Rozdział 7 (część 1)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Festiwal, który odbył się dokładnie trzy dni temu, przyprawił o zmęczenie nie tylko mnie, ale i siostry, które do końca tygodnia nie pojawiły się na uczelni. W przeciwieństwie do mojej osoby, która bez wyjątku, i choćby na wpół przytomna, uczestniczyła na każdym jednym wykładzie.

Wolna niedziela, która miała być upragnionym odpoczynkiem, okazała się nieco inna, niż ją sobie zaplanowałam. Dlatego stałam teraz zdziwiona w drzwiach swojego mieszkania, wpatrując się w Lenę, która z uśmiechem na ustach, machała mi przed twarzą kluczykami do swojego auta.

- Szykuj się. - powiedziała tajemniczo, ale w tym momencie nie miałam najmniejszej ochoty, na żadne zgadywanki.

- Ale po co? - drążyłam temat i postanowiłam nie odpuszczać.

- Zabieram Cię gdzieś, dlatego nie zadawaj pytań, tylko wskakuj w ciuchy i jedziemy. - dziewczyna weszła do mieszkania niezrażona zupełnie moimi protestami. Zajęła miejsce na kanapie w salonie, włączyła telewizor i gestem ręki dała mi znak, abym się pospieszyła. Westchnęłam ciężko wiedząc, że z nią nie wygram. Zawsze była uparta, ale teraz przechodziła samą siebie.

Otworzyłam wielką szafę, która znajdowała się w sypialni, i nie patrząc na to co wyjmuję, złapałam za pierwsze lepsze ubrania. Okazało się, że są nimi jakieś zwykłe, niebieskie dżinsy i luźna koszulka z nadrukiem nazwy mojego ulubionego zespołu, którą nabyłam podczas ich koncertu. Bardzo długo stałam wtedy w deszczu, który przemoczył mi ubrania. Do tego była zima, więc kiedy późnym wieczorem zmuszona byłam do wracania w minusowe temperatury, znalazłam jakiś sklep, gdzie kupiłam właśnie tą koszulkę, wraz z bluzą. Byłam wtedy siedemnastolatką, która najpierw robi, potem myśli. A jednak wspominam te czasy bardzo dobrze, i poniekąd chciałabym do nich wrócić.

Kiedy moje myśli przykuło pukanie do drzwi sypialni, ocknęłam się i szybko wskoczyłam w dzisjeszy strój. Odkluczyłam drzwi i pozwoliłam dziewczynie wejść do mojego pokoju.

Niestety byłam wczoraj zbyt zmęczona, żeby umyć włosy, dlatego teraz związałam je w kucyka, żeby ukryć to, jak źle wyglądają.

- Jesteś gotowa? - Lena krzyknęła do mnie z kuchni.

- No tak jakby. - skrzywiłam się, ponieważ wciąż nie miałam zbyt dużej ochoty na to, aby gdziekolwiek wychodzić.

Szybko pobiegłam jeszcze do łazienki, gdzie umyłam zęby, po czym patrząc w lustro mogłam stwierdzić, że teraz naprawdę jestem już gotowa.

- Nie widziałaś gdzieś mojej karty od pokoju? - krzyknęłam do przyjaciółki siedzącej w drugim pokoju.

- Chodź już, ja ją mam.

***

Siedząc w samochodzie Leny, razem przemierzałyśmy ulice Los Angeles, zmierzając w nieznanym mi dotąd kierunku. Cały czas wyglądałam przez szybę, badając ruch uliczny, a raczej jego brak, który w żadnym stopniu mnie nie dziwił. Była niedziela rano, więc na palcach jednej ręki policzyć mogłam ilość samochodów, które do tej pory minęłyśmy.

- Lubisz kino? - Lena zagadała mnie w trakcie jazdy, aby jakoś przepędzić nudę, która powoli zaczynała mi doskwierać, a o której również dyskretnie dawałam znać. Pokiwałam twierdząco głową. - W takim razie napewno się ucieszysz.

- Zabierasz mnie do kina? - zrobiłam wielkie oczy, kiedy dokładnie w tym samym momencie samochód zaparkował przed ogromnym budynkiem.

Wysiadłyśmy z pojazdu i podeszłyśmy bliżej wejścia. Kino przy którym się teraz znajdowałyśmy było stare, mogłam to stwierdzić po czerwonej draperi, która z biegiem lat odpadła w znacznej większości miejsc. Pięknie rzeźbione, złote kolumny straciły zaś swój blask, a kolor sam w sobie po prostu wyblakł. Mimo to, kino było naprawdę ładne i miałam ochotę do niego zajrzeć. Serię moich kontemplacji nad dawnym pięknem budynku przerwał głos czarnowłosej.

- Pewnie zastanawiasz się, czemu Cię tu przywiozłam? - posłała mi pełen radości uśmiech, który zaraz odwzajemniłam.

- Nie ukrywam, że trochę mnie to zastanawia.

- I właśnie o to chodziło. Chciałam pokazać Ci trochę zabytków. Jednym z nich jest właśnie to kino, które jeszcze kilkanaście lat temu było miejscem spotkań i rozrywki dla każdego, kto był z okolicy. I mimo, że dalej działa, to mało kto w ogóle je odwiedza mimo, że od kilku lat zajmuje dosyć wysokie miejsce w rankingu najlepszych zabytków Los Angeles.

Słowa dziewczyny nie zdziwiły mnie, ponieważ bez trudu byłam w stanie wyobrazić sobie, jak to miejsce wyglądało kiedyś. I musiałam szczerze przyznać, że bardzo chciałabym zobaczyć je wtedy na żywo.

Rozejrzałam się trochę dookoła i byłam pod wrażeniem tego, że komuś chciało się jeszcze dbać o trawnik który, jak zauważyłam, był równo przystrzyżony. Tak samo z kwiatami. Nie były zwiędnięte, a sam ich zapach dało się wyczuć z niewielkiej odległości.

- Wchodzimy? - Lena położyła mi rękę na ramieniu kiwając głową w stronę wejścia. Przytaknęłam i razem podeszłyśmy do dużych drewnianych drzwi z zatartymi już przez szmat czasu żłobieniami.

W dużym i zarazem pustym holu znajdowało się kilka kas biletowych. Prawie wszystkie były zajęte, oprócz jednej, do której postanowiłyśmy się udać. Miła, starsza kobieta przywitała nas szerokim uśmiechem.

- Na jaki film chciałyby Panie nabyć bilet? - maniera w jej głosie oraz sposób mówienia sprawiły, że domniemany dawny obraz i klimat tego miejsca uderzył we mnie tak mocno, że byłam w stanie go poczuć. Po moich gołych rękach przeszła gęsia skórka. Złapałam się lekko za ramiona zatapiając w swoich własnych myślach. Zaraz jednak zostałam z nich wyrwana przez głos czarnowłosej.

- Bilety kupione, możemy iść. - Lena złapała mnie za przedramię i lekko za sobą pociągnęła, ponieważ za nami utworzyła się niewielka kolejka. - Szukaj sali numer trzy.

Kiedy wreszcie udało nam się zająć miejsca, wzięłam od przyjaciółki swój bilet i przelotnie spojrzałam na tytuł.

Da Vinci pod lupą

- Zabrałaś mnie na film biograficzny o Leonardzie da Vinci? - zdziwiona spojrzałam na Lenę, a moje brwi niekontrolowanie wystrzeliły w górę.

- Skoro studiujesz historię sztuki, pomyślałam, że to może być dobry pomysł.

- To świetny pomysł. - posłałam dziewczynie przelotny uśmiech, a zaraz potem zamilkłam, ponieważ na ekranie pojawiły się pierwsze sceny.

***

- To było niesamowite - słowa te opuściły moje usta zanim w ogóle zdążyłyśmy wraz z Leną wyjść z sali. - A ta kreacja postaci? Boska! Nie sądziłam, że mogę tak dobrze bawić się oglądając film biograficzny. - cichy śmiech wydostał się z ust przyjaciółki w tym samym momencie, kiedy opuściłyśmy budynek.

- Też nie sądziłam, że mi się spodoba. Ale to nie koniec dzisiejszej rozrywki. Zwiedzimy jeszcze kilka miejsc, a potem wrócimy do hotelu, dobra? - tajemniczy uśmiech pojawił się na twarzy Leny, kiedy przystanęłyśmy na tle budynku kina.

- Skoro tak mówisz. - odwzajemniłam uśmiech odpychając się lekko od fasady. Z tylnej kieszeni spodni wyjęłam telefon podając go brunetce. - Zrobisz mi zdjęcie? Na pamiątkę?

- Jasne. - mimo tego, że dziewczyna pokiwała głową z dezaprobatą, ochoczo wzięła ode mnie urządzenie odpalając w nim aplikację aparatu.

Ustawiłam się na tle budynku opierając o jedną ze ścian i zapozowalam, aby zdjęcie wyszło jak najlepiej. Kilka razy zmieniłam jeszcze swoją pozę po czym odebrałam urządzenie od przyjaciółki.

- Ty nie chcesz zdjęcia? - zapytałam, jednak przeczące kiwanie głową było dla mnie jasnym znakiem, aby wrócić już do samochodu.

Zajęłam miejsce pasażera i poczekałam aż Lena również wpakuje się do auta, aby pokazać jej rezultaty naszej mini sesji.

- No ładne, tylko trochę przygaszone. - dziewczyna przekrzywiła głowę w bok analizując każdy, nawet najmniejszy szczegół znajdujący się na fotografii.

- Pobawię się trochę w fotoszopie, może uda się zmienić nasycenie. - po przejrzeniu wszystkich zdjęć wrzuciłam urządzenie do torebki nie zajmując sobie nim więcej głowy.

- Gdzie mnie jeszcze zabierasz? - poruszyłam sugestywnie brwiami, podczas gdy mój wzrok padł na przyjaciółkę. Kiedy ta odwzajemniła uśmiech, ponowiłam pytanie.

- Jeśli Ci powiem, zepsuję całą niespodziankę.

- Dobrze wiesz, że nie lubię niespodzianek. Wolę kontrolować sytuację. - nie patrzyłam już na Lenę, zamiast tego kręciłam pokrętłem od radia, aby znaleźć jakąś sensowną piosenkę.

- Jednak ta Ci się spodoba.

- Skoro tak mówisz. - roześmiana wzruszyłam ramionami skacząc po stacjach w radiu.

- Otwórz schowek. - poleciła dziewczyna co prawie od razu uczyniłam. Parsknęłam, kiedy moim oczom ukazała się płyta, na którą prawie dziesięć lat temu zgrałyśmy nasze ulubione piosenki.

- Nie wierzę, że dalej ją masz. - wyciągając krążek z opakowania w ciągu sekundy znalazł się on w odtwarzaczu. Wcisnęłam Play i już po chwili razem z przyjaciółką mogłyśmy rozkoszować się dźwiękami naszych ulubionych wokalistów, zespołów a także ich kultowych piosenek.

Na pierwszym miejscu znalazł się utwór Michaela Jacksona „They Don't Care About Us". Pierwsze słowa poleciały z odtwarzacza przywołując wspomnienia szkolnych, błogich lat.

Obie trochę wstydziłyśmy się śpiewać, ponieważ żadna z nas nie umiała tego robić. Zamiast tego nuciłyśmy niezrozumiale pod nosem, rytm wystukując na wszystkim co miałyśmy pod ręką; Lena na kierownicy, ja posłużyłam się do tego własną stopą, którą wbijałam w podłogę.

Przy drugiej zwrotce nieśmiałość minęła i obie zaczęłyśmy robić coś co miało przypominać śpiewanie, a w rezultacie brzmiało jak jęki zabijanego kota.

- „Beat me, hate me
You can never break me
Will me, thrill me
You can never kill me
Jew me, sue me
Everybody, do me
Kick me, kike me
Don't you black or white me
All I wanna say is that they don't really care about us…"

Razem z Leną nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiania, dlatego, kiedy tylko minęła pierwsza piosenka z naszej płyty, ściszyłam radio i otworzyłam szeroko szybę. Świeże powietrze natychmiast wdarło się do samochodu jednak dla mnie było to za mało, aby czerwień zniknęła z mojej twarzy. Wystawiłam lekko głowę na zewnątrz, a wiatr od razu rozwiał moje potargane i tak już wcześniej włosy.

Szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy, a ja uświadomiłam sobie jak świetnie się bawię. Pomyślałam sobie również, że to właśnie to wspomnienie będzie jednym z tych, które już ze mną zostanie. Bo to właśnie te małe rzeczy kształtują nas jako ludzi, wpływają na nasz charakter oraz pomagają zrozumieć siebie.

Gdyby ktoś zapytał mnie, co pamiętam z wycieczki do Disneylandu w wieku ośmiu lat, najpierw powiedziałabym, że nie pamiętam zbyt dużo. Wiadomo, coś mi w głowie jeszcze zostało, ale w miarę upływu czasu wspomnienia zacierają się i znikają. Nie byłabym w stanie wymienić jakie postacie z bajek spotkałam, ani nawet jakie atrakcje najbardziej mnie zainteresowały.

Gdyby jednak ktoś zapytał mnie, jakie jest najlepsze wspomnienie, które kiedykolwiek zapadło mi w pamięć, byłabym w stanie odpowiedzieć bez żadnego zawahania. Wycieczka do zoo w wieku dziesięciu lat, na którą zabrali mnie rodzice razem z siostrą. Kupiliśmy lody w budce zaraz przy wejściu, którymi moja starsza siostra, jak zawsze, musiała się ubrudzić. Brązowa czekolada była nie tylko na nosie, ale także na ubraniu Belli. Bardzo się wtedy z tego śmialiśmy, zwłaszcza kiedy moja siostra pochyliła się aby wytrzeć lody ze swoich nóg, a ja polizałam ją po policzku na którym została mała plamka czekoladowej masy.

Siedząca obok mnie Lena znów wzięła radio głośniej, kiedy z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki piosenki. Pomimo tego, że od dawna moim ulubionym zespołem był Nickelback i to ich utworów słuchałam najczęściej, to piosenka „Everywhere" od zawsze była i chyba już na zawsze będzie moją ulubioną. Mimo wielu sprzecznych uczuć, to właśnie do niej mam największy sentyment. „Everywhere" była ulubioną piosenką moich rodziców, do której postanowili zatańczyć swój pierwszy taniec na ślubie, to właśnie przy niej pierwszy raz się całowałam oraz zerwałam ze swoim pierwszym chłopakiem. Słuchałam jej kiedy było mi smutno i źle, oraz zarówno wtedy, kiedy byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nie słuchałam tej piosenki - ponieważ zginęła pomiędzy mnóstwem innych znajdujących się na mojej playliście - a mimo to, dalej pamiętałam cały tekst, każde słowo. Śpiewam na cały głos próbując tańczyć na tyle, na ile pozwalały mi zapięte pasy bezpieczeństwa. Lena również śpiewała, jednak przestała na chwilę, aby na mnie spojrzeć.

- A myślałam, że Fleetwood Mac już dawno wyszedł z mody. - zaśmiała się, po czym szybko znów wróciła do śpiewania.

Cała playlista w większości składała się z wolnych piosenek, pomiędzy które wcisnęłyśmy kilka szybszych utworów, jednak perełkę musiałyśmy zostawić na sam koniec. I nie było nawet mowy o tym, aby po czterdziestu minutach muzyki znajdującej się na płycie ktoś nie miał siły zaśpiewać niesamowitej i dostarczające wielu emocji Whitney Houston.

Zaczęło się cicho i bardzo niewinnie. Obie śpiewałyśmy  delikatnie pod nosem, a ja udawałam, że mam w ręce mikrofon, prowizorycznie zrobiony z telefonu.

- „Clock strikes upon the hour
And the sun begins to fade
Still enough time to figure out
How to chase my blues away" - zaśpiewałam po czym przyłożyłam telefon do ust przyjaciółki dając znak, że teraz jej kolej.

- „I've done alright up 'til now
It's the light of day that shows me how
And when the night falls
The loneliness calls… - refren zaśpiewałyśmy a raczej wykrzyczałyśmy obydwie ile tylko sił miałyśmy w płucach.

- OH, I WANNA DANCE WITH SOMEBODY
I WANNA FEEL THE HEAT WITH SOMEBODY
YEAH, I WANNA DANCE WITH SOMEBODY
WITH SOMEBODY WHO LOVES ME"

***

Kiedy przesłuchałyśmy już wszystkie piosenki droga strasznie zaczęła się dłużyć, co Lena starała się zniwelować rozmową. Zadawałyśmy sobie najróżniejsze pytania, aby jakkolwiek nadrobić stracony czas.

- Chyba dobrze Ci się studiuje, co nie? Wydajesz się być zadowolona z uczelni.


- Bo jestem zadowolona. Jak na razie wszystko idzie tak jak to sobie wyobrażałam. Do ideału wprawdzie jeszcze trochę daleko, ale na pewno jest lepiej niż było. - szeroki uśmiech zaczął słabnąć, kiedy przypomniałam sobie jak wyglądały czasy mojego liceum. Lena zauważyła, że posmutniałam, więc położyła mi rękę na kolanie starając się dodać mi otuchy.

- Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz.

- Nie chcę - z trudem udało mi się przełknąć gulę w gardle. Kiedy już to zrobiłam w kąciku oka wezbrała się łza, która jednak tak samo szybko jak się pojawiła, postanowiła też zniknąć.

Lena jako dobra przyjaciółka bardzo szybko zmieniła temat zasypując mnie mnóstwem ciekawostek, czy opowiadając o rzeczach tak przyziemnych jak to, co jadła dziś na śniadanie. Starała się mówić dużo tak, żeby przypadkiem nie było między nami ciszy. I byłam jej za to wdzięczna, ale mimo wszystko nie słuchałam jej, bo mój mózg nie dał za wygraną przypominając sobie o wszystkich złych rzeczach, które spotkały mnie w liceum.

Poczułam ukłucie w okolicach klatki piersiowej, gdzie położyłam rękę, aby choć trochę się uspokoić i zapobiec nadchodzącemu atakowi paniki. Naraz wróciły do mnie wszystkie wspomnienia a ja znów zaczęłam odczuwać wszystkie te emocje: strach, złość, frustrację. Nie zważając na to ile jeszcze drogi nam zostało, obniżyłam swój fotel, oparłam głowę o zagłówek i spróbowałam zasnąć.

Cały czas patrzyłam na obraz za szybą, którego nie byłam w stanie rozpoznać, ponieważ zlewał się w jedną plamę spowodowaną szybką jazdą. Cisza w samochodzie uspokoiła mnie i nawet nie poczułam kiedy zasnęłam.

***

Z krótkiej drzemki wyrwało mnie dopiero ostre hamowanie samochodu Leny. Bardzo szybko wróciłam do pozycji siedzącej i prędko rozejrzałam się dookoła. Moją uwagę przykuł młody chłopak ubrany w czarny dres i koszulkę o co najmniej cztery rozmiary za dużą. Na głowie miał czarną czapkę a pod pachą trzymał deskorolkę.

- Gówniarz prawie wbiegł nam pod koła. - powiedziała zła Lena, odsunęła szybę i zrugała chłopaka mówiąc, żeby bardziej na siebie uważał. Ten tylko odburknął coś pod nosem i pojechał dalej. Dopiero wtedy zauważyłam, że zjechałyśmy z autostrady i teraz znajdowałyśmy się na zwykłej dwukierunkowej drodze.

Przejeżdżałyśmy teraz z Leną przez jedną z bogatszych dzielnic w mieście dzięki czemu mogłam chociaż popatrzeć na te piękne i ogromne wille, które przypominały małe pałacyki, z wielkimi basenami gdzieś obok.

Moją szczególną uwagę przykuł dom z idealnie białą fasadą, świeżo skoszoną trawą, równo przystrzyżonymi krzewami oraz pięknie zdobioną altaną która, można by powiedzieć, przyćmiewa urok domu, wysuwając się na pierwszy plan.

Chłonęłam widoki na tyle na ile mogłam to robić siedząc w ruszającym się aucie, ponieważ prawdopodobieństwo, że w przyszłości sama będę mogła pozwolić sobie na dom taki jak ten, jest równe zeru.

Praca w muzeum jest czymś naprawdę pięknym, ale jednocześnie nieopłacalnym. Chcąc zarabiać dużo, musiałabym zostać dyrektorem muzeum, co wymaga bardzo wielu lat doświadczenia podczas których za coś i tak trzeba się utrzymywać. Wiedziałam o tym, a takie przemyślenia chodziły mi po głowie od kiedy tylko byłam pewna tego, co chcę robić w życiu.

Mój wewnętrzny monolog przerwało zatrzymanie przez Lenę samochodu na poboczu.

- Masz, załóż to. - przyjaciółka podała mi czarną opaskę, którą kazała założyć sobie na oczy. Bez wahania wykonałam jej polecenie po czym samochód ruszył w dalszą drogę, która tym razem trwała już tylko około dziesięciu, a może piętnastu minut.

- Teraz ostrożnie, złap mnie za rękę. - poczułam jak ciepła dłoń Leny owija się delikatnie, ale pewnie wokół mojego ramienia, pomagając wysiąść z auta.

Czarnowłosa złapała mnie w talii i ostrożnie zaczęła prowadzić w jakąś stronę. Mimo, że jej ufałam, samoczynnie szłam powoli, uważając, aby przypadkiem się nie potknąć.

Po niecałych dwóch minutach, kiedy już mniej więcej udało mi się wyczuć grunt, rozluźniłam swoje ciało i umysł pozwalając tym samym na wyostrzenie się innych zmysłów.

Jak na razie byłam na zewnątrz a wokół słyszałam mnóstwo ludzi mówiących w różnych językach. Co chwilę ktoś przypadkiem ocierał się o moje ramię, lub mówił coś bardzo głośno, będąc akurat bardzo blisko któregoś z moich uszu.

Po przyzwyczajeniu się do zgiełku, coraz ostrzej zaczęłam wyczuwać zapachy, których było jak od groma. Z każdej strony czułam coś innego, nie byłam w stanie określić co czuję w danym momencie. Wreszcie mocna woń cynamonu wdarła się do moich nozdrzy. Kichnęłam.

- Możesz już zdjąć opaskę. - usłyszałam podekscytowanie w głosie Leny. Ściągnęłam z oczu materiał, jednak musiało minąć kilka sekund zanim mój wzrok przyzwyczaił się do jaskrawego światła. Zmrużyłam oczy co niewiele pomogło. Z rąk zrobiłam prowizoryczny daszek i dopiero wtedy dostrzegłam gdzie jestem.

- Żartujesz?! - krzyknęłam niedowierzając, ale hałas rozmów panujący wokół skutecznie mnie zagłuszył. Zakryłam usta dłonią próbując powstrzymać zły radości cisnące się do oczu.

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! - Lena rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. Zrobiłam to samo. Pociągnęła mnie za rękę w stronę ogromnego budynku. - Choć, bo się spóźnimy.

Weszłyśmy do Warner Bros Studio Tour, a następnie windą, udałyśmy się do centrum wycieczkowego. Tam przeszłyśmy przez ochronę, pominęłyśmy kolejkę do recepcji i od razu poszłyśmy do punktu odbioru biletów, gdzie już czekał na nas przewodnik.

- Dzień dobry. Ja nazywam się Paul i z przyjemnością potowarzyszę Panią podczas zwiedzania, odpowiadając na nurtujące pytania. Jeśli są Panie gotowe, możemy zacząć zwiedzanie.

Pierwszą atrakcją było Stage 48: Script to Screen, czyli interaktywna scena dźwiękowa, gdzie razem z Leną dowiedziałyśmy się różnych ciekawostek o całym procesie powstawania kultowych filmów i seriali.

Po zakończeniu zwiedzania pierwszej atrakcji, całą trójką przeszliśmy do innego pomieszczenia, gdzie wraz z Leną zaprezentowałyśmy nasze, wątpliwej jakości, umiejętności aktorskie odgrywając jedną ze scen pierwszego odcinka „Przyjaciół".

- Patrz, Nimbus 2000, Harrego Pottera - powiedziała z ekscytacją Lena wskazując palcem na nieco ciemniejszy niż reszta kąt pomieszczenia.

- Nie wierzę, musisz mi tu zrobić zdjęcie. - przerzuciłam nogę nad miotłą i zapozowałam do fotografii. Lena zrobiła to samo tuż po mnie.

Kiedy trzygodzinna sesja z przewodnikiem dobiegła końca, poprosiłam Lenę, abyśmy razem poszły do sklepu z pamiątkami. Wybór był ogromny i naprawdę nie miałam pojęcia na co się zdecydować, więc w rezultacie straciłam zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy, jednak byłam pewna, że mydło w kształcie tiary przydziału z „Harrego Pottera", oraz duży obraz na ścianę z ręcznie malowanymi aktorami, grającymi główne postacie w „Przyjaciołach" były mi absolutnie niezbędne.

- Pójdźmy coś zjeść. - zaproponowałam, ponieważ byłam pewna, że Lena jest głodna, tak samo jak ja, a może i nawet bardziej. Długo nie trzeba było jej namawiać, zgodziła się od razu.

- Warner Bros ma tutaj restaurację wyglądającą jak mieszkanie Moniki. Jeśli chcesz możemy tam pójść.

Odpowiedź była oczywista.

***

Posiłek, który chwilę wcześniej skończyłyśmy jeść, był idealnym dopełnieniem wszystkich atrakcji przygotowanych przez przyjaciółkę.

- Świetnie się dzisiaj bawiłam. Bardzo Ci dziękuję za to, że mnie tutaj zabrałaś.

- Naprawdę myślałaś, że mogłabym zapomnieć o twoich urodzinach. Studia to nie tylko nauka, ale też mnóstwo zabawy. A skoro spotkałyśmy się przypadkiem to chyba był wyraźny znak, że nie można przegapić takiej okazji.

- Mimo wszystko i tak dziękuję. Przecież nie musiałaś mnie dzisiaj nigdzie zabierać.

- Nie musiałam, ale chciałam. Poza tym, nie dziękuj. Zrobisz to później, bo na razie czeka nas jeszcze jedna atrakcja.

- Jak to? - spojrzałam na Lenę ze zdziwieniem.

- Sama zobaczysz. - na jej twarz wkradł się znaczący uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro