5. Moja wartość nie zmieniła się przez to, że u mojego boku nie było chłopaka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Why'd you have to lead me on?
Why'd you have to twist the knife?
Walk away and leave me bleedin', bleedin'?
Why'd you whisper in the dark?
Just to leave me in the night?

Say Don't Go (Taylor's Version) — Taylor Swift

Sheila

Okres świąteczny był dla mnie ciężki z dwóch powodów. Pierwszym z nich była intensywność przygotowań, o których myśl zawsze mnie przytłaczała. Nie przekonywały mnie nawet szczere uśmiechy mamy i Shirley, które widniały na ich twarzach praktycznie bez przerwy, kiedy tylko w naszym domu rozpoczął się temat świąt.

Drugim powodem był Connor Chambers, a dokładniej jego nieobecność.

Przed jego przeprowadzką do Denver, nasze rodziny spotykały się wspólnie na jednej sporej kolacji, które organizowali nasi rodzice w pokrytym śniegiem Malibu. Nie zjeżdżało się na nią zbyt wiele członków, niektórzy mieszkali na tyle daleko, że dzielące nas kilometry stawały się sporą przeszkodą, by spotkać się przynajmniej w tym jednym dniu w roku. Dlatego moi rodzice postanowili wraz z Shirley i Paulem zorganizować najbardziej rodzinne święta, na jakie było nas stać. I tak było co roku. Tradycja została przerwana wraz z momentem przeprowadzki państwa Chambers do Denver. Chyba każdy pamiętał, jak przygnębiająca atmosfera towarzyszyła temu z definicji radosnemu, pełnemu magii dniu. Nie pomagały nawet nieudolne żarty mojego wujka czy śmiechy najmłodszych dzieci, które oglądały jakąś świąteczną animację.

I chociaż wreszcie po tak wielu latach mieliśmy okazję spotkać się razem przy stole, brakowało jednej osoby, która za każdym razem zajmowała miejsce obok mnie. Connor zawsze dotrzymywał mi towarzystwa. Ratował przed ostrzałem pytań ze strony swojej rodziny, rozpakowywał ze mną prezenty i oddawał swój kawałek ciasta dyniowego, gdy widział, że mi smakuje. Był powodem, dla którego święta były dla mnie radosnym, najbardziej wyczekiwanym czasem w ciągu całego roku.

Jednak kiedy wkroczyłam w okres nastoletni, moje nastawienie uległo zmianie. Tak, jak same przygotowania w postaci ubierania choinki, pieczenia ciast, czy dekorowania pierników w akompaniamencie ulubionych kolęd i świątecznych piosenek napawały mnie entuzjazmem, tak samo spotkanie z rodziną stało się pewnym punktem na liście, który, chcąc nie chcąc, musiałam odhaczyć. Nie wywoływał on we mnie większych pozytywnych emocji, a bardziej łączył się ze stresem.

Jednak w te święta otrzymałam namiastkę czasu, kiedy wszystko było na swoim miejscu, a życie wydawało się mniej skomplikowane.

Zaczęło się od przygotowań, w które najbardziej zaangażowali się moi rodzice wraz z państwem Chambers. Kolację pierwszy raz organizowaliśmy w ich nowym mieszkaniu.

Shirley zaprosiła mnie do niego jeszcze we wrześniu. Okazało się, że kupiony przez nich apartament był całkiem spory. Składał się z pięciu całkiem sporych pokoi, a urządzony był całkiem przytulnie. Chociaż na ścianach dominowała biel, Shirley i Paul zadbali o różne puchowe dywany, wygodne meble i rodzinne fotografie, które umieścili na szafkach. Praktycznie każde pomieszczenie wydawało się mieć duszę, a niekiedy przypominało kartkę, na której zapisywała się pewna historia.

Każde oprócz jednego. Pokoju przygotowanego dla Connora.

Z tego, co udało mi się wyciągnąć od Shirley, wiedziałam, że chłopak wyznał jej, iż na razie nie zamierza studiować. Nie zdradził jednak powodu. Jego mama jednak z łatwością się go domyśliła. Connor nie wiedział, w jakim kierunku chce podążać. Nie potrafił bądź nie chciał odnaleźć swojego szlaku. A nagły wyjazd na pewno w żaden sposób mu tego nie ułatwił.

Siedziałam w fotelu i obserwowałam, jak mama i Shirley dopracowują ostatnie potrawy. Starałam się odpychać każdą myśl, która dotyczyła Connora, jednak mój wzrok za każdym razem podążał w stronę zamkniętych drzwi, prowadzących do pomieszczenia, do którego środka nie chciałam nawet zaglądać.

Chociaż wydawać by się mogło, że radziłam sobie z rozłąką coraz lepiej... nie była to do końca prawda. Fakt, minęło już kilka miesięcy, ale najwidoczniej moje serce potrzebowało trochę więcej czasu, by całkowicie się uleczyć, bądź chociaż trochę... zapomnieć. O wakacjach, które od początku zapowiadały się okropnie i uczuciu, które, choć wyglądało pięknie, okazało się mieć najostrzejsze kolce, które wyjątkowo szybko zaczęły przecinać moją delikatną skórę, pozostawiając krwawe ślady.

Wmawiałam praktycznie każdemu, że etap tęsknoty mam już dawno za sobą, tym samym uciekając od problemów. Kłamstwo było prostsze, a każde kolejne zapewnienie, że wszystko jest dobrze, przechodziło przez moje usta z jeszcze większą łatwością. Starałam się tuszować prawdziwe emocje, maskując je fałszywym uśmiechem. Nie byłam jednak urodzoną aktorką. Nie miałam pewności, jak wiele wytrzymam.

– Hej, Sheila, nie chcesz pomóc nam w dekorowaniu pierniczków? – spytała Shirley, wyrywając mnie z zamyślenia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mój wzrok ponownie był utkwiony w tych przeklętych hebanowych, fragmentami przeszklonych drzwiach.

Wstałam z miejsca, kiwając głową. Mama podała mi torebki wypełnione kolorowym lukrem. Zaczęłam wyciskać słodką masę na kolejne pierniczki, wsłuchując się w przebój Mariah Carey. Potrzebowałam zająć czymś myśli.

– Niech te święta się już skończą – westchnęła Shirley, sprzątając część zrobionego bałaganu. – Robię się za stara na to stanie przy garach...

Mama klepnęła ją po plecach.

– Może jeszcze podać ci laskę, staruszko? – spytało kpiąco. – Gdzie twój optymizm?

Kobieta uśmiechnęła się. Wydawało mi się, że znałam odpowiedź na to pytanie.

Jej optymizm pozostał na wakacjach, kiedy wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Kiedy codziennie widywała swojego syna i nie musiała zastanawiać się, jak wygląda jego dzień i czy czegoś mu nie brakuje.

Gdy tylko Paul i Shirley dowiedzieli się o wyjeździe Connora, powiedzieli mu to samo, co mnie w ostatni dzień wakacji. Zdradzili swój nieprzemyślany plan o odbudowaniu relacji mojej i Connora. I tak jak się spodziewałam, chłopak od samego początku wiedział, że rodzice planowali ponownie zamieszkać w Malibu. Jedyne co, wmówili mu, że nastąpi to znacznie później, niż zaraz po wakacjach, a sam przyjazd na okres letni miał stanowić jedynie możliwość przyzwyczajenia się do innego otoczenia. Lecz nawet to nie powstrzymało go przed powrotem do Denver, jak dowiedziałam się od jego mamy.

– Sheila – do porządku przywrócił mnie głos Esther. – Co jest?

Zacisnęłam usta w cienką linię, by za chwilę odpowiedzieć dokładnie to, co zwykle.

– Nic.

Po prostu znowu zaczynałam tęsknić. Traciłam kontrolę nad swoimi myślami, dając pochłonąć się tym, od których tak bardzo chciałam uciec.

– Znowu źle spałaś? – spytała z troską w głosie.

Pokręciłam głową.

Kolejne kłamstwo. Na samą myśl o tym, że będą to kolejne święta bez Connora, przez pół nocy przewracałam się z boku na bok. Zastanawiałam się, jak zamierza je spędzić. Sam, przykryty kocem w chłodnym mieszkaniu? A może z...

Nie. Przecież nie zastąpiłby mnie tak łatwo. Nie po tym, jak powiedział, że mnie...

Nie dokończyłam myśli. W tym samym czasie poczułam coś lepkiego na swojej dłoni. Przez nieuwagę musiałam ubrudzić ją lukrem.

Uniosłam wzrok, zauważając, że obie kobiety przyglądają mi się z konsternacją. Wzruszyłam ramionami, a następnie umyłam rękę w zlewie, pozbywając się czerwonej masy.

Skończyłam dekorowanie, chociaż mojej uwadze nie umknęły tajemnicze spojrzenia, jakimi co jakiś czas obdarowywały się mama i Shirley. I chociaż ta niewiedza zaczynała mnie denerwować, nie odezwałam się nawet słowem. Nie chciałam zdradzić, że moje samopoczucie znowu się pogorszyło. Lecz może zrobiłam to już na początku, wybierając milczenie.

– Sheila – głos mamy zatrzymał mnie w połowie drogi do salonu. – Jak tata i Paul skończą wreszcie ubierać choinkę i pojedziemy do domu... mamy ci coś do powiedzenia.

Poczułam nagłe uderzenie stresu i towarzyszący mu pot, który objął moje dłonie.

– Coś się stało? – spytałam. Mój głos zadrżał.

– Nic złego – odpowiedziała. – Po prostu jest coś, o czym jeszcze nie rozmawialiśmy, a uważamy, że w tym momencie to dość ważne.

Kiwnęłam głową, choć nie usatysfakcjonowała mnie jej odpowiedź.

Jej słowa okazały się jednak motywacją do pomocy mężczyznom, którzy mieli problem z oplatającymi choinkę łańcuchami. Z tego, co udało mi się usłyszeć, zakładali i zdejmowali je cztery razy, ponieważ nie potrafili rozłożyć ich tak, by drzewko wyglądało dobrze. Co chwilę któryś z nich miał jakieś obiekcje.

Przez całą drogę do domu, siedziałam jak na szpilkach. Tylne siedzenie wydawało się okropnie niewygodne, a piosenki lecące w radiu irytujące. Rodzice również nie mówili zbyt wiele. Prawdopodobnie układali w głowie kolejne słowa, które planowali mi powiedzieć.

Kiedy tylko weszliśmy do środka i zdjęliśmy zimowe buty i ciepłe kurtki, mama skinęła głową w kierunku kanapy. Posłusznie zajęłam na niej miejsce i potarłam zimne dłonie o materiał jeansów. Tata nalał sobie wody, a następnie usadowił się koło mnie. Posłał mi delikatny, mający dodać mi otuchy uśmiech. Jakby chciał zapewnić mnie, że rzeczywiście nasza rozmowa nie miała dotyczyć czegoś złego.

Kiedy mama zajęła miejsce obok męża, spojrzałam na nich wyczekująco. Każda chwila dłużyła się w nieskończoność.

– O co chodzi? – spytałam w końcu.

– Ostatnie miesiące nie były dla ciebie najprostsze... – zaczęła mama z westchnieniem. Widziałam po jej wyrazie twarzy, że nie miała pojęcia, jak powinna rozpocząć temat. – Powiem wprost. Martwimy się o twoje zdrowie...

– Wszystko jest okej – przerwałam jej.

Przecież nic w ostatnim czasie mi nie doskwierało. Fakt, wciąż nie sypiałam najlepiej. Jednak niedawno robiłam badania, a ich wyniki nie wskazywały na większe nieprawidłowości.

– Mamy na myśli twoje zdrowie psychiczne – doprecyzował tata. – Wraz z mamą martwimy się o ciebie. Często jesteś taka... nieobecna. Mamy wrażenie, że trochę zamknęłaś się na nas, jeśli chodzi o uczucia. Nie zrozum mnie źle. Też byliśmy młodzi i wielu rzeczy nie mówiliśmy rodzicom, ale...

– Ale chcemy dla ciebie jak najlepiej – skończyła za niego mama. – Pomyśleliśmy, że dobrym pomysłem byłaby wizyta u psychologa. Koleżanka z nowej pracy Shirley ma kogoś do polecenia i jeśli potrzebowałabyś osoby, która pomoże ci choć trochę uporać się z chaosem, który masz w głowie... wystarczy twoje jedno słowo, jeden telefon i możemy pomóc umówić ci się na spotkanie.

– To nie jest nasza złośliwość – dodał tata, gdy już otworzyłam usta. – Zależy nam na tobie. I zrobimy wszystko, byś poczuła się lepiej.

Odetchnęłam głęboko.

Kłamstwem byłoby, gdybym wyznała, że nigdy o tym nie pomyślałam. Problemy ze snem, nadmierne rozmyślanie, złamane serce... to wszystko doprowadzało mnie momentami do szaleństwa. Jednak cały czas wmawiałam sobie, że powinnam uporać się z tym wszystkim sama.

Lecz może otwarcie się i poproszenie o pomoc wcale nie było oznaką słabości?

– Ja... – zawahałam się. – Pomyślę o tym.

Rodzice uśmiechnęli się w moją stronę.

– Jeszcze jedno – powiedziała nagle mama. Uniosłam brwi. – Nigdy nie jesteś sama, okej? Jesteśmy rodziną. I jeśli tego potrzebujesz... nie bój się zwrócić do nas z jakimś problemem. Ze wszystkim zawsze ci pomożemy.

Posłałam im szeroki uśmiech. Moje oczy na moment wypełniły się łzami, które zdusiłam kilkoma energicznymi mrugnięciami.

– Dziękuję – wyszeptałam.

A następnie wpadłam w otwarte ramiona mamy. Do uścisku dołączył się również tata.

Chyba właśnie tego potrzebowałam. Zapewnienia, że mimo tak wielu przeciwności nie jestem sama.

~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~

Święta minęły wyjątkowo szybko. Prawdę mówiąc, o wiele bardziej dłużyło mi się samo oczekiwanie oraz męczące przygotowania niż samo spędzanie czasu z rodziną. Dlatego z radością przywitałam ostatni dzień roku, a dokładniej samą noc sylwestrową.

Sylwestra nigdy nie obchodziłam hucznie. Zazwyczaj spędzałam czas w domu, grając w gry i objadając się słonymi przekąskami. Dopiero o północy wraz z rodzicami udawałam się na znajdujące się niedaleko naszego domu wzniesienie, by obejrzeć pokaz rozjaśniających nocne niebo fajerwerków. Noel od kilku lat starała się wyciągnąć mnie na jakąś szkolną imprezę, lecz za każdym razem spotykała się z odmową. Potrzebowałam odpoczynku po pełnych wrażeń świętach.

Jednak tym razem postanowiłam po raz kolejny wyjść ze swojej strefy komfortu i przyjęłam zaproszenie przyjaciółki. Zaskoczyłam tym samą siebie, zwłaszcza że ostatnia impreza, na którą poszłam z Noel, nie zakończyła się najlepiej. Ostatecznie wyraziłam chęć, by skorzystać ze studenckiego życia i iść na domówkę do jednej z koleżanek, która wynajęła domek na plaży.

Szykowałam się w towarzystwie przyjaciółki. Miała na sobie sukienkę w kolorze butelkowej zieleni z głębokim dekoltem. Zrobiła sobie mocniejszy makijaż niż zazwyczaj. Sama postawiłam na mniej odważną kreację. Delikatnie pofalowałam włosy i włożyłam na siebie przylegającą do ciała czerwoną sukienkę na ramiączkach, którą pożyczyłam od Noel. Dziewczyna stwierdziła, że czerwień stała się moim kolorem, od kiedy moje włosy przybrały ciemny odcień. Pomalowałam się natomiast tak, jak zwykle. Podkreśliłam rzęsy tuszem, zrobiłam w miarę równe, czarne kreski i pomalowałam usta wiśniową pomadką. Gdy uznałam, że jestem gotowa, nałożyłam na siebie puchową kurtkę i włożyłam kozaki, w myślach narzekając na te nieprzyjemnie niskie temperatury. Porwałam torebkę z krzesła, w międzyczasie czekając na Noel. Już stąd usłyszałam trąbienie auta i z łatwością odgadłam, że za sprawą nieprzyjemnego dźwięku stał Joshua, który został w Malibu, w pełni korzystając z przerwy od nauki.

– Gotowa? – spytałam dziewczynę.

Kiwnęła głową. Wyszłyśmy z mieszkania, a Noel zamknęła drzwi na klucz. Zeszłyśmy po schodach. W międzyczasie usłyszałyśmy dwa kolejne sygnały, lecz na każdy z nich Kelley machnęła ręką, parskając pod nosem.

– W końcu – westchnął chłopak, gdy wpakowałyśmy się na tylne siedzenia. – Ile można na was czekać?

– Po prostu trenujemy twoją cierpliwość – odparła Noel.

Dostrzegłam w lusterku, jak Joshua wywraca oczami. I już miał zamiar coś powiedzieć, lecz w tym samym czasie postanowiłam się odezwać.

– Jedźmy już.

Chłopak zamknął usta, a następnie wyjechał z parkingu, kierując się na miejsce imprezy.

Początkowo spodziewałam się, że dom wynajęty przez Nancy będzie bardzo skromny. Zresztą dziewczyna od samego początku mówiła, że raczej nie wspominała o domówce dużej ilości osób. Plotki jednak zrobiły swoje i kiedy tylko weszliśmy do środka, naszym oczom ukazał się tłum studentów. Część z nich tańczyła, część delektowała się obszernym bufetem, a inni grali w jakieś gry imprezowe. Na początku skrzywiłam się. Wciąż nie byłam przyzwyczajona do tak sporej ilości ludzi. W dodatku większość zapewne zdążyła wypić już przynajmniej jeden kieliszek alkoholu, oddając się zabawie.

Odłożyliśmy kurtki na i tak zapełnione już różnymi okryciami wieszaki. Jednak nim przekroczyliśmy próg salonu, przed nami wyłoniła się sylwetka wysokiej blondynki, którą od razu rozpoznałam. Nancy Harris uśmiechnęła się do nas, kolejno ściskając. Po błysku, który pojawił się w jej oku, byłam pewna, że nie była do końca trzeźwa.

– Cześć. – Zlustrowała nas spojrzeniem. Jej oko zatrzymało się na dłużej przy Joshu. – Ty musisz być Joshua – dodała przyjaźnie. – Cieszę się, że dziewczyny cię przyprowadziły.

Chłopak uśmiechnął się niezręcznie, nieco podwijając rękawy czarnej koszuli.

– Ja też – odparł. – Mam nadzieję, że to nie problem...

– Przestań. Jedna osoba wte czy wewte nie robi różnicy.

Posłałam Noel wymowne spojrzenie. Dziewczyna kiwnęła głową, zapewne podłapując moją myśl.

– Okeeej – odezwała się, kładąc dłoń na ramieniu Josha. – To wy sobie porozmawiajcie, a my się rozejrzymy.

Następnie chwyciła mnie za rękę, odciągając jak najdalej od swojego kuzyna i jego ewidentnie zainteresowaną nim towarzyszki.

– Dobra, czyli Josha mamy z głowy na resztę wieczoru – powiedziała, prowadząc mnie w stronę, jak się okazało, bufetu.

Zaśmiałam się.

Dziewczyna dorwała butelkę z alkoholem, którą otworzyła. Nalała sobie trunek do kieliszka, a następnie spojrzała na mnie wyczekująco. Pokręciłam głową.

– Nie piję – odparłam rzeczowo.

Noel zmarszczyła brwi.

– Jeden kieliszek? – zaproponowała. – Josh robi za kierowcę, a jak nie, Nancy na pewno nie będzie miała problemu, żebyśmy zostali na noc. Myślę, że sama będzie na to nalegać.

Parsknęłam śmiechem.

– Okej, ale tylko jeden – zgodziłam się, spoglądając, jak naczynie zaczyna się wypełniać.

Uniosłyśmy kieliszki. Następnie poczułam charakterystyczne szczypanie na języku. Nie lubiłam tego uczucia. Zresztą podobnie jak picia alkoholu. Wolałam już do końca imprezy zachowywać się sztywno, niż budzić się następnego dnia z poczuciem wstydu za swoje postępowanie. Nie chciałam znowu pozwolić sobie na utratę kontroli.

– Na pewno nie chcesz więcej? – spytała, a ja pokręciłam głową.

Noel wzruszyła ramionami, a następnie dolała sobie tej samej wódki. Wzruszyłam ramionami. A niech się truje.

Chwilę później ruszyłyśmy na parkiet. Jak można było się spodziewać, z początku byłam zawstydzona i co sekundę rozglądałam się wokół. Przyglądałam się drewnianym ścianom, sporej kanapie okupowanej przez jakąś grupę imprezowiczów, czy schodom prowadzącym na piętro, po których wspinały się nieodrywające się od siebie pary. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, w jakim kierunku zmierzały. Zwłaszcza że było jeszcze grubo przed północą.

– Hej – do rzeczywistości przywrócił mnie głos Noel. – Nie myśl. Chociaż przez chwilę.

Zaśmiałam się cicho. Wiedziałam, że prawdopodobnie tak musiałam zrobić — wyłączyć myślenie na resztę nocy i oddać się zabawie. W końcu za niespełna cztery godziny mieliśmy powitać nowy rok. A z nim kolejne wyzwania, możliwości i nowe początki.

I może to właśnie on miał stać się impulsem do ruszenia naprzód.

Dlatego w towarzystwie Noel zaczęłam tańczyć do kolejnych piosenek. Jedną z nich nawet rozpoznałam. Break Up Song od Little Mix towarzyszyła mi w pierwszym miesiącu od bolesnego rozstania z Connorem. Przyjaciółka również musiała zdać sobie sprawę, jaki utwór został wybrany, ponieważ szeroko się uśmiechnęła. Nie zdziwiło mnie to. W końcu Kelley sama zaproponowała mi stworzenie specjalnej playlisty, która miała podnieść mój poziom pewności siebie i pokazać mi, że moja wartość nie zmieniła się przez to, że u mojego boku nie było chłopaka. Sama wybrała nawet kilka świetnych piosenek, do których robiłyśmy koncerty na środku salonu. Czasem, dla lepszego efektu, ubierałyśmy się w eleganckie sukienki i robiłyśmy sobie nawzajem makijaże, by później urządzić prawdziwą sesję zdjęciową.

Noel zaczęła poruszać ramionami i biodrami, zachęcając mnie do tańca. Chwyciłam jej dłonie i razem zaczęłyśmy śpiewać tekst piosenki. Nie zwracałyśmy uwagi na innych ludzi, zresztą podobnie jak oni na nas. Z czasem zaczęły przyłączać się do nas kolejne osoby. W pewnym momencie kompletnie straciłam poczucie czasu.

Aż w końcu usiadłyśmy na kanapie i niepostrzeżenie zostałyśmy wplątane w grę w butelkę.

Każdy z nas przynajmniej raz słyszał o zasadach tej zabawy. Ktoś kręcił leżącą na podłodze butelką, a osoba, na którą wskazała jej szklana szyjka, musiała wybrać, czy chce odpowiedzieć na niewygodne pytanie, czy może wykonać jakieś nieprzyjemne wyzwanie. Ten, który odmówił, musiał postawić kolejkę pozostałym uczestnikom.

Nie byłam wielką fanką tej gry, podobnie jak innych gier imprezowych. Zapewne było to spowodowane tym, że zdecydowanie nie zaliczałam się do osób spontanicznych ani tym bardziej odważnych. Jednak tym razem postanowiłam zrobić wyjątek od sztywnej reguły, jaką było omijanie tego typu zabaw szerokim łukiem.

A ta trwała w najlepsze. Jeden chłopak siedział bez koszulki, inny starał się zmyć ślad po szmince, który widniał na jego zarumienionym policzku, a jeszcze inny trzymał na kolanach Noel, która co jakiś czas chichotała. Sama siedziałam cicho, modląc się, by butelka ani razu nie wskazała na mnie.

Nadzieja matką głupich.

– Sheila – usłyszałam głos Nancy. Serce zabiło mi szybciej. – Wybierasz pytanie, czy wyzwanie?

Już miałam wybierać tę pierwszą opcję, gdy usłyszałam:

– Dawaj od razu wyzwanie – stwierdził prawdopodobnie Ryan, z którym uczęszczałam na kilka wykładów. – Pytania wcale nie są ciekawe...

– Dlatego tak zawstydziłeś się, gdy ostatnio Leila spytała cię o to, czy zdarzyło ci się myśleć o jej starszej o dziesięć lat siostrze w nieprzyzwoity sposób? – spytał kąśliwie chłopak siedzący obok niego.

Parę osób zaczęło się śmiać.

Ryan upił łyka trzymanego w dłoni napoju, unikając odpowiedzi na zadane pytanie. Postanowiłam ukrócić jego męki.

– Wybieram wyzwanie, Nancy – odezwałam się, a kilka osób skierowało na mnie swoje spojrzenia.

– I to mi się podoba – stwierdziła z uśmiechem. – Siedzenie na kolanach było, długi pocałunek w policzek był, taniec na stole też mamy za sobą... – wymieniała. Przy ostatnim punkcie spojrzała z rozbawieniem na wspomnianego Ryana.

– Nie mów, że ci się nie podobało. – Chłopak oparł się wygodniej o oparcie kanapy.

– Mhm... będzie mi się to śnić po nocach... – dziewczyna udała odruch wymiotny. – A teraz wymyślmy wyzwanie dla Sheili.

– Mam pomysł – zaczęła jedna z dziewczyn, której akurat nie kojarzyłam. – Pocałuj kogoś, niech ktoś zrobi wam zdjęcie, a ty musisz wstawić je na Instagrama na minimum dobę. Jako post, żeby było jasne.

Serce zabiło mi szybciej. Miałam wrażenie, że w jednej chwili pobladłam.

Skierowałam spojrzenie na Noel, która przyglądała mi się, przygryzając wargę. Wzruszyła ramionami, jakby chciała przekazać mi, że decyzja należy do mnie. Nie muszę robić niczego, co w jakiś sposób mogłoby godzić w moje samopoczucie.

Przełknęłam ślinę.

– Dobra, zrobię to.

Przez pierwsze sekundy nie byłam pewna, czy te słowa rzeczywiście wyszły z moich ust.

Uniosłam wzrok. Większość osób zaczęła rozmawiać, a niektórzy spoglądali na mnie z zaciekawieniem.

– Mamy ci kogoś wybrać, czy... – zaczęła Nancy, lecz ktoś w jednej chwili jej przerwał.

– Mogę to być ja.

Spojrzałam na Josha, który siedział na podłodze naprzeciwko mnie. Rozchyliłam usta w zdziwieniu.

Czy Joshua Olson właśnie zaproponował mi pocałunek?

– Niech będzie – odparła Nancy, lecz tym razem jej ton nie wyrażał większego entuzjazmu. – Daj telefon, zrobię wam zdjęcie.

Podałam jej urządzenie, a następnie wstałam, nerwowo poprawiając materiał sukienki. Joshua również podniósł się z podłogi. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. W przeciwieństwie do mnie wyglądał na opanowanego.

– To niczego między nami nie zmienia, okej? – spytał, zbliżając się do mojego ucha. – Pomyślałem, że lepiej będzie, jak pocałujesz kogoś, kogo znasz i kto nie będzie ci tego wypominał.

– Dziękuję Josh – odparłam cicho. – Miejmy to już za sobą – wyszeptałam.

Wymawiając ostatnie słowa, zbliżyłam się do jego warg. Chłopak ujął dłonią mój policzek, a następnie złączył nasze usta. Pocałunek był krótki. Był również moim drugim w życiu, a zarazem pierwszym, przy którym nie towarzyszyły mi żadne silniejsze uczucia. Moje serce nie biło szybciej, w żołądku nie było żadnych motyli, a ciało nie błagało o więcej. Nie czułam wyjątkowości tego momentu.

Uśmiechnęłam się delikatnie i, nim usiadłam na swoim miejscu, odebrałam od Nancy swój telefon.

A następnie wstawiłam to cholerne zdjęcie na Instagrama, nawet nie patrząc na to, jak wyszło.

A także nie myśląc o tym, że może dotrzeć do oceanicznych oczu osoby, która zdecydowanie zinterpretuje je w odbiegający od rzeczywistości sposób.

Ponieważ myśl o Connorze Chambersie pojawiła się w mojej głowie dopiero podczas pokazu fajerwerków. Bo kolorowe niebo, było jedynym, co łączyło nas w tym momencie. Miałam nadzieję, że również w nie spogląda. I choć jeszcze niedawno marzyłabym, by myślał wtedy o mnie, teraz wolałabym, bym była ostatnią osobą, która przyszła mu do głowy podczas obserwacji barw rozświetlających nocne, tajemnicze sklepienie.

Bo, gdy ramię Noel oplotło moją sylwetkę, a jej głowa opadła na moje ramię, zdałam sobie sprawę, że nowy rok powinien być dla mnie czasem zmian. W tamtym momencie podjęłam ostateczną decyzję. Chciałam ułożyć bałagan, który panował w mojej głowie. Przyjąć pomocną dłoń. I wreszcie ruszyć do przodu.

A kiedy śladem przyjaciółki poszedł jej kuzyn, zobaczyłam w nowym roku czas zapominania. O wakacjach, które przebrane za marzenie, okazały się koszmarem. O uczuciach, które miały trwać wiecznie. I chłopaku, który miał być moim na zawsze.

Bo nawet na zawsze okazało się tylko ulotną chwilą.

==

Hej!

Rozdział znacznie dłuższy, ale mam nadzieję, że się nie wynudziliście. Dajcie znać, jak wrażenia!

Dziękuję wam bardzo za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki. Jesteście najlepsi!!

Mała wskazówka do następnego rozdziału: pamiętacie może list Connora do Sheili z epilogu SSLZ? Na chwilę do niego wrócimy 👀

Tymczasem życzę wam miłego tygodnia i do następnego! <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#GSZPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro