Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest piątek, co oznacza, że został tydzień do wylotu. Już w następnym tygodniu samolot zabierze mnie do Stanów i spełni się jedno z moich największych marzeń o studiach za granicą.

- Co myślisz o tym swetrze? - zapytałam Karoliny wyrzucającej z mojej szafy wszystkie ubrania.

- Jeśli chcesz, żeby ludzie patrzyli się na ciebie jak na wariatkę, to jasne, weź go ze sobą. - odpowiedziała z przekąsem moja przyjaciółka, widząc, że w dłoniach trzymam pstrokaty sweter, z mnóstwem różnych kolorów i bliżej nieokreślonym wzorem. - Przykro mi kochanie, ale tego na pewno nie możesz ze sobą zabrać. Masz tyle ładnych ubrań, swetry, golfy. Czemu ich ze sobą nie weźmiesz? Na przykład tego? - zapytała, pokazując na nową bluzę, jeszcze z metką, którą dostałam od niej na urodziny w zeszłym roku.

- Dobra, wezmę ją. - rzuciłam nadal jeszcze obrażona na przyjaciółkę krytykującą mój styl ubierania się. Kiedy w pokoju pojawił się stos ubrań, które postanowiłam ze sobą zabrać, ktoś zadzwonił do drzwi. Tym kimś jak się spodziewałam była Wiktoria, moja druga przyjaciółka, którą również zaprosiłam, aby pomogła mi w pakowaniu. 

- Otworzę! - usłyszałam krzyk mojej mamy z dołu.

- Cześć Wiki, wchodź. Ana jest na górze, w swoim pokoju. - chwilę później dziewczyna siedziała już razem z nami. Zapakowałyśmy do walizek tylko same najpotrzebniejsze rzeczy, co i tak wydawało się jakbym wzięła ze sobą połowę szafy. Wprawdzie wyjeżdżałam na trzy lata, ale cztery walizki nie były mi aż tak bardzo potrzebne. Chyba. Odstawiłam je pod ścianę tak, żeby nikt nie mógł się o nie przypadkiem potknąć, po czym sama usiadłam na ziemi opierając się o zimny tynk. Jęknęłam głośno.

- Głowa mnie już boli od tego wysiłku.

- Jeśli Ty to nazywasz wysiłkiem.. - nie dokończyła Wiktoria ponieważ zobaczyła moje spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że jeśli jeszcze raz się odezwie, to dostanie w łeb. Co najlepsze, ja naprawdę byłam zmęczona, bo nad pakowaniem spędziłyśmy pół dnia. 

- W ramach wypoczynku kawałek ciasta. - Karo podała mi talerz z kilkoma kawałkami słodkości, które sama upiekła i przyniosła ze sobą. Byłam jej wdzięczna, bo jedyne czego teraz potrzebowałam to cukru.

- Do zobaczenia w piątek! - krzyknęły moje przyjaciółki na odchodne, kiedy każda rozjeżdżała się do swojego domu. Pomachałam im na pożegnanie, po czym skupiłam się już tylko na sobie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro