6. Czasem warto zrezygnować z czyjegoś szczęścia na rzecz swojego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I wish I could fly
I'd pick you up and we'd go back in time
I'd write this in the sky
I miss you like it was the very first night

The Very First Night (Taylor's Version) - Taylor Swift

Connor

Od pamiętnej pierwszej imprezy, na jaką poszedłem w Denver, minęło kilka miesięcy. Była to jednocześnie ostatnia domówka, na jakiej się pojawiłem. Więcej nie widziałem znajomych Agnes. Z wyjątkiem Flory, która odnalazła mnie na Facebooku i pewnego dnia napisała do mnie, pytając o powód mojej dłuższej nieobecności. Odpisałem jej jakąś krótką wiadomość o natłoku pracy. Przyczyna była jednak zupełnie inna. Zwyczajnie bałem się, że zatracę się w tym beztroskim życiu, a moją codziennością staną się długie noce spędzone przy głośnej muzyce i kolorowych drinkach z ludźmi, których twarze ledwo kojarzyłem. Nie mogłem pozwolić sobie na utratę kontroli. Doskonale wiedziałem, że było to bezmyślne i jedynie przysporzyłoby mi jeszcze więcej problemów.

Inną kwestią była również obecność Agnes. Po wydarzeniach z domówki Lucasa czułem, że nasza relacja ulegnie całkowitej zmianie. Jednak i tym razem się pomyliłem. Dziewczyna wydawała się kompletnie nie przejmować tym, że prawie daliśmy całkowicie ponieść się pożądaniu. Nie dała po sobie poznać nawet najmniejszej niezręczności, a wręcz przeciwnie - zdawało się, że w moim towarzystwie czuła się jeszcze swobodniej, niż dotychczas. Ani razu nie wspomniała o tym pamiętnym wieczorze. Tak, jakby nie robił na niej większego wrażenia.

Pod tym względem Agnes okazała się moim całkowitym przeciwieństwem. Wzdrygałem się na samo wspomnienie dotyku jej dłoni na moim ciele, nóg oplatających moje biodra i ust, które stykały się z moimi. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że wraz z wyjazdem z Malibu, całkowicie straciłem siłę do zawiązywania relacji romantycznych. Moje myśli mimowolnie wędrowały w kierunku Sheili Bennett. Przez moment czułem, że nigdy nie będę potrafił wybić jej sobie z głowy. Szczególnie przez pierwsze tygodnie przeżywałem kilka bezsennych nocy, analizując, co mogłem zrobić zupełnie inaczej. Jedna z nich okazała się niezwykle ciężka, przewracałem się z boku na bok, aż w końcu nie wytrzymałem. Dlatego zacząłem pisać list, który ostatecznie postanowiłem wysłać.

Napisałem go odręcznie. Tak, by dziewczyna nie miała żadnych wątpliwości, że każde słowo wypłynęło ode mnie, prosto z serca. Jednak nim przepisałem treść, którą chciałem jej przekazać, na czystą kartkę, wykreśliłem wiele zdań. Miałem w sobie wiele sprzeczności. Z jednej strony wiedziałem, że powinienem trzymać się jak najdalej od wszystkiego, co związane było z Sheilą. Lecz z drugiej jakaś siła cały czas ciągnęła mnie w jej kierunku.

Wszystko zmieniło się, kiedy nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. I chociaż właśnie tego się spodziewałem, brak odzewu ze strony dziewczyny zgasił ostatnią iskrę nadziei, która wciąż tliła się w moim wnętrzu. Ułatwił mi ten ciężki, pełen przeszkód proces zapominania.

Co również uległo zmianie, to moja relacja z rodzicami. Mama zaprosiła mnie na święta, jednocześnie przekazując groźbę, że jeśli odrzucę jej zaproszenie, wraz z tatą pojawią się u mnie, kiedy tylko będą w stanie. Choćby mieli sami odśnieżać tory, a w ostateczności poprowadzić pociąg. Z początku nie wziąłem jej słów na poważnie. Jednak, kiedy dwudziestego ósmego grudnia usłyszałem pukanie do drzwi, które chwilę później otworzyły się na oścież, zdałem sobie sprawę, że nie był to żart.

- Nie przyszedłeś na święta, więc święta przyszły do ciebie. - Mama bez słowa przywitania popchnęła swoją walizkę do przedpokoju. - A ty może byś mi trochę pomógł? - rzuciła do stojącego z tyłu ojca.

Przetarłem oczy, spoglądając w stronę rodziców, którzy, cóż, nawet w takim momencie nie stracili swojego dobrego humoru.

Kiedy tata przynosił resztę bagaży, mama praktycznie rzuciła mi się na szyję.

- Tęskniłam - przyznała szeptem.

Przymknąłem powieki. Choć z początku się wahałem, wkrótce również objąłem ją ramionami.

- Ja też - powiedziałem niemal bezgłośnie. - Przepraszam - dodałem.

Wiedziałem, że mój powrót do Denver musiał przysporzyć moim rodzicom mnóstwo stresu. Jednak wyjeżdżając, byłem przekonany, że szybko się spotkamy. Na moje nieszczęście okazało się, że zataili przede mną fakt kupienia mieszkania w Malibu i planu sprzedaży tego, w którym żyliśmy przez ostatnie siedem lat. Wiedziałem, że chcieli to zrobić, a samo to, że niejednokrotnie przyłapałem ich na szukaniu ofert mieszkań, było sporym dowodem. Jednak cały czas zapewniali mnie, że zostawiają ten pomysł na dalszą przyszłość.

Mama odsunęła się ode mnie i ułożyła dłoń na moim policzku. Spojrzała na mnie z czułością. Takiej, której cholernie mi brakowało, a którą ostatni raz dostrzegłem w jej oczach po pierwszym przegranym meczu mojej drużyny w liceum.

- Nie przepraszaj, Connor. To my zawaliliśmy sprawę. - Spuściła wzrok, a przez jej twarz przeszły oznaki wstydu. - Przepraszamy. Przede wszystkim przepraszamy za te całe wakacje. Powinniśmy od razu ci o wszystkim powiedzieć, a przede wszystkim poświęcić ci i twoim uczuciom więcej uwagi...

Zapewne każdy kojarzył Shirley Chambers jako pełną charyzmy, wiecznie uśmiechniętą kobietę, która potrafiła rozweselić nawet największego gbura. Jednak tak, jak każdy, moja mama skrywała w sobie też tę skrytą, emocjonalną stronę. Ostatnimi czasy przy mnie praktycznie jej nie pokazywała. To, co niewygodne, maskowała uśmiechem. Lecz w sytuacji takiej jak ta, nawet nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości. Rozwiązanie większości problemów wymagało rozmowy.

Kiedy do pomieszczenia wtargnął tata, zajęliśmy miejsce na kanapie. Początkowo żadne z nas się nie odzywało. Chociaż przeprowadziliśmy masę rozmów telefonicznych, teraz gdy widzieliśmy się na żywo, odnalezienie odpowiednich słów wydawało się sztuką, której żadne z nas nie opanowało. Wziąłem głęboki oddech. Nie mogliśmy milczeć i odwlekać każdej trudnej rozmowy w nieskończoność.

- Jak bardzo jesteście na mnie źli? - spytałem w końcu. - Szczerze.

- W ogóle - odpowiedział mój tata z powagą. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. - Wiem, że z początku nie zachowaliśmy się wobec siebie w porządku, a mama zdecydowanie przesadziła, kiedy zadzwoniła do ciebie i kazała jak najszybciej łapać pociąg powrotny. - Zerknął na swoją żonę, która mierzyła go ostrym spojrzeniem. Postanowił jednak kontynuować: - Ale wiedz, że oboje niesamowicie się o ciebie martwimy. O twoją przyszłość, a przede wszystkim twoje zdrowie. W tym psychiczne.

Spuściłem wzrok na dywan. W tym samym czasie głos zabrała mama.

- Sporo rozmawialiśmy z Esther i Wayne'em o wszystkim, co się stało. Oni uświadomili nas, że popełniliśmy błąd. Tak bardzo pochłonęła nas przeprowadzka i odbudowywanie starych relacji, że zapomnieliśmy, jak ważna jest rozmowa. Również z tobą, Connie. - Uniosłem wzrok na jej smutny uśmiech. - Mam wrażenie, że przestałeś nam ufać. A tak zdecydowanie nie powinna wyglądać relacja dziecka z rodzicem.

Ułożyła dłoń na moim ramieniu, które delikatnie potarła.

- Chcemy dla ciebie jak najlepiej, Connor - dodał ojciec, pocierając swój delikatny zarost. - Jeśli chcesz zostać w Denver, nie zabronimy ci. Wyślemy ci pieniądze, będziemy do ciebie przyjeżdżać i zrobimy wszystko, by... było choć trochę normalnie. Jeśli jednak będziesz chciał wrócić do nas... wiedz, że drzwi naszego domu zawsze będą dla ciebie otwarte.

Przymknąłem powieki.

- Wyjechałem, bo czuję, że cały czas żyję przeszłością. Kiedy tak dobrze dogadywaliście się z Esther i Wayne'm, poczułem się tak, jak dawniej. Później doszła do tego ta cała dziwna relacja z Sheilą... - westchnąłem, zbierając myśli. - Odczułem, że cały czas trzymam się przeszłości. Tego zranienia. Wyjazd do Malibu uświadomił mi, że każdy potrafił ruszyć do przodu. Każdy oprócz mnie...

I Sheili. Która również dryfowała na falach przeszłości, bojąc się oddać stery zagadkowej przyszłości.

- Powrót tutaj wydawał mi się najlepszą opcją - kontynuowałem. - Może właśnie w tym miejscu powinienem dowiedzieć się, kim tak naprawdę jestem i co rzeczywiście chciałbym robić w życiu?

Rodzice słuchali każdego moje słowa. Ich twarze przybrały nieodgadniony wyraz. Nie byłem w stanie określić, co w tamtym momencie czuli. Nawet krótki uśmiech, w którym wygięły się usta mojej mamy, nie stanowił dla mnie podpowiedzi.

- Dlaczego akurat tutaj? - spytała, chociaż domyślałem się, że doskonale znała odpowiedź na to pytanie.

Chociaż z początku obawiałem się wypowiedzieć swoje myśli na głos, wiedziałem, że było to nieuniknione. I może Connor sprzed pół roku uciekłby do milczenia ze strachu przed otwarciem na uczucia. Jednak wiedziałem, że nastał czas, aby dorosnąć. Nauczyć się mierzyć ze swoimi problemami, zamiast uparcie szukać przed nimi ucieczki z wiedzą, że one i tak prędzej czy później wrócą. Czasem nawet ze zdwojoną siłą.

- Chodziło o Sheilę - przyznałem nieco zachrypniętym głosem. - Przez wakacje... znowu zacząłem coś do niej czuć. Fakt, początkowo naprawdę mnie denerwowała i może trochę jej zazdrościłem tego, że jej życie zdawało się takie... poukładane. Ale później dostrzegłem w niej mnóstwo pozytywnych cech i nim się obejrzałem, nie mogłem przestać o niej myśleć - ciągnąłem, nerwowo bawiąc się palcami. Nie byłem przyzwyczajony do podobnych wyznań. - Zostawienie jej tak wiele kilometrów stąd boli mnie do tej pory. Ale czuję, że to było jedyne wyjście, byśmy mogli skupić się na sobie i odciąć od przeszłości. Chciałem przestać zauważać w niej podobieństwa do dziewczynki, którą była. Chcę widzieć w niej przyszłość.

- Ja odpadam - stwierdził mój tata, tym samym nieco rozładowując atmosferę. - Ty z nim gadaj, Shirley, ja w tym momencie wymiękam - zwrócił się do żony, która przewróciła oczami. Uśmiech na jej twarzy zdradził jednak, że nie miała mu tego za złe.

- I dobrze. Znając ciebie, kazałbyś znaleźć mu kogoś nowego jeszcze w tym tygodniu - ironizowała. - Daj sobie czas, Connie. - Spojrzała w moją stronę. - I jeśli wciąż kwestionujesz słuszność swojej decyzji, wiedz, że nie powinieneś. Już teraz widzę w tobie zmianę. Jesteś dojrzalszy i widać, że się starasz. Wiem, że to boli, ale... może czasem warto zrezygnować z czyjegoś szczęścia na rzecz swojego?

Westchnąłem, analizując jej słowa. Może rzeczywiście miała rację? Może czasem zbudowanie własnego szczęścia wymagało poświęcenia?

- Czułem, że jeśli wybrałbym relację z Sheilą, prędzej czy później bym ją zranił. Zależało mi na niej. I może trochę bałem się, że skrzywdzę ją przez to, że czuję, że nie dojrzałem do związku, jakiego ona oczekuje. Zasługuje na wszystko, co najlepsze. A nie kogoś, kto od samego początku chciał jedynie złamać jej serce, a następnie uciekł jak tchórz.

Mama przyciągnęła mnie do siebie. Poczułem zapach jej słodkich perfum, a następnie przymknąłem powieki, opierając głowę na jej ramieniu. Nawet nie sądziłem, że aż tak potrzebowałem bliskości własnej rodzicielki. Tej, której miłość zdarzyło mi się odrzucić nieraz.

- Zawsze będziemy cię wspierać, Connor - obiecała szeptem. - I nawet jeśli w ostatnim czasie wspieraliśmy Sheilę, ani na moment o tobie nie zapomnieliśmy. Jesteś naszym synem. I chociaż czasem ciężko nam za tobą nadążyć, to się nigdy nie zmieni.

Nie zauważyłem nawet momentu, w którym tata przyłączył się do uścisku, czochrając moje włosy.

- Kochamy cię - wyznał.

W moim sercu rozlało się przyjemne ciepło.

Wreszcie poczułem, że chaos, który panował w mojej głowie, zaczął powoli rozkładać się na coś o wiele prostszego.

Jednak podświadomość mówiła, że był to jedynie mały krok w kierunku całkowitego uporządkowania zagmatwanych myśli. Mimo to chciałem podjąć tę walkę.

~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~ ❆ ❅ ~

Rodzice zostali u mnie przez najbliższe trzy dni. W tym czasie poznali trochę mojego życia. Byli ze mną w księgarni, w której pracowałem. Pan Herman odpowiednio ich ugościł, częstując trzymanymi za ladą ciasteczkami i herbatą, którą zazwyczaj robił na zapleczu. Przegadali praktycznie całą moją zmianę, a do mnie docierały jedynie ich przytłumione głosy i głośne wybuchy śmiechów.

Kiedy już pojechali, uprzednio grożąc, że jeśli nie przyjadę w następne święta, to wynajmą kogoś, kto mnie porwie i zabierze do Malibu, postanowiłem zaproponować wspólne wyjście Agnes. Kawiarnia niedaleko uczelni stawała się coraz częstszym miejscem naszych spotkań, jednak nie przeszkadzało mi to. Serwowali naprawdę dobrą kawę i całkiem smaczne desery.

Zacząłem przeglądać Instagrama. Polubiałem zdjęcia jakichs celebrytów i przejrzałem kilka relacji nowo poznanych znajomych Agnes. Nie przedstawiały jednak niczego ciekawego. Flora wstawiła zdjęcie z kawą, a Rebecca i Logan godzinę temu odwiedzili pobliskie kino. Westchnąłem, dalej przesuwając palcem po ekranie. Zatrzymałem się dopiero, gdy moim oczom ukazało się zdjęcie pochodzące z profilu Sheili. Serce zatrzymało mi się na moment. Dziewczyna nie wstawiała nic od początku wakacji.

Czas stanął w miejscu, gdy okazało się, że nie było to byle jakie zdjęcie. Przedstawiało ciemnowłosą dziewczynę, która nachylała się nad twarzą wysokiego chłopaka, którego rozpoznałem praktycznie od razu. Był to widok, który wyrył się w mojej pamięci na zdecydowanie za długi czas. Joshua Olson, który trzymał dłoń na policzku Sheili Bennett. Którego usta łączyły się z jej w na pierwszy rzut oka uroczym pocałunku.

Jednak nie wiedząc czemu, moja reakcja wcale nie była pozytywna. Ba, daleko było mi do wykrzesania z siebie chociaż krzty radości. Mina zdecydowanie mi zrzedła, a twarz pobladła. Musiałem odłożyć telefon na blat i wziąć dwa wdechy. Cały czas analizowałem, czy to, co zobaczyłem, nie było jedynie głupim przywidzeniem...

- Co jest? - spytała Agnes, dostrzegając moją niezadowoloną minę.

Vargas nie czekała jednak na moją reakcję. Porwała urządzenie, które przed chwilą tkwiło w mojej dłoni. Od razu zaczęła lustrować uważnym spojrzeniem wciąż ukazujące się na wyświetlaczu zdjęcie. Zmarszczyła brwi.

- To jest dziewczyna, na której jeszcze niedawno mi zależało - wyjaśniłem. Agnes oparła głowę na zgiętej w łokciu dłoni. - Z kuzynem swojej przyjaciółki.

Dziewczyna przyjrzała się jeszcze raz fotografii, którą sam wolałem wymazać z pamięci.

Nawet nie miałem pojęcia, skąd wzięły się we mnie tak silne negatywne emocje. Przecież życzyłem Sheili jak najlepiej. Chciałem, żeby odnalazła swoje szczęście. Powinienem ją w tym wspierać.

Jednak w żaden sposób nie mogłem stłumić ukłucia, które poczułem w okolicy serca.

- Byliście razem? - spytała Agnes, lecz nie uniosła na mnie wzroku, który wciąż pozostał utkwiony w nieco przyciemniony ekran telefonu.

- Nie do końca - przyznałem. - To... dość długa historia.

- Mamy czas.

Westchnąłem.

Prawdę mówiąc, wcale nie chciałem wracać myślami do naszej historii, a tym bardziej opowiadać ją na głos. Lecz w zachęcającym uśmiechu siedzącej naprzeciwko mnie dziewczyny pojawiło się coś, co sprawiło, że zechciałem się przed nią otworzyć.

Wtedy po raz pierwszy odczułem, że zaczynałem ufać Agnes Vargas.

- Kiedy byliśmy razem, wspominałem ci o niej, nie wiem, czy pamiętasz. - Dziewczyna przygryzła wargę, starając się przywołać w pamięci jakieś wspomnienie. Mimo to opowiadałem dalej: - Przyjaźniliśmy się, później się zauroczyłem i kiedy wyznałem jej miłość, odrzuciła mnie. A później przyjechałem tutaj. Ma na imię Sheila.

- Racja - wtrąciła Agnes, opierając głowę na łokciu. - Nie wiedziałam, że to ta Sheila...

- Spotkaliśmy się ponownie na tych wakacjach - odważyłem się kontynuować. Po moich plecach przeszły sygnalizujące zażenowanie ciarki na samą myśl, jakie słowa opuszczą moje usta. - Wtedy chciałem odegrać się na niej i złamać jej serce. Chciałem, żeby to ona się we mnie zakochała. Wiedziałem, że i tak wyjadę, więc plan był naprawdę prosty. Rozkochać ją w sobie, później powiedzieć, że te wakacje nic dla mnie nie znaczyły i wrócić do Denver. Tylko że...

- Sam wpadłeś - dokończyła za mnie.

Z perspektywy czasu ten plan był... po prostu żałosny i dziecinny. Wtedy wydawało mi się, że zemsta jest najlepszą formą wymierzenia sprawiedliwości. Szybko okazało się, że stanowi jedynie kolejne źródło problemów.

- To było tak strasznie głupie - przyznałem. - Ale i tak teraz wszystko zepsułem. Zresztą właśnie dlatego wróciłem tutaj...

Vargas uśmiechnęła się smutno, przytakując. Wreszcie otrzymała odpowiedź na pytanie, które zaprzątało jej myśli od naszego pierwszego spotkania. Lecz mimo to wcale nie czuła się specjalnie usatysfakcjonowana

- Zakochaliśmy się w sobie, zabrałem ją na randkę, pocałowałem ją, a potem... dotarło do mnie, że to dzieje się za szybko - westchnąłem i upiłem łyk napoju. - Nie byłem gotowy na związek. Nie potrafiłbym dać jej tego, czego ode mnie oczekiwała. Czułem, że muszę uporać się ze wszystkim sam. Dlatego postanowiłem wyjechać wcześniej. Próbowała mnie zatrzymać. I przysięgam, gdybym mógł cofnąć czas, zostałbym wraz z jej jednym słowem. Cholernie żałuję, że jej nie posłuchałem.

Agnes przyglądała mi się badawczo. Skupiała się na całej mojej historii i każde wypowiedziane przeze mnie zdanie traktowała poważnie.

- Nie żałuj - odezwała się w końcu. - Każda decyzja do czegoś prowadzi, Connor. Okej, nie wszystkie z nich są zawsze dobre, ale trzeba wziąć to na klatę, a nie płakać nad rozlanym mlekiem.

Spojrzałem na telefon, który wciąż leżał na blacie zwrócony w stronę dziewczyny. Po chwili namysłu weszła na profil Sheili i zaczęła przeglądać jej starsze posty.

- Od zawsze miałeś słabość do blondynek - skomentowała ze śmiechem. - Jest przepiękna. I chociaż nie widzę dobrze jej twarzy, myślę, że brąz też bardzo jej pasuje.

Uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż w środku wciąż drżałem, myśląc o słowach, które chwilę temu opuściły moje usta.

Kiedy pewnego dnia natrafiłem na relację Noel, na której zauważyłem Sheilę w nowej fryzurze, na moment odebrało mi mowę. Wyglądała... inaczej. Ciemny odcień dodawał jej pewnej zadziorności, a jednocześnie nie ujmował delikatności, którą zawsze wyróżniała się w moich oczach. Miałem wrażenie, że ta dziewczyna wyglądałaby pięknie w każdej odsłonie.

- Jest - przyznałem szczerze. - Ale to sprawa drugorzędna. Dla ludzi, których kocha, zrobiłaby absolutnie wszystko. Jest strasznie wyrozumiała, troskliwa, wrażliwa - opisywałem, wpadając w jakiś dziwny słowotok. - Jest jak... anioł - dokończyłem i dopiero po chwili dotarło do mnie, co właściwie powiedziałem.

Agnes obdarowała mnie uśmiechem.

- Ja już nie wiem, co robić - wyznałem, nerwowo przeczesując włosy. - Przyjechałem tu, żeby rozwiązać wszystkie swoje problemy i wziąć się w garść, ale po prostu nie wiem, jak to zrobić.

- Musisz wybić sobie z głowy Sheilę. Przynajmniej na jakiś czas - poradziła, a we mnie uderzyła fala ciepła. - Samo to, jak o niej mówisz, pokazuje, że wciąż nie jest ci obojętna.

- Staram się o niej zapomnieć, ale... to nie jest takie proste. Zwłaszcza że... to głupie, ale momentami strasznie mi ją przypominasz.

Dziewczyna położyła dłoń na mojej, chcąc dodać mi otuchy.

Odetchnąłem, opierając się wygodniej o oparcie kanapy. Miałem wrażenie, że coraz bardziej gubiłem się w tym wszystkim.

- Myślę, że mógłbyś porozmawiać z moją mamą. Jak mówiłam, jest psycholożką i na pewno pomoże ci uporządkować ten cały bałagan, który masz teraz w głowie. - Już miałem zaprotestować, lecz Agnes dodała: - Nie chcę słuchać litanii o tym, że poradzisz sobie sam. Czasem warto sięgnąć po pomoc. Nie ma w tym nic złego ani tym bardziej wstydliwego.

- Obawiam się, że będzie ciężko znaleźć mi pieniądze - dodałem ciszej, spuszczając głowę.

- Ogarnę to - zapewniła. - Może w zamian zrobiłbyś dla mnie przysługę?

- Zależy jakiego rodzaju - mruknąłem.

- Pamiętam, że kiedyś przyjaciel twojego ojca lubił majsterkować przy samochodach i pokazał ci co nieco - zaczęła. - Coś mi się zepsuło w aucie, a mój ojciec oprócz tego, że nie ma czasu, to ostatnio ma jakieś problemy z okiem. A ostatnie wydatki odsunęły wizytę u mechanika na dalszy plan.

- To było dawno - westchnąłem. - Nie wiem, czy będę wiedział, co robić.

- Nie zaszkodzi spróbować. - Uśmiechnęła się. - Jak nie, to spokojnie, mam w zanadrzu sporo rzeczy, które mógłbyś dla mnie zrobić.

Na moje wargi wstąpił kpiący uśmiech.

- Ah, tak?

- Mhm... możesz przykładowo zostać moim prywatnym kucharzem z dostawą, możesz posprzątać mój pokój, zabić kogoś na zlecenie... Coś na pewno wymyślę.

Uśmiechnąłem się w jej kierunku, dopijając swoją kawę.

Zapomnienie o uczuciu do Sheili dotychczas wydawało się niemożliwe. Byłem przekonany, że prędzej piekło zamarznie, niż uda mi się wymazać z pamięci obraz jej uśmiechniętej twarzy, zapachu jej kwiatowych perfum czy dźwięku jej melodyjnego głosu.

Lecz mimo to chciałem przynajmniej spróbować. Może zapominanie w dużej mierze opierało się na celu, który obrałem, wsiadając w pociąg do Denver.

Na ruszeniu do przodu i, co za tym idzie, wsłuchaniu się w głos własnego serca.

==

Hej!

Trochę dłuższy rozdział, dajcie znać, jak wrażenia!

Chciałabym podziękować wam za ponad 1,5 tysiąca wyświetleń. Jesteście moją ogromną motywacją do dalszego pisania, zwłaszcza kiedy dopadają mnie chwile zwątpienia. A przyznam się wam, że podobne myśli miałam wczoraj. Wspaniała jest jednak ta świadomość, że mam dla kogo robić to, co robię i kocham. Dziękuję <3

Jeszcze dwa rozdziały i zamykamy przeszłość w życiu Sheili i Connora. Wreszcie przejdziemy do teraźniejszych wydarzeń, na które mam nadzieję, że czekacie! A jako iż za parę dni majówka... może chcecie jakiś mały maraton na miłe rozpoczęcie miesiąca? Zwłaszcza że kolejne rozdziały są nieco krótsze i opierają się bardziej na refleksjach niż większej akcji. Dajcie znać <3

Tymczasem życzę wam miłego przyszłego tygodnia i do następnego!!

Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#GSZPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro