28. Między sentymentem a miłością

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I once believed love would be (Black and white)
But it's golden (Golden)

Daylight — Taylor Swift

Sheila

Gdy zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o nie, przeklinając w myślach swoją lekkomyślność. Byłam tak blisko wejścia do domu. Dlaczego w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i pocałowałam Connora?

Byłam zła na siebie. Nie za sam fakt pocałunku, a za to, że moja decyzja była kompletnie nieprzemyślana. Zostawiłam go samego, zamiast wyjaśnić swoje zachowanie lub dać mu chociaż krótkie zapewnienie, że ten gest miał dla mnie znaczenie. Może był dziełem impulsu, jednak... pędzel trzymały też uczucia, szybciej bijące serce i wdzięczność, która je wypełniła, podczas gdy oglądałam te wszystkie błyszczące gwiazdy i planety.

A najbardziej żałowałam, że zabrakło mi odwagi, by wyznać mu, że również tęskniłam.

– Sheila? Wszystko okej? – Mama spojrzała na moją prawdopodobnie zaczerwienioną twarz.

Przełknęłam ślinę. Musiałam wziąć się w garść i nie dać po sobie niczego poznać. Jednak jej zatroskane spojrzenie wystarczyło, by cała moja pewność siebie zmalała. W jednej chwili łzy rozmazały mój obraz i już po chwili wpadłam w ramiona swojej mamy. Przymknęłam na moment powieki, chcąc przynajmniej spróbować wyciszyć szalejące w mojej głowie myśli. Lawendowe perfumy mamy na tyle kojarzyły mi się z bezpieczeństwem, że pomogły ukoić mi przynajmniej część z nich.

– Co się stało, myszko? – wyszeptała, uspokajająco głaszcząc mnie po włosach. Znów poczułam się tak, jakbym miała dziesięć lat i spadła z roweru, zdzierając kolano. – Connor coś ci zrobił? – dodała ciszej.

Od razu pokręciłam głową. Mama odsunęła się ode mnie. Widziałam, że zaczęła się martwić. Kiedy już miałam jej mówić, że nic złego się nie stało i tylko wyolbrzymiam, kobieta zdołała mnie uprzedzić.

– Usiądź – poleciła, wskazując gestem głowy kanapę. – Zrobię nam herbatę i porozmawiamy, okej? Chyba że wolisz pobyć sama.

– Nie – odparłam stanowczo. – Chyba potrzebuję się wygadać.

Wierzchem dłoni wytarłam łzy, które niepostrzeżenie spłynęły po moich policzkach.

Po chwili mama postawiła przede mną kubek parującej herbaty cytrynowej. Kiedy przyjemny zapach podrażnił moje nozdrza, uśmiechnęłam się delikatnie, jakbym chciała dodać sobie odwagi przed rozmową, która mnie czekała. Musiałam zebrać myśli, co pod naciskiem wyczekującego wzroku mamy okazało się trudnym zadaniem.

– Dzisiejszy dzień... był naprawdę super – zaczęłam. – Byliśmy w planetarium. Podobało mi się.

Mama zmarszczyła brwi.

– Więc dlaczego byłaś taka przestraszona?

– Bo zrobiłam coś... lekkomyślnego – odpowiedziałam. – Niepodobnego do mnie.

– A mogłabyś powiedzieć, co to było? Obie jesteśmy dorosłe. Chyba nic mnie nie zdziwi.

Zaczęłam nerwowo bawić się palcami.

– Pocałowałam Connora i bez słowa wyjaśnienia odeszłam do domu.

Mama przekrzywiła głowę, lecz nie mogła ukryć niewielkiego uśmiechu, który wypłynął na jej usta.

– Mój problem jest taki, że... chyba znowu zaczynam coś czuć i... nie wiem, czy to dobrze. Wiesz, po tym, co wydarzyło się dwa lata temu, wciąż mam obawy. Dobrze spędza nam się razem czas, ale skąd mogę mieć pewność, ile to potrwa? Skąd mam wiedzieć, czy pewnego dnia Connor się mną po prostu nie znudzi i nie znajdzie kogoś lepszego? – Jak na przykład Agnes, chciałam powiedzieć, lecz w porę ugryzłam się w język.

– Po pierwsze, nie ma nikogo lepszego od ciebie. Po drugie – zrobiła krótką pauzę, by zebrać myśli – dwa lata temu baliście się przeszłości, a teraz boicie się przyszłości. Skup się na teraźniejszości, myszko.

Wzięłam łyka herbaty, parząc sobie język.

– Nie chcę i nawet nie powinnam ingerować w to, co czujesz. Ale myślę, że czasem warto zaryzykować i na moment nie myśleć o tym, co wydarzy się jutro, wiesz?

– Czuję, że to nie jest takie proste – westchnęłam, podciągając kolana pod brodę.

– Nigdy nie wychwalałam Connora i jeszcze dwa lata temu mówiłam Shirley, że to kawał drania. – Parsknęłam pod nosem, gdy to określenie opuściło jej usta. – Ale teraz czuję, że naprawdę się stara. Oboje przestaliście być tymi dzieciakami, które budowały zamki z piasku i obdzierały kolana na placu zabaw, czy gdzie wy tam nie chodziliście. Ale też nie jesteście już tymi samymi nastolatkami. Poznaliście już trochę świata. Dojrzeliście.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Jak byłam młodsza, byłam pewna, że nigdy się nie zakocham. Powiedziałam sobie nawet, że nigdy nikogo nie pocałuję, bo przecież jest to takie obrzydliwe – zaśmiałam się cicho. – Nigdy ci tego nie mówiłam, ale kiedyś z Connorem podglądaliśmy filmy, jakie oglądałaś z Shirley. Rany, do dzisiaj mam traumę.

Mama zaśmiała się szczerze.

– Skoro już tak rozmawiamy szczerze... – zaczęła, upijając łyk herbaty. – Powiedz mi, jak Connor cię traktuje?

Zdziwiona uniosłam brwi.

– Dobrze. Aż niepokojąco dobrze – zaczęłam, a kącik moich ust mimowolnie drgnął. – Zawsze stara się, żebym czuła się komfortowo. Jeśli coś mi nie pasuje, mogę mu o tym powiedzieć i nie robi o to żadnego problemu. Zawsze pożycza mi rękawiczki, gdy zapominam swoich. Gdy widzi, że mi zimno, podkręca ogrzewanie w aucie. Oprócz tego sporo ze mną rozmawia. I wiesz, są to takie szczere rozmowy. Czasem mam też wrażenie, że czyta mi w myślach. Wie nawet lepiej ode mnie, czego chcę. Jednak chyba najwięcej mówi jego wzrok. Kiedy na mnie patrzy, widzę takie małe iskierki. Oprócz tego sporo się przy mnie uśmiecha i chyba uwielbiam...

– Okej, chyba już wszystko wiem – przerwała mi w pewnym momencie. – Gdybym miała przy sobie telefon, to zrobiłabym ci zdjęcie, żebyś zobaczyła, jak szeroki jest twój uśmiech.

Westchnęłam i przymknęłam powieki, opierając głowę o oparcie kanapy.

Nagle mama odezwała się, niespodziewanie schodząc z tematu mojej relacji z Connorem.

– Opowiadałam ci kiedyś o tym, jak to się stało, że ja i twój tata zostaliśmy parą?

Zaciekawiona spojrzałam na nią i pokręciłam głową.

– Może ta historia rozwieje chociaż część twoich obaw. – Uśmiechnęła się, a następnie podrapała się po nosie, zbierając myśli. Dopiero po chwili kontynuowała. – Kiedy Shirley i Paul zostali parą, ja i Wayne czuliśmy pewną... presję. Nawet nie wiem, kiedy między nami zaczęło iskrzyć. Było to dziwne, bo przecież uparcie trwaliśmy przy tym, że byliśmy tylko przyjaciółmi i ten stan się nie zmieni. Czuję, że to otoczenie popchnęło mnie w ramiona Wayne'a, a ja w pewnej chwili nawet nie miałam nic do gadania. Te wszystkie insynuacje ze strony znajomych, a nawet rodziny. Twoja babcia zawsze mówiła mi, że powinnam częściej przyprowadzać Wayne'a do domu, mylnie określając go moim chłopakiem – zaśmiała się cicho na samo wspomnienie swojej matki. – Kiedy patrzę na ciebie i Connora, czuję, że jesteście do nas strasznie podobni. Wszyscy mówią wam, co powinniście czuć i jak powinniście się wobec siebie zachowywać. W tym ja, za co cię z całego serca przepraszam. – Kiwnęłam głową na znak, że nie mam jej tego za złe. Prawdę mówiąc, doceniałam to, że zawsze miała odmienny punkt widzenia niż moje otoczenie.

– I jak ty i tata sobie z tym poradziliście?

Mama uśmiechnęła się pod nosem.

– Ulegliśmy – przyznała. – Twój tata pocałował mnie na imprezie sylwestrowej, kiedy kompletnie się tego nie spodziewałam. Później dużo rozmawialiśmy o tym, kim dla siebie jesteśmy i postanowiliśmy zostać parą.

Uśmiech sam wpłynął na moją twarz, gdy dostrzegłam tańczące w oczach kobiety iskierki.

– Chciałam ci jedynie powiedzieć, że ty i Connor... wcale nie musicie ulegać. Zastanów się nad tym, co ty czujesz i postąp tak, jak podpowiada ci serce.

Westchnęłam. Moje usta wygięły się w nieprzyjemnym grymasie.

– Ej, skąd taka mina? – spytała, unosząc brew.

– Bo... czuję, że trochę boję się zaryzykować – wyznałam. Wbiłam smutne spojrzenie w palce, którymi mimowolnie zaczęłam się bawić. – Uwielbiam spędzać czas z Connorem. Uwielbiam sposób, w jaki na mnie patrzy, słowa, które do mnie wypowiada i... jego. Ale boję się, że to wszystko nie wypali...

Między nami zapadła chwila ciszy, przerywana przez irytujące tykanie zegara ściennego. Gdy odważyłam się spojrzeć na mamę, ta posłała mi pokrzepiający uśmiech.

– Ja i twój tata też strasznie się baliśmy – przyznała wreszcie, wzbudzając moje zaciekawienie. – Przez parę nocy nie mogłam spać, bo bałam się, że związek zrujnuje to, co zbudowaliśmy do tego czasu. Że nasza przyjaźń wygaśnie i ta relacja stanie się taka... sztuczna. Jakby nie należała do nas – mówiła, ostrożnie dobierając kolejne słowa. – Ostatecznie postanowiliśmy zaryzykować. Nikt nie wie, co przyniesie nam przyszłość i jakie będą konsekwencje naszych wyborów.

– Dlaczego zaryzykowaliście? – odważyłam się spytać.

– Bo twój tata dobrze całuje i nie mogłam przepuścić takiej okazji – rzuciła od razu, lecz prychnęła pod nosem. Przewróciłam oczami, ale uśmiech, w którym wygięły się moje usta, zdradził, że rozbawiła mnie jej odpowiedź. – Wydaje mi się, że to, co jest między nami, jest tak silne, że nie istniała możliwość, by zostało to zniszczone. Chciałam wciąż z nim żartować, jeść najgorsze dania z pobliskiej restauracji i upijać się tanimi drinkami z najniżej ocenionego baru, lecz jednocześnie chciałam móc go pocałować, przytulać nieco dłużej, niż powinnam i nasze spotkania nazywać randkami. Zależało mi. Do tego stopnia, że czasem, gdy wizualizowałam w głowie swoją przyszłość, w każdym scenariuszu pojawiał się Wayne. I chociaż wtedy wstydziłam się tego przyznać, w jednym z nich był ojcem mojego dziecka. Jestem naprawdę wdzięczna za to, że udało nam się go spełnić.

Poczułam, jak moje serce przyspiesza bicie, a na twarzy wymalowuje się wzruszenie.

Zdałam sobie sprawę, że moi rodzice byli sobie przeznaczeni. Sam fakt, że przyjaźnili się przez tak długi czas, nim zdecydowali się na związek, przekonywał mnie do tego, że los specjalnie połączył ich drogi. Miłość, z jaką moja mama wypowiadała się o mnie i o tacie, była tą, którą również zapragnęłam w sobie mieć. Marzyłam o stworzeniu z kimś relacji na wzór moich rodziców i założeniu rodziny, w której dominowałoby ciepło. Bo kiedy myślałam o swojej przyszłości, widziałam przepełniony miłością dom, wymarzoną pracę, dzieci i partnera, który zawsze byłby dla mnie wsparciem. Kogoś, kto potrafiłby mnie rozweselić, był ze mną szczery, okazywałby mi swoje uczucia, dbałby o dobro wspólne i...

Kogoś, kto był Connorem Chambersem.

W mojej głowie wybrzmiała myśl, że to właśnie ten chłopak jest moją przyszłością. To właśnie on potrafił wzbudzać we mnie emocje, których nie czułam przy nikim innym. Sprawiał, że chciałam mówić mu o wszystkim, co mnie trapi. Spędzać całe dnie na przebywaniu w jego ramionach. Teraz kiedy przepracował wszystkie problemy i każdego dnia udowadniał mi, że stał się kimś dojrzalszym, śmiało mogłam stwierdzić, że był moim ideałem. Był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Rozumiał mnie, moje potrzeby i jeśli tego potrzebowałam, dawał mi potrzebną przestrzeń. A przede wszystkim zawsze miał na uwadze moje szczęście. Nawet wtedy, gdy postanowił wyjechać. I chociaż tamtego dnia myślałam, że mój świat właśnie się zawalił, teraz wiedziałam, że mógł być to tylko prolog naszej historii.

A poza tym mieszanka naszych genów stworzyłaby całkiem ładne dzieci.

Stop. Zapędziłam się.

– Jak mam interpretować to zamyślenie? – głos mamy przywrócił mnie do rzeczywistości.

Zamrugałam parokrotnie. Rzeczywiście zdążyłam odlecieć.

– Chyba już wiem, co powinnam zrobić.

Connor

Przez całą drogę do domu nie potrafiłem przestać myśleć. Z każdym dniem zaczynałem coraz lepiej rozumieć, jak to jest, kiedy głowa nie daje człowiekowi odpocząć, tworząc kolejne problemy, insynuacje i wzbudzając w nim czasem naprawdę złudną nadzieję na powodzenie pewnych spraw. Zacząłem rozumieć Sheilę, która przez uporczywe rozmyślanie traciła cenne godziny snu.

Domyślałem się, że teraz musiała czuć się podobnie. Ten pocałunek na pewno wywołał w niej niemały natłok myśli. Sam byłem nim również zaskoczony, a już szczególnie tym, że został zainicjowany przez Sheilę. Nie spodziewałem się, że dziewczyna odważy się na podobny krok. Bardziej obstawiałem, że w pewnej chwili to ja pęknę i mimo wyznaczonej granicy, której starałem się nie przekraczać, skradnę przynajmniej jeden pocałunek z jej ust.

Gdy zamknąłem za sobą drzwi mieszkania, nie sądziłem, że zastanę mojego ojca, który przysypiał na kanapie. W telewizji leciał akurat jakiś film, który postanowiłem wyłączyć. Ten ruch wybudził tatę, który przetarł zaspane oczy i głośno ziewnął, wywołując moje prychnięcie.

– Musiałem zasnąć – wymamrotał. – Czekałem na ciebie.

Zamrugałem parokrotnie.

– Chciałem dowiedzieć się, jak tam ci poszło z Sheilą – wyjaśnił, nawet nie owijając w bawełnę. Spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się smutno i wzruszyłem ramionami. – Wydajesz się taki... przybity – zauważył, gdy zdążyłem nalać sobie wody do szklanki. Od tych emocji zaschło w gardle. – Masz takie zmęczone oczy. Randka się nie udała? – spytał z troską.

Westchnąłem, po czym upiłem łyka wody.

– Uwierzysz, jeśli powiem ci, że Sheila mnie pocałowała, po czym przeprosiła mnie i poszła do siebie?

Tata kiwnął głową.

– Uwierzyłbym, bo wiem, jaka jest Sheila i czyje geny odziedziczyła.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Usiadłem obok niego na kanapie. Przetarłem twarz dłońmi.

– Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałeś mi, że obawiasz się, że pomylę miłość z sentymentem? – rzuciłem nagle. Tata kiwnął głową. – Wydaje mi się, że da się to połączyć.

Chociaż nie miałem ochoty mówić o tym na głos, pocałunek mój i Sheili wzbudził we mnie refleksję. Zdałem sobie sprawę z tego, że to, co do niej czuję, jest o wiele bardziej skomplikowane. Kiedyś wierzyłem, że miłość jest czarno-biała. Ale może... rzeczywiście ta barwa jest o wiele bardziej skomplikowana i przypomina złoto, jeśli miałbym kierować się tezą z piosenki Taylor Swift. Rozświetla najgorsze dni i sprawia, że człowiek zaczyna dostrzegać nadzieję. Nawet jeśli czasami zostanie ona przysłonięta przez ciemne chmury, ta jasność na pewno da radę się przez nie przebić.

Wydawało mi się, że... mogę być zawieszony między sentymentem a miłością. Trzymany przez przeszłość i teraźniejszość, gdzie każda ze stron stara się przeciągnąć mnie na swoją. Jednak wydawało mi się, że na to dziwne uczucie składa się wszystko — przeszłość, teraźniejszość, a nawet i przyszłość, która wciąż stanowiła zagadkę. Nie musiałem pozbyć się wspomnień ani czekać na to, aż wyblakną. Musiałem nauczyć się łączyć je z teraźniejszym obrazem rzeczywistości. I może początkowo nie była to łatwa sztuka. Nie, kiedy oboje, zarówno ja, jak i Sheila, trzymaliśmy się tego zranienia, nie pozwalając ranie na dobre się zagoić.

– Cieszę się, że potrafię patrzeć na Sheilę jak na tę uroczą przyjaciółkę z dzieciństwa, nastolatkę, dla której kompletnie straciłem głowę i jednocześnie kobietę, której oddałem serce – wyznałem. Tata nie potrafił ukryć swojego uśmiechu. – Mam wrażenie, że to wszystko to nasza historia. I nawet jeśli do pewnych wydarzeń mam sentyment, nie skreśla to patrzenia przyszłościowo.

– Jestem z ciebie strasznie dumny, wiesz? – przyznał. – Esther i Wayne niemal spisali cię na straty dwa lata temu, a tymczasem udało ci się udowodnić, że naprawdę zdążyłeś dojrzeć. Razem z mamą po cichu trzymaliśmy za ten moment kciuki.

Spojrzałem na niego, dostrzegając dumę w jego oczach. Ten widok był... zdecydowanie niecodzienny. Mimo że zdążyłem przyzwyczaić się do większej czułości ze strony moich rodziców, niektóre spojrzenia wciąż wydawały mi się obce.

– Daj jej chwilę czasu. Ty możesz być gotowy na poważny związek, ale ona pewnie musi się dobrze zastanowić. Zresztą znasz Sheilę. Ma masę myśli na minutę. Mówiłem jej kiedyś, że jej głowa działa na większych obrotach niż nasz mikser.

Skinąłem głową. Byłem szczerze zmęczony tym dniem i wszystkimi wrażeniami. Chyba sam potrzebowałem chwili na wzięcie oddechu.

– Myślisz, że jest jakaś szansa, żeby Sheila dała mi szansę? – spytałem na wpół przytomny. – Nie wiem, czy dałbym radę ją znowu stracić. Boję się, że... serce serio by mi pękło.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

– Skoro to ona cię pocałowała, to znaczy, że nie jesteś jej obojętny. Założyłbym się o całe swoje oszczędności, że o tym porozmawiacie i wszystko się między wami wyjaśni.

– To ty masz jakieś oszczędności? – spytałem złośliwie.

– Okej, przemilczmy tę kwestię.

Nieco pokrzepiony słowami ojca wstałem z miejsca z zamiarem skierowania się do swojego pokoju. Nim zdążyłem zniknąć w spowitym ciemnością korytarzu, dotarł do mnie głos taty.

– Masz rację, to wszystko to wasza historia i żadnego jej momentu nie skreślicie. Zróbcie wszystko, by w tej chwili nie została postawiona ostatnia kropka.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem przekonany, że ten, kto właśnie spisywał nasze losy, prowadząc nas przez kolejne ścieżki życia, długo nie zamierzał napisać ostatniego słowa naszej słodko-gorzkiej historii. Wierzyłem, że będzie ona jeszcze długo trwać.

– Dziękuję, że na mnie czekałeś.

Wyjrzałem przez ramię, by dostrzec uśmiech mojego ojca.

I nawet jeśli zapadnięcie w sen graniczyło tej nocy z cudem, wierzyłem, że innej uda mi się zasnąć spokojnie.

Być może u boku kobiety, w której rękach była nasza relacja. Nawet jeśli miała zamiar ją upuścić, miałem nadzieję, że ta nie złamie się na drobne kawałeczki, których żadna siła nie będzie w stanie ponownie posklejać.

==

Hej!

Jak wrażenia po rozdziale? Od razu mówię, że następny też będzie taki "przegadany", mam nadzieję, że was nie zanudzę haha

Dziękuję wam za gwiazdki, komentarze i wyświetlenia! <3

Życzę wam miłego tygodnia i do następnego! (prawdopodobnie środa)


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#GSZPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro