Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak z dziewczynami ustaliłyśmy dnia wczorajszego, o wpół do ósmej przekraczałam próg „Victory Caffe", w którym bywałam coraz częściej. Dzwonek nad drzwiami rozbrzmiał głośno w całym pomieszczeniu informując o nowo przybyłej osobie. Kilka zainteresowanych głów podniosło się na ten donośny dźwięk, lecz tak szybko jak to się stało, stracili też oni zainteresowanie moją osobą i powrócili do swoich zajęć. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłam, że dziewczyny, tak jak się spodziewałam, jeszcze się nie zjawiły. Zdziwiło mnie jednak to, że podczas tak wczesnej pory dnia, prawie wszystkie stoliki były zajęte. Jak na tą godzinę, ludzi było mnóstwo, jednak byłam prawie pewna co do tego, że są oni stałymi bywalcami. Zauważyłam Mike'a siedzącego za ladą. Spojrzał się w moją stronę, więc kiwnęłam mu lekko głową na przywitanie, po czym wahając się, skierowałam swoje kroki w jego stronę. Faktem jest, że zostaliśmy sobie przedstawieni już wcześniej, jednak wciąż nie czułam się zbyt swobodnie, rozmawiając z kimś kogo prawie nie znam. Czas wyjść poza swoją strefę komfortu, pomyślałam.

- Cześć. - rzuciłam, aby jakkolwiek zacząć rozmowę. Nie za bardzo chciałam się w nią angażować, bardziej potrzebowałam czegoś dla zabicia czasu.

- Hej. - usłyszałam dość entuzjastyczną odpowiedź. - W takim razie, już za.. - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy podczas której chłopak spojrzał na zegarek. - Już za godzinę, będę mógł nazywać Cię studentką. - zobaczyłam na twarzy chłopaka uśmiech. 

- Na to wygląda. - również się uśmiechnęłam, ale Mike chyba wyczuł mój stres, ponieważ zaraz zapytał - Stresujesz się? 

- Ughh bardzo. - ukryłam twarz w dłoniach. Może i wyglądałam na spokojną, jednak w środku serce biło mi tak szybko, że nie byłam w stanie oddychać. Byłam bliska ataku paniki. Dlatego jak najszybciej powinnam się czegoś napić. 

- Mogę szklankę wody? - zapytałam. 

- Jasne. - wstał zza lady. Chwilę później, coraz bardziej drżącą ręką chwyciłam szklankę, opróżniając ją tak szybko jakby od tego zależało moje życie. Po części tak właśnie było. Chwilę czasu zajęło mi dojście do siebie, jednak zanim znów zaczęłam funkcjonować i kontaktować normalnie, a szumienie w głowie ustało, dzwonek znajdujący się przy drzwiach rozbrzmiał po raz kolejny. Tym razem osobami odwiedzającymi były Chel i Ash. Machnęłam ręką w ich stronę, dając tym znak aby podeszły. 

- Mała obsuwa. Korki. - rzuciła brunetka, nonszalancko machając ręką. Miała na sobie czarny garnitur, ze srebrnymi dodatkami i biżuterią. Ashley ubrała czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę oraz jasno różową marynarkę. Oba stroje pasowały do dziewczyn bardzo dobrze, podkreślając tym ich atuty. 

- Serio masz zamiar zwalić wszystko na korki? Ta sierota zapomniała nastawić sobie budzika. Wstała dopiero kiedy usłyszała moje próby dobijania się do jej drzwi. - mocno gestykulowała blondynka, odniosłam wrażenie, że gdyby nie miejsce publiczne, udusiłaby swoją siostrę. 

- Twoje groźby wezwania straży nie mogły mnie NIE obudzić. - wzruszyła ramionami dziewczyna, akcentując wybrane słowa oraz nic nie robiąc sobie z wyrzutów siostry, co jeszcze bardziej denerwowało tę drugą. 

Postanowiłyśmy usiąść razem przy ladzie, ponieważ wszystkie stoliki były pozajmowane. Przyglądałam się dziewczyną i kompletnie nie mogłam dostrzec żadnego strachu czy oznak stresu na ich twarzach. Były spokojne, co po części udzieliło się i mnie. Siedząc w towarzystwie tej trójki czułam się naprawdę swobodnie, a z rozmów o studiach płynnie przeszliśmy na luźne tematy, kiedy w końcu Mike zapytał czy chcemy coś zamówić. Zgodnie stwierdziłyśmy, że szarlotka będzie dobrą opcją. Jednak nie mogło obyć się bez zbędnych zgrzytów, a kolejną ''rozrywkę'' w postaci małej kłótni postanowiły zafundować nam dziewczyny. Z Mikiem spoglądaliśmy na siebie co chwilę, śmiejąc się pod nosem z rzucanych w swoją stronę komentarzy. Postanowiliśmy jednak nie pokazywać, że nas to bawi. Niestety nie udało mi się i chwilę później parsknęłam śmiechem, ale w tym samym czasie chłopak postanowił przyjść mi z pomocą i aby odwrócić uwagę dziewczyn zapytał:

- Tak w ogóle, o której wy macie to rozpoczęcie? - w tym momencie sama zorientowałam się, że jest już późno. A nawet bardzo późno. 

- Co?! - podniosłam głos, prawie się przy tym dusząc kawałkiem szarlotki, którą razem z dziewczynami zamówiłyśmy. - O cholera. Za dziesięć ósma! - znów podniosłam głos, aby podkreślić powagę sytuacji w której się znalazłyśmy. A raczej jej beznadziejność, tym samym zwracając na siebie uwagę kilku osób posyłających nam krytyczne spojrzenie. 

- Nie zdążymy. Mamy dziesięć minut, a  samym samochodem jest piętnaście. Nie ma szans. - powiedziała Ashley lekko wystraszonym głosem. Przez te kilka dni od kiedy ją znam, zdążyłam już zauważyć, że Ash cały czas się czymś przejmuje. Nawet mało ważnymi sprawami. 

- To co teraz? - przejęła się Chel, która nigdy tego nie robiła i większość rzeczy była jej obojętna. 

- Musimy po prostu pobiec. Może uda nam się złapać taksówkę gdzieś w trakcie. - wymyśliłam na poczekaniu. Reakcja na mój pomysł była nijaka, a nawet spotkała się z grymasem na twarzach, jednak był to nasz jedyny sposób dostania się na uczelnię, zważywszy, że nikt nie wpadł na żaden, który byłby lepszy. Tak właściwie to mój pomysł był jedynym. 

- Lećcie już. Wszystko na koszt firmy. Jako zniżka dla nowych studentek. - uśmiechnął się do nas chłopak, po czym zaczął siłą wypychać z lokalu, abyśmy tylko się nie spóźniły.

W tym samym momencie kiedy zaczęłyśmy biec, zdałam sobie sprawę, że moja kondycja jest na poziomie zerowym. Bardzo szybko poczułam zawroty głowy, a szumienie w głowie powoli dawało o sobie znać. Nie uprzedzając gwałtownie się zatrzymałam, czym wywołałam cichy jęk jednej z dziewczyn, która na mnie wpadła. 

- Mogłaś uprzedzić. - rzuciła nieco oschle brunetka próbując złapać równowagę, jednak szybko załapała, że coś jest nie tak, ponieważ zapytała:

- Ej, wszystko ok? Blada strasznie się zrobiłaś. 

- Muszę na chwilę usiąść. - po tych słowach opadłam na krawężnik, nie zważając, że mogę pobrudzić sobie ubranie. Głowę trzymałam lekko pochyloną w dół, co jednak nie przynosiło większych efektów. Ból głowy nasilał się coraz bardziej. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Z wdzięcznością wzięłam butelkę wody, wypijając jej zawartość. Nie czułam się najlepiej, ale na uczelnię tak czy siak musiałyśmy dotrzeć. 

- Chyba możemy iść dalej. - oznajmiłam powoli podnosząc się z ziemi i starającym się nie robić gwałtownych ruchów.

- Napewno? Jeśli się źle czujesz, możemy jeszcze chwilę poczekać. - podała mi swoje ramię Ash, abym mogła się na nim wesprzeć. 

- Nie trzeba. - powiedziałam idąc coraz szybciej. 

- Na pewno? 

- Tak. 

- Tylko może idźmy trochę wolniej? Te buty zdecydowanie nie są stworzone do biegania. - zobaczyłam na twarzy Rachel grymas, kiedy palcem wskazała swoje czarne botki na dość wysokim obcasie. 

- Ja rozumiem, że jesteś niska i w ogóle, ale akurat te buty mogłaś sobie darować. - odgryzła się niebieskooka.

- Błagam was, po prostu chodźmy. I tak już pewnie nie zdążymy. - po tych słowach ruszyłyśmy we trzy dalej. Jednak po przejściu zaledwie metra zobaczyłyśmy nadjeżdżający samochód - taksówka. Szybko wyciągnęłam do niego rękę, nie spodziewając się jednak, że zatrzyma się ona na środku ulicy. Kiedy, ku mojemu zdziwieniu, tak się stało, zgodnie stwierdziłyśmy, że musimy wyglądać na naprawdę zdesperowane, że ktoś się nad nami zlitował. Nie czekając na specjalne zaproszenie otworzyłyśmy drzwi, podając kierowcy adres. Zaznaczyłyśmy, że bardzo nam się spieszy, co nie było najlepszym pomysłem, ponieważ nie zdążyłyśmy nawet zapiąć pasów, a mężczyzna w średnim wieku już rozwijał zawrotne prędkości, traktując bardzo poważnie nasze wcześniej wypowiedziane słowa. 

Dzięki takiemu zaangażowaniu, dokładnie dwie po ósmej stałyśmy przed drzwiami Art University. Na pewno nie tak wyobrażałam sobie pierwszy dzień na uczelni. 

- Ale przynajmniej zdążyłyśmy. - odetchnęła z nie udawaną ulgą brunetka. Pokręciłam tylko głową śmiejąc się pod nosem. Drzwi wejściowe były lekko uchylone, więc nie tracąc czasu postanowiłam wejść do środka, czym spowodowałam zwrócenie na siebie uwagi Rachel, która zaraz potem udała się za mną, ciągnąć przy tym Ashley. Podczas gdy inni błądzili szukając odpowiedniego pomieszczenia, wraz z brunetką i blondynką, we trzy udałyśmy się do auli. Tej samej, którą znalazłyśmy ostatnio. Minęłam już kilka osób w przeróżnym przedziale wiekowym. W niektórych z nich można było rozpoznać profesorów, jednak zdecydowaną większość tworzyli studenci, ale była to tylko część. Zdecydowana większość znajdowała się już w dużej przestrzeni, znacznie odróżniającej się od reszty uczelni. Zamiast nowoczesnego stylu, wszystko wokół wyglądało jak z innej epoki. Mnóstwo kolumn oraz drewniane ławki. Kolory ścian też niestety wymagały odświeżenia. Jednak pomimo tych małych niedociągnięć, aula miała swój urok. Moje rozmyślania przerwał głos brunetki. 

- Trochę jak w kościele. - powiedziała Chel lustrując wszystko wokół. 

- Nie jest najgorzej. - wyraziła swoje zdanie blondynka wzruszając ramionami. Chyba nie za bardzo wiedziała jak może to skomentować, więc aby nie musieć tego robić, dziewczyny po prostu poszły w drugą stronę. 

- Mi tam się podoba. - usłyszałam w pewnym momencie głos za plecami. Odwróciłam się, a moje oczy spotkały się z wesołym wzrokiem dziewczyny o brązowych oczach. Od razu, kiedy tylko na nią spojrzałam zauważyłam, jaka jest blada. Jej rude, lekko falowane włosy dodawały jej uroku, a wręcz trupio blada karnacja dawała znać, że dziewczyna nie jest stąd. Dość wysoka i szczupła, to mogłam o niej powiedzieć.

- Morales. - przedstawiła się. - Ale większość nazywa mnie po prostu Mora. - wyciągnęła w moją stronę rękę. Przyjęłam ją również się przedstawiajac. Pomyślałam, że dobrze by było nawiązać jakieś nowe znajomości. 

- Pasuje do ciebie. Anastazja. Ana. Ładnie brzmi. Jesteś stąd? - zapytała nagle dziewczyna. 

- Z Polski. Ale przyjechałam tutaj na studia. A ty? 

- Też nie stąd. Z Argentyny. - uśmiechnęła się. 

- To wyjaśnia dlaczego masz taką urodę. - kiedy wypowiedziałam te słowa, Mora spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem, szybko przyszłam jej z wyjaśnieniem. - Twoja blada cera zdradza, że nie jesteś Amerykanką. - dziewczyna pokiwała tylko głową na znak zrozumienia.

- Może chcesz pójść i poznać moje przyjaciółki? - zapytałam, czym wywołałam zdziwienie sama w sobie, co starałam się dość mocno i chyba nienaturalnie ukryć. Rachel i Ashley znałam dopiero od kilku dni, i właśnie pierwszy raz od tego czasu nazwałam je przyjaciółkami, sama nie wiedząc czemu. Być może tęskniłam po prostu za moimi przyjaciółkami, które zostały za oceanem? Przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam.

- Jasne. - odpowiedziała rudowłosa na zadane wcześniej pytanie. - A gdzie one są? - spojrzała wyczekująco unosząc do góry jedna brew. 

- Nie wiem, ale za chwilę na pewno je znajdziemy. Daleko nie są, prawda? - posłałam dziewczynie uśmiech, który natychmiast odwzajemniła. Krążyłyśmy we dwie wokół ludzi, jednak po moich przyjaciółkach nie było śladu. Nie mogłyśmy ich znaleźć jakby co najmniej zapadły się pod ziemię. 

- Może po prostu musiały na chwilę wyjść? - podsunęła mi pomysł Mora. 

- Powiedziałyby mi. - dalej nie przestawałam się rozglądać, próbując wypatrzeć chociaż jedną z nich. 

- Może musiały na chwilę wyjść, a że myślały, że zajmie im to chwilę, to Ci nie mówiły. Pewnie nie spodziewały się, że będziesz je szukać. - starała się mnie uspokoić. Jednak nie dawałam za wygraną. Po kilku chwilach sprzeczki w drzwiach wejściowych na aulę pojawiły się moje przyjaciółki. Byłam zła i już chciałam do nich iść, ale z mikrofonu wydobył się donośny, piszczący głos proszący, aby zająć sobie miejsce. Z niechęcią usiadłam w drewnianej ławce wsłuchując się w słowa profesora, który wygłaszał coś w stylu przemówienia. Zaraz po nim na scenę wszedł około dwudziestopięcio letni mężczyzna, jak przypuszczałam - z drugiego roku, który miał za zadanie nas powitać. 

Po prawie dwóch godzinach siedzenia w miejscu moje kości nie chciały współpracować, kiedy trzeba było wstać. Wszystko w nich mi strzelało przyprawiając o niepotrzebny ból, na co uwagę zwróciła Mora. 

- Może polecić Ci jakiegoś masażystę? 

- Raczej nie, ale dzięki. - machnęłam ręką, ponieważ po części byłam już do tego przyzwyczajona. 

- Na pewno? Bo po tym co przed chwilą usłyszałam, to tak trochę jakbyś miała sto lat. - sarknęła moja towarzyszka. 

- Na sto procent. Jeśli będę chciała do jakiegoś iść, na pewno Ci o tym powiem. - szturchnęła ją lekko łokciem. W tym samym momencie kiedy skończyłam mówić, przede mną stanęły siostry. 

- Gdzieś ty była? - zapytała z wyrzutem jedna z nich. 

- Gdzie ja byłam? - wskazałam na siebie palcem. - Raczej gdzie wy byłyście? Szukałam was wszędzie. Chciałam wam przedstawić More. - odwróciłam głowę, aby spojrzeć w brązowe oczy dwudziestoczterolatki.

- No my też Cię szukałyśmy. - wzruszyła ramionami Chel co, jak zauważyłam, było jej tikiem nerwowym. Wszystkie trzy przywitały się po czym zaczęły luźną rozmowę. Co jakiś czas się do niej włączałam, jednak byłam trochę nie w temacie, poza tym nie interesowała mnie ona aż tak bardzo jak na przykład brunetkę, która co chwilę wybuchała śmiechem oraz ostro gestykulował rękoma, dokładnie tak samo jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Rachel wszędzie było pełno. Zwracała na siebie uwagę, cały czas chciała być w centrum, żeby każdy się nią interesował, co nie przeszkadzało jej ani trochę. Natomiast Ashley była jej zupełnym przeciwieństwem. Zrównoważona, spokojna, mogę chyba nawet powiedzieć, że lekko wycofana, stopowała siostrę, kiedy ta ekscytowała się czymś za bardzo lub popadała w skrajne emocje. Jeśli chodzi o rudowłosą, to mogłam się pokusić o stwierdzenie, że była kopią brązowookiej jeden do jednego. Mówiąc krótko, trafił swój na swojego, czego nie dało się ukryć. Znały się dopiero kilka minut a zachowywały się tak, jakby były przyjaciółkami od zawsze. Miałam nadzieję, że ten znak będzie początkiem zupełnie nowej znajomości, która przetrwa lata. Na tę myśl przypomniały mi się moje przyjaciółki, do których postanowiłam zadzwonić zaraz po powrocie do mieszkania. 

- Jutro mamy pierwsze wykłady. Może zbierzemy kilka osób i pójdziemy gdzieś, tak wiecie, żeby się lepiej poznać, co? - wypaliła Mora. Nie spodobał mi się ten pomysł, nie byłam zbyt rozrywkową osobą. O wiele bardziej wolałam zaszyć się gdzieś z książką, niż wychodzić, jednak jako iż jestem w nowym środowisku i tak jakby zaczęłam nowe życie, postanowiłam przełamać swój lęk i wybrać się razem z innymi, dokądkolwiek by nie szli. 

- Czemu nie? Macie jakiś pomysł, czy ustalimy to dopiero jutro. - zapytałam. 

- Chyba możemy ustalić to jutro, jak już będziemy wiedzieć kto z nami pójdzie. - wyszłyśmy z budynku Art University. 

- Gdzie teraz idziemy? - zadałam pytanie, bo nie wiedziałam czy mam zamawiać taksówkę, czy raczej się wstrzymać. 

- Idziemy do naszej kawiarenki. - założyła na piersi swoje ręce Chel. 

- Znowu? - westchnęłam ciężko. Nie to, że nie chciałam iść. Po prostu wizja spaceru kiedy było tak ciepło nie przypadła mi do gustu za bardzo. Tak właściwie to w ogóle, gdybym miała być szczera. Była jedenasta, czyli prawie południe, kiedy słońce świeci najjaśniej. Nie podobało mi się to.

- Jeśli nie chcesz iść to możemy zamówić taksówkę. - ku mojej uciesze zaproponowała blondynka. Przystałam na tę propozycję. 

- Szczerze mówiąc, też jestem zmęczona i nie chciałoby mi się iść. - poparła mnie Chel.

- Jak myślicie, ile będziemy czekały na taksówkę? - wtrąciła się Ashley. 

- Nie wiem, dziesięć minut? - moje słowa bardziej zabrzmiały jak pytanie, niż jak odpowiedź. 

- Więcej. Gala coraz bliżej, a wszystko tam musi być idealnie, dosłownie dopięte na ostatni guzik. 

- Prawda. - dodała Ash. - W tym roku przygotowania zaczęli wyjątkowo późno, bo festiwal równo za trzydzieści dni. 

- Kiedy zazwyczaj zaczynają przygotowania? - zainteresowałam się, ponieważ nigdy tak naprawdę nie miałam okazji o tym słyszeć. 

- Jakoś dwa miesiące przed. - usłyszałam odpowiedź. 

- Oj. - skrzywiłam się. 

- Może chciałabyś z nami pójść? - zapytały dziewczyny. 

- Macie bilety? - zdziwiłam się. - Skąd? - bardzo zależało mi aby się dowiedzieć. Bilety na takie ważne wydarzenie raczej nie są ogólnodostępne, pomyślałam, a Ashley jakby czytając mi w myślach odpowiedziała. 

- Normalna osoba raczej nie może ich kupić, nam załatwił znajomy. To jak, chcesz iść z nami? - posłała mi uśmiech jedna z sióstr. 

- A macie dla mnie bilet? Bo jeśli tak, to co to w ogóle za pytanie. 

- Bilet to akurat nie problem, da się załatwić. 

- W takim razie, już znacie odpowiedź. - zaśmiałam się. 

Kiedy centralnie przed ławką na której siedziałyśmy zatrzymała się taksówka, spojrzałam na zegarek i tak jak wcześniej rozmawiałyśmy, Ashley miała rację. Minęło więcej niż dziesięć minut. Dojazd gdziekolwiek w najbliższych dniach będzie niestety bardziej utrudniony niż zwykle, ale dla takiego czegoś naprawdę można się poświęcić. Całą trójką wpakowałyśmy się do samochodu, oraz podałyśmy adres. Mijając ulice miasta, zastanawiałam się, gdzie prowadzi każda z nich. Obiecałam sobie, że kiedyś na pewno się dowiem. Obserwowanie ruchu ulicznego za dnia, to jest dosłownie inny wymiar rzeczywistości. Często przyłapuję się na tym, że gdy gdzieś jadę to staram wcielić się w osobę, którą w danym momencie widzę. Rozmyślać o tym jak wygląda jej życia, gdzie mieszka. Czasami mnie to przeraża, a jednocześnie fascynuje. Przez chwilę zapomniałam się, że nie jestem tutaj sama i zatopiłam się w swoich myśląc, dopóki ktoś nie potrząsnął moim ramieniem. 

- Już jesteśmy. - oznajmiła mi Chel. Wysiadając z samochodu zapłaciłam kierowcy i ruszyłam za dziewczynami w stronę kawiarni. Złapałam za klamkę, aby otworzyć drzwi, jednak z impetem zrobił to ktoś inny od drugiej strony. Złapałam się za bolącą rękę, w którą uderzyło ciężkie mahoniowe drewno. Przeklęłam dając upust emocjom, jednak to nie pomogło kiedy zobaczyłam, że całą kończynę miałam czerwoną, powoli zaczynały pojawiać się na niej siniaki oraz zaczęła puchnąć. Ból był coraz większy, jednak zszedł na drugi plan w momencie, jak jakiś chłopak wybiegający z cukierni popchnął mnie, przez co straciłam równowagę. W ostatniej chwili podarłam się drzwi aby nie upaść. Twardo stojąc na nogach odwróciłam się z nadzieją odnalezienia mężczyzny co jak się spodziewałam nie było już możliwe, ponieważ ten gdzieś uciekł. Westchnęłam ciężko i podniosłam z ziemi swoją torebkę, która musiała zsunąć mi się z ramienia już wcześniej. Tym razem nieco ostrożniej złapałam za klamkę wchodząc do środka. Cały czas patrzyłam na swoją rękę, na której z chwili na chwilę pojawiało się coraz więcej siniaków. Dlatego właśnie nie zauważyłam tego co było w środku kawiarni. Zwróciłam na to uwagę dopiero wtedy, kiedy usłyszałam głos Chel. 

- Co jes… - nie dokończyła. Ja też nie byłam w stanie, po tym co zobaczyłam. Wszystko w pomieszczeniu było poprzewracane. Stoliki, krzesła, obrazy zamiast na ścianach leżały na podłodze. Jednym słowem - burdel. Udałyśmy się na zaplecze, aby znaleźć Mike'a. Jednak kiedy tylko go ujrzałam szybko odwróciłam się w drugą stronę. Zrobiło mi się niedobrze, ponieważ chłopak całą twarz miał poobijaną, ze świeżych ran sączyła się krew, a nos ustawiony pod dziwnym kątem, jak zdążyłam zauważyć, był złamany. 

- Co się tam stało? - zapytałam chcąc uzyskać jakąkolwiek odpowiedź. Cała trójka spojrzała na mnie jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę z mojej obecności. Odebrałam to jako znak, że nie powinnam się wtrącać bo to nie moja sprawa. 

- To ja chyba wyjdę. - rzuciłam wycofując się z zaplecza. Zgarnęłam tylko lód, którym miałam zamiar obłożyć sobie obolałą rękę. Nie zdążyłam nawet dobrze wyjść z pomieszczenia a już do moich uszu dotarły krzyki obu dziewczyn. Niestety nie rozumiałam co mówią, ponieważ wszystko zlewało się w jeden dźwięk. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał godzinę przed dwunastą. Posiedziałam chwilę wpatrując się w ścianę, kiedy poczułam, że mój telefon zawibrował. Wyjęłam go myśląc, że to coś ważnego, ale było to tylko powiadomienie z jakiejś aplikacji. Odpisałam na kilka wiadomości od rodziców, natomiast na te od przyjaciółek zamierzałam zareagować później. Nudziło mi się dlatego ucieszyłam się, kiedy po niespełna czterdziestu minutach bezczynnego siedzenia moi przyjaciele wreszcie wyszli z zaplecza.

- Jedziemy do szpitala. Trzeba opatrzeć Mike'a, a tobie przy okazji rękę. - rzuciła pospiesznie Ashley zaraz po tym jak podeszła do stolika przy którym siedziałam. Chel razem z chłopakiem nie pofatygowali się do mnie, tylko stali już przy drzwiach. Lód zostawiłam na ladzie i zgarniając swoje rzeczy wyszłam. Skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Ashley zastąpiła go za kierownicą, ponieważ ten nie był w stanie prowadzić i skierowaliśmy się do najbliższego szpitala. Chłopak wyraźnie nie był zadowolony, że ktoś obcy prowadzi jego samochód, jednak zdawał sobie sprawę, że on sam nie był w stanie tego zrobić.

- W takim razie zna pani wszystkie zalecenia? - zapytał doktor, kiedy po skończonym badaniu kierowałam się w stronę wyjścia z jego gabinetu.

- Tak, wszystko pamiętam. - uśmiechnęłam się i pokiwałam głową odpowiadając któryś raz z kolei na to samo pytanie. Dziś było naprawdę gorąco, a zamknięte okna w gabinecie lekarza jeszcze to potęgowały. Było mi duszno i bardzo chciałam już wyjść, dlatego ucieszyłam się kiedy tym razem lekarz nie miał już nic do dodania. Na krzesłach znajdujących się w korytarzu siedziały obie siostry. Wyglądały jakby od dwóch godzin nie zmieniły pozycji. Zaprzeczał temu tylko fakt, że obie trzymały w dłoniach plastikowe kubeczki z wodą. Usiadłam obok nich odchylając głowę do tyłu. Była piętnasta a zmęczenie bardzo mocno dawało o sobie znać. Oczy zamykały mi się same i musiałam się pilnować, żeby nie usnąć kiedy głowa opadała mi w dół. Zauważyłam, że dziewczyny są w takim samym stanie co ja. Siedziałyśmy w ciszy, ponieważ żadna z nas nie miała ani ochoty ani siły na rozmowę Przypuszczam, że w większości było to spowodowane sytuacją z kawiarni. 

- Idę do łazienki. - oznajmiła w pewnym momencie blondynka. Chwilę później brunetka również wstała i jak mogłam się domyślić, poszła za swoją siostrą. Zostałam sama. I to dosłownie. Wszyscy inni ludzie gdzieś pouciekali tak, jakby zapadli się pod ziemię. Jednak nie trwało to długo, ponieważ niecałe pięć minut później swoją obecnością uraczył mnie Mike, który korzystając z wolnych krzeseł zajął miejsce obok mnie. 

- Jak Twoja ręka? - zapytał patrząc na opatrunek owinięty wokół mojej lewej dłoni. 

- Nie jest źle. Tylko stłuczenie. A ty? Bo nie chcąc Cię urazić, niestety muszę powiedzieć, że nie wyglądasz za dobrze. - skrzywiłam się lekko na wspomnienie twarzy chłopaka jeszcze przed założeniem opatrunku. 

- No bardzo śmieszne, rzeczywiście. - uśmiechnął się chłopak. - A tak serio, z takich poważniejszych rzeczy to chyba tylko złamany nos. Poza tym jeszcze zszyta warga i stłuczenia. - uśmiechnął się chłopak, jednak jak można było sobie wyobrazić, wcale nie było mu do śmiechu.

- Weź nawet nie mów. - wzdrygnęłam się a zaraz potem zrobiłam bardzo dziwny wyraz twarzy. 

- Chyba nie lubisz widoku krwi, co nie?

- Nienawidzę. Nawet małe rany wywołują we mnie odruch wymiotny. Robi mi się słabo, tak jakbym za chwilę miała zemdleć. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Z powodu złych wspomnień widok krwi wzbudza we mnie bardzo skrajne emocje. Gniew, smutek, obrzydzenie. Odpycha mnie to jak nic innego. Jednak od jakiegoś czasu próbuję się przełamać, co jak na razie nie daje większych efektów. Mike więcej się nie odzywał a ja w spokoju mogłam pomyśleć. O wszystkim i jednocześnie o niczym. Ale jak to bywa, coś musiało mi te rozmyślania przerwać. Tym czymś, a raczej kimś były Ashley i Rachel. 

- Wszystko już załatwiliście? - zapytała dziewczyna na co razem z chłopakiem pokiwaliśmy twierdząco. 

- Czyli możemy już wracać?- Raczej tak. - usłyszeliśmy od Mike'a.

- Nareszcie! - wykrzyknęła uradowanym głosem Rachel. Nie dziwię jej się. Spędzić kilka godzin w szpitalu to nie najprzyjemniejsze uczucie. Każdy zabrał swoje rzeczy i razem skierowaliśmy się do wyjścia. 

Opuszczając budynek szpitala, nareszcie poczułam podmuch świeżego powietrza, którego tak bardzo brakowało w środku. Po wcześniejszym zaduchu nie było już nawet śladu. Tylko czysty wiatr rozwiewający wszystko wokół. Naszła mnie ochota aby porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi, co też obiecałam sobie zrobić za jakiś czas. U nich jest aktualnie szósta, a umówmy się, mało kto lubi wstawać o tej godzinie. Zwłaszcza moje przyjaciółki. Dlatego właśnie nie miałam zamiaru im przeszkadzać. 

Siedząc już w aucie chłopaka, którym przyjechaliśmy tutaj wcześniej, zamknęłam oczy tylko na chwilę, co skończyło się tym, że zasnęłam z głową opartą o szybę. Nie był to najlepszy pomysł, ponieważ kiedy tylko samochód ostrzej zahamował, obudziłam się. Chwilę mi zajęło zlokalizowanie gdzie jestem oraz co tak właściwie się dzieje. Kiedy już udało mi się to zrobić i zobaczyłam, że stoimy pod hotelem w którym mam pokój, szybko wysiadłam dziękując za podwózkę. Weszłam do środka potykając się o własne nogi i nie zaprzątając sobie głowy zbędnymi uprzejmościami skierowałam się do windy. Nie byłam zbyt zorientowana, która jest godzina, dlatego właśnie mocno zdziwiłam się kiedy na zegarku zamiast godziny piętnastej zobaczyłam szesnastą trzydzieści. Czas leci zdecydowanie zbyt szybko - pomyślałam. Kiedy winda wreszcie znalazła się na samej górze, nie mogłam już normalnie chodzić, tylko powłóczyłam nogami po podłodze. Dlatego właśnie darowałam sobie dzisiaj rozmowę z przyjaciółkami jak i z rodzicami. Obie przełożyłam na dzień jutrzejszy. Usiadłam na łóżku i podłączyłam telefon do ładowania ponieważ po całym dniu miałam tylko dwadzieścia procent baterii. Jednak siadanie na łóżku nie było dobrym pomysłem, ponieważ byłam tak zmęczona, że chwilę później czułam jak odpływam i po prostu zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro