°•Rozdział 3•°

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez następne kilka dni Clint próbował różnych rzeczy, aby choc trochę Grace zwróciła na niego uwagę, ale ta zbywała go na każdym kroku. Miało go dość, ale on nie dawal jej za wygraną. Ciągle coś przynosił jej do gabinetu. Jak nie kwiaty to czekoladki lub inne tego ptypu rzeczy, ale za każdym razem te rzeczy ładowały w koszu na śmieci.

Poraz kolejny w tym tygodniu agentka Zanetti weszła do kuchni z prezentem od jej adoratora, który miała zamiar wyrzucić do śmieci. W kuchni zastała Sharon i jakąś ciemnoskórą dziewczynę. Obie rozmawiały o czymś zaciekle.

– O Zanetti znów prezent od tajemniczego adoratora?-spytała ją Carter.

– Wcale nie od tajemniczego, bo jest nim Clint, którego mam już po dziurki w nosie.- powiedziała wkurzona i wyrzuciła bukiet róż do kosza - Mam go już dość. Czy on nie rozumie słowa nie?

– Jak widać nie rozumie, a tak wogule to Zoja jestem.- powiedziała wyciagjaca dłoń na przywitanie.

– Grace.- odpowiedziała i uscisnela rękę ciemnoskórej.

– Grace z facetami jest jak z dziećmi. Musisz krótko i wyraźnie mu przekazać, że nie nie jesteś nim zainteresowana.- powiedziała Zoja.

– Wiem, wiem, ale jestem pewna, że w to co robi Barton jest wmieszany mój kochany braciszek.

– A kto jest twoim bratem?- spytała ciemnoskóra.

– Sebastian Fisher.- powiedziała Sharon.

– Ten idiota? Sory, ale on naprawdę jest idiotą.

– Wiem o tym. 

– Sumie to ja się nie dziwie, że pomaga Clintowi bo oni się przyjaźnią.

– Dobra pogadałabym jeszcze, ale praca czeka. Pa i miło było poznać.- mówi wychodząc.

– Ciebie też.- mówi Zoja.

– Pa.- mówi Sharon.

– Clint sobie jej tak łatwo nie odpuści.- mówi Zoja, kiedy zostają same.

– No nie odpuści. Dobra ja też wracam do roboty i tobie też to radze.- mówi i obie wychodząc z pomieszczenia.

                                 ♡♡♡

Kilka godzin później do kuchni weszli Clint i Sebastian. Oboje byli bardzo zajeci rozmową. Clint chciał coś wyrzucić i kiedy spojrzał co znajduje się w koszu był smutny.

– Wyrzuciła je.- mówi wyciągajac kwiaty z kosza.

– Przykro mi  ale wiesz rak sobie teraz myślę. Bo Zanetti nigdy nie przyprowadziła do domu żadnego chłopka i może ona jest po prostu homo.- mówi i widząc minę przyjaciela od razu mówi - Nie no żartuje przecież. Spokojnie Barton. Wymyślimy w końcu coś co ja przekona, aby dala ci szansę, wiec nie martw się.

– Wiesz nigdy nie sądziłem, że jak spodoba mi się siostra mojego przyjaciela to będzie on chciał mi pomóc.

– Widzisz jestem wyjątkowy, a tak naprawdę to wiedziałbym z kim moja młodsza siostra się spotyka i znałbym tą osobę dobrze.

– A tak wogule to ile ona jest młodsza od ciebie?

– O trzy lata młodsza od nas, ale czasami mi się wydaje, że zachowuje się jak Amanda lub gorzej jak moja matka. 

– Niby czemu?- pyta roześmiany jego słowami.

– Jest przemadrzała to po pierwsze. Po drugie mówi mi co powinien robić, a czego nie, a to ja tu jestem starszy.

– Ale chyba nie mądrzejszy.

– Dzięki wiesz. Bardzo mi pomogłeś, ale tak na serio to będziemy dalej kombinować, aby choć trochę się tobą zainteresowała. 

– Wy już może lepiej nic nie kombinujcie.- mówi wcgodząca do pomieszczenia Natasha.

– A ty znów czepiasz.- mówi Fisher.

– Pytanie Barton. Czy to co zostawiałeś jej w gabinecie podobało się jej?
– No nie.

– A wiesz dlaczego? Bo robisz to źle. Nie dawaj jej rzeczy materialnej tylko zrób coś dzięki czemu będzie szczęśliwa. Coś czego bardzo chce. Wiesz już co masz zrobić?- spytała agentak Romanoff obserwując reakcję przyjaciela.

– Tak. Natasha jesteś genialna.- mówi i wybiega z pomieszczenia.

– Powiedz mi jedno Sebastian. Grace jest twoja siostrą, ale mimo to jej nie znasz.

– Z czego to wnioskujesz niby?

– Po tym, że dawałeś fatalne rady Clintowi.- mówi i również wychodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro