Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Potrzebujemy więcej dowodzących.-Rzekł stanowczo KANAREK, a we mnie coś pękło.

-I skąd mam ich niby wziąć?!-Wydarłem się na blaszaną puszkę, która zdaniem mojej siostry jest genialna...

-No nie wiem szanowny królu, może byś wykorzystał trzech władców planet, których gościsz?-Do stu tysięcy ogarów, jak ten toster śmie tak do mnie się odzywać?! Jestem władcą do Matki Wiosny!

-Tak oczywiście, dajmy nasze wojska w ręce potencjalnym wrogów!-Krzyknąłem.

***

Elizabeth, błagam daj mi więcej cierpliwości do twego brata idioty.

-Ależ królu, w chwili obecnej żadne z nich nie jest w stanie zadziałać na naszą niekorzyść.-Powiedziałem opanowanym głosem, i nie dlatego, że jestem spokojny. Elizabeth właśnie takie zachowanie w stosunku do tego glurbaka mi zaprogramowała i chwała jej za to.

-Niby skąd ten pomysł durna puszko?!-Czy wyjęcie sobie co ważniejszej części pomoże mi z nim wytrzymać? Pewnie nie... Uganianie się za Ruby zabiło resztę jego szarych komórek. Niby jest ładna, ale to jeszcze nie to. Najpiękniejszą kobietę stworzy Elizabeth...

-Żadne z nich obecnie nie ma władzy, ale doświadczenie już tak. Możemy zaproponować im układ wzajemnej pomocy. Oni zajmą się dowództwem w czasie wojny, a my udzielimy im wsparcia w dążeniach do tronu.-Brawo mi, król na chwilę przestał gadać. Może nawet przyzna mi rację?

-Beznadziejny pomysł.-O czym to ja mówiłem...-Ale z braku innych pomysłów, muszę przyjąć najgłupszy z możliwych.

***

Jak ja nie znoszę tego robota, głupia zarozumiała puszka, która jak zwykle ma rację. To jego zrzędzenie, wymądrzanie się... Beznadzieja. . Przemierzam korytarze swojej siedziby pokonując drogę do pokoju Ruby. Już po chwili docieram pod jej drzwi. Podnoszę rękę żeby zapukać i w myślach przeklinam, że nie mam większego zamku. Jak ja mam jej o tym powiedzieć? Markusie to nic takiego. Wchodzisz, mówisz i wychodzisz. Dobra pukam. Niemal od razu słyszę kroki. Markusie weź się w garść. Stwarzaj chociaż pozory...

***

Pukanie do drzwi. Matko Wiosno dlaczego? Patrzę w lusterko i tak, wyglądam trak źle jak myślałam. Potargane włosy, absolutne zero makijażu i pierwsze włosy na nogach. Lepiej być nie może. Ta moja podłamka nie mogła wyjść mi na dobre. Oj tam, idę otworzyć. Ruby pamiętaj pewność siebie to podstawa. Dobra, wdech, pierś do przodu, kpiący uśmiech i otwieram. Oby to nie był Markus...

***

Matko Wiosno czemu ona zawsze musi tak dobrze wyglądać? Jej piżama składa się tylko i wyłącznie z za dużego podkoszulka, przez co mogę podziwiać jej niebotycznie długie nogi, ale to jeszcze nie wszystko. Pozbawiona makijażu wygląda jeszcze lepiej. Wydaje się taka mniej oficjalna. Bardziej swobodnie. Ten efekt potęgują jeszcze drobne kosmyki włosów, które wydostały się z jej fryzury i teraz tak pięknie otulają jej twarz... I właśnie zorientowałem się , że gapię się na nią jak debil. No gratuluję ci Markusie świetny początek współpracy....

***

Czemu on się na mnie ta lampi? Rozumiem wyglądam jak gówno, ale bez przesady. To, że ty jesteś w jak zawsze odstawiony na picuś glancuś nie znaczy, że wszyscy muszą. Ludzie, kto po domu chodzi tak ubrany? Tylko jego twarz odbiegała od reszty. Widniał na niej... Niepokój?

-Cześć Ruby. Nie wiem od czego zacząć...-Wybełkotał, a ja aż szerzej otworzyłam oczy. Czyżby wielki król Atlantów się stresował?

-Początek byłby dobry.-Syknęłam sarkastycznie na co Markus jeszcze bardziej się spiął.

-Chcesz początku... No dobra.-Odpowiedział już nie zdenerwowanym, ale wrednym tonem.-Gratuluję, zostałaś generałem moich oddziałów.-Skończył mówić a mnie wmurowało w podłogę.

-Że co proszę?!

***

Drogi dzienniczku, Ghrom. Mam mieszkanie! Nadal nie mogę w to uwierzyć. Powoli wychodzę na prostą. Raszel, bo tak nazywa się ten piękny trup, którego poznałem w barze, zaproponowała mi, że mogę u niej wynająć pokój. Jej dom jest naprawdę piękny, a ja wreszcie mam dach nad głową na tym cmentarzysku. Więc sam widzisz, że wszystko powoli się układa. Mam pracę, dom i cudowną, martwą współlokatorkę...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro