Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiejszego dnia spędziłam na uczelni tylko dwie godziny, ponieważ jedynym wykładem jaki miałam, był ten o arcydziełach sztuki współczesnej. I mimo, że był krótki, to czułam się po nim niesamowicie zmęczona, co jak przypuszczałam, w większości było spowodowane niewyspaniem. Do mieszkania wróciłam bardzo późno. I tak samo późno się położyłam. Zdecydowanie powinnam przestać niszczyć swój zegar biologiczny. Z kubkiem kawy w dłoni wyszłam na dziedziniec i przysiadłam na murku, czekając na przyjście sióstr, które pilnie musiały załatwić coś związanego z papierami. Nie zagłębiałam się w to, tylko obiecałam, że na nie poczekam, ponieważ razem miałyśmy wybrać się na poszukiwanie sukienek, w których będziemy mogły pokazać się na festiwalu.

Siedziałam tak i czekałam, a niedługo potem swoją obecnością zaskoczył mnie Ethan, który niespodziewanie założył mi rękę na ramię. Uśmiechał się wesoło, jak zawsze. Widziałam się z nim dzisiaj po raz pierwszy.

- No proszę, a kto to się dzisiaj spóźnił na zajęcia? - zaśmiał się na co trąciłam go w ramię. Jednak ten zamiast przestać, nabijał się jeszcze bardziej. W końcu i ja zaczęłam śmiać się razem z nim.

- Jestem tak niewyobrażalnie zmęczona, że nawet nie masz pojęcia. Spałam tak krótko, że kiedy w pewnym momencie oparłam głowę na ręce, byłam bliska zaśnięcia. - oznajmiłam zgodnie z prawdą mojemu towarzyszowi. Chłopak zagwizdał i zrobił udawaną, złą minę, na co znów lekko go pacnęłam.

Rozmawialiśmy bardzo długo i moglibyśmy tak trwać jeszcze dłużej, gdyby nie Chel i Ash, które nareszcie wyłoniły się z budynku, przerywając tym samym naszą dyskusję na jakiś błahy temat.

- Matko, ile czasu ona nas tam trzymała. - złapała się za głowę, po czym wyrzuciła ręce w powietrze. Ashley jak zwykle była o wiele mniej rozemocjonowana, na jej twarzy pojawił się tylko lekki grymas, jednak nic się nie odezwała.

- Załatwiłyście już wszystko? - zapytałam, a one w odpowiedzi pokręciły tylko twierdząco głowami. Jednym, szybkim ruchem wywinęłam się z uścisku Ethana, który wydał jęk niezadowolenia i wyrzucając kubek po kawie do kosza na śmieci, klasnęłam w dłonie mówiąc

- W takim razie możemy iść. - otrzepałam niewidzialny kurz z dżinsów.

Pożegnałyśmy się z Ethanem dalej siedzącym na murku, kierując się, tym razem, do samochodu Chel. We trzy wpakowałyśmy się do środka białego, lśniącego bmw i opuściłyśmy parking uczelni. Po raz kolejny musiałam słuchać przeklinania dziewczyny, która zdenerwowana i zniecierpliwiona stała na jednych i tych samych światłach już dziesięć minut. Zamknięte ulice w centrum miasta powodowały masę korków, których w żaden sposób nie dało się objechać, dlatego, chociaż byłam osobą spokojną, ta sytuacja denerwowała nawet mnie. Prawie czterdzieści minut później parkowałyśny pod ogromną galerią w samym centrum. Rachel najszybciej wysiadła z auta przy okazji mocno trzaskając drzwiami. Nie jeden chłopak złapał by się za głowę.

- Szybciej bym tu na piechotę doszła, niż tym pieprzonym samochodem dojechała. - rzuciła kręcąc głową. Była zła, to było widać.

- Nie bądź już taka. Pomyśl, że festiwal wynagrodzi nam to wszystko. - uśmiechnęłam się do niej. Ta tylko prychnęła.

- Tak, jasne. - w jej głosie można było wyczuć jeszcze nutkę naburmuszenia. Postanowiłam z nią dalej nie dyskutować, bo i tak wiedziałam, że nie miałoby to żadnego sensu. Rachel tylko niepotrzebnie by się nakręciła, mogłoby paść kilka słów za dużo. A tego zdecydowanie żadna z nas nie chciała.

Skierowałyśmy się w stronę dużych, automatycznych drzwi, aby zaraz potem udać się do najbliższej kawiarni. Osobiście jej nie znałam, jednak z polecenia dziewczyn dowiedziałam się, że jest ona najlepsza oraz, że jest jedną z popularniejszych sieci takich kawiarni. Dlatego zdając się na słowa moich nowych przyjaciółek, byłam właśnie w trakcie zajmowania jednego z miejsc w samym rogu pomieszczenia.

- W takim razie co mi polecacie? - zapytałam, ponieważ tego dnia chciałam całkowicie zdać się na siostry.

- To jest pyszne. Musisz spróbować, serio. - obie w tym samym czasie palcem wskazały jakąś pozycję w menu, której nazwy nie potrafiłam nawet wymówić, czego też nie próbowałam robić. Skrzywiłam się, kiedy doczytałam napis „Extra sugar" obok.

- A coś mniej słodkiego? - zrobiłam spęszoną minę.

- Możesz poprosić bez cukru. - zaśmiała się Rachel.

I tak właśnie zrobiłam. W trakcie czekania na nasze zamówienia, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym nie było dużo ludzi, czemu w zupełności się nie dziwiłam. Był środek tygodnia, dlatego większość ma pewnie wystarczająco zajęć które muszą wykonać, co sprawia, że nie mają czasu na bezcelowe szwędanie się po galeriach.

- Państwa zamówienie. - młoda kelnerka, u której w oczy od razu rzuciły mi się kolorowe włosy, postawiła przed nami filiżanki z parującym napojem. Cicho podziękowałyśmy i czekając aż odejdzie wystarczająco daleko, aby móc zacząć rozmowę, napiłyśmy się.

- A więc - rzuciłam, aby przerwać ciszę panującą między nami. Nie była ona niezręczna czy nieprzyjemna, ale i tak wolałam zacząć jakiś temat. - Już za sześć dni festiwal. - teraz ucieszyłam się jak małe dziecko. - Byłyście już kiedyś na jakimś? - zapytałam podekscytowana, nie mogąc powstrzymać swojego wścibstwa.

- Raz. - odpowiedziały krótko, patrząc na siebie nawzajem. Jedna posłała drugiej coś na kształt łobuzerskiego uśmiechu. Potem szybko przeniosły swój wzrok na mnie.

- No ale jak było? - moja ekscytacja dosięgnęła zenitu. - Powiedzcie coś więcej.

- Na prawdę fajnie. To był zdecydowanie miło spędzony czas. - zarumieniła się Ashley tak, jakby przypomniała sobie jakieś krępujące ją wydarzenie. Nie dopytywałam, ale posłałam jej lekko rozbawione spojrzenie. Rachel natomiast, rozjuszona krótką i niedokładną odpowiedzią swojej siostry, postanowiła uchylić trochę rąbka tajemnicy.

- Boże Ash, zachowujesz się jak jakaś osiemdziesięciolatka. I nie rumień się tak, jakbyś była święta, bo nie jesteś. Zdecydowanie nie jest. - to ostatnie zdanie brunetka skierowała w moją stronę. - A mówiąc zupełnie szczerze jak było, poznałyśmy mnóstwo przystojnych aktorów. I nie zaprzeczaj Ash. - wystrzeliła palcem w blondynkę. - Oni byli przystojni. - nie mogąc dłużej powstrzymać śmiechu, głośno parsknęłam, przy czym musiałam zakryć sobie usta dłonią. Tym razem Ashley była już tak czerwona, że bardziej się napewno nie dało, za to jej siostra miała niezłą polewkę i tylko śmiała się wniebogłosy.

Razem z dziewczynami rozmawiałyśmy jeszcze bardzo długo, co jednak nie skłoniło żadnej z nich do wyznania mi, co naprawdę zdarzyło się na festiwalu. A ja tak bardzo chciałam wiedzieć. W mojej głowie znienacka pojawiło się pytanie, które wprost musiałam zadać.

- Zaraz, a wy skąd miałyście bilety? Same mówiłyście, że ciężko jest je zdobyć. - Rachel machnęła tylko lekceważąco ręką.

- Mike nam załatwił. - po tych słowach byłam pewna, że moje oczy wyglądają w tym momencie jak wielkie spodki. Na ten gest dziewczyny znów nie mogły powstrzymać śmiechu. - No co? Nie rób takich oczu. Mike po prostu ma znajomości. - spojrzały po sobie zastanawiając się, czy ciągnąć temat dalej. Skinęły głowami twierdząco. - Chodził kiedyś do szkoły z takim jednym. To on załatwił mu bilety. A potem Mike zabrał też nas i zapoznał ze swoim kolegą. Teraz jesteśmy przyjaciółmi.

- I ja o tym nie wiem?! - prawie krzyknęłam udając obrażoną, jednak uśmiech sam cisnął mi się na usta.

- Oj Ana, dużo rzeczy jeszcze nie wiesz. - poklepała mnie po ramieniu.

Kiedy zapłaciłyśmy za nasze zamówienie, niespiesznym krokiem ruszyłyśmy w stronę pierwszego sklepu, z drogim i ekskluzywnym odzieniem. Postanowiłyśmy, że cały dzisiejszy dzień zarezerwujemy na zakupy i przygotowania, dlatego nie martwiłyśmy się, że nie zdążymy czegoś wybrać. Nie ograniczałyśmy ani siebie, ani naszego czasu.

- Jaka sukienka Cię interesuje? - zapytała brunetka, wpatrując się we mnie.

- Nie zastanawiałam się nad tym. Jeśli znajdę coś, co mi się spodoba i będę w tym wyglądała ładnie, to po prostu to kupię. - wzruszyłam ramionami.

- Może chociaż jakiś kolor, żebyśmy wiedziały czego mamy szukać. - blondynka podparła ręce na biodrach. Po raz kolejny zrobiłam zdziwioną minę.

- Myślałam, że każda z nas będzie szukała czegoś dla siebie. - podkreśliłam ostatnie słowo, na co znów zostałam zbyta machnięciem ręki. Głos znów zabrała Ashley.

- My ostatecznie mamy sukienki. - dziewczyna wskazała na siebie i swoją siostrę. - Ty raczej nie, dlatego najpierw postaramy się wybrać jakąś dla ciebie.

I tak zaczęłyśmy poszukiwania. Każda z nas poszła w inną stronę, a ja nie zwracając na to uwagi, zaabsorbowana zaczęłam przeglądać wieszaki z mnóstwem pięknych sukien. I pomimo, że wszystkie mi się podobały, to starałam się wybierać dla siebie tylko te, które będą pasowały do okazji. Niezbyt wyzywające, ale przyciągające uwagę. W galerii było mnóstwo różnych sklepów, dlatego nie nastawiałam się, że kupię coś w pierwszym z nich.

Przeszukanie większości wieszaków zajęło mi około czterdziestu minut, podczas których znalazłam tylko dwie sukienki. Jedną czerwoną, a drugą czarną. Może dziewczynom udało się znaleźć coś lepszego, pomyślałam i nie zawiodłam się, bo w tym samym momencie obie wracały z mnóstwem kreacji, które aż się prosiły, żeby je przymierzyć. Klasnęłam w dłonie, kiedy zbliżyły się do mnie.

- Dobrze, że coś macie, bo to jedyne co wpadło mi w ręce. - uniosłam w górę dwie sukienki.

- W takim razie, kierunek przymierzalnia. - krzyknęła uradowana Chel i już po chwili siłą wepchnęła mnie do przymierzalni, nie mogąc doczekać się tego, żeby zobaczyć jak wyglądam.

Na pierwszy ogień poszła czarna sukienka, którą znalazłam. Sięgała aż do ziemi i miała długie, koronkowe rękawy. Przód zabudowany, za to plecy całe odkryte, co w pewnym stopniu mnie zawstydzało. Była obcisła, co podkreślało dokładnie wszystkie kształty oraz krągłości. Łatwo poradziłam sobie z zapięciem jej, ponieważ suwak znajdował się z boku kreacji. Dołożyłam do tego czarne buty na obcasie i odsłoniłam kotarę, aby zaprezentować to, jak wyglądam.

Jednak mina obu sióstr mówiła sama za siebie. Nie wyglądałam dobrze.

- Bardzo źle jest? - zapytałam ze smutkiem, ponieważ kreacja naprawdę mi się podobała.

- Nie wyglądasz bardzo źle, ale uwierz, mogło być lepiej. - powiedziała Ashley. To co miała do przekazania, zawsze starała się robić tak, żeby nikogo nie zranić. I tak też było tym razem. Za to Rachel nie szczędziła słów.

- Wyglądasz źle, ale to nie twoja wina. Krój tej sukienki jest do bani, ponieważ jest zbyt szeroki w ramionach. Poza tym, sukienka jest cała czarna, przez co zlewa się z twoimi włosami. A te buty są zbyt ciężkie. Wyglądasz trochę, jakbyś szła na pogrzeb. - nie szczędziła epitetów Chel. Przekrzywiła lekko głowę, aby upewnić się, że to co powiedziała pokrywa się z tym, jak naprawdę wyglądam. I kiedy twierdząco pokiwała głową, bez zbędnych słów poszłam się przebrać.

Następną postanowiłam przymierzyć kreację w kolorze krwistej czerwieni. Również była do ziemi, z tym, że ta, od pasa w dół, była rozkloszowana. Na cienkich ramiączkach, z głębokim dekoltem, nie czułam się w niej zbyt komfortowo. Nawet w niej nie wyszłam, ponieważ zbyt krępowało mnie to, jak dużo ciała odkrywała.

Zabrałam się za krótką, kremową sukienkę, z dużą ilością falban oraz złotymi zdobieniami. Jednak jak się spodziewałam, w niej też nie wyglądałam najlepiej. Zrezygnowana przymierzałam dalej resztę sukienek.

- Masz bardzo ładną talię, a tamta sukienka zdecydowanie tego nie podkreślała. - powiedziała do mnie Ash, kiedy siedziałyśmy w białym aucie brunetki. Próbowała mnie pocieszyć, co nie dało zbyt dużych rezultatów. Prawie trzy godziny spędziłam na przymierzaniu około czterdziestu sukienek, na darmo. Żadna z nich na mnie nie pasowała, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy to może ze mną jest coś nie tak.

Ashley za to postawiła na zakup mojego nieudanego wyboru. Weszła do przymierzalni zaraz po mnie i kiedy wyszła z niej w czarnej sukience, która teoretycznie miała być dla mnie, zgodnie stwierdziłyśmy, że wygląda obłędnie. Miała szersze ramiona, dzięki czemu materiał bardzo ładnie rozłożył się na jej ciele, podkreślając to, co trzeba.

Rachel również postanowiła przymierzyć kilka sukienek i, o ironio, ta czerwona leżała na niej idealnie. I nawet nie wiedziałam co sprawiło, że wyglądała w niej tak pięknie. Doszłam do wniosku, że to jedna z tych sukienek, która może być najbrzydsza na świecie, ale jeśli założy ją osoba, do której ona pasuje, to sukienka sama w sobie stanie się piękna. Tak było w tym przypadku.

- Ała! - krzyknęła blondynka rozmasowując guza na głowie, spowodowanego gwałtownym hamowaniem jej siostry. - Możesz mi, do jasnej cholery powiedzieć, co robisz? - zapytała zła, podczas gdy brunetka tylko głupio się uśmiechała.

Kiedy jakiś samochód jadący za nami zatrąbił, dziewczyna jakby wyrwana z transu zaczęła zawracać i jechać w zupełnie przeciwnym kierunku.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam zaniepokojona mimo, że zmiana nastroju kilka razy dziennie, nie jest u Rachel czymś nowym.

- Same się przekonacie. - rzuciła nam swój tajemniczy uśmiech.

I rzeczywiście, przekonałyśmy się, już chwilę później parkując przed starym, niezbyt dobrze wyglądającym budynkiem.

- Jeśli tak bardzo chciałaś zmienić fryzurę, mogłaś po prostu powiedzieć. A nie robić cyrki jak zwykle. - zwróciła się w jej stronę Ashley, nadal zła o guza i ból głowy.

- Wysiadać i nie gadać. - zaćwierkała brunetka, wysiadając z samochodu wesołym krokiem i znów mocno trzaskając drzwiami. To już chyba taki nawyk.

Po wejściu do pomieszczenia ani ja, ani Ashley nie miałyśmy już prawa głosu. Brunetka mocno przytuliła się z kobietą pracującą tu, po czym zaczęła szeptać jej coś do ucha. Na twarz kobiety wpełzł szeroki uśmiech, którego nawet nie próbowała ukrywać. Rachel z konspiracyjnym uśmiechem odwróciła się w moją stronę i jak małe dziecko klasnęła w dłonie.

- Małą metamorfozę czas zacząć. Cindy, rób co trzeba. - i nic więcej nie mówiąc usunęła się z pola widzenia. Ja za to zostałam mocnko pociągnięta przez tęgą kobietę o imieniu Cindy, która natychmiast usadziła mnie na swoim nieco niewygodnym fotelu.

- Ty już się nic nie martw kochanieńka. Będziesz wyglądać jak milion dolarów. - spojrzałam jeszcze na Ashley posyłając jej błagalne spojrzenie, jednak kiedy fryzjerka zaczęła podśpiewywać i nucić coś pod nosem, jedyne na co liczyłam to, żeby moja fryzura po prostu była...ładna. Nie oczekiwałam cudów.

- Nie wierzę. - pisnęłam zasłaniając usta dłonią, kiedy wreszcie, po prawie dwugodzinnej metamorfozie mogłam się zobaczyć.

- I jak, podoba Ci się? - powiedziała Rachel widząc, że ukrywam swój uśmiech, który przelotnie wkradł się na moje usta już wcześniej.

-Wyglądam... - nie dokończyłam, ponieważ chciałam dobrze dobrać słowa. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, bo Ashley mnie wyprzedziła.

- ... Absolutnie niesamowicie. - wprawdzie długość moich włosów została taka sama, jednak teraz na głowie zamiast brązu miałam rudy kolor. I musiałam przyznać, że rzeczywiście wyglądałam w nim lepiej niż tylko ładnie.

Całą drogę wypytywałam Rachel o to, co miała na celu moja metamorfoza. Jak można się domyślić, nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi.

- Naprawdę nie możesz mi powiedzieć? - podjęłam ostatnią próbę, którą i tak skwitowałam jękiem niezadowolenia, ponieważ dziewczyna w żadnym stopniu nie miała zamiaru zdradzić swojego misternie ułożonego planu.

- Nie. Musisz poczekać. Zresztą, sama zobaczysz.

Tak mocno zajęłam się zastanawianiem, co miała na myśli brunetka, że nie zauważyłam nawet, że zamiast zawieźć mnie do mojego mieszkania, dziewczyna właśnie zaparkowała przed swoim. Ocknęłam się dopiero, kiedy ta popukała w szybę.

- Wysiadka! - krzyknęła, a kiedy opuściłam auto, z kluczyka zamknęła za mną pojazd.

Byłam zmęczona całym dzisiejszym dniem, dlatego zamiast normalnie wchodzić po schodach, powłóczyłam tylko nogami. I potknęłam się prawie upadając, gdyby nie Ashley, która w ostatniej chwili mnie złapała, dzięki czemu, już po raz drugi, nie wybiłam sobie zębów. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i tym razem złapałam się też barierki.

Siedząc w mieszkaniu Ashley, Chel cały czas miała banana na twarzy, co naprawdę mnie denerwowało. I kiedy wreszcie odpoczęłyśmy popijając, ja kawę, a Ash herbatę, brunetka wstała i bez słowa poszła do swojego mieszkania. Razem z blondynką spojrzałyśmy tylko na siebie zdziwione.

- Jak myślisz, o co jej chodzi? - zapytała mnie dziewczyna, na co wzruszyłam ramionami, robiąc dziwną minę.

- Nie mam pojęcia. Kompletnego. - jednak nasze wątpliwości brunetka rozwiązała bardzo szybko, przynosząc ze swojego mieszkania ogromnej wielkości futerał. - Co to jest? - zapytałam podchodząc i oglądając szary materiał z każdej strony.

- Jak to co? Sukienka. - zaśmiała się perliście, swoim czystym głosem.

- To wiem. - przekręciłam oczami. Przyłapałam się, że robię tak na każdym kroku. Domyślałam się, co jest w materiale. - Ale skąd ją masz? - wyrzuciłam z siebie wreszcie to, co interesuje mnie najbardziej.

- To była moja kreacja na gali kilka lat temu. Ale zaznaczam, że nie wyszła z mody, więc spokojnie możesz ją założyć. - pospiesznie wzięłam od niej wieszak i szybko go odsunęłam. Natychmiast zaniemówiłam.

- Jest piękna. - posłałam przyjaciółce wdzięczny uśmiech, który odwzajemniła. - Dziękuję. - przytuliłam do siebie materiał.

- No już, leć ją założyć. - skierowałam się do zupełnie innego pokoju i tym razem odkryłam już całą sukienkę, ukazując jej piękno.

Moim oczom ukazała się przepiękna zielona sukienka sięgająca aż do ziemi z rozkloszowanym dołem. Cienkie ramiączka oraz idealnie wycięty dekolt podkreślały piersi, a także moje wąskie ramiona. Aby kreacja nie wyglądała nudno, a zarazem przyciągała wzrok, materiał na plecach został wycięty i zastąpiony delikatnym wiązaniem. Subtelna koronka w kolorze złota, pięła się gęsto na samej górze oraz rozszerzała lekko przy dolnej części sukienki.

Cały czas nie mogłam się napatrzeć, dlatego jedyne co robiłam to podziwiałam. Ale kiedy za drzwiami usłyszałam ciche pukanie, szybko przyodziałam strój. Złote buty na słupku, które Chel przyniosła ze sobą, idealnie zgrywały się ze zdobieniami. Przejrzałam się w lustrze i nie mogąc się powstrzymać, złapałam za sukienkę okręcając wokół własnej osi.

Kiedy miałam już wychodzić z pokoju, po raz ostatni spojrzałam w lustro. I wtedy właśnie dostrzegłam, że mój nowy kolor włosów idealnie zgrywa się z sukienką, a bardziej jej zielonym kolorem. Od razu w myślach pochwaliłam Rachel za to, jak bardzo wszystko przemyślała.

- O mój Boże. - Ashley zakryła usta dłonią. - Wyglądasz przepięknie. Nie mogę się napatrzeć. - podeszła do mnie, aby bliżej przyjrzeć się temu, jak wyglądam.

- Dlaczego ja nie wyglądałam w tej sukience tak dobrze? - zaśmiała się Chel, pokazując swój zachwyt w, jak zwykle, dosyć specyficzny sposób. - Wyglądasz w niej idealnie. I na pewno oczarujesz tam każdego. - puściła mi oczko, na co tylko się zarumieniłam. Byłam zachwycona. I chyba pierwszy raz od bardzo dawna, znów poczułam się szczęśliwa.

***

Od kilku godzin coś nieustannie dzwoniło mi nad uchem. I choć próbowałam ignorować denerwujący dźwięk, on z każdą minutą stawał się coraz to bardziej nachalny. W końcu wybudzona ze snu już do reszty, podniosłam się do pozycji siedzącej i zła odebrałam dzwoniący telefon.

- Halo? - rzuciłam zaspana do słuchawki, nie patrząc nawet od kogo było połączenie. Po drugiej stronie usłyszałam tylko ciche westchnięcie.

- Nawet mi nie mów, że jeszcze śpisz? - odezwał się zdenerwowany głos brunetki. Nie wiedząc o co jej chodzi poprosiłam aby doprecyzowała.

- Najpierw spojrzyj na datę, a potem na godzinę. - rozłączyła się, nim cokolwiek powiedziałam. Nie za bardzo przejmując się jej słowami, machnęłam tylko ręką, po czym znów przyłożyłam głowę do mięciutkiej poduszki.

I dzięki Bogu, ocknęłam się, zanim znów udało mi się zasnąć. Szybko wzięłam do ręki telefon odpalając kalendarz.

18 października

O CHOLERA, DZIŚ FESTIWAL.

Jak poparzona wyskoczyłam z łóżka kierując się od razu w stronę łazienki, gdzie zrobienie porannej toalety zajęło mi o połowę mniej czasu. Wskoczyłam szybko w pierwsze lepsze ciuchy, jakie tylko znalazły się w mojej szafie i zabierając ze sobą telefon i kosmetyczkę, wyszłam z mieszkania. Nie zdążyłam nawet dojść do końca korytarza, ponieważ przypomniałam sobie, że nie wzięłam najważniejszego.

- Sukienka. - syknęłam, z powrotem otwierając drzwi. Szybko zgarnęłam futerał z kreacją na dzisiejszy dzień, pod pachę wsadziłam jeszcze buty i tym razem, będąc pewną, że niczego nie zapomniałam, skierowałam się w stronę taksówki czekającej na mnie pod hotelem.

***

- Wyglądasz...dziwnie. - przyjaciółki zmierzyły mnie wzrokiem, kiedy jak burza wpadłam do ich mieszkania, robiąc przy tym nie mały bałagan. Opuściłam głowę i dopiero teraz zauważyłam, że koszulka, którą miałam na sobie była założona nie tylko na lewą stronę, ale i tył na przód. Przybilam sobie w głowie mentalną piątkę, z otwartej dłoni w czoło.

- Tak mnie nastraszyłaś tym telefonem, że godziny mi się popieprzyły. Spieszyłam się jak głupia potrącając po drodze jakiegoś gościa na schodach. A przy tym prawie zrzuciłam doniczkę z parapetu przed wejściem. Dzięki. - posłałam brunetce ironiczny uśmiech, który odwzajemniła. - Swoją drogą, ten gość musiał być naprawdę zły, bo chyba jeszcze nigdy w życiu, nie słyszałam tak długiej wiązanki niecenzuralny słów. - prychnęłam na samo wspomnienie.

- A mówiłam Ci, żebyś nie dzwoniła. - zrugała ją Ashley, nawiązując do moich poprzednich słów, na co ta tylko wywróciła oczami. - No ale nieważne. Zacznijmy się może już szykować. - na te słowa razem skierowałyśmy się do łazienki, gdzie łapiąc za kosmetyczki zaczęłyśmy wykonywać makijaże. Mój składał się z dwóch kolorów, pasujących do sukienki. Nie był zbyt wyzywający, ale za to schludny i przyciągający uwagę.

- No to teraz włosy. - klasnęła w dłonie Ashley i złapała za lokówkę, aby lekko podkręcić moje, które były krótkie. Ze swoimi dziewczyny postanowiły nic nie robić, ale uparły się, że ja muszę, dlatego właśnie teraz siedziałam przed lustrem, podczas gdy obie nadawały moim włosom delikatnych fal. Kiedy dokładnie sześć dni temu pierwszy raz przymierzyłam tę zieloną sukienkę, którą pożyczyła mi Rachel, już wtedy wiedziałam, że będę się w niej prezentować pięknie. I nie myliłam się. Materiał leżał na mnie idealnie, podkreślającym to co trzeba, dlatego z ogromną przyjemnością podziwiałam się w tym momencie w lustrze. Przez moją głowę przemykało mnóstwo scenariuszy, a umysł wytwarzał w głowie obraz całego wydarzenia, które nieprzerwanie od kilku lat miałam okazję śledzić w telewizji. Rozmarzyłam się zdecydowanie zbyt mocno.

***

Grauman's Egyptian Theatre, przy ulicy Hollywood Boulevard był chyba najpiękniejszym miejscem, jakie miałam okazję w swoim życiu zobaczyć. Oświetlony mnóstwem świateł wyglądał powalająco, a było to dopiero pierwsze wrażenie z zewnątrz. I mimo, że wnętrze tego obiektu miałam okazję podziwiać co roku w telewizji, to sam fakt, że tutaj jestem wprawiał mnie w piekielnie dobry i pozytywny nastrój. Przed przyjściem tutaj poszperałam trochę w internecie, aby mieć jakiekolwiek pojęcie o miejscu, w którym się znajduję. Grauman's Egyptian Theatre to historyczne kino, otwarte w 1922 roku, które jest wczesnym przykładem wystawnego pałacu filmowego. Najbardziej słynie z tego, że jest to miejsce pierwszej w historii hollywoodzkiej premiery filmowej.

Niesamowite

Ostrożnie wysiadłam z samochodu uważając, aby nie zniszczyć przy tym sukni, która przez swoją długość z łatwością mogła zahaczyć o cokolwiek.

Stałyśmy przed teatrem, wokół którego kręciło się mnóstwo osób. I nie byli to tylko pięknie ubrani goście czy dziennikarze. Mnóstwo z nich to także polscy aktorzy, których miałam okazję spotkać już wiele razy. Z niektórymi znałam się nawet osobiście, dlatego teraz machaliśmy do siebie, na co nie omieszkały zwrócić uwagi moje towarzyszki.

- Znacie się? - szepnęła mi do ucha zaciekawiona Rachel, wskazując palcem na aktora w średnim wieku, którego razem z rodzicami miałam okazję poznać podczas wakacji kilka lat temu.

- Można tak powiedzieć. - na moje usta wkradł się łobuzerski uśmiech, jednak zaraz przyjmując prawie obojętny wyraz twarzy, machnęłam ręką, jakby zbywając dalsze oczekiwanie na odpowiedź brunetki.

Przyglądałam się teatrowi z błyskiem w oczach. Zachwycał mnie, tak bardzo mnie zachwycał, że nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku, a jego ogromne kolumny zdecydowanie górowały nad wszystkimi ludźmi stojącymi w pobliżu. Okręciłam się wokół własnej osi, mierząc wszystko wzrokiem jeszcze raz.

Niesamowite

- Gotowe? - zapytałam patrząc to na jedną, to na drugą siostrę.

Kiedy od obu dostałam potwierdzenie, razem skierowałyśmy się w stronę wejścia. Wyjęłyśmy nasze wejściówki pokazując ochroniarzowi, który dzięki temu, bez problemu nas wpuścił. U boku dziewczyn skierowałyśmy się do pomieszczenia, gdzie w oczy rzucił mi się czerwony dywan, z tyłu, za nim ścianka, na której będą robione zdjęcia, a to wszystko odgrodzenie barierkami.

Stanęłyśmy z boku, aby nie utrudniać pracy paparazzi i dziennikarzom, którzy jak wygłodniałe hieny czekali tylko na rozpoczęcie się całego wydarzenia.

I wtedy właśnie się zaczęło.

Wymieniano nagrodzone filmy, a obsady, jedna po drugiej, wychodziły na czerwony dywan, aby zaraz potem zostać oślepionym przez blask fleszy.

Wszędzie wokół tylko kamery, aparaty, dziennikarze, aktorzy.

Właśnie.

Aktorzy.

I wtedy właśnie zobaczyłam jego, Jasona Harrisa, dumnie kroczącego po czerwonym dywanie. I od niego też nie mogłam odwrócić wzroku ponieważ, jak już kiedyś wspominałam, był on moim ulubionym aktorem. Znałam każdy film, w którym grał, dlatego teraz z ekscytacją patrzyłam na tego mężczyznę nic nie zrażonego krzykami wokół. Wyglądał naprawdę dobrze. I był przystojny. Na moją twarz wkradł się lekki uśmiech który, miałam nadzieję, nikt nie zobaczy. Pomyliłam się jednak i na moje nieszczęście obie siostry go zauważyły.

Poczułam jak Ashley szturcha mnie swoim łokciem w żebra, przez co znów próbowałam przybrać na twarz obojętną minę. Niestety, jak zdążyłam się przekonać, nie umiałam robić tego za dobrze, dlatego też mocno spaliłam się ze wstydu, kiedy obie patrzyły na siebie porozumiewawczym spojrzeniem, przez które na moje policzki wkradł się lekki rumieniec. Teraz dosłownie paliłam się ze wstydu, czego na szczęście nie było bardzo widać pod warstwą makijażu.

- Lubisz go? - usłyszałam przy uchu szept, oraz ciepły oddech brunetki która, kiedy tylko się na nią spojrzałam, postanowiła posłać mi jedno ze swoich triumfalnych spojrzeń. Szybko zaczęłam się tłumaczyć, aby nie wyjść na jakąś zakochaną po uszy adoratorkę.

- Jest naprawdę świetnym aktorem, nic więcej. - spojrzałam oburzona, i w tym samym momencie stało się coś nieoczekiwanego.

Kiedy tylko Jason zszedł z czerwonego dywanu, odwrócił się w naszą stronę i nam... pomachał. A raczej nie mi, tylko Rachel i Ashley, które energicznie zaczęły mu odmachiwać

Co się właśnie stało?

Stałam tam jak kołek, kompletnie zdezorientowana, a kiedy odwróciłam się w stronę moich towarzyszek, ich tam po prostu nie było. Dostrzegłam je dopiero gdzieś na uboczu sali, jak rozmawiały z Jasonem.

I muszę przyznać, że bardzo krępowałam się, kiedy co jakiś czas cała trójka spoglądała na mnie. Nie wiedziałam co mam robić, ani jak się zachowywać, dlatego rozglądałam się tylko po całym pomieszczeniu, wzrokiem przeskakując z jednej osoby na drugą.

Z całej tej cytuacji wybawił mnie komunikat o tym, aby udać się na wielką salę, gdzie oprócz przemówienia które, jak co roku, wygłosi Jason, odbędzie się też gala rozdania nagród, oraz projekcja filmów, które te nagrody zdobyły.

Chciałam wyłapać, czy dziewczyny idą już w moją stronę, dlatego po raz ostatni uniosłam wzrok, co było dużym błędem, ponieważ moje spojrzenie od razu skrzyżowało się ze spojrzeniem Jasona. I podczas gdy ja, po raz kolejny już, paliłam się ze wstydu, on po prostu się uśmiechał. Szybko odwróciłam się na pięcie i przeszłam do ogromnej sali obok.

Zajęłam miejsce niedaleko dziewczyn, które zaskoczone spojrzały na moją rozpaloną twarz. Aby jakoś odwrócić ich uwagę, zadałam pytanie.

- Znacie się? - powiedziałam dokładnie to samo, co one wcześniej. Zauważyłam tylko uśmiech, który błądził po ich twarzach. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi, ponieważ dzierżący w dłoni mikrofon Jason, wszedł na scenę i rozpoczął swoje przemówienie. Miło się przy tym uśmiechał, gratulując przy okazji wszystkim, którzy zdobyli nagrody. W pewnym momencie swój wzrok znów przeniósł na Rachel oraz Ashley, które również się do niego miło uśmiechnęły.

Dziwne.

Nie Rozmyślając nad tym dłużej, oddałam się w ręce kinematografii.

***

- A więc? Znacie się z Jasonem? - zapytałam ciekawa, kiedy film skończył się, a wszystkie światła znów zostały zapalone.

I wszystko znów zostało nam przerwane. Już po raz drugi, ponieważ Rachel zaczęła energicznie do kogoś machać. Zdziwiona zbladłam, kiedy zobaczyłam, że osobą idącą a naszą stronę, jest Jason Harris, we własnej osobie.

- Cześć! - rzuciły przeciągle dziewczyny, wyraźnie ciesząc się z obecności mężczyzny. Chel jak zwykle prowadziła monolog, do którego aktor wydawał się przyzwyczajony, po czym rzuciła mu się na szyję, ciesząc jak dziecko. Dopiero kiedy Ashley szturchnęła ją, brunetka postanowiła nieco się opanować i przedstawić mnie.

- Ach, tak. To jest Anastazja. - brunetka zreflektowała się i w między czasie postanowiła mnie przedstawić.

- Możesz mi mówić Ana. - dorzuciłam jeszcze, podając mężczyźnie rękę na powitanie, co mogło wyglądać dość oficjalnie. Odwzajemnił mój uścisk, a kiedy tradycyjnemu powitaniu stało się zadość, Rachel znów powróciła do prowadzenia monologu. Zerknęłam na mężczyznę, który znów niczym nie zrażony słowotokiem dziewczyny, wydawał się zainteresowany tym co mówi. Skrupulatnie odnotowałam ten fakt w swojej głowie.

Z głośników znajdujących się w pomieszczeniu wydobył się komunikat o tym, aby swoje kroki skierować w stronę sali bankietowej. Jason swoją rękę położył na moich plecach w okolicach lędźwi i lekko pchnął, aby poprowadzić mnie w odpowiednie miejsce. Dziwne uczucie natychmiast pojawiło się w moim podbrzuszu, nie chcąc za nic go opuścić. Delikatny rumieniec znów wkradł się na moje policzki, które niemalże od razu zrobiły się ciepłe.

W czwórkę skierowaliśmy się do małego, okrągłego stolika, wysuniętego niemalże na sam środek. Usiadłam na pierwszym lepszym miejscu, a krzesło obok mnie zajął Jason, który chwilę później zdjął marynarkę przewieszając ją na oparciu swojego fotela. Mój wzrok od razu poleciał na jego niemalże idealnie wyrzeźbione ciało i tak samo zarysowane mięśnie. Fala gorąca wstrząsnęła moim ciałem, miałam wrażenie, że pot spływał mi nie tylko po skroniach, ale także i po prawie gołych plecach.

Aby odwrócić trochę swoją uwagę od mężczyzny, zatrzymałam przechodzącego obok kelnera i wzięłam od niego kieliszek z szapanem. Jak zauważyłam, Jason zrobił to samo.

Jak na złość, siostry akurat teraz postanowiły udać się w zupełnie inne miejsce niż to, w którym byłam, dlatego, aby rozładować tę, w moim mniemaniu, nizręczną ciszę, podjęłam się rozmowy i zadałam pierwsze, zupełnie niezobowiązujące pytanie.

- Długo się znacie? - ku mojemu zaskoczeniu Jason odezwał się w tym samym czasie, przez co lekko się speszyłam. - Proszę, mów pierwszy.

- A więc, długo się znacie. W sensie z Ashley i Rachel? - miałam zapytać o dokładnie to samo, jednak najpierw postanowiłam odpowiedzieć na zadane mi przez mężczyznę pytanie. Spojrzałam na niego kątem oka.

- Bardzo krótko. Spotkałyśmy się przypadkiem kilka dni przed rozpoczęciem roku. - wytłumaczyłam popijając raz po raz szampana.

- Studiujecie razem. - mężczyzna bardziej stwierdził, niż zapytał, jednak i tak potwierdziłam jego słowa skinieniem głowy. - Wybrałyście ten sam kierunek?

- Tak, historia sztuki i architektury.

- Naprawdę ciekawe zajęcia. O ile rzeczywiście się je lubi i wykazuje zainteresowanie wobec nich. Inaczej mogą zmieść z planszy. - na słowa bruneta cichy śmiech opuścił moje usta. Tym razem to ja postanowiłam podzielić się z nim moim pytaniem i wykazać odrobinę zainteresowania.

- A ty, skąd znasz się z dziewczynami?

- Poznaliśmy się kilka lat temu dokładnie na tym festiwalu. - kiedy Jason wypowiedział te słowa, przy stoliku znów pojawiły się siostry.

- O czym gadacie? - wtrąciła się rozweselona od szampana Rachel.

- O tym jak się poznaliście. - wtrąciłam, zanim Jason zdążył to zrobić. Spojrzałam na nich wyczekującym wzrokiem.

- A więc, za siedmioma górami, za siedmioma lasami... - zaczęła swoją opowieść wstawiona Chel, jednak Ashley zaraz szybko ją przerwała, przewracając w tym samym czasie oczami.

- Nie ta bajka Chel.

- Ach tak, racja. - poprawiła się brunetka i dalej z uśmiechem, który nie znikał jej z twarzy, i kiedy już miałam zabrać się za ponowne opowiadanie historii, znów zostało jej to przerwane. Tym razem sprawcą był Harris.

- Mój znajomy ze studiów poprosił mnie o bilet na festiwal. Bez problemu mu go załatwiłem wraz z dwoma dodatkowymi. Powiedziałem, że może zabrać kogo chce. - tym razem to blondynka przerwała Jasonowi.

- I Mike wziął nas. - po usłyszeniu tej krótkiej historii, musiałam przyznać sama przed sobą, że wizja Jasona studiującego historię sztuki i architektury wprawiła mnie w zachwyt.

Tak właśnie spędziłam dzisiejszy wieczór; rozmawiając, pijąc drogiego szampana oraz zalewając się salwami śmiechów.

I to wszystko w obecności Jasona Harrisa.


***

Przyłapuję się na tym, że piszę coraz dłuższe rozdziały i nie wiem, czy podoba wam się to, czy raczej niekoniecznie. Z chęcią zaczerpnęła bym waszej opinii.

<3
Wasza __Ana_Stazja__

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro