1. Nie myślałeś o tym, że czas dorosnąć?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miał wrażenie, że muzyka dudniła mu w uszach jeszcze wtedy, kiedy otworzył oczy, wybudzając się ze snu.

Właściwie często tak było. Cały wieczór zlewał mu się w niewyraźnie wspomnienie pełne głośnej muzyki, kolorowych świateł, palącego uczucia w gardle przy przełykaniu alkoholu i dotyku Omegi, której imienia nawet nie pamiętał.

To było nieodpowiedzialne, strasznie nieodpowiedzialne, ale był w wieku, w którym wypadało robić rzeczy dalekie od zdroworozsądkowego myślenia. Później przecież wszyscy będą wymagali od niego dorosłości.

Leniwie uniósł powieki, a muzyka w końcu ucichła na rzecz standardowych dźwięków dopiero rozpoczynającego się wieczoru. Miał uchylone okno, przez co słyszał przejeżdżające przy ulicy samochodów, a przez niezasłonięte okna do środka wpadało całkiem sporo światła księżyca.

Większość wilkołaków nienawidziła pełni i tego niekontrolowanego pobudzenia, ale Mikkel wręcz uwielbiał, jak wolny się wtedy czuł. Schodził z niego cały ciężar wszystkich męczących dni, mógł się bezmyślnie bawić, a później – tak jak dzisiaj – budził się zrelaksowany i gotowy przetrwać kolejne tygodnie, aż do następnej pełni.

Zamrugał kilka razy i zerknął w końcu na śpiącą przy nim Omegę. To zawsze kończyło się w ten sposób i nigdy na to nie narzekał. Odgarnął kilka kosmyków z twarzy chłopaka, uważniej mu się przyglądając. Był całkiem ładny, chociaż o dość typowej urodzie. Miał krótkie, jasnobrązowe włosy, a jego twarz obsypało trochę piegów. Wyglądał na kogoś, kto pełnie spędza raczej zamknięty w swoim pokoju, z całkowicie pozasłanianymi oknami i irytacją na to, że tego pobudzenia nie da się zignorować. Ale może to tylko pozory? W końcu jakoś ich drogi się skrzyżowały i najpewniej było to w jednym z kilku odwiedzanych przez Mikkela klubów.

Nie trwało to długo, kiedy chłopak zaczął się budzić i już po chwili rozglądał się nieco spanikowany spojrzeniem dużych, orzechowych oczu. Najwidoczniej nie był przyzwyczajony do budzenia się w obcych miejscach.

– Wyspany? – spytał Mikkel, starając się w miarę możliwości ukryć rozbawienie.

– Chyba, ja... – Chłopak podniósł się do siadu, dalej wyglądał na dość zdezorientowanego. – Wybacz, że tak długo zostałem...

Na jego dość bladych policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Im dłużej Mikkel mu się przyglądał, tym bardziej widział, że rzeczywiście chłopak jak najbardziej był w jego typie. Miał w pamięci tylko ogólne przebłyski z ostatniej nocy, które dodatkowo mieszały mu się z innymi takimi z ostatniego pół roku, ale przeczucie mówiło mu, że było mu całkiem przyjemnie.

– Lubię, jak Omegi zostają. – Mikkel lekko wzruszył ramionami. – Wieczory zawsze są milsze, jak się zaczynają w dobrym towarzystwie.

Chłopak w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnął. Dalej wydawał się trochę speszony całą sytuacją, ale przynajmniej już nie rozglądał się z taką paniką.

– Chyba powinienem już wracać. Pewnie będą się o mnie martwić, że nie wróciłem.

To tym bardziej przekonało Mikkela, że miał do czynienia z Omegą, dla której takie noce nie były czymś normalnym. Ale chłopak nie wydawał się niezadowolony, pozwolił sobie jeszcze na krótki pocałunek i zapisał swój numer w telefonie Alfy. To nie było potrzebne, raczej nie mieli się poznać, ale przynajmniej Mikkel poznał jego imię – Haven.

Ledwo wyszli z jego sypialni, a z dołu dało się słyszeć szmer rozmów przynajmniej kilku osób, co Havena widocznie zmieszało. Mikkel wyraźnie dostrzegł jego zaniepokojone spojrzenie, ale zupełnie je zignorował, doskonale wiedząc, kto potrafił tak po prostu wejść do jego domu i praktycznie czuć się jak u siebie.

Zszedł po schodach, tylko na chwilę zerkając jeszcze na Omegę, z którą spędził tę noc. Zaraz skupił spojrzenie na widocznym ze schodów salonie, gdzie na kanapie leżał chłopak o kręconych, ciemnych włosach. Trzymał w jednej ręce telefon i mówił o jakimś koncercie, ale z tak wyrwanej z kontekstu wypowiedzi niewiele dało się zrozumieć.

– Słyszeliście, że goście powinni się wcześniej zapowiadać, jak przychodzą? – spytał z lekkim rozbawieniem Mikkel, zatrzymując się na ostatnim stopniu schodów.

– W temacie gościnności masz o wiele więcej do nadrobienia niż my, mój najdroższy przyjacielu – odparł na to zajmujący fotel blondyn, nawet nie podnosząc spojrzenia z trzymanego w dłoni tabletu, na którym prawdopodobnie coś rysował. – Na przykład to, że kazanie nam czekać na siebie aż dwie godziny jest dużą przesadą.

– Z tego, co wiem, nikt was tu nie zapraszał. – Mikkel jedynie wzruszył ramionami i lekko zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy dobrze słyszy, że ktoś właśnie robi coś w kuchni. – Ej, mała, jak już tam jesteś, to zrobisz mi kawę? Czarną bez cukru bym chciał.

W odpowiedzi usłyszał jedynie rzucone przekleństwo, ale zupełnie to zignorował. Zerknął na chwilę na Havena, ale ten jedynie uśmiechnął się niezręcznie i wskazał głową drzwi. O ile wcześniej mu się spieszyło, teraz pewnie zupełnie chciał zniknąć, żeby uniknąć komentarzy tej dziwnej trójki kręcącej się po domu Mikkela.

Wcale mu się nie dziwił, gdyby był na jego miejscu, też chciałby stąd zniknąć.

Obawiał się jednak, że wyjście z domu, kiedy miał gości, wypadało już trochę zbyt bezczelnie, a wyrzucenie stąd tych gości nie miało sensu. I tak by później przyszli, chociażby tylko po to, żeby zrobić mu na złość.

Przez chwilę jeszcze obserwował wychodzącego Havena, a później zajął miejsce w drugim fotelu i swobodnie włączył się do rozmowy. Mitteo narzekał na ceny biletów na zbliżający się koncert Royiks, a Iris – która jednak zrobiła mu kawę – wspominała coś o planowanych na tę noc zakupach.

– Odpuściłabym sobie, ale nie mam nic na jutrzejszą imprezę. Tak zupełnie nic – stwierdziła, kładąc dwa kubki kawy na stole. – A wypada mi dobrze wyglądać, skoro ma być ten wampirzy współlokator Xavieura.

– On już przyjeżdża? – Mikkel zerknął lekko zaskoczony na dziewczynę, która przysiadła się na podłokietniku jego fotela i sięgnęła po coś do torebki. – Sądziłem, że będzie tu dopiero przed samym początkiem roku.

– Tak miało być, ale napisał do mnie wczoraj, czy nie będzie problemem, żeby już przyleciał. Udało mu się kupić bilet i za chwilę powinien wylatywać.

Ostatnie pół roku Xavieur spędził w Oulle, niewielkim w porównaniu z Agaissem, mieście w Khazurze. Twierdził, że to było udane kilka miesięcy, choć nie chciał zdradzać zbyt wielu szczegółów tego wyjazdu, na co ciągle wściekała się Iris – i właśnie dlatego od powrotu utrzymywała z nim dystans. Wspomniał im jednak o Lucce, studencie, z którym wtedy mieszkał i który postanowił przyjechać teraz do Agaiss.

– Mam ci pomóc z tymi zakupami czy sobie poradzisz? – spytał Mikkel, doskonale wiedząc, że na propozycję Xavieura dziewczyna by się tylko dodatkowo zezłościła. Od początku wakacji wszyscy próbowali coś z tym zrobić, ale Iris wydawała się nieugięta, a najpewniej po prostu zazdrosna o chłopaka, z którym nawet się nie umawiała.

– Możemy pojechać razem, tobie by się przydało zająć czymkolwiek, co nie będzie związane z piciem i zaliczaniem kolejnych Omeg. Nie myślałeś o tym, że czas dorosnąć?

Iris rzuciła mu spojrzenie, które często widywał u jej matki, gdy ta próbowało któremukolwiek z nich prawić kazania. Coś nieprzyjemnego ścisnęło jego gardło, ale lekko pokręcił głową, starając się zignorować to odczucie.

– Obawiam się, że twoje dorosnąć jest dla mnie zbyt nudne. Zresztą spytam cię o to jutro, jak zaczniesz się świetnie bawić z tym wampirzym współlokatorem Xavieura, co ty na to? – Klepnął ją w kolano, po czym sięgnął po swój kubek z kawą i pozwolił, żeby rozmowa toczyła się dalej, ale już bez bezpośrednich ataków na jego osobę.

Nie potrzebował już, żeby ktokolwiek mówił mu, co ma robić.

***

– Czerwona czy zielona?

– Weź jeszcze żółtą i będziesz mógł robić za sygnalizację świetlną. – Iris przewróciła oczami, ale i tak zerknęła na Mikkela i dwie bluzy, które trzymał w dłoniach, widocznie nie mogąc się zdecydować.

Pierwsza z nich miała wiśniowy odcień, druga to była typowa butelka zieleń, w którą chłopak dość często celował, kupując sobie nowe ubrania. Chociaż często to było złe określenie, kiedy zdecydowania większość szafy Mikkela utrzymana była w bardzo klasycznej czerni i bieli, przynajmniej od kilku lat.

– Zielona – stwierdziła, wracając spojrzeniem do spódniczki, której się przyglądała. Brązowa, z dwoma rzędami guzików u góry, powinna jej sięgać delikatnie przed kolano. To nie był jej kolor, ale trochę miała dość czerni, a musiała w czymś chodzić na zajęcia.

– Chyba nie zamierzasz tego jutro założyć? Błagam cię, Iris, jesteś śliczna, ale nie musisz nam przypominać, że wakacje się kończą.

Iris lekko pokręciła głową i odłożyła spódniczkę. Spojrzała na Mikkela, który za jej radą zabrał zieloną bluzę i teraz przyglądał jej się z lekko uniesionymi brwiami. Lubiła z nim chodzić na zakupy, bo z reguły miał dobre wyczucie stylu, ale od kilku miesięcy wytrzymanie w jego towarzystwie było naprawdę trudne.

– Myślisz, że nie potrafiłabym wyglądać w niej dobrze? – cicho prychnęła, chociaż już zrezygnowała z kupna spódniczki. Ewentualnie wróci po nią następnej nocy, ale już bez towarzystwa narzekającego wilkołaka. – Ale przypomniałam sobie, że mam jedną sukienkę, którą mogę założyć.

– Czyli niczego nie potrzebujesz? Po co tutaj przyszliśmy?

Iris cicho westchnęła, starając się zachować cierpliwość. Niektóre rozmowy wymagały dużej delikatności, a ona nigdy nie była w tym dobra. Zamiast tego umiała się kłócić, jak przystało na córkę jednego z najbardziej znanych adwokatów w Nikeolu, ale to raczej nie mogło jej teraz pomóc.

– Po to, że chciałam z tobą pogadać. Na osobności.

Mikkel rzucił jej spojrzenie, po którym chyba powinna chcieć zamilknąć. Albo zmienić temat i udawać, że tej rozmowy nigdy nie było. Z pewnością inne Omegi tak reagowały, ale on najwidoczniej zapomniał, że znała go zbyt długo, by mógł jakoś na nią wpłynąć.

– Martwię się – dodała, krzyżując ramiona. – Ja wszystko rozumiem, jest ci ciężko, dużo na ciebie spadło i próbujesz jakoś to ogarnąć, ale...

– Będziesz mi teraz matkować? – Mikkel cicho prychnął i pokręcił głową. – Odbierasz zajęcie Silvanie, sądziłem, że to ona czeka na mnie z pogadanką.

– Zaczynasz się robić żałosny.

– Nie, mała, jeśli coś jest tutaj żałosne, to rozmawianie o mojej żałobie na środku sklepu i... Spójrz, jaka okazja.

Iris zacisnęła wargi, starając się nie wybuchnąć. Mogła dać sobie spokój, w końcu to nie ona marnowała sobie życie przez ostatnie kilka miesięcy, ale naprawdę się o niego martwiła. Mikkel był dla niej jak brat, razem się wychowywali i nie umiała tak po prostu patrzeć na jego próby udowodnienia, że wydarzenia sprzed kilku miesięcy nie miały żadnego znaczenia. Dlaczego Alfy zawsze musiały tak wszystko komplikować, kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek uczucia?

Odwróciła głowę w tym samym kierunku co on, pewna, że zmiana tematu dotyczy jakieś obniżki, ale okazja wcale nie dotyczyła tego, co znajdowało się w sklepie, a przed nim. Konkretniej była nim dziewczyna z czerwonymi, związanymi w wysoki kucyk włosami. Nie wyróżniała się jakoś szczególnie, ale Iris doskonale wiedziała, że Mikkel jej nie odpuści.

– Nie skończyliśmy rozmawiać – zauważyła, ale nawet nie próbowała go zatrzymywać, gdy odłożył bluzę w jakieś losowe miejsce i wyszedł ze sklepu. Mogła jedynie skierować się za nim i przypilnować, żeby nie przesadził.

Kiedy do nich podeszła, już rozmawiali. Tove w jednej dłoni trzymała czekoladowego shake'a, w drugiej obracała telefon z podpiętymi słuchawkami. Wyglądała jak zawsze, gdy natykała się na Mikkela, od kiedy tylko się rozstali – jakby jego towarzystwo samo w sobie było dla niej niezwykle męczące.

Dopiero kiedy jej spojrzenie przesunęło się na Iris, lekko się uśmiechnęła – pewnie dlatego, że ktoś ratował ją od rozmowy z byłym chłopakiem.

– Przeszkadzasz mi – powiedziała, odwracając głowę w kierunku Mikkela. – Jestem niezwykle zajęta czekaniem na Nyssiona, więc jeśli...

– Skoro musisz na niego czekać, to chyba nie jest taki wspaniały.

– O ile nie jesteś właśnie nim zainteresowany, to chyba nie jest twoja sprawa, co? – Tove lekko pokręciła głową, a Iris na chwilę zapatrzyła się w to, jak przy tym poruszały się jej włosy. – Daj sobie spokój, ostatnio zrobiłeś się strasznie irytujący.

– Zmówiłyście się?

– Nie, po prostu wszyscy zaczynamy mieć tego dość. – Iris położyła mu dłoń na ramieniu. Być może jednak spotkanie z Tove mogło przynieść coś dobrego?

W końcu jakimś cudem w pewnym momencie tej wilkołaczycy udało się dotrzeć do Mikkela na tyle, by przekonać go do zaczęcia studiów, a to nie było łatwym wyzwaniem. Może teraz mogła mu zasugerować, że musiał się w końcu ogarnąć?

Nadzieja zniknęła jednak jeszcze zanim na dobre się pojawiła, kiedy ekran jej telefonu się rozświetlił, ukazując przychodzące połączenie. Od razu odebrała i lekko zmarszczyła brwi, po czym, jeszcze zanim zdążyła się odezwać, odwróciła się i zaczęła rozglądać.

– Mhm, chyba was widzę – stwierdziła i lekko uniosła rękę, w której dalej trzymała shake'a. To było tyle, jeśli chodziło o ogarnianie Mikkela.

Iris niby wiedziała, że nie mogła wymagać od tej dziewczyny, by pilnowała chłopaka, z którym kiedyś się umawiała, ale i tak ją to zirytowała. Dla uspokojenia przesunęła językiem po swoich kłach, jak zawsze, gdy zaczynała się czymś denerwować. Ten prosty gest pozwalał jej się trochę uspokoić i zapanować nad emocjami.

Zerknęła też zaraz w kierunku, w którym patrzyła wilkołaczyca. Nie znała zbyt dobrze Nyssiona, a nawet jeśli, nigdy nie poświęcała chłopakowi zbyt dużej uwagi, ale stawiała, że to ten w czarnym golfie. Jej uwagę zaraz jednak przykuł idący obok niego drugi chłopak, w ciemnych, szerokich spodniach i krótkiej bluzce odsłaniającej fragment jego brzucha. Miał chude ramiona i nie dało się nie zauważyć fragmentu jakiegoś większego tatuażu. Jego z pewnością nie znała.

– Twój prawie-chłopak znalazł sobie Omegę? – zakpił Mikkel. – Zawsze wiedziałem, że nie miał zbyt dobrego gustu.

– Dobrego gustu to ja nie miałam, jak zgodziłam się z tobą chodzić – odgryzła się Tove, nawet nie racząc wilkołaka spojrzeniem.

– Pogrążasz się – zauważyła Iris, odgarniając kilka niesfornych kosmyków, żeby zająć czymś dłonie. Nie lubiła nieplanowanych niespodzianek czy zmian planów, a teraz czuła zupełny brak kontroli nad sytuacją i nie podobało jej się to. Te zakupy miały wyglądać zupełnie inaczej.

Nyssion razem z tajemniczym chłopakiem podeszli bliżej. Blondyn dalej nie wyglądał jej na kogoś znajomego i teraz już była pewna, że nie spotkali się wcześniej. A szkoda, bo chłopak miał całkiem ciekawy, choć odważny styl. Zwłaszcza jak na elfa.

– Cześć, wybacz to spóźnienie, trochę nam dłużej zeszło. – Nyssion skupił spojrzenie na Tove, zupełnie ignorując obecność Iris i Mikkela.

A przynajmniej spróbował zignorować, ale wilkołak musiał się wtrącić i zwrócić na siebie uwagę:

– Co wam tak długo zajęło?

– To chyba nie twoja sprawa, co? – odparł na to nieznajomy, krzyżując ramiona i lekko marszcząc brwi.

– A ty czemu się tak irytujesz jednym, niewinnym pytaniem? Przecież nic nie sugeruję.

Atmosfera się zagęściła. Najwidoczniej Mikkel miał ochotę wyżyć się trochę na niewinnym chłopaku, ale Iris nie miała zamiaru mu na to pozwalać. Może gdyby to jeszcze był wampir, ale elfy i bez tak głupich zachowań musiały na co dzień mierzyć się z wieloma problemami, o których ona nawet nie myślała.

– Nie słuchaj tego kretyna, jest nie w humorze. Wyglądasz naprawdę genialnie. Gdzie kupiłeś te spodnie?

– Nawet nie...

– Tatuaż też masz spoko – wtrącił nagle Mikkel. – Chociaż żeby ocenić, musiałbym zobaczyć cały.

Iris wstrzymała powietrze w ustach. To była przesada i miała ochotę kazać mu się po prostu zamknąć. Nie rozumiała, gdzie podział się ten chłopak, którego tak lubiła i jakim cudem zastąpił go ktoś, kto zachowywał się w ten sposób.

Nieznajomy pokazywał teraz światu tylko część wspomnianego tatuażu. Łańcuch, w który wpleciono kwiaty, musiał zaczynać się na fragmencie skóry zakrytym koszulką, a kończył chyba gdzieś na biodrze, co zakrywały spodnie.

Blondyn jednak nie wydawał się specjalnie zmieszany. Przewrócił oczami i podszedł bliżej Mikkela, choć musiał przez to unieść głowę trochę do góry.

– W takim razie dobrze, że nie pytałem cię o zdanie, nie?

– Zawsze możesz zapytać.

Tego już było za dużo. Złapała Mikkela za ramię i lekko pociągnęła do tyłu, czując się naprawdę zażenowana zachowaniem przyjaciela.

– Organizuję jutro imprezę na zakończenie wakacji, tak jak co roku. Może wpadniesz? – zaproponowała, starając się przy tym uśmiechnąć.

– Mogę przyjść z bratem? Pewnie też chciałby się wyrwać.

– Oczywiście. – Iris lekko pokiwała głowę z ulgą. Zaraz też zerknęła na Tove i Nyssiona. – Wszyscy jesteście zaproszeni. Lubię, jak jest nas więcej. Ale my musimy już iść, bo nie wyrobię się z organizacją. Do zobaczenia jutro!

Nie czekała na odpowiedź, tylko złapała Mikkela za nadgasrtek i zaczęła ciągnąć w kierunku, z którego Nyssion i ten elf dopiero przyszli.

– Ej, wbijasz mi paznokcie w skórę!

– Nie odzywaj się do mnie – prychnęła i nie kryjąc złości, jeszcze bardziej zacisnęła rękę. Wiedziała, że zostaną mu po tym ślady, może nawet jakieś małe ranki, ale to mogło się zagoić. – Wiesz, jakie to było żałosne? Wiedziałam, że nisko upadłeś, ale przechodzisz samego siebie. Błagam cię, weź się ogarnij, bo ze spoko faceta stałeś się kimś, kogo nie można już znieść,

W końcu się zatrzymała i puściła jego nadgarstek. Znowu przesunęła językiem po kłach, zastanawiając się, co zrobić. Była zirytowana i chyba zaczynała robić się głodna, choć równie dobrze mogło jej się tylko wydawać przez nadmiar emocji.

– Przepraszam – powiedział ku jej zaskoczeniu Mikkel. – Nie wiem, co mnie napadło, po prostu mnie to wszystko trochę przerasta.

– Nie zniszcz mi jutro tej imprezy – powiedziała jedynie, nawet na niego patrząc. Ją chyba też pewne rzeczy zaczynały przerastać.


I wracamy do momentu, w którym Mikkel może zacząć wyskakiwać wszystkim z lodówki (jeśli czytaliście wcześniej Nadludzi, do czego was bardzo zachęcam, to będziecie wiedzieć, jak to ostatnio wyglądało). Co prawda zaczął trochę mniej sympatycznie, ale chłopak jest zaraz po imprezie, pewne rzeczy go gryzą, no i nieudolnie próbował flirtować z Omegą, która raczej nie jest nim zainteresowana.

Jednak zapewniam was, że to naprawdę fajna postać. Ciężko go nie lubić.

No i Iris! Jeju, jak ja się z nią zdążyłam polubić przez ostatnie miesiące. I wreszcie mogę o niej normalnie pisać i w dużo większej ilości niż ostatnio. Dostała swój wątek, bardzo istotny i wbrew temu, na co to tutaj wygląda, nie będzie jedynie zajmować się ogarnianiem Mikkela. Choć to jedno z jej zajęć na razie, tak to w końcu jest, jak się przyjaźni z tą specyficzną trójką (mówiąc szczerze, trochę jej tego współczuję, mogła sobie lepiej wybrać towarzystwo).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro