale szafa była naprawdę oczywista.

Przewróciłam oczami.

– Dobra, nie wymądrzaj się i szukaj dalej – poleciłam jej ze śmiechem. Dziewczyna wystawiła w moim kierunku język. – Jakie to dojrzałe...

– Odezwała się dorosła.

Z każdą chwilą Jane miała mniej czasu na szukanie, dlatego po tej krótkiej wymianie zdań, ruszyła dalej, przeszukując kolejne pomieszczenia. Musiałam przyznać, że była naprawdę sprytna. Tak, jakby wcześniej odnalazła wszystkie potencjalne kryjówki, tworząc z nich mentalną mapę.

Nie zauważyłam nawet, w którym momencie Connor skorzystał z chwilowego zamieszania i zrobił to, co potrafił najlepiej. Niezauważenie uciekł z pomieszczenia.

Connor

Kiedy pierwszy raz po dwóch latach zobaczyłem Sheilę... coś we mnie pękło. Wiedziałem, że przefarbowała włosy, bo zdarzyło jej się wstawić kilka zdjęć na Instagrama. Jednak, gdy na żywo zobaczyłem, że naprawdę zastąpiła ten jasny blond ciemnym brązem... dotarło do mnie, że przede mną nie stoi dziewczyna, którą zostawiłem dwa lata temu. Miałem przed oczami jej dojrzalszą, pewniejszą siebie wersję.

Gdy tylko Jane nas znalazła, przemknąłem do salonu. Po poinformowaniu mamy, że potrzebuję się przewietrzyć, włożyłem buty i kurtkę, a następnie wyszedłem na zewnątrz. Mróz od razu zaczął szczypać moje policzki, a pojedyncze płatki śniegu osadzać na materiale mojego okrycia. Otuliłem się cieplej, po czym drżącymi dłońmi wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem odpowiedni numer. Przyłożyłem urządzenie do ucha, przeklinając w duchu brak rękawiczek.

– Connor?

Głos Agnes sprawił, że na moment zaschło mi w gardle.

– Ja... pewnie ci przeszkadzam, przepraszam...

Zmieszałem się, przypominając sobie, że był przecież świąteczny wieczór. Dziewczyna spędzała pewnie czas ze swoją rodziną i raczej moje rozterki były ostatnim, czym chciała zaprzątać sobie teraz głowę.

– Nie bądź irytujący – skarciła mnie. – Mów. Mamy czas.

– Rozmawiałem z Sheilą – wydusiłem z siebie. – Miałaś rację. Nie chce mnie widzieć.

Usłyszałem westchnięcie.

– To było do przewidzenia – odparła. – Ale chyba nie zamierzasz się poddawać, co?

Zmarszczyłem brwi. Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem, co zrobić. Nie spodziewałem się, że Sheila przyjmie mnie z otwartymi ramionami. Ba, byłem pewny, że wykopie mnie z tej szafy, nim zdążę powiedzieć słowo.

– Chcę, żeby mi wybaczyła, ale nie sądzę, żeby narzucanie się było dobrym pomysłem – stwierdziłem. – Skoro powiedziała mi, że nasz czas minął, może lepiej to zaakceptować?

– Słuchaj, Connor. Zależy ci na tym, żeby się z nią pogodzić, czy nie?

– No tak.

– Więc skąd to wahanie? – spytała i na moment zamilkła. – Nie wycofuj się. Pokaż jej, że ci zależy. Ale nie narzucaj się.

To mi doradziła.

– To chyba sobie przeczy.

– Pamiętasz, jak dwa lata temu chciałeś złamać jej serce? – Głupie pytanie. Tego nie dało się zapomnieć. Nawet nie musiałem przytakiwać. – Zrób to samo tylko z dobrymi intencjami.

– Co?

– Zbliżaj się do niej małymi krokami i pokaż jej, że ci zależy. Tylko zamiast ją zranić, chciej, aby ci wybaczyła.

– Boję się, że ona nie będzie w stanie mi uwierzyć. – Przetarłem dłonią twarz. – Że nie zaufa mi ponownie.

– Nie dowiesz się, dopóki nie zrobisz nic w tym kierunku – odpowiedziała. – Gdybyś potrzebował więcej rad miłosnych, dzwoń, kiedy będziesz chciał. Ale w zamian należy mi się największy kawałek waszego tortu weselnego.

Zaśmiałem się.

– Jeśli to się uda, dam ci nawet całe opakowanie.

– A oprócz Sheili, jak tam Malibu?

Opowiedziałem jej o wszystkim. Rodzinie, która przyjęła mnie ze sporym entuzjazmem. Wujku, który uznał mój przyjazd za idealną okazję do wypicia kolejnego kieliszka alkoholu. Rodzicach, którzy obiecali, że następne dni spędzimy tylko w trójkę. Pokoju, do którego zdążyłem wepchnąć swoje walizki, a który miał być moim.

A także o emocjach, które towarzyszyły mi, kiedy siedziałem przy stole.

O tym, że właśnie wróciłem do domu.

==

Hej!

Jak tam rozdział? 

Chciałabym podziękować wam za aktywność. Powoli zbliżamy się do 3 tysięcy wyświetleń. Dziękuję za to, że jesteście, na pewno w przyszłości wynagrodzę wam to jakimiś słodkimi rozdziałami (oczywiście, jeśli będzie takowe chcieli hehe)

Na początku publikacji GSZP pisałam, że prawdopodobnie w maju będą wlatywać dwa rozdziały tygodniowo. Niestety trochę się przeliczyłam. Do wakacji zostaniemy raczej przy jednym rozdziale tygodniowo ze względu na szkołę. Końcówka roku zapowiada się jeszcze trochę ciężko, a też nie chcę wrzucać wam rozdziałów pisanych na szybko. Przepraszam was za to :((

Życzę wam wszystkim miłego tygodnia i do następnego!! <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#GSZPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro