II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy nastał nowy dzień, postawiliśmy z Andreasem wcielić nasz plan w życie.

Z tej racji, że aktualnie byliśmy w Planicy, a dziś oficjalne ma się odbyć zakończenie sezonu, szanse na jego zrealizowanie była równa zeru, ale musieliśmy spróbować.

Ja jak nigdy niby nic zacząłem poranek od śniadania. Za chwilę ma się zacząć przedstawienie, ze mną w roli głównej.

Po posiłku, przyszła pora na trening. W normalnej sytuacji, bym na nią poszedł. Tym razem jednak musiałem zmienić swoje plany, i zamiast do siłowni, udałem się do swojego pokoju, i zamknąłem się w łazience.

Nie po to aby wziąść prysznic, bo już to zrobiłem, ale w innym celu.

- Peter, jesteś tam?

- Możesz mówić ciszej? Jeszcze Cię ktoś usłyszy, i cały nasz plan pójdzie się...

- Dobra, nie kończ, spokojnie. Nikogo tutaj poza nami nie ma. Wszyscy są już w siłowni. Naprawdę uważasz, że to wypali?

- A masz coś lepszego do zaproponowania? Jeśli tak to słucham.

- No nie mam, ale nie wiem, czy Twój trener w to uwierzy, że zaszkodziło Ci zwykłe śniadanie. Zwłaszcza, że inni się dobrze po nim czują.

- Czasami nie takie przypadki się zdarzały. Ty mi lepiej powiedz, czy się dowiedziałeś o miejscu pobytu Kamila.

- Mógłbym Ci długo opowiadać jaką miałem z tym przygodę, ale to później.  Z tego co wiem, to Kamil jest obecnie w Polsce, a dokładniej w swoim domu. I wcale nie ma żadnej kontuzji. Wziął poprostu urlop zdrowotny na czas nieokreślony.

- Co Ty gadasz? Jesteś tego pewien? - nie mogłem w to uwierzyć. Był tak blisko mnie, a ja nawet o tym nie wiedziałem.

- Mój informator nigdy się nie myli. Mam też dla Ciebie drugą wiadomość. Możesz wyjść z tej łazienki, i zacząć się pakować.

- Co proszę? - wyszedłem z pomieszczenia, nie wiedząc, czy mam go uściskać czy udusić.

- Dobrze słyszałeś. Nie gniewaj się na nas, ale zrobiliśmy to dla Was.

- Jakie nas? To inni też o tym wiedzieli? - w tej chwili odjęło mi mowę.

- Od dawna, stary. Nie dało się tego nie zauważyć, jak się na siebie patrzycie, a później jeszcze ta nagła zmiana w zachowaniu Kamila. Wiem, że masz żonę, i spodziewasz się z nią dziecka, ale coś czuję, że Ty nic do niej nie czujesz.

- Peter, posłuchaj mnie - nagle dołączyło do nas kilkanaście osób, w tym przyjaciele Kamila z drużyny z Dawidem na czele - my od samego początku zauważaliśmy, że coś jest między Wami, i to się nie zmieniło. Kamil wiele razy mówił mi o Tobie same dobre rzeczy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś się święci. Jeśli coś do niego czujesz, to jedź i powiedz mu to. Tylko wiesz, że będzie to nie w porządku co do Miny?

- O nią nie musisz się martwić. Wiem co robię. Nikt na tym nie ucierpi.

- Na razie Kamil najbardziej na tym cierpi. I to bardzo.

- Co masz na myśli?

- Rozmawiam z nim, kiedy mogę, to wiem najlepiej. To on mnie poprosił, żebym Ci ten list dostarczył.

- Ale jak to? Dlaczego mi nic wcześniej o tym nie powiedziałeś? 

- Bo Kamil mnie oto poprosił. A nikt nie chciał się wtrącać w Wasze życie. Dopiero dzisiaj, kiedy Andreas do mnie przyszedł, zrozumiałem, że popełniliśmy błąd ukrywając to przed Tobą. Naprawdę Ci na nim zależy, skoro tam bardzo chcesz go odnaleźć.

- Nawet nie wiecie jak bardzo.

- Miłość rośnie wokół nas....

- Ej no, przestańcie. Lepiej będzie jak wrócicie do swoich obowiązków, zanim ktoś z trenerów się zorientuje.

- O to nie musisz się martwić. To przecież oni sami nas namówili, żebyśmy tutaj do Ciebie przyszli.

- Widzę, że nic mnie już nie zdziwi. Nie wiem jak się Wam ta to wszystko odwdzięczę.

- Wystarczy, że będziecie z Kamilem szczęśliwi. Dobra, chłopaki, wychodzimy, pozwólmy Peterowi dojść do siebie.

Nie mogłem sobie pozwolić, aby nie zadać jednego pytania, które dotyczyło kilku obecnych tu osób.

- Czekajcie. A to prawda, że niektórzy z Was są razem? Bo o Andreasie i Stephanie już wiem - w odpowiedzi usłyszałem głośny śmiech.

- Serio Peter? Dopiero teraz to zauważyłeś? - zaśmiał się Stefan.

- Wcześniej o tym nie myślałem.

- No jasne, bo cały czas chodziłeś z głową w chmurach - zawtórował mu Daniel, łapiąc Johanna za rękę. Zaraz po nich zrobili to też inni, a było ich, aż tyle, że się tego nie spodziewałem.

- Jak zwykle macie rację. Jeszcze raz Wam dziękuję. Nie zawiodę Was.

- A spróbowałbyś tylko. Daj nam znać, kiedy mamy się szykować na Wasz ślub.

- Domen, Ty się na razie skup na nauce, a nie na zabawie.

- Też Cię kocham drogi braciszku.

- A ja czasami mam Cię ochotę udusić.

- Lepiej już stąd wyjdźmy, zanim Peter przejdzie ze słów do czynów. Powodzenia, stary - wyszli, zostawiając mnie samego.

Tyle się przed chwilą wydarzyło, że aż zapomniałem co mam teraz zrobić. Nie czekając dłużej zacząłem się pakować. Zarezerwowałem sobie lot do Polski, który ma się odbyć akurat za kilka godzin, z Lublany do Krakowa.

Wymeldowałem się z hotelu, zadzwoniłem po taksówkę, którą dojadę na lotnisko.

Mam tylko nadzieję, że Kamil wciąż tam będzie, i zechce mnie wysłuchać.

Muszę naprawić swój błąd, oby tylko nie było na to za późno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro