4. Prawdziwą miłość mogłam odnaleźć tylko w sobie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

So take a look what you've done
'Cause baby, now we got bad blood

Bad Blood — Taylor Swift

Sheila

Pierwsze miesiące po wyjeździe Connora były... ciężkie. Przez praktycznie cały wrzesień tkwiłam w martwym punkcie. Każdy kolejny dzień przypominał poprzedni. Ciężko było mi znaleźć jakąkolwiek odskocznię od rzeczywistości lub przynajmniej coś, co choć minimalnie ułatwiłoby mi ten żmudny proces zapominania. Pierwsze dni od zakończenia wakacji pamiętam jak przez mgłę. W mojej głowie migały obrazy zmartwionych min moich rodziców i nieustanne pytania o moje samopoczucie. Dopiero po setnym kłamstwie odpuścili, dając mi przestrzeń. Niestety tę wypełniły pesymistyczne prognozy.

Jedyną osobą, która nie poddawała się i codziennie męczyła mnie swoimi telefonami, była Noel. Po raz kolejny okazała się idealną przyjaciółką. Przez cały czas poprawiała mi humor, a niemal w co drugi wieczór organizowała maratony filmowe zarezerwowane tylko dla nas. Oprócz tego kupowała moje ulubione słodycze. Minus? Poszły mi w biodra.

Jednak dopiero rozpoczęcie studiów okazało się dla mnie impulsem do zmian. Odważyłam się złożyć podanie o pracę w kawiarni niedaleko uczelni. I, ku mojemu zdziwieniu i jednoczesnej uldze, zostałam przyjęta mimo zerowego doświadczenia. Chociaż czasem ilość obowiązków zaczynała mnie przytłaczać, poniekąd cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Miałam mniej czasu na rozpaczanie i nadmierne rozmyślanie.

Przełom nastąpił w dniu, gdy w jednej z drogerii moim oczom rzuciła się ciemnobrązowa farba do włosów. Stałam przed tym sporym regałem przez dobre dziesięć minut, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie wiedziałam, czy taki kolor będzie mi pasować ani tym bardziej, jak na produkt zareagują moje włosy. Byłam raczej spokojną osobą, która stroniła od większych zmian, szczególnie tych, które dotyczyły wyglądu. Ostatecznie, po długiej debacie odbytej w mojej głowie, farba wylądował w moim koszyku. W końcu zawsze mogłam jedynie postawić go na półce i wcale nie musiałam go używać.

Kiedy wróciłam do domu, postawiłam zakupy na kuchennym blacie. Czekała tam na mnie Noel, którą musiała wpuścić moja mama. Dziewczyna lubiła robić mi niespodziewane wizyty, które zapowiadała parę minut przed dotarciem pod mój dom. Gdy tylko mnie dostrzegła, wstała z kanapy, wyraźnie zainteresowana moim powrotem. A dokładniej rzeczami, które znajdowały się w bawełnianej torbie.

– Specjalnie kupiłam ci czekoladę bąbelkową – oznajmiłam i podałam jej wspomniany przedmiot, który na szczęście znajdował się na wierzchu. – Mam nadzieję, że to ta sama, którą codziennie kupujesz przed zajęciami.

– Trafiłaś – odparła po przyjrzeniu się opakowaniu. – Dziękuję.

– Drobiazg.

Gdy tylko Noel do mnie zadzwoniła, uznałam, że dobrym pomysłem będzie zrobić jej mały prezent i kupić czekoladę, którą spożywała nałogowo. Była jedną z tańszych w sklepie niedaleko uczelni, na którą uczęszczałyśmy.

Noel studiowała prawo. Głównym powodem, dla którego wybrała ten kierunek, było obejrzenie jakiegoś serialu o prawnikach, który wyjątkowo przypadł jej do gustu.

Sama po wielu wahaniach wybrałam zarządzanie. Do samego końca nie wiedziałam, czy aby na pewno jest to kierunek dla mnie, ale pierwsze zajęcia rozwiały moje wątpliwości. Ukończenie tych studiów otwierało przede mną mnóstwo ścieżek, o których nawet nie miałam wcześniej pojęcia.

– W zamian pomogę ci się wypakować – zaproponowała, biorąc do ust kostkę czekolady.

Z początku przyjęłam jej pomoc i pozwoliłam na to, by wyjmowała kolejne produkty, układając je na blacie lub, jeśli tego wymagały, w lodówce. Dopiero po chwili uderzył we mnie fakt, że Noel znajdzie leżącą na dnie torby farbę do włosów. I nie wiedząc czemu, w głębi duszy wolałam, by nie wiedziała, że pomyślałam o przefarbowaniu włosów. Czułam, że od razu zaczęłaby mnie do tego namawiać. A ja sama nie byłam pewna, czy rzeczywiście chciałam odważyć się na taką zmianę.

– Dzięki, z resztą poradzę sobie sama – powiedziałam.

Było już jednak za późno.

Kiedy zamknęłam lodówkę i obróciłam się w stronę przyjaciółki, to trzymała w ręce wspomniany produkt. Uniosła na mnie wzrok. W jej oku pojawił się błysk.

– Robimy to – rzuciła bez większego zastanowienia.

Pokręciłam głową i wyrwałam jej farbę.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Daj spokój, będziesz wyglądać przepięknie – stwierdziła z zapałem. – Wiem, że dla ciebie wielką zmianą jest samo podcięcie końcówek, ale co ci szkodzi spróbować?

– A jeśli nie będzie mi pasować? Jutro mam zmianę w pracy. Przecież nie pokażę się tam z tragedią na głowie – zaczęłam, jednak moje argumenty okazały się mało przekonujące dla zdeterminowanej Noel.

– Nie analizuj tyle – poleciła. – Jeśli chcesz, to sama pójdę do sklepu i kupię dla siebie różową farbę, by dotrzymać ci towarzystwa. Kiedyś myślałam o zrobieniu sobie kolorowych pasemek.

Spojrzałam na nią wyraźnie zdziwiona. Choć jej spontaniczność już dawno powinna przestać mnie zadziwiać, ta dziewczyna z każdym dniem zaskakiwała mnie coraz bardziej. Bałam się, że pewnego dnia przyjdę do jej mieszkania, a ona jak gdyby nigdy nic pokaże mi, że właśnie zaadoptowała kota. I chociaż byłaby to miła niespodzianka, nie byłam pewna, czy byłaby w stanie odpowiednio zaopiekować się zwierzęciem.

Kiedy Noel wyprowadziła się od nadopiekuńczej matki, miałam wrażenie, że odżyła na nowo. Znajdowała więcej czasu dla siebie i wydawała się radośniejsza. Mniej narzekała, a jej spojrzenie na świat stało się bardziej optymistyczne. Tak, jakby zaczęła myśleć pozytywnie za naszą dwójkę, kiedy moje szczęście przysłoniły czarne chmury.

– Niech ci będzie – westchnęłam. – Ale jeśli będę wyglądać źle, to przysięgam, to będzie twój koniec – zagroziłam.

– Czy ja kiedykolwiek źle ci doradziłam? – spytała, nie kryjąc zadowolenia. – Uwierz mi, będziesz wyglądać lepiej niż idealnie.

Przewróciłam oczami ze śmiechem. Może dziewczyna i tym razem miała rację.

Po zjedzeniu kolacji w postaci przyrządzonego przez moją mamę makaronu z warzywami, który wspólnie odgrzałyśmy, przeszłyśmy do łazienki. Zabrałam się za czytanie sposobu użycia farby, choć Noel zarzekała się, że ten wcale nie będzie nam potrzebny.

– Może lepiej będzie, jak pójdę do fryzjera? – spytałam, będąc w połowie tekstu.

Choć instrukcja nie brzmiała na trudną, bałam się, że bardzo łatwo można było wszystko zepsuć.

– Daj mi to – zażądała Noel. Podałam jej opakowanie, a ona po szybkim przejściu przez kolejne słowa, stwierdziła: – Damy radę.

Westchnęłam i opadłam na przyniesione wcześniej krzesło. Noel zaczęła rozczesywać pasma moich jeszcze jasnych włosów, a następnie nałożyła rękawiczki i wymieszała składniki potrzebne do przygotowania farby. Robiła to z precyzją, zważając na proporcje. Później zaczęła nakładać specyfik na moje włosy, poczynając od nasady. Starała się jednak, dla lepszego efektu, robić to sekcjami.

– Teraz już nie możesz się wycofać – stwierdziła. Mogłam jedynie domyślać się, że na jej twarzy znajduje się cwany uśmiech.

– Spróbuj tylko coś zepsuć... – zagroziłam, co dziewczyna skomentowała śmiechem.

– Zaufaj mi – odparła jedynie. – Mówiłam ci kiedyś, że jak byłam mała, chciałam zostać fryzjerką?

– Dzięki Bogu, że jednak z tego zrezygnowałaś... – zażartowałam.

– Jeszcze nie widziałaś, a już oceniasz – westchnęła. – Zobaczysz, będzie pięknie.

Przytaknęłam, choć wciąż nie byłam do końca przekonana.

Niepokój towarzyszył mi przez kolejne etapy farbowania. Nawet gdy Noel spłukiwała z moich włosów farbę i nakładała na kolejne pasma nawilżającą odżywkę, miałam wrażenie, że coś pójdzie nie po mojej myśli. Nie miałam jednak możliwości, by się wycofać, ani tym bardziej, by cofnąć czas. Mogłam jedynie pozwolić losowi — a w zasadzie Noel — działać, a następnie pogodzić się z konsekwencjami podjętej przeze mnie decyzji.

– Gotowe – usłyszałam, gdy Noel zakręciła wodę.

Uniosłam głowę i spojrzałam w lustro. Na moment wstrzymałam oddech. Moje dotychczas jasne, a obecnie mokre włosy były... brązowe. Przez moment ciężko było mi uwierzyć, że należały do mnie. I chociaż mogłam spodziewać się określonych efektów, dopiero zobaczenie ich na żywo uderzyło we mnie w zupełnie inny sposób. Bo bez wątpienia to była spora zmiana. Zmiana, do której wiedziałam, że nie będzie łatwo się przyzwyczaić.

– Może je przytniemy? – moje rozmyślania przerwała Noel, która stanęła przede mną z suszarką w dłoni. – Będziesz wyglądać jak Roszpunka...

– Nie – przerwałam jej od razu. – To byłoby zbyt wiele.

– Szkoda – skomentowała. – Myślałam, że odważna Sheila zostanie ze mną na dłużej, ale cóż, chyba wyczerpałaś swój roczny limit.

Zaśmiałam się cicho.

– Miałaś na myśli dożywotni – poprawiłam ją. – To co? Zostaje nam suszenie.

– Jak dobrze. – Noel odetchnęła z ulgą. – Mam już dość. Jestem głodna...

– Zamówmy pizzę – zaproponowałam nagle. – Należy nam się.

– Podoba mi się ta twoja spontaniczność. – Stanęła za mną. Spojrzałam na nasze odbicie w lustrze, mimowolnie się szczerząc. – Jestem za. Ale ty odbierasz zamówienie, a ja zawstydzam cię i proszę dostawcę, by ocenił twoją nową fryzurę.

Prychnęłam pod nosem.

– W twoich snach.

Dziewczyna zaśmiała się, a ja wiedziałam, że wcale nie porzuciła swojego ambitnego planu. Wkrótce podłączyła suszarkę, a ciepłe powietrze owiało moje włosy. Spoglądałam na swoje odbicie, obserwując, jak kolejne ciemne kosmyki opadają na moją twarz.

I już wtedy wiedziałam, że był to początek czegoś nowego.

~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~

Pierwsze dni w pracy były dla mnie stresujące. Ręce trzęsły mi się przy wykonywaniu niemal każdej czynności, co zdecydowanie nie pocieszało klientów, którzy oczekiwali na swoje zamówienia. Cały czas czułam się obserwowana. I wiedziałam, że poniekąd tak było. Niepokój nie opuszczał mnie nawet mimo zapewnień szefa, że na razie dobrze wykonuję swoją pracę i nie zamierza mnie zwolnić. Byłam okropnie niepewna siebie.

Jednak tamtego dnia weszłam do kawiarni w zupełnie innym nastroju. Chociaż wciąż czułam lekki stres, ten spowodowany był bardziej reakcją współpracowników na moją nową fryzurę.

Okazało się, że Noel wykonała kawał dobrej roboty. Potwierdził to nawet biedny dostawca pizzy, który w zmieszaniu burknął pod nosem jakiś komplement dotyczący mojej fryzury, zostając zmuszonym do tego przez moją przyjaciółkę. Mimo tej wyjątkowo żenującej sytuacji musiałam przyznać, że byłam winna dziewczynie ogromną przysługę.

Już następnego dnia zauważyłam, że nowy kolor dodał mi pewności siebie. Szłam przez korytarze uczelni z podniesioną głową, a moje usta same wyginały się w uśmiechu. Chociaż nigdy nie miałam problemów z akceptacją swojego ciała i potrafiłam dostrzec swoje mocne strony, wtedy pierwszy raz poczułam się... atrakcyjna? Tak, jakby ten moment należał do mnie, a po niedawno złamanym sercu nie było śladu. Nawet jeśli nie była to do końca prawda.

Po przerwie po zajęciach udałam się do kawiarni, gdzie za parę minut miałam zacząć zmianę. Gdy tylko pchnęłam drzwi, do moich nozdrzy dotarł znajomy aromat kawy, a z zaplecza wyłoniła się sylwetka Neila. Uśmiechnęłam się na sam widok jego jasnobrązowych loczków i pogodnego wyrazu twarzy, gdy zakładał na siebie niebieski fartuch z logiem polarnego misia na piersi, w międzyczasie rozmawiając z jedną z pracownic.

Neil Fowler był głównym powodem, dla którego w pierwszym tygodniu nie rzuciłam roboty w Polar Bear's Coffee. Zawsze rozświetlał mój dzień swoim uśmiechem i potrafił znaleźć idealne słowa, by mnie pocieszyć. Za każdym razem sprzątał zrobiony przeze mnie bałagan, rozmawiał z rozzłoszczonymi klientami, gdy widział, że mnie to stresuje, a także rozluźniał atmosferę w pracy, gdy ta stawała się nie do zniesienia.

A w dodatku szef był dobrym przyjacielem jego ojca, dzięki czemu Neil mógł mówić do niego po imieniu, nie będąc zmuszonym silić się na oficjalny ton. Tego typu połączenie traktowałam jako dodatkowy plus naszej znajomości.

Podeszłam bliżej i wymieniłam przyjazne uśmiechy z dziewczynami, które akurat kończyły pracę, odliczając ostatnie minuty. Nie zwracając na nie większej uwagi, przeszłam na zaplecze, zauważając Catherine, z którą praktycznie zawsze miałam wraz z Neilem zmianę. Nasza relacja była bardziej koleżeńska, jednak mimo wątpliwego pierwszego wrażenia, jakie zrobiła na mnie ta dziewczyna, udało nam się znaleźć wspólny język. Cath słynęła z tego, że często szukała wymówek lub robiła sobie częste przerwy od pracy, za co zawsze ganił ją szef. Nie była jednak leniwa, a miała sporo na głowie. Nawet ostatnio słyszałam, jak odbywała niezbyt przyjemną rozmowę telefoniczną ze swoim chłopakiem. Oprócz tego cechowała się stanowczością, co pokazała, gdy jeden z klientów rozlał kawę, a inny o mało co nie poślizgnął się na mokrej podłodze. Od razu zabrała się za sprzątanie, uspokajając rozzłoszczonych, mających do siebie pretensje mężczyzn. Była moim całkowitym przeciwieństwem.

– Albo mam przywidzenia, albo Sheila naprawdę zmieniła kolor włosów! – odezwał się Neil, gdy zauważył, jak wchodzę do pomieszczenia. – Pasują ci.

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Dziękuję – odparłam.

– Są śliczne – dodała Cath. – Nie spodziewałam się.

– Szczerze? Ja też nie. To była dość spontaniczna decyzja – przyznałam, zakładając fartuch. – Muszę się jeszcze przyzwyczaić.

– Na pewno dasz radę – zapewnił Neil. – Gotowa na następne kilka godzin użerania się z klientami?

– Daj spokój. Ostatnio, jak zagadywała do ciebie jakaś dziewczyna, to nieszczególnie narzekałeś – stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersi.

– Dokładnie – wtrąciła Cath. – Dla ciebie to użeranie się to przyjemność.

Fowler uśmiechnął się, jednocześnie przewracając oczami.

– Wiecie co? Jesteście o wiele gorsze od wszystkich irytujących klientów razem wziętych.

Spojrzałyśmy po sobie z Cath. Doskonale wiedziałyśmy, że kłamie.

Praca przebiegała jak zazwyczaj. Klienci wchodzili, zamawiali kawy, bądź różne słodkie wypieki, a następnie siadali przy stolikach, ciesząc się swoim towarzystwem i lecącą w tle muzyką. Dawałam z siebie sto procent. Przygotowywałam kolejne napoje, nakładałam ciasta i zamieniałam kilka zdań z osobami, które kojarzyłam z uczelni. Lubiłam tę pracę, nawet jeśli czasem dawała mi wycisk.

– Sheila – usłyszałam głos Neila, który wskazał gestem głowy w kierunku jednego ze stolików. – Noel przyszła.

Uniosłam głowę znad ekspresu do kawy. Odwróciłam się, zauważając uśmiechniętą przyjaciółkę, która puściła mi oczko. Westchnęłam, powracając do pracy.

– Mówiłam jej, żeby chociaż w pracy dała mi spokój – zaczęłam się tłumaczyć.

– Przecież nic nie mówię – zaśmiał się Fowler. – Jeśli chcesz, to możesz zanieść jej zamówienie. Ja przejmę twoje.

– Jesteś najlepszy – powiedziałam, przyjmując od niego talerz z kawałkiem malinowej chmurki.

Neil uśmiechnął się w moją stronę, a w jego oku dostrzegłam ledwie zauważalny błysk.

Wzięłam do rąk talerz i skierowałam się w stronę stolika zajmowanego przez moją przyjaciółkę. Położyłam przed nią jej zamówienie i zamiast zwyczajowego życzenia smacznego posiłku, powiedziałam:

– Nie udław się tylko.

Noel zaśmiała się, spoglądając na mnie znacząco. Pociągnęła mnie za rękaw, tak, jakby chciała, bym zajęła miejsce obok niej. I chociaż pokręciłam głową, chcąc przypomnieć jej, że jestem przecież w pracy, ostatecznie opadłam na krzesło.

– I jak? Co powiedział?

Zmrużyłam oczy.

– Co? Kto?

Przewróciła oczami.

– No Neil, a kto? – powiedziała ciszej. – Co myśli o twoich włosach?

Wzruszyłam ramionami.

– Pochwalił je – odpowiedziałam. – Zresztą, jakie to ma znaczenie?

– Takie, że ewidentnie wpadłaś mu w oko. A z tym coś trzeba zrobić.

Zaśmiałam się.

– Już nawet wiem co – stwierdziłam, a jej oczy rozbłysły z ciekawości. – Po prostu to olać i przestać sobie dopowiadać.

– Minęło już kilka miesięcy... – zaczęła. – Mogłabyś dać mu szansę.

Spojrzałam przelotnie na Neila.

Chociaż od samego początku udowadniał mi, że obdarzył mnie jakąś sympatią, nie sądziłam, by wykraczała ona poza sferę przyjaźni. Zresztą nie chciałam wchodzić w żadną romantyczną relację. Potrzebowałam czasu dla siebie, a nie niepewnych uczuć drugiego człowieka. Przez ostatnie miesiące zdałam sobie sprawę z jednej ważnej kwestii. Prawdziwą miłość mogłam odnaleźć tylko w sobie. Nie w romantycznych gestach i słodkich słówkach, które omamiały, nie mając żadnego pokrycia. I chociaż Neil był świetnym facetem... potrzebowałam dać sobie chwilę na stabilizację. Żałowałam jedynie, że chociaż Noel starała się mnie zrozumieć, uważała, że znalezienie kogoś innego dobrze mi zrobi i pozwoli zapomnieć o...

– Muszę wracać do pracy – powiedziałam nagle, wyrywając się z zamyślenia. – Smacznego. Jeśli znajdziesz tam jakąś truciznę lub środek na przeczyszczenie, nie mam pojęcia, skąd mogło się to tam wziąć – dodałam ciszej.

– Zrozumiano – zasalutowała i zabrała się za swój deser. – Nie odpuszczę ci.

Pokręciłam głową, wracając do pracy. Neil zmierzył mnie krótkim spojrzeniem. Zdałam sobie sprawę, że musiał zauważyć moją dłuższą nieobecność. Podobnie zresztą jak Cath, która uniosła brew. Machnęłam dłonią, a następnie obsłużyłam kolejnego klienta.

Zapominając o wcześniejszej rozmowie. I uczuciach, które zawsze zmieniały się w nic nieznaczące wspomnienie. Które błędnie określa się wielką miłością, a które są jedynie jej marnym naśladowcą.

==

Hej!

Zgodnie z obietnicą rozdział pojawił się wcześniej. Trochę nudny, ale jakoś musiałam wprowadzić perspektywę Sheili. Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podobało.

Chciałabym wam ogromnie podziękować za tak ogromną aktywność. Jak zobaczyłam ponad tysiąc wyświetleń, naprawdę się zdziwiłam. Nie spodziewałam się, że tak wiele osób będzie chciało poznać dalsze losy Connora i Sheili, dlatego w imieniu swoim oraz ich, pięknie wam dziękuję! Wasze wsparcie wiele dla mnie znaczy, a każdy komentarz, wyświetlenie i gwiazdka jest jak mocny kop motywacji do dalszej pracy <3

Jutro wlatuje kolejny rozdział, a w nim trochę świątecznej atmosfery, a potem kolejna impreza. Domyślam się, że macie dość, ale postaram się, by ta była trochę... spokojniejsza.

Życzę wam miłego weekendu i do następnego (czyli do jutra)!


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#GSZPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro